Home Ogólnie Za dobra telewizja? czyli zwierza uwagi o True Detective

Za dobra telewizja? czyli zwierza uwagi o True Detective

autor Zwierz

Hej

Zwierz wczo­raj bywał, ale nie tak inten­sy­wnie jak myślał (roz­danie Pasz­portów Poli­ty­ki to chy­ba ulu­biona impreza zwierza, bo trwa tylko godz­inę, jedze­nie jest pyszne, moż­na podawać widelce sławnym ludziom a na koniec wymknąć się zan­im zapad­nie noc), więc zdążył po powro­cie do domu obe­jrzeć jeszcze pre­mierowy odcinek True Detec­tive. Zwierz już miał zacząć pisać recen­z­je, kiedy zro­bił coś, czego nigdy nie powinien robić człowiek, trud­nią­cy się (nawet hob­bisty­cznie) dzie­le­niem się włas­ny­mi opini­a­mi ze światem. Zwierz wszedł do Inter­ne­tu a dokład­niej na twit­tera. A tam pod hasłem True Detec­tive trwa wielo­języ­czny fes­ti­w­al pochwał na tem­at pier­wszego odcin­ka. Prob­lem pole­ga na tym, że to fes­ti­w­al jednogłośny i zdaniem zwierza na wyrost. Bo choć ser­i­al może być dobry, to jeszcze zdaniem zwierza nie zasłużył na niek­tóre z pochwał jakie się pod jego adresem syp­ią. I tak zami­ast po pros­tu napisać, co się myśli, bez poczu­cia, że jest się w opozy­cji do jakiegokol­wiek zda­nia, zwierz będzie ter­az musi­ał dysku­tować z ludź­mi, którzy nawet nie wiedzą, że zwierz z nimi dysku­tu­je. Trze­ba przyz­nać, że to nieco para­noicz­na sytu­ac­ja. Plus jest jed­nak taki, że przy­na­jm­niej na wstępie dowiedzieliś­cie się, że zwierz wie, iż jego zdanie niekoniecznie jest podzielane przez wszys­t­kich. A czy mówie­nie tego, co się myśli gdy wszyscy inni myślą nie jest prze­jawem odwa­gi? Ewen­tu­al­nie głupo­ty? Sami zdecydujcie.

Zwierz ma wraże­nie, że  sce­narzyś­ci, reżyser i aktorzy — wszyscy strasznie się starali by zro­bić ser­i­al, który okrzyknie się wspani­ałym. Zwierz woli jak się wszyscy trochę mniej stara­ją  i pozwala­ją sami dojść zwier­zowi do wniosku czy ser­i­al jest wspaniały.

Zwierz uważa, że nie moż­na oce­ni­ać seri­alu po czołów­ce. Tu się chy­ba wszyscy zgodz­imy, że to nawet rozsądne pode­jś­cie. Nie mniej cza­sem czołówka może coś pod­powiedzieć. Oglą­da­jąc tą do True Detec­tive zwierz pomyślał, że HBO bard­zo by chci­ało nakrę­cić taki pier­wszy sezon True Blood na poważnie i bez wam­pirów. Co to znaczy? To znaczy chci­ało­by wyko­rzys­tu­jąc for­mułę seri­alu (jed­nak rozry­wkowego) zajrzeć w dusze amerykańskiego społeczeńst­wa z dala od wielkiej metropolii. Zwierz pomyślał to zan­im zdał sobie sprawę, że ser­i­al dzieje się w Luiz­janie. I rzeczy­wiś­cie, jeśli spo­jrzy­cie na ser­i­al to wyła­ni­a­ją­cy się z niego obraz Amery­ki jest fas­cynu­ją­cy. Puste mias­ta, olbrzymie przestrze­nie, sporo biedy, maraz­mu i ogól­nego zniechęce­nia. Jak słusznie zauważa jeden z bohaterów — przestrzeń wyglą­da jak czy­jeś zacier­a­jące się wspom­nie­nie. Taką Amerykę ostat­nio twór­cy seri­alu lubią pokazy­wać, w kon­trze do słod­kiej i błyszczącej amery­ki z pop­u­larnych pro­dukcji fil­mowych. Przy czym co ciekawe częs­to ci sami wid­zowie jed­nego dnia zach­wyca­ją się światła­mi wielkiego mias­ta by następ­nego dnia błądz­ić po pustych bez­drożach (żeby nie było, że zwierz uważa, że albo jed­no albo drugie). W tej pustej Luiz­janie wszyscy mówią z akcen­tem jak­by wymaw­ian­ie słów spraw­iało im fizy­czną trud­ność a polic­jan­ci różnie przykłada­ją się do swo­jej pra­cy, jed­ni lep­iej, drudzy gorzej. A wszyscy jak­by bez zbyt­niego poś­piechu, bo gdzie tu się spieszyć w tym świecie, który wyglą­da trochę jak opuszc­zona kolo­nia na Marsie.

We wpisie nie zna­jdziecie negaty­wnych uwag odnośnie obsady głównych ról bo nie ma ku takim uwag­om powodu — to zdaniem zwierza najsil­niejszy punkt produkcji.

Para naszych bohaterów — polic­jan­tów z wydzi­ału zabójstw, jest stwor­zona dokład­nie tak jak tworzy się od lat najlep­sze telewiz­yjne due­ty.  Woody Har­rel­son gra detek­ty­wa Mar­ti­na Har­ta. Inteligent­nego, całkiem sym­pa­ty­cznego fac­eta, który po ciężkim dniu pra­cy wraca do domu do ślicznej żony i córeczek. Nie odwraca oczu od miejs­ca zbrod­ni, ale nie zapom­ni po trzech miesią­cach zaprosić swo­jego part­nera do domu na obi­ad. Współczu­je mu, pyta o jego poglądy, ale nie ma najm­niejszej ochoty słuchać filo­zoficznych wynurzeń swo­jego part­nera. Nie jest to jed­nak taki tatu­siowaty typ – wiemy, że stać go na naprawdę sporo, ale jest w nim sporo zrozu­mienia dla słaboś­ci (jak wtedy, kiedy próbu­je wyciągnąć part­nera z trud­nej sty­tu­acji gdy ten staw­ia się na pros­zonej kolacji pijany). Matthew McConaugh­ey gra z kolei Rus­ta Cohle. Ten z kolei jest więcej niż bystry — nie ma wąt­pli­woś­ci, że jego zdol­noś­ci detek­ty­wisty­czne wyras­ta­ją pon­ad lokalny wydzi­ał zabójstw. Wszędzie taszczy ze sobą olbrzy­mi zeszyt zapisu­jąc wszys­tko na tem­at miejs­ca zbrod­ni i robiąc szkice. Jest przy tym wyco­fany, mil­czą­cy, jak dowiadu­je­my się w trak­cie odcin­ka zma­ga się z brakiem snu i alko­holizmem. Gdzieś w jego przeszłoś­ci wydarzyło się coś strasznie złego, co pozbaw­iło go rodziny i zaw­iodło aż do Luiz­jany. Jed­nocześnie to człowiek mają­cy skłon­ność do rzu­ca­nia dzi­wnych nieco filo­zoficznych uwag, które choć pasu­ją do maraz­mu kra­jo­brazu i podłej natu­ry tego, czym zaj­mu­ją się nasi detek­ty­wi to jed­nak nawet dla widza brz­mi to nieco dzi­wnie. Ale to nie jest żaden aspołeczny typ w rodza­ju Sher­loc­ka czy chmurny bohater w sty­lu Luthra. Z tym facetem chy­ba naprawdę jest coś nie w porząd­ku, a przy­na­jm­niej wyda­je się, że jest nieszczęśliwy.

Ser­i­al jest krę­cony tak by nikt nie miał wąt­pli­woś­ci, że to ser­i­al, w którym nie będzie ład­nie i przy­jem­nie przy czym zwier­zowi chodzi o kom­pozy­c­je kadrów, o światło, o tem­po. Wszys­tko niby OK ale ponown­ie — po dorzuce­niu sce­nar­iusza — jak­by za dużo na raz tych środków.

Cały odcinek nakrę­cony jest tak, że widz­imy przeplata­jące się relac­je obu bohaterów, którzy przy­pom­i­na­ją sobie wydarzenia sprzed kilku­nas­tu lat (dokład­niej, z 1995) kiedy zaj­mowali się jed­nym wyjątkowo skom­p­likowanym śledztwem. Ponieważ od tamtego cza­su minęło wiele lat, widać jak ich wspom­nienia są niepełne — cza­sem dosta­je­my sce­ny nie do koń­ca po kolei, cza­sem bohaterowie mówią nam o czymś, co dopiero zaraz zobaczymy. Dlaczego opowiada­ją tą his­torię? Dlaczego wyglą­da na to, że są przesłuchi­wani? Dlaczego więcej ze sobą nie gada­ją? Odcinek budzi w widzu sporo pytań, co oczy­wiś­cie przy­cią­ga do telewiz­o­ra, i budzi chęć oglą­da­nia dal­szych odcinków. Zwłaszcza ostat­nia min­u­ta jest z gatunku tych — które każą nawet nieco zaw­iedzione­mu wid­zowi westch­nąć i wpisać sobie True Detec­tive do zestawu seri­ali, które trze­ba oglą­dać, co tydzień. Przy czym zwierz powie szcz­erze, że nie jest wielkim fanem seri­alu w którym przez cały odcinek prak­ty­cznie nic się nie dzieje poza ostat­ni­mi min­u­ta­mi. T prosty zabieg by przy­ciągnąć widza, ale zwierz zawsze czu­je się trochę oszukany. Jak­by nie wier­zono, że zwierz pojawi się za tydzień bez cliffhang­era. Nawet małego.

Zwierz ma wraże­nie, że nic nie wpłynęło lep­iej na aktorską kari­erę McConaugh­ey’a niż fakt, że z wiekiem przes­tał być taki przys­to­jny jak był i naresz­cie może się skupić na gra­niu a nie na marnowa­niu swo­jego tal­en­tu na wyglą­danie na ekranie. Zwierz jest z tej zmi­any bard­zo zad­owolony bo to w sum­ie nigdy nie był zły aktor.

Dobra to, czego zwierz się czepia? OK to jest jeden z tych podłych zarzutów i może nie należy go staw­iać po pier­wszym odcinku. Otóż zwierz ma takie przykre wraże­nie, że True Detec­tive za bard­zo się stara. To znaczy ten pier­wszy odcinek miał dokład­nie wszys­tko, czego potrze­bu­je ser­i­al by okrzyknię­to go wspani­ałym. Zda­nia które doskonale nada­ją się na cytaty, dwóch aktorów których doskonale dobra­no (zwierz zawsze uważa że jest coś bard­zo podob­ne­go w sposo­bie gra­nia Har­rel­sona i  Matthew McConaugh­ey’a. Obaj mówią jak­by to był wiel­ki wysiłek, potrafią praw­ie nie zmieni­ać wyrazu twarzy a efekt jest znakomi­ty), którym dano też ide­al­nie napisane role. Puste stany Zjed­noc­zone, okrutne morder­st­wo, (choć znów popełnione na kobiecie — co się robi już trochę nudne. Co ser­i­al to wielkie śledzt­wo nad zamor­dowaną kobi­etą), tajem­ni­ca z przeszłoś­ci, alko­holizm, rodz­i­na, samot­ność, roz­pad i rozkład. Zwierz siedzi­ał oglą­dał i miał wraże­nie, że widzi coś złożonego z samych sprawd­zonych przepisów na wybit­ną telewiz­ję. Być może to są najlep­sze ele­men­ty. Być może po dwóch czy trzech odcinkach ser­i­al pokaże, że z tych znanych ele­men­tów umie zro­bić coś swo­jego. Zwłaszcza, że jak zauważył McConaugh­ey — to nie ser­i­al tylko film na 450 stron. Tak, więc zwierz jeszcze nie oce­nia z góry całoś­ci. Ale ten pier­wszy odcinek, ze swo­ją strasznie powol­ną nar­racją, długi­mi uję­ci­a­mi i nie zawsze posuwa­ją­cy­mi akcję do przo­du dialoga­mi jak na razie zwierza nie por­wał.  Jak­by ktoś za bard­zo chci­ał go przekon­ać, że o to się krę­ci wielką telewiz­ję. Zwierz woli, kiedy sam bez zachę­ty dochodzi do takiego wniosku. Przy czym z tego co zwierz widzi jest w Internecie całkowicie osamot­niony, więc powinien was chy­ba jed­nak już ter­az odesłać byś­cie sami sobie wyro­bili zdanie (pier­wszy odcinek jest odkodowany), bo wiecie, nawet zwierz od cza­su do cza­su potrafi skry­tykować rzecz doskon­ałą (jak skry­tykował pier­wszy odcinek Han­ni­bala swego czasu).

Kole­j­na zamor­dowana kobi­eta i rogi. Zwierz robił wszys­tko co mógł by nie sko­jarzyć sobie tego od razu z Han­ni­balem. Ale jak jeden z detek­ty­wów powiedzi­ał “This is his Vision” to zwierz aż pod­skoczył nie słysząc słowa “design”

Przy czym żeby nie było — wyda­je się, że HBO utrafiło w dziesiątkę z samym pomysłem seri­alu antologii — sukces Amer­i­can Hor­ror Sto­ry pokazu­je, że taki for­mat może się naprawdę spodobać. Zwierz jest ogól­nie fanem takich seri­ali, bo nawet, jeśli jed­na his­to­ria nie por­wie nie znaczy, że cały ser­i­al się nie spodo­ba, poza tym są w tym gatunku i seri­ale ostat­ni­mi cza­sy najwybit­niejsze (np. Black Mir­ror). Poza tym HBO naprawdę utrafiło z castingiem, bo Matthew McConaugh­ey w ostat­nich lat­ach zmienia kurs swo­jej kari­ery i sta­je się powoli tym aktorem, na którego się zapowiadał lata temu, (kiedy zabłys­nął w Cza­sie Zabi­ja­nia). Mieć w seri­alu akto­ra, który jest fawory­tem sezonu nagród fil­mowych — tylko na HBO. Zresztą, co aku­rat zwier­zowi się podo­ba — True Detec­tive naprawdę nie przy­pom­i­na innych pro­dukcji z rozry­wkowej linii HBO tzn. nie ma obow­iązkowej golizny i cała obsa­da nie wyglą­da jak­by się urwała z pokazu mody (ludzie na kablów­ce są ład­ni).  Nie żeby zwierz miał coś do Gry o Tron czy True Blood (OK zwierz ma sporo do True Blood), ale chy­ba woli HBO w takim wyda­niu, bo dzię­ki temu tworzy się ciekawą telewizję.

Zwier­zowi podo­ba się pomysł, że nawet jeśli nie spodo­ba mu się te kil­ka odcinków to nie znaczy, że ser­i­al nie zostanie ulu­bionym seri­alem zwierza. Jest mało his­torii wartych opowiada­nia przez kilka­dziesiąt odcinków, sporo takich które warto opowiedzieć w kilku.

Widzi­cie zwierz miał kry­tykować, ale sto­sunek kry­ty­ki do pochwał wyszedł mu tak trochę ujem­nie. Być może fakt, ze zwierz nie jest wielkim fanem ponurych seri­ali detek­ty­wisty­cznych dzieją­cych się gdzieś na pustkowiach Stanów, gdzie rozwiązanie jed­nej sprawy zaj­mu­je długie tygod­nie i wiąże się z koniecznym i chy­ba oczy­wistym zała­maniem ner­wowym, choć jed­nego z uczest­niczą­cych w śledztwie detek­ty­wów ma tu coś z tym brakiem entuz­jaz­mu wspól­nego.  Poza tym zwierz uwiel­bia seri­ale, które nie trak­tu­ją samych siebie zbyt poważnie. True Detec­tive poza jed­ną bard­zo fajną sceną w samo­chodzie, trak­tu­je siebie śmiertel­nie poważnie. Niem­niej jak zwierz pow­tarzał — trochę nie ma sen­su oce­ni­ać seri­alu po jed­nym odcinku i pewnie trze­ba będzie do sprawy wró­cić. Podob­nie jak Do Ich­a­bo­da Crane w rurkach (do zwierza dotarła już ta wiado­mość). No, ale to za parę tygodni.

Ps:, Aby nie zostać zupełnie nie słownym w spraw­ie Pasz­portów. Zwierz cieszył się w tym roku z nagród przyz­nanych jego zdaniem bard­zo ciekawym ludziom. Ale najbardziej cieszył się z nagrody dla Marci­na Maseck­iego — facet jest abso­lut­nie niesamow­ity, wylu­zowany no i ser­wu­je doskon­ałą, choć zupełnie nieoczy­wistą muzykę (koniecznie posłucha­j­cie Polonezów!). Zwierz z racji swoich obow­iązków przeczy­tał ostat­nio kilka­naś­cie wywiadów z muzykiem i naprawdę go pol­u­bił. A na do tego jego zespół grał na Pasz­por­tach i moż­na było zobaczyć jak trud­no jed­nocześnie dyry­gować i ustaw­iać się do zdję­cia lau­re­atów. Tak, więc jeśli może­cie to zapoz­na­j­cie się z jego muzyką — oczy­wiś­cie, jeśli nie znal­iś­cie jej wcześniej.

PS2: Zwierz jest w trak­cie powtór­ki Push­ing Daisies i ojej, jaki ten Lee Pace ładny.

24 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online