Kilka dni temu wielbiciele Marvela mieli swoje małe święto – Disney i Fox dokonały połączenia (dokładniej Disney wkupił i wchłonął Foxa) co oznacza, że po raz pierwszy od lat wszyscy bohaterowie Marvela są w jednej „stajni”. Oczy wielbicieli ekranizacji komiksów już się świecą na myśl o nowych filmach o Fantastycznej Czwórce czy X-Menach. Niewiele osób wypowiada się o tym połączeniu krytycznie. Tymczasem wychodzą na jaw konsekwencje o których wielu widzów nie pomyślało.
Wraz z przejęciem FOXa w pakiet filmów należących do Disneya przechodził cała biblioteka filmów wyprodukowanych przez sławną wytwórnię. A są to tytuły naprawdę znane i kluczowe, bo FOX przez lata należał do wielkiej szóstki największych wytwórni Hollywood. Okazuje się jednak że przejęcie pewnych tytułów filmowych, połączone ze skłonnością Disneya do zaborczego traktowania praw autorskich (i rozszerzanie ich poza granice zdrowego rozsądku) może owocować sporymi problemami i kontrowersjami. Zwłaszcza w przypadku jednego z największych hitów w historii czyli Titanica.
Jak się okazuje, Disney planuje wykorzystać film Camerona do zainaugurowania nowej ery wspólnego działania z FOXem. Jeszcze nie do końca wiadomo, jak – niektórzy sugerują że film zostanie ponownie wprowadzony na ekrany (co nie budzi jakiegoś dzikiego entuzjazmu, bo zdarzało się to już wcześniej np. w przypadku Titanica 3D), dochodzą do nas też wiadomości remake czy kontynuacji. Zwłaszcza wiadomości o kontynuacji budzą pewne zdziwienie. Co prawda przedstawiciele Disneya kontaktowali się w tej sprawie z Leonardo DiCaprio, ale ten stwierdził, że Jack utonął a on nie ma zamiaru grać morskiego zombie. Wobec tego najpewniej pozostaje nam czekać na remake. Są ponoć plotki, że Disney zastanawia się czy nie stworzyć nowego filmu w formie animacji i nie uczynić z Titanica antropomorficznego bohatera. Trudno to sobie wyobrazić ale kto wie, może w świecie Disneya nawet ta historia skazana jest na dobre zakończenie.
Nie mniej przygotowując się do powrotu na pokład Titanica Disney podjął też kroki związane z ochroną prawną swojej właśnie przejętej własności. Innymi słowy – postanowił zastrzec słowo „Titanic” a także jego odmiany – co jest o tyle problematyczne, że np. w języku polskim słowo tytaniczny jakoś nie kojarzy się wyłącznie ze słynnym statkiem. Wysiłki Disneya są jednak nieprzejednane, i rzeczywiście może się okazać, że niedługo wszelkie fikcyjne czy historyczne wzmianki o słynnym statku będą wymagały konsultacji z hollywoodzkim gigantem. Co więcej wygląda na to, że Disneyowi zależy by Titanic nie pojawiał się w negatywnym kontekście, co może być problematyczne biorąc pod uwagę, że ten akurat statek pojawia się właściwie wyłącznie w negatywnym kontekście.
Prawo co prawda nie działa wstecz ale już dziś twórcy filmu na podstawie serialu Downton Abbey (jak wiemy rozpoczynającego się od tragedii Titanica) postanowili że jeśli bohaterowie będą się w produkcji kinowej odnosić do tragedii to tylko mówiąc „Ten statek”. Przezorny zawsze ubezpieczony jak mawiają. Co prawda nikt pewnie nie ruszy polskiej piosenki „Zostawicie Titanica” ale jakby co to można śpiewać „Zostawicie ten statek”, wszak mniej więcej będzie wiadomo o co chodzi (zwłaszcza w piosence która jest i tak trochę bez sensu). Na pewno o swoje życie i zdrowie mogą się obawiać twórcy filmu „Titanic 2” ponieważ jak dochodzą do nas wieści – Disney planuje sprawić, by nikt w historii nie pamiętał, że taki film kiedykolwiek powstał.
Jednak same wyciąganie przez Disneya rąk po prawa do nazwy statku nie budzą takich kontrowersji jak sprawa… góry lodowej. Disney doszedł do wniosku, że ochroną autorską i prawną powinien zostać objęty także zabieg polegający na pokazywaniu góry lodowej w negatywnym kontekście. Jako kluczowy do historii Titanica. Tu z kolei okazało się, że wytwórnia znalazła się na wojennej ścieżce z dość niespodziewaną grupą… badaczy globalnego ocieplenia. Wskazywanie na oddzielanie się gór lodowych od wielkich mas lodu jest jednym z przejawów zagrożeń jakie niesie globalne ocieplenie. Kim Wediesoon, który zajmuje się badaniem gór lodowych z ramienia ONZ udzielił (uznanej za nieco kontrowersyjną) wypowiedzi w której powiedział gdzie Disney może sobie wsadzić wierzchołek góry lodowej, ze swoimi pomysłami. Przedstawiciele wytwórni twierdzą jednak, że ekolodzy i badacze zmian klimatycznych przesadzają, i że jeśli będą przekazywać wiedzę o górach lodowych bez „narażenia ich na utratę integralności” to nikt nie będzie miał do nich pretensji. Wciąż nie wiadomo o co chodzi, bo jak wszyscy wiemy trudno o coś co bardziej narusza integralność niż góra lodowa.
Na całe szczęście pewne zakusy Disneya udało się powstrzymać. Przede wszystkim sąd w Stanach Zjednoczonych wykazał się rozsądkiem stwierdzając, że wytwórnia nie ma prawa rościć sobie praw do imion „Jack” i „Rose” – jako że są to słowa wykorzystywane w powszechnym użyciu, natomiast fraza o byciu „królem świata” może być spokojnie wykorzystywana przy wykorzystaniu prawa cytatu. Powołani do zeznań specjaliści stwierdzili także (nie bez irytacji), że niezależnie od tego co myślą niektórzy stwierdzenie „Jestem królem świata” nie padło po raz pierwszy w filmie i było znane już wcześniej. Prawnicy Disneya próbowali natomiast udowodnić że może było znane wcześniej ale jak dziś krzykniesz „Jestem królem świata” to wszyscy wiedzą, że udajesz Leonardo DiCaprio.
Tymczasem możemy spokojnie powiedzieć, że spór o Titanica to wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o kwestie związane z prawami autorskimi. Już teraz kościół katolicki jest zaniepokojony tym jak Disney chce wykorzystać film „Son of God” opowiadający o Jezusie, by jednoznacznie ustalić kto ma prawo do określenia „Jezus Chrystus”, z kolei amerykańscy historycy niedawno rozważali czy przejęcie przez wielką wytwórnię praw do „Dźwięków Muzyki” nie zmieni raz na zawsze sposobu w jaki będzie można pisać o Anschlussie Austrii (doskonały felieton w ostatnim New York Times „Nasi Naziści nie potrafią śpiewać”). Niewątpliwie w następnych miesiącach kolejne grupy zawodowe będą orientować się, że ich praca może być znacznie utrudniona po tym Hollywoodzkim przejęciu.
Wygląda na to, że połączenie wielkich wytwórni nie tylko zmieni krajobraz Hollywood (zbliżając nas niepokojąco do pojawienia się monopolisty) ale może też sporo namieszać w tym o czym będzie można pisać bez oglądania się czy przypadkiem za plecami nie stoją prawnicy Disneya przypominając uprzejmie, że dziś Myszka Miki włada absolutnie niepodzielnie.
Ps: Oczywiście treść tego wpisu sponsoruje dzisiejsza data ale już niepokój związany z połączeniem się FOXa i Disneya sponsoruje niechęć do nadmiernego kumulowania się własności w jednej ręce – bo zwykle to się nie kończy za dobrze.