Nie jesteście dla zwierza łaskawi. Po tym jak Paweł Opydo kazał zwierzowi obejrzeć Birdemic uważany przez niektórych za najgorszy film świata, wśród propozycji do obejrzenia w ramach propozycji od Patronów pojawił się kultowy najgorszy film świata. Manos: Hands of Fate. Film tak zły że trudny do oglądania. Ale jeszcze nie ziewajcie. Bo to film z fantastyczną historią.
Wszystko zaczyna się w roku 1966 kiedy Harold P. Warren obwoźny sprzedawca, który był zaangażowany w życie teatralne (w El Paso w Teksasie) założył się z przypadkowo napotkanym scenarzystą, że każdy jest w stanie nakręcić horror czy thriller. Warto dodać, że scenarzystą z którym założył się Warren był nie byle kto ale późniejszy zdobywca Oscara Stirling Silliphant, autor scenariuszy do takich filmów jak W upalną Noc, Tragedia Posejdona czy Płonący wieżowiec. Warto pamiętać że mówimy o czasach kiedy robienie amatorskich filmów fabularnych było czymś bez porównania rzadszym, czy właściwie niemal nie spotykanym. Podczas kiedy dziś niesłychanie zły film może nakręcić prawie każdy, wówczas była to sprawa nieco bardziej skomplikowana także logistycznie.
Warren był jednak przedstawicielem klasycznej grupy ambitnych choć pozbawionych talentu twórców którzy są w stanie sfinansować każde swoje przedsięwzięcie. Od znajomych i sąsiadów zebrał 19 tys. dolarów. Ponoć w przeliczeniu na dzisiejsze to ponad 100 tys. dzisiejszych dolarów. Po produkcji nie za bardzo budżet widać. Aktorzy – z lokalnej trupy teatralnej zostali zapewnieni że dostaną udział w zyskach. Mniej więcej taki jak starsze panie inwestujące w spektakl w filmie Producenci. Wybór kamery nie był trudny, choć nieco chybiony – całość nakręcono przy pomocy Filmo 70. To kamera wywodząca się z tych którymi kręcono zdjęcia wojenne w czasie II wojny światowej, wojny w Korei czy Wietnamie. Ta którą wykorzystano przy produkcji filmu mogła kręcić jedynie 33 sekundy filmu na raz. No i najważniejsze – kamera niezła do nagrywania zdjęć wojennych miała jeden mały problem – nie nagrywała dźwięku. Oznaczało to, że całość filmu trzeba było zdubbingować w post produkcji (o ile post produkcją można nazwać kilka godzin montażu w lokalnym studio filmowym). Warren jako człowiek czynu postanowił że nie tylko film napisze i nakręci ale też zagra w nim główną rolę. Ponoć jako jeden z niewielu obecnych na planie traktował swoje dzieło poważnie, do tego stopnia poważnie że ekipa filmowa bała się że praca nad filmem doprowadzi go do zawału.
Film powstał i został dość szybko zapomniany. Historia rodziny która gubi się na pustyni i trafia do przedziwnego domu gdzie jak się okazuje rządzi tajemniczy Pan, który ma wiele żon składanych w ofierze i szlafrok z wielkimi czerwonymi rękami jakoś nie porwała tłumów. Trudno się dziwić skoro przez pół filmu nic nie widać (zdjęcia nocne były kręcone w nocy z niewielkim wykorzystanie światła, plus od czasu do czasu zdjęcia tracą ostrość. Film kręcono w nocy bo aktorzy mieli co robić za dnia – chodzili do pracy), przez pół nic nie słychać (dźwięk i dialogi dograne później jakoś niekoniecznie brzmią dobrze, a wręcz mordują uszy) a przez cały czas człowiek zastanawia się na co właściwie patrzy. Niech dobrym przykładem profesjonalizmu twórców będzie fakt, że pojawiająca się w nim postać Torgo – służącego Pana, grana jest przez aktora na totalnym haju (dokładniej na LSD) który na dodatek początkowo miał być… satyrem. Zrobiono mu nawet specjalne spodnie z odpowiednio wygiętymi nogawkami ale aktor założył je tył na przód więc gra postać z niespotykanie dużymi kolanami. Nikt mu jednak nie zwrócił uwagi. Trudno się dziwić – jeden z aktorów który gra w filmie (zupełnie zbędną postać chłopaka całującego się z dziewczyną) opowiadał w filmie dokumentalnym (House of Torgo – dostępny na Youtube) że na planie dzielono się obowiązkami – on jako aktor był też odpowiedzialny za kamerę, kostiumy, zaplecze i w ogóle za mnóstwo rzeczy. Zaś z obiecanych zysków wzbogacili się tylko właściciele występującego w filmie pudla którzy ponoć dostali worek psiego żarcia i rowerek.
Tu kończy się nieco mniej ciekawa część historii filmu. Teraz zaczyna się historia fascynująca. W 1993 roku film został pokazany w ramach prowadzonego przez Comedy Central programu Mystery Science Theatre 3000. Program polegał mniej więcej na tym, że bohaterowie serialu (porwany przez szalonych naukowców cieć i kilka robotów) oglądają filmy klasy B i komentują je na żywo. Jednym z tych filmów okazało się właśnie nasze – właściwie wtedy zagubione dzieło. Odcinek zyskał sobie sporą popularność i przede wszystkim przypomniał wszystkim ten – już wtedy okrzyknięty „najgorszym filmem świata” tytuł. Film wrócił do świata i nagle stał się – jak to zwykle z bardzo złymi filmami bywa – tytułem któremu poświęcono sporo uwagi. W 2004 roku powstał dokument poświęcony Manos, film wyświetlano w ramach licznych pokazów bardzo złych tytułów. W 2001 roku znalazł się także w wydaniu na DVD. Problem jednak w tym, że jako film bardzo zły i przechowywany bez jakichś szczególnych zabezpieczeń szybko stał się jeszcze bardziej nieoglądalny niż w swojej pierwotnej wersji. Kto nie jest przekonany – niech zajrzy na Youtube i obejrzy pełną wersję (choć nie bo kawałek z początku wycięto – i słusznie bo przezeń nie sposób przejść) – nawet zły film marnieje kiedy taśma właściwie się rozpada.
Mamy więc kultowy film, o którym wszyscy powinni zapomnieć ale nadal pamiętają. Przewińmy więc taśmę jeszcze raz – jest 2011 rok. Wielbiciel starych, złych filmów Ben Solovey znajduje na eBay listę taśm filmowych do sprzedania. Wśród nich jest także Manos. I to nie ta kopia którą pokazuje się w telewizji ale tzw. Workprint, czyli najbardziej wstępną wersję filmu. Jak się okazało – trzymaną przez dystrybutora. Co ciekawe większość filmów które miał na składzie ten akurat dystrybutor przepadła po trzęsieniu ziemi w 1994 roku. Ale nie Manos. Na całe szczęście Solovey był operatorem filmowym – i to takim który wiedział co należy z taką kopią zrobić. Otóż – znaleźć pieniądze na jej odnowienie i złożenie wraz z innymi dziełami kinematografii w specjalnie przygotowanych magazynach Amerykańskiej Akademii Filmowej. Odnowienie filmu to praca ciężka ale przede wszystkim kosztowna. Na całe szczęście istnieje Kickstarter. Na restaurację filmu udało się zebrać 50 tys. dolarów. Projekt zyskał zainteresowanie min. słynnego krytyka filmowego Rogera Eberta. Wyglądało na to, że wszystko pięknie się ułoży a najgorszy film świata zostanie potraktowany w najlepszy sposób na świecie. Zwłaszcza że postanowiono go uwzględnić w festiwalu filmowym w El Paso. Innymi słowy – prawdziwy triumf pasji i tego co możemy nazwać filmem kultowym.
I tu pojawia się coś na kształt czarnego charakteru – choć nie do końca. Jak zwykle sprawa rozbija się o kwestie praw autorskich. O co chodzi – otóż na kopii Manos nie ma znaku praw autorskich co oznacza, że w latach 60 natychmiast trafiał on do domeny publicznej. Podobny los spotkał słynną Noc Żywych Trupów więc nie jest to wydarzenie bez precedensu. Problem w tym, że nie jest to aż tak oczywiste, a przynajmniej – nie jest aż tak oczywiste zdaniem Joe Warrena – syna reżysera. Otóż okazuje się, że choć sam film nigdy nie został zgłoszony do zastrzeżonych praw autorskich to scenariusz już tak. Zgodnie z tym syn reżysera uważa że sam film nie powinien być pokazywany publicznie. Joe Warren uważa że ma obowiązek opiekować się spuścizną ojca choć są tacy którzy w sposób złośliwy komentują, że Warren nie interesował się filmem póki nie pojawiła się odnowiono wersja. Dodatkowo jak zwykle w takim przypadku trwa spór o to, czy pokazy odbywają się z chęci zysku czy są raczej hołdem oddanym filmowi który bez zaangażowania społeczności nie tylko zniknąłby w pomroce dziejów ale też nie zostałby potraktowany z większą starannością niż wiele dużo ważniejszych filmów.
Czy to już koniec naszej historii? Ależ nie, film jest zdecydowanie zbyt ciekawy by skończyć jedynie na sporach o prawa autorskie. Otóż w 2012 roku film miał zostać jeszcze raz omówiony przez ludzi odpowiedzialnych za Mistery Science Theatre 3000. Pomysł był ten sam – kilku komentatorów w czasie show na żywo nabija się z bardzo złych filmów. Kiedy zaczęto już reklamować program (miał się odbyć w Nashville) pojawił się pewien tajemniczy człowiek. Rupert Talbot Munch Sr. Był on człowiekiem przedziwnym – na Youtube nagrywał filmy jako Torgo – czyli jedna z postaci z filmu (ów służący z przedziwnymi kolanami) – zaś obecnie chciał nakręcić sequel Manos i zagrać w nim jedną z ról. Twórcom komediowego show przedstawił się jako prawnik powiązany zarówno z rodziną twórcy jak i z posiadaczami praw do kopii filmu. Zażądał nie tylko pieniędzy za wypożyczenie kopii ale też przedstawił swoje warunki – np. że w stroju Torgo przyniesie komentującym pizzę w czasie trwania programu. Jak powiedział tak się stało – choć jego występ wycięto z wydania DVD programu. Wszyscy byli zniesmaczeni. Jeszcze bardziej kiedy twórca wziął i zniknął.
Dziś film doczekał się opóźnionego wydania na Blu Ray. Powstała gra na jego podstawie. Na Youtube można zobaczyć krótki film dokumentalny. W marcu tego roku ogłoszono, że znów podjęto prace nad sequelem filmu. Przyglądając się temu wszystkiemu trochę żal że twórca nie dożył. Trochę jak Ed Wood – przez swoją filmową nieporadność stał się symbolem złego kina ale zapewnił sobie to czego wielu dużo lepszych twórców nie osiągnęło – nieśmiertelność. Najgorszy film świata leży bezpiecznie wraz z innymi arcydziełami amerykańskiej kinematografii w idealnych warunkach do przetrzymywania starych filmowych kopii. Odnowiony, pokazywany i kochany przez przedziwną ale wielką grupę zafascynowanych wielbicieli. No musicie przyznać że reżyser wygrał. Rzeczywiście każdy może nakręcić film który przejdzie do historii. Trzeba tylko umieć. Albo właściwie nie umieć.
Ps: Wpis zrealizowany w ramach „zlecenia” z Patronite.pl. Nie mniej zwierz prosiłby was byście nie zlecali mu więcej bardzo złych filmów bo jest skończona ilość bardzo złych filmów z bardzo ciekawymi historiami.