Hej
Zwierz spędził przedpołudnie jak najabardziej poprawnie siedząc w kinie. Zwiersz poszedł sobie obejrzeć film ,, wojna domowa” którego recenzję zamieścił na stronie serwisu gazety o filmie więc nie będzie się powtarzał. Tym co zaś zaczęło zwierza zastanawiać to kwestia urody aktorów. Jak wszyscy powszechnie wiedzą aktorzy muszą byc piękni i jest to raczej wymóg niepodważalny. Oczywiście nie ma jednej definicji piękna ale nie ukrywajmy – jeśli masz metr pięćdziesiąt kulejesz na lewą nogę i na dodatek jesteś kobietą to masz nieco mniejsze szanse na zostanie gwiazdą niż Jessica Biel. Problem pojawia się wtedy gdy potrzeba kogoś brzydkiego, grubego nie wyróżniającego się z tłumu. Ileż to Oscarów popłynęło do kobiet które dały sobie poszerzyć biodra, rozwichrzyć włosy albo powiększyć nos ( uważam że był to jedyny powód przyznania Nicole Kidman Oscara za Godziny bo aktorsko jednak na niego nie zasługiwała). Z kolei z mężczyznami jest nieco lepiej – głównie za sprawą komików którym pozwolono być nieco brzydszymi i mniej atrakcyjnymi – to oni ratują wygląd normalnego mężczyzny na ekranie. Przyszło mi to do glowy gdyż film który oglądałam był angielski – nie wiem skąd Anglicy biorą aktorów ale oni w przeciwieństwie do Amerykanów mają kilka aktorek które bez charakteryzacj mogą zagrać brzydszą siostrę, starszą panią domu itp. Tymczasem w przypadku aktorek amerykańskich niekiedy największą zagadką jest ile mają właściwie lat bo nawet te koło 40 wyglądają jak by były tuż pod dwudziestce. Ten post nie jest feministyczny – broń Boże – w sumie ja też uważam że uroda w tej dość wizualnej sztuce się przydaje. Z drugiej strony zawsze mnie zastanawiało czy to nie jest tak jak z koszykówką – dobieramy sobie coraz wyższych facetów zamiast powiesić kosz odrobinę niżej.