Hej
Zwierz dziecięciem będąc uwielbiał czytać ” Małą Księżniczkę” — jedną z przyczyn dla której lubiłam czytać książkę był fakt, że bohaterce dzieje się co raz gorzej i gorzej. Z podobnych przyczyn zwierz bardzo lubił wszelkie historie o nieszczęśliwych sierotkach zwłaszcza tych poniżanych przez paskudnych i wykazujących się zawsze brakiem zrozumienia opiekunów. Co więcej im większa była niesprawiedliwość jaka spotykała bohatera tym większą przyjemność czerpał zwierz z lektury. Zwierzowi wydaje się, że podobny efekt działa nie tylko dla niego — całkiem lubimy naszych nieszczęśliwych, albo mniej szczęśliwych bohaterów ( zwierz rozumie że każdy ma inna skalę ocenę “szczęśliwości” i każdemu co innego wydaje się nieszczęściem). W sumie w im gorszych tarapatach znajduje się nasz bohater im gorzej mu się wiedzie im mniej jest szczęśliwy tym większą przyjemność sprawia nam obserwowanie jego losów — oczywiście do pewnego momentu — prawdę powiedziawszy jeśli po serii nieszczęśliwych zdarzeń nie nastąpi jakieś pozytywne zakończenie to wcale nie będzie nam się to podobało ( wielkie tragedie może i są dziedzictwem kultury i czynią z nas lepszych humanistów ale ile osób czyta je dla przyjemności). Tak naprawdę dobrze życzymy naszemu bohaterowi — tak więc przepisem na dzieło idealne jest historia z dobrym zakończeniem do którego dochodzimy poprzez ciąg niefortunnych dla bohatera zdarzeń. I tu dochodzimy do problemu dzisiejszego wpisu — otóż od pewnego czasu seriale telewizyjne zasiedlili ludzie z zasady nieszczęśliwi — zażywający narkotyki lekarze, tracący wenę pisarze, nieszczęśliwe pielęgniarki, kobiety zamknięte w piekle życia na przedmieściach, prowadzący podwójne życie mordercy — można tą listę kontynuować niema w nieskończoność. W każdym razie szczęśliwych bohaterów jest naprawdę niewiele i występują wyłącznie w sitcomach i komediach romantycznych ( choć i tam co raz więcej jest nieszczęśników). Oczywiście scenarzyści znając nasze upodobnia do losów ludzkich, które toczą się zawsze wbrew oczekiwaniom i najlepszym chęciom sprawiają, że naszym bohaterom dzieje się co raz gorzej. I tu pojawia się problem — otóż serial toczy się rok, dwa, trzy, cztery i scenarzyści czują potrzebę by jakoś życie bohatera poprawić gdyż biedaka nie można wciąż kopać zachowując przy tym odrobinę realizmu ( jeśli bohaterom przydarza się zbyt wiele i zbyt szybko przestajemy wierzyć że cała historia ma jakiś sens). W końcu każda historia powinna zmierzać ku lepszemu a poza tym doprowadzenie bohatera do całkowitego dna też nas nie bawi ( nikt nie chce oglądać osoby tak bardzo nieszczęśliwej że nie ma dla niej żadnych szans). Z drugiej strony jednak każda poprawa losu bohatera z natury nieszczęśliwego zbliża nas do końca produkcji — czego nikt nie chce ( widzowie bo lubią swój serial zaś producenci lubią pieniądze). Tak pojawia się najgorsze z możliwych rozwiązania. Biedny House który ćpał, był samotny i nieszczęśliwy w pewnym momencie nie może być już bardziej samotny i nieszczęśliwy. Należy więc go wyleczyć, naprawić i znaleźć drugą połówkę. Tu pewnie serial powinien się kończyć ale jasnym jest że nikt serialu nie skończy — więc historia trwa z zupełnie innym bohaterem . Albo Californication — scenarzyści każą bohaterowi tracić zaufanie żony i grzebać swoja karierę literacką kilka razy w ciągu 4 sezonów które jak na razie powstały — ilekroć jest choć odrobinę szczęśliwszy widać panikę scenarzystów że zaraz bohater będzie zbyt radosny i widzowie przestaną się interesować jego losem. I tak powstaje dość ciekawe zjawisko — bohaterowie zachowują się tak jakby byli autorami książki którzy znają puentę całej opowieści ale strasznie boją się do niej dotrzeć więc wciskają dodatkowe rozdziały. Bo historia o człowieku nieszczęśliwym zawsze musi mieć puentę. I wszyscy doskonale wiemy jaką. Po małą księżniczkę zawsze w końcu musi przyjść jakiś tajemniczy opiekun, każda biedna sierotka musi znaleźć swoich rodziców, człowiek porzucony przez wszystkich odnaleźć rodzinę. Wiemy że tak musi być i to właśnie ta świadomość pozwala nam czerpać radość z oglądania cudzych nieszczęść. Problem polega na tym że jednocześnie nie chcemy wiedzieć co jest dalej. Bo o ile życie nieszczęśliwe pozwala nam poczuć się całkiem dobrze we własnej skórze ( nigdy nie jest z nami tak źle jak z bohaterami filmowymi a jeśli jest to zazwyczaj nie mamy potrzeby oglądania serialów bo mamy lepsze rzeczy na głowie jak np. własne życie) o tyle życie człowieka szczęśliwego co najwyżej może w nas wzbudzić zazdrość. Jak więc wyjść z tego impasu? Zwierz zastanawia się czy najlepiej nie było by przyjąć z góry że każda historia nie ważne jak popularna może się toczyć tylko określoną ilość serialowych odcinków, wtedy wszyscy by wiedzieli kiedy należy zmierzać ku końcowi. Bo niezależnie jak źle się dzieje naszym małym serialowym księżniczkom w pewnym momencie dość niespokojnie zaczynamy wyczekiwać dobrego zakończenia
Ps: Zwierz właśnie ogląda 500 days of Summer okrzyknięte najlepszą komedią romantyczną ostatnich lat — zwierz musi stwierdzić że nie do końca rozumie ten fenomen.