Zwierz przyzna szczerze, że coraz trudniej jest pisać kolejne podsumowania Doktorowych odcinków. Wbrew temu co może się wydawać zwierz nie przepada za byciem nudą marudą, a tak co raz częściej wyglądają teksty o kolejnych odcinkach Doktora. Dodatkowo co raz częściej to zniechęcenie przekłada się nawet na oglądanie. Stąd też podejrzewam, że ten sezon będzie ostatnim tak na bieżąco przeze mnie komentowanym. Zwłaszcza po ostatnim odcinku czuję, że coś we mnie pękło. (WPIS ZAWIERA SPOILERY)
Teoretycznie wszystko zaczyna się tak jak powinno. Dowiadujemy się, że na świecie mieszka 20 milionów Zygonów których w tym momencie nie sposób odróżnić od ludzi. Wśród nich – a właściwie wśród drugiego pokolenia Zygonów którym pozwolono bezpiecznie mieszkać wśród ludzi, zaczyna się bunt. I tak mamy do czynienia z najgorszym wrogiem bo nie sposób na pierwszy rzut oka rozeznać kto wróg jest kto przyjaciel. Zwierz już w tym momencie – mimo uznania dla ciekawej koncepcji (obcy o którym nie można powiedzieć na pierwszy rzut oka, że jest obcy zawsze intryguje) – poczuł, że twórcy uderzają nieco za blisko realiów. W sumie już teraz mamy do czynienia z pewnym spojrzeniem na rzeczywistość gdzie pojawiają się obcy ale nie sposób powiedzieć kto wróg a kto przyjaciel więc dla bezpieczeństwa wszystkich traktuje się wrogo. Do tego jeszcze pokazanie buntu w drugim pokoleniu osiedlonych, to już naprawdę jest jak wyjęte z dzienników telewizyjnych. Poruszanie takich wątków jest w porządku pod warunkiem, że ma się na nie naprawdę dobry pomysł. Na przykład chce się pokazać błąd myślenia – najczęściej obu stron. W innym przypadku stąpa się po bardzo cienkim lodzie. Nie mniej zwierz w tym momencie odcinka doszedł do wniosku, że przecież to Doktor więc z takiego nawet nieco kontrowersyjnego punktu wyjścia na pewno uda się bez trudu wybrnąć. A przynajmniej powiedzieć kilka mądrych rzeczy po drodze.
To co się stało potem nieco osłabiło tą pewność zwierza. Przede wszystkim dlatego, że wydaje się jakby scenarzysta odcinka trochę zapomniał o kim właściwie jest serial. Przypomnijmy – Doktor przy całej swojej skłonności do pakowania się w sam środek konfliktów był przez ostatnie lata postacią pacyfistyczną. Albo przynajmniej bardzo na taką kreowaną – nie nosi broni, rzadko jej używa a jeśli już to budząc tym zaniepokojenie. Jednocześnie od lat jest orędownikiem zrozumienia, wyjaśnienia i dostrzeżenia racji innych ras. Czy tak pokazana inwazja Zygonów to nie idealny moment do tego by Doktor mógł wejść pomiędzy walczące strony i nie uzbrojony i teoretycznie bezbronny zakończyć konflikt? Przecież udawało mu się jedynie sugestią czy groźbą przegnać setki statków kosmicznych z nieba. Dlaczego tu miałby ponieść klęskę? Jednak Doktor w tym odcinku to postać zupełnie inna. Wypowie zdanie absolutnie nie pasujące do serialu „Zabicie jak najmniej (w domyśle Zygonów) jak to możliwe”. Doktor który w ten sposób podchodzi do konfrontacji z całą pewnością nie jest moim Doktorem. Nawet jeśli buntuje się przeciwko używaniu bomby (Zawsze jest ktoś kto chce zrzucić bombę) to ostatecznie nie sprzeciwia się wysłaniu uzbrojonego po zęby oddziału. To wszystko jakoś nie pasuje do postaci i samego serialu.
Podobnie jak nie jest sceną z Doktora ta w której żołnierz z U.N.I.T celuje do postaci wyglądającej jak jego własna matka, nie mogąc się zdecydować na strzał. Ponaglające rozkazy jego dowódcy i Doktor przyglądający się tej – zdecydowanie mrocznej scenie ze swoistym zainteresowaniem. Całość naprawdę jest niepokojąca i przede wszystkim – idzie w niewłaściwą stronę. Widz może złapać się na tym, że chce by bohater strzelił do postaci o której nie ma pewności czy jest niewinna. Teoretycznie to jest moment w którym można byłoby na pokazać niejednoznaczność konfliktu. Ale cała scena prowadzi do dość przerażającej konkluzji, że człowiek który nie chciał strzelać do postaci wyglądającej jak jego matka (nie mając pewności czy to nie ona) jest głupi i naraża całą misję na porażkę. Nie to nie jest ten serial na którego oglądanie zwierz pisał się jakiś czas temu. Jasne pewnie znawcy Classic Who są w stanie pokazać nie jeden moment w którym Doktor był dość mroczny ale New Who charakteryzowało się właśnie tym mocno pacyfistycznym podejściem w imię zasady „Śrubokręt rani mocniej niż nóż”.
Tu Doktor jednak nic nie zrobi. Nie wejdzie w środek dramatycznej sceny, jakby to zrobił 11 nie wygłosi jakiejś płomiennej przemowy jakby to zrobił 10. Będzie się przyglądał a potem nawet szczególnie się nie zdenerwuje kiedy okaże się, że nasz żołnierz zapłacił za swoją ufność śmiercią. Zresztą w ogóle jeśli o śmierć i zgony chodzi to trzeba powiedzieć, ze ten odcinek jest na swój sposób makabryczny. Kiedy w opuszczonym miasteczku pracownica U.N.I.T pyta gdzie są mieszkańcy zostaje zaprowadzona do kilku kontenerów na śmierci gdzie leżą ich odpowiednio odhumanizowane resztki. Serio? W serialu który wciąż jest kierowany jednak do dzieci? Zwierza ta scena poruszyła gównie dlatego, że pojawia się w odcinku trochę od niechcenia. A jednocześnie tak bardzo nie przypomina serialu, w którym jednak zwykle starano się zachować jak najwięcej osób przy życiu. Tu zaś mamy kontenery pełne zwłok i jakoś nikt się nad tym dłużej nie zatrzymuje.
Możecie powiedzie „Dobra, dobra to tylko pierwsza część opowieści. Wszystko na pewno się dobrze skończy”. Tak to prawda. Pewnie wszystko się dobrze skończy. Ale to jest trochę frustrujące kiedy wszystko jest tak bardzo sprzeczne z zasadami serialu tylko po to by tworzyć sytuację jeszcze bardziej beznadziejną. Poza tym – ponownie, zwierz ma wrażenie, że twórcy w pokazywaniu tego jak bardzo nie można ufać obcym przybyszom, którzy jak widać nigdy się nie zasymilują hmmm… uderzyli nieco za blisko domu? Zwłaszcza, że całkiem w sumie słuszne argumenty Zygonów słychać tu słabo a poza tym wiążą się z przemocą, więc można je odrzucić. Dodatkowo to kolejny odcinek w którym Doktor przeżywa swoje przygody bez Clary. Ta dostaje osobny wątek, zupełnie gdzie indziej. Oznacza to, ze tracimy też jej ludzką perspektywę i nie ma nikogo kto tak jak Rose w przypadku 9 przypominałby o konieczności zachowywania się bardziej po ludzku. Co zresztą zwierza nieco irytuje bo właśnie do takich wątków najbardziej potrzebujemy towarzyszy i towarzyszek. Clara jednak jest jak zwykle gdzie indziej i ma swoje – zaskakująco mało ekscytujące przygody.
Zresztą skoro przy tym jesteśmy. Kiedy spojrzy się na odcinek to uderza w nim jedno. Nic sie nie dzieje. Tak bardzo odcinek jest wypełniony pustymi scenami, że zwierz nawet zaczął je liczyć. Podobnie jak wątki wprowadzone tylko po to by rozciągnąć trwanie odcinka w czasie. Np. fakt że Doktor podróżuje samolotem. Dlaczego nie wsiadł do TARDIS? Możemy uznać, że tak strasznie kocha przywileje Prezydenta Świata (zwierz miał nadzieję, że zapomnimy o tym kretyńskim wątku ale niestety nie) ale prawda jest taka, że podróż TARDIS za bardzo skróciłaby odcinek. Podobnie jak naprawdę długie ujęcia obozu UNIT. Ujęcia są długie bo naprawdę brakuje akcji na 45 minut. Zresztą co do podwójnych odcinków to ten jest już kolejnym ułożonym wedle dokładne takiego samego wzorca jak poprzednie w sezonie. Pierwszy odcinek doprowadza wszystko do beznadziejnej sytuacji, drugi wszystko odkręca. Nie ma w tym wiele emocji. Jest natomiast gra w „znajdź scenę która służy dopełnieniu odcinka by starczyło materiału na dwie odsłony historii”.
Zwierz jest zirytowany. Gównie tym, że taki serial – w opinii zwierza- trochę nie ma sensu. Po co nam Doktor zachowujący się jak dziesiątki innych bohaterów serialowych. Sprzeciwiający się bombardowaniu ale już nie strzelaniu. Stojący z boku kiedy dochodzi do rzeczy strasznych i traumatycznych. Po co nam Doktor bez towarzyszki? Po co nam w końcu Doktor rozkoszujący się tytułem prezydenta świata. Zwierz nie jest w stanie powiedzieć dlaczego ale czuje niechęć do takiej postaci. Być może dlatego, że jest dokładnie klonem wszystkich postaci które pewnie napisano by w innych serialach czy filmach. Jasne w drugim odcinku wszystko może ulec zmianie. Ale nie zmienia to faktu, że ten który nam zaprezentowano budzi jakiś głęboki niesmak zwierza. I dlatego właśnie, zwierz nie ma ochoty pisać kolejnych omówień. Pisanie takich skwaszonych notek wcale zwierza nie bawi. Co więcej, sam Doktor przestał zwierza bawić. Zwykle kiedy ktoś mówił, że nie ma sensu oglądać serialu, zwierz zasypywał go przykładami tego, jak Doktor różni się od innych produkcji. Jak tam gdzie inni scenarzyści wybraliby broń i przemoc u Doktora pojawia się racjonalizacja, zabawa czy zwykły spryt. Taki odcinki jak ten sprawiają, ze co raz trudniej w ten sposób reklamować serial. Jednocześnie zwierz ma wrażenie, że naprawdę nie ma w tym momencie pojęcia jakim Doktorem jest 12. Co zrobi a czego nie zrobi. ta niepewność była fajna przez jeden czy dwa odcinki poprzedniego sezonu, ale teraz nieco irytuje.
Być może zwierz jest zbyt surowy, ale za tą surowość odpowiada przekonanie, że produkcje tego typu – mimo wszystkie zahaczające w swojej wybranej demografii o dzieciaki czy młodszych nastolatków mają dodatkowe zobowiązania. Niech ze zwierza wyjdzie nauczyciel czy pedagog ale mam pełne przekonanie, że takie produkcje powinny być dydaktyczne. Nawet jeśli do problemów społecznych odnoszą się pośrednio. Jak na razie zwierz jednak zobaczył coś co osobiście uznaje za szkodliwe. I choć mógłby to zignorować to bardzo mu to przeszkadza. przede wszystkim jednak najbardziej przeszkadza mu to, że oglądając odcinek miał w głowie cały czas tylko trzy literki. WTF.
Ps: Wiecie że wraca Star Trek? Może ktoś usłyszał jęk zwierza któremu brakuje trochę idealistycznego SF. W każdym razie super. Tylko trzeba doczekać 2017