Do ślubu zostało już nieco mniej niż miesiąc. Zwierz dawno nie pisał wam jak idą przygotowania a ponieważ przygotowania do ślubów zwykle opisywane są jako cudowny czas załatwiania najpiękniejszego dnia w życiu, zwierz pomyślał, że przedstawi wam kolejny odcinek pod tytułem „Jak urządzać ślub kiedy państw o młodzi są nieogarami z budżetem na suchą bułkę”.
Zacznijmy od tego,że parę tygodni temu byliśmy blisko odwołania całej imprezy. To znaczy ja byłam blisko, bo Narzeczony mierzył buty. Musicie zdać sobie sprawę, że Zwierz ma do butów podejście niespotykanie kobiece a może nawet ekonomiczne raczej, to znaczy uważa, że buty mają wymiennie dwie cechy – są albo tanie, albo wygodne albo eleganckie. A ponieważ akurat na buty drogie nie było nas stać, Narzeczony przymierzał buty tanie i eleganckie. No i się zaczęło. Okazało się, że od czasów Kopciuszka nie było istoty o bardziej wymagającym podbiciu i delikatnych paluszkach. Koło czwartej czy piątej pary butów Zwierz poważnie rozważał porzucenie całego tego pomysłu i po prostu porzucenie Narzeczonego tam gdzie siedzi otoczonego lewymi butami z niezadowoloną miną cierpiącego jelonka. Ostatecznie powstrzymała zwierza myśl, że jednak ma już załatwioną opłatę skarbową i suknię więc może jeszcze wytrzyma pięć minut.
A właśnie – Zwierz wiedział, że dostanie sukienki ślubnej jest trudne, ale dlaczego nikt mu nie powiedział, że jest zdecydowanie łatwiejsze niż dostanie sukienki na poślubną imprezę (nie mylić z weselem którego się nie planuje). Dlaczego zwierz w swoim zaślepieniu był przekonany, że po prostu wejdzie do sklepu i kupi ładną sukienkę. Chyba coś mu się na łeb rzuciło. Nie ma ładnych sukienek. Są albo a.) rzeczy niepokojąco przypominające firanki b.) sukienki w których głowa Zwierza potrafi utknąć w jakimś dziwnym miejscu z którego nie widać światła i zwierz się trochę zląkł że już zawsze będzie ciemność c.) sukienek pięknych i nawet pasujących pod warunkiem że zwierz a.) urośnie pięć centymetrów b.) zrobi coś z biustem. Ostatecznie zwierz zakupił sukienkę, którą trzeba oddać do poprawek krawieckich co oznacza, że ślub zaznaczy pierwszą wizytę zwierza w poprawkach krawieckich. Pewnie dostanie sukienkę w innym kolorze i trzy razy dłuższą.
W sumie to i tak rozmawiacie z człowiekiem, który spojrzał śmierci w oczy i nie dlatego, że razem z Narzeczonym zapadliśmy po kolei na jakąś zarazę która sprawiała, że pół mieszkania brało sterydy (choć nie pracowaliśmy nad rzeźbą – nad masą pracujemy zawsze). Otóż dwa dni temu Zwierz dostał mail, że w ogóle miejsce na imprezę po ślubną musi zostać odwołane. Jest taki rodzaj zawału który teoretycznie może nie jest zdiagnozowany ale odbiera nam jakiś tydzień życia. Zwierz stracił ten tydzień czytając maila o odwołanym miejscu. Nie odzyskał go kiedy przeczytał następnego, w którym proszono by go zignorować bo zaszła drobna pomyłka. Chodziło o inne miejsce. Wygląda na to, że impreza jednak będzie. A zwierz będzie żył odrobinkę krócej. W każdym razie widział ciemność i strach i poczucie beznadziei. Co prawda tylko przez kilka minut ale zawsze.
A właśnie kiedy ten nieszczęsny mail przyszedł zwierz pomyślał – o mój Boże a myśmy wysłali już zaproszenia. Tylko z tymi zaproszeniami wcale nie jest tak prosto. Bo historia jest taka, że najpierw przez tydzień był triumf – bo mieliśmy projekt zaproszeń, potem było długie wybieranie drukarni, potem drukarnia wydrukowała a potem…. potem zaproszenia trafiły do pudła gdzie leżały tak długo aż w końcu wszyscy krewni i znajomi zwierza zaczęli się delikatnie dopytywać czy on ma zamiar kiedykolwiek te zaproszenia wysłać. Tymczasem zwierz mieszkający dosłownie dwa kroki od poczty nie mógł się bardzo długo zdobyć na heroiczny wysiłek przejścia tych paru kroków na pocztę. Ostatecznie ma wrażenie, że goście będą najpóźniej zaproszonymi na imprezę gośćmi w historii nowoczesnych zaślubin (tu uwaga że zwierz jako dziecko nowej epoki wcześniej zaprosił wszystkich przez Internet).
Oczywiście idąc tropem każdego organizatora dużych imprez mniej więcej tydzień temu Zwierz doszedł do wniosku, że na pewno zapomniał o jakichś dokumentach i przesłał spanikowanego maila Narzeczonemu który uspokoił go, że te dokumenty o których myśli składa się przy wyznaczaniu daty ślubu i jeśli byśmy ich nie złożyli to całe planowanie byłoby bardzo na wyrost. Co nie zmienia faktu, że ilekroć zwierz widzi jakąś zakładkę w necie typu „dokumenty potrzebne do ślubu” to spogląda na nią z mieszaniną zainteresowania i przerażenia bo kto wie, może się okaże że trzeba mieć jeszcze jakiś świstek typu. potwierdzenie o niekaralności, albo drzewo genealogiczne prowadzące aż do Karola Wielkiego. Może już się zorientowaliście ale zwierz nienawidzi papierków, dokumentów i rzeczy urzędowych.
Ostatnio okazało się też, że ludzie mają jakieś pytania odnośnie imprezy. Na niektóre łatwo odpowiedzieć (np. czy będzie muzyka) ale niektóre prowadzą do kolejnych napadów dzikiej paniki np. czy będzie tort. Bo Zwierz jako istota mało tortowa zupełnie zapomniał, że instytucja tortur w ogóle istnieje. I nie ma pojęcia czy chce tort a jeśli chce to właściwie czy on ma być ślubny czy może raczej w kształcie Batmana. A poza tym ile tego tortu i czy przypadkiem nie będzie tak że dzień po ślubie zamiast cieszyć się właśnie nowym stanem cywilnym Zwierz będzie żarł cztery kilogramy tortur którego nikt nie tknął. Co więcej problem nadal pozostał nie rozwiązany, więc tu jesteśmy jak w Thrillerze. Napięcie rośnie a rozwiązania nie widać. (EDIT: Wiem że w akapicie jest literówka roku – już nie musicie zwierzowi podpowiadać – zostawia dla potomnych)
Zwierz co pewien czas wpada w panikę, biega w kółko po mieszkaniu albo siada w kąciku i zaczyna się zastanawiać dlaczego wszystko musi tyle kosztować i jak powiedzieć pani w kwiaciarni że chciałoby się taki mały ładny bukiecik do noszenia w ręku ale nie absolutnie nie ślubny bo wszystko ślubne kosztuje trzy razy więcej. Zwierz już to obczaił. W każdym razie z nieznanych zwierzowi przyczyn jego koncepcja imprezy absolutnie bezstresowej i prawie nie kosztowej robi się powoli najbardziej stresującym wydarzeniem w życiu, choć wynika to być może z faktu, że zwierz jest przeokropnie leniwy. Co do kosztów to na razie są one zdecydowanie niższe niż wszystko co zwierzowi zapowiadano ale jak już ustaliliśmy skoro zwierz potrafi zapomnieć o takim drobiazgu jak tort to kto wie, może coś tam jeszcze się kryje co w prostym umyśle zwierza jeszcze nie zakwitło a pozbawi go ostatniej złotówki. W każdym razie idzie dobrze, zostało kilka tygodni.
Tylko zupełnie Zwierz nie rozumie dlaczego Narzeczony wziął się za wyrabianie paszportu i zupełnie poważnie zapowiedział że wyjeżdża do Kanady.
Ps: Do czekających na tekst o Doktorze. Będzie ale zwierz miał ostatnio mało czasu żeby się zebrać i przemyśleć co dokładnie myśli o ostatnich odcinkach.