Hej
Zwierz w ramach swojego wielomiesięcznego mentalnego przygotowania na rozdanie Oscarów ogląda krótkie klipy z dawnych ceremonii na youtubie. Patrzy jak wielkie gwiazdy głosem łamiący się z wzruszenia dziękują za nagrody nie wiedząc jeszcze że będzie to początek lub koniec ich wielkiej kariery. Są młodsi niż dziś mają zdecydowanie gorsze ciuchy ale wszyscy bez wyjątku zachowują się tak jakby nie spodziewali się otrzymać nagrody. Zwierza mało wzruszają te kawałki — tak naprawdę jest na tyle inteligentny by wiedzieć że mowy są przygotowane a wzruszenie odpowiednio wyważone. Jest jednak jeden klip który nieodmiennie ściska zwierza za gardło. To film z wręczenia honorowego Oscara Charliemu Chaplinowi. Chaplin już po osiemdziesiątce nie przypominający samego siebie trzymający się kurczowo mównicy stoi oniemiały burzą oklasków która ciągnie się tak jakby nigdy nie miała się skończyć. Sam Chaplin patrzy na to wszystko z niedowierzaniem tak jakby nie był w stanie uwierzyć że jego śmieszne filmy mogły wywrzeć na kimś aż takie wrażenie. Jakby nie mógł uwierzyć że oklaskuje się go tak w tym samym kraju z którego wcześniej wyrzucono go za podjerzenia współpracy z komunistami. Oglądam ten film zawsze zastanawiając się jak to się dzieje że jedni kręcąc slapstickowe nieme komedie tworzyli tylko rozrywkę a Chaplinowi udało się stworzyć sztukę. Bo w sumie jak inaczej go kwalifikować? Z jednej strony filmy Chaplina to przecież kultura popularna i to dość prymitywna — tu się Tramp przewróci, tam ściga z policjantem, gdzie indziej będzie zjadał sznurówki własnego buta czy ścigał się po balansującej nad przepaścią chatce. A jednak czasem na chwilę w jego filmach jest jakiś przebłysk smutku i melancholii który sprawia że nie można patrzeć na te filmiki tylko jak na rozrywkę która wypełniała czas niepiśmiennym robotnikom. Nie wiem jak wy ale zwierz zawsze uważał że właśnie przebłysk smutku w komedii jest tym co najlepiej odwzorowuje ludzkie życie — niby jest śmiesznie gdyby nie było smutno. Jednak na piedestał Chaplin wszedł jakby bocznymi drzwiami — gdy nikt nie patrzył wszystkie filmy się zestarzały a jego wciąż pozostają zabawne i świeże — niemal płakałam ze śmiech na Dyktatorze czy Gorączce złota choć zazwyczaj filmy z wczesnych lat kina wcale mnie nie śmieszą. Nie wiem dalczego akurat te filmy dobrze się ogląda — co w nich jest takiego że się nie zestarzały ale z całą pewnością świadczy to o geniuszu reżysera. I tak ujawnia się cała perfidia związków między kulturą popularną a kulturą wyższą — z jednej do drugiej można awansować właściwie nieśwadomie a często wbrew zamysłowi twórcy. Podejżewam że zamiarem Chaplina nigdy nie było to by widownia oglądała go z nabożną czcią niemal na kolanach wobec geniuszu twórcy. A jednak wbrew jego zamysłom tak właśnie się stało. Właśnie dlatego warto zajmować się kulturą popularną. By odkryć że zajmujemy się kulturą wyższą ( czy zwierz się przypadkiem nie dekonspiruje;)