Kiedy zobaczyłam nową kolekcję Glamour od „Pani Swojego Czasu” moja pierwsza myśl była taka – Nie muszę już się martwić połową prezentów na święta. Tu pewnie część z was zmruży oczy z niedowierzaniem – Hej, Kaśka jest początek listopada a ty myślisz o prezentach świątecznych? Odpowiem bez zastanowienia – Tak! Najlepszym sposobem by nie zrujnować się w grudniu i ominąć dzikie tłumy w sklepach i na pocztach jest właśnie myślenie o prezentach już na początku listopada. Na te droższe można wtedy trochę odłożyć i nie bawimy się w emocjonalne wypatrywanie kuriera zanim zaświeci pierwsza gwiazdka.
Z kolekcji Glamour wybrałam kilka produktów moim zdaniem genialnych na prezent. Co więcej, trudno mi wymyślić rodzinę, w której nie ma ani jednej osoby, której nie można byłoby obdarować produktami od Oli. Bo taki jest urok rzeczy naprawdę ładnych i przydatnych-są też uniwersalne.
Mini Planer Pełen Czasu (brokatowy)
Zakochałam się w złoto czarnej okładce, która moim zdaniem jest tak stylowa i modna, że właściwie każda kobieta może bez zastanowienia wrzucić do najdroższej torebki, choć w plecaku studentki też będzie pięknie wyglądał. Planer ma ten sam układ co każdy Mini Planer Oli-na początku spis treści, potem dwanaście kart z miesięcznym kalendarzem, a potem strony w kropki. Wszystkie strony są numerowane, co sprawia, że samodzielne ułożenie planera tak by nam pasował, jest jeszcze prostsze. To, co odstraszało mnie od wielu planerów to fakt, że nigdy nie chciało mi się numerować stron-tu wszystko jest już zrobione. Miesięczne karty na początku nie są podpisane, więc planer może służyć bardzo długo – nawet jeśli wrócimy do niego po dwóch miesiącach czy zaczniemy w środku roku, nic się nie zmarnuje. Jednocześnie-ponownie – ich sumienne wypełnianie daje nam możliwość tradycyjnego planowania w kratkach kalendarza.
Wszystko, co potem zrobimy z planerem i jak go zaplanujemy, zależy od naszych osobistych potrzeb i umiejętności. Na przykład mój planer na pierwszych pięciu stronach ma osobne rubryki, w których wpisałam wszystkie nadchodzące, interesujące mnie premiery filmowe, teatralne, festiwale filmowe czy daty rozdania najważniejszych nagród filmowych. Żaden kalendarz nie dałby mi możliwości, rozpocząć planer od tego, co dla mnie jest w roku najważniejsze. Ta wolność jest atrakcyjna chyba dla wszystkich- a jednocześnie to dodatkowy wymiar prezentu- nie dajemy notatnika, ani kalendarza, przestrzeń do własnego zaplanowania. W czym kropki (niesamowicie ułatwiające własne rysowanie) pomagają. A wy jako dający prezent też macie pewność, że traficie w gust- nie musicie się już zastanawiać czy siostra, córka, ciocia, mama woli kalendarz z jednym dniem na stronie czy tygodniem na stronie- w planerze będzie wszystko tak jak lubi.
Jeśli dodatkowo rzucicie w sklepie okiem na naklejki, wzory, długopisy i taśmy ozdobne to możecie podarować cały zestaw do planowania zadań, fenomenalny prezent! Do tego do planera dołączony jest ebook Planuj tak, jak lubisz, czyli jak korzystać z Planera Pełnego Czasu„ z poradami Oli z Pani Swojego czasu i Kasi z WorQshop (pomagała projektować planer i sama jest mistrzynią bujo) – czyli nawet osoba dopiero zaczynająca nie poczuje się zagubiona. Nie wiem jak wy, ale ja bym po prostu po otrzymaniu takiego prezentu zamknęłabym się do końca przerwy świątecznej w pokoju i robiła najpiękniejszy planer świata. Sam planer jest ślicznie zapakowany i przewiązany wstążeczką więc pakowanie prezentu macie z głowy.
Kiedy zobaczyłam, segregator w sklepie Oli pomyślałam, że to śmiech historii (małej prywatnej historii), że coś, czego tak bardzo szukałam w sklepach w klasie maturalnej i na studiach znajduję teraz jak żywy. Kiedy uczyłam się do matury i do kolejnych sesji (na dwóch kierunkach naraz – nie pamiętam, co mi przyszło do głowy ale studiowanie jednocześnie dziennie i zaoczenie zabiera trochę czasu i energii) korzystałam właściwie wyłącznie z segregatorów. Możliwość wkładania i wyjmowania kartek z notatkami, dokładanie notatek, (wystarczy mieć dziurkacz i nagle trudno zgubić kserówki) a przede wszystkim – prosty sposób na to, żeby mieć całkowitą wolność, nad tym jak ułożymy sobie nasze notatki. Za moich studenckich czasów segregatory dzieliły się na trzy kategorie – dziecinne, biurowe i brzydkie. Tych brzydkich było najwięcej, zwłaszcza jeśli nie szukało się segregatora A4 tylko A5. Tymczasem jeśli segregator ma nam towarzyszyć długo, musi być ładny – nie ma wyjścia – brzydki segregator wcześniej czy później (przynajmniej u mnie) lądował gdzieś na dnie szuflady. Do tego producenci segregatorów chyba uznali, że nikt dorosły z nich nie korzysta i w większości przypadków te o wielkości A5 miały jakieś kotki i księżniczki. Nie jestem przeciwna kotkom i księżniczkom, ale w pewnym momencie chce się mieć jednak coś ładniejszego.
Nie skłamię, jeśli powiem, że segregator z serii Glamour jest najładniejszym segregatorem, jaki kiedykolwiek miałam. Nie tylko dlatego, że po prostu połączenie czerni i różowego brokatu tak bardzo mi się podoba. Ale też dlatego, że zrobiono go z dbałością o najmniejsze szczegóły. Chociażby fakt, że w tym czarno- różowym segregatorze, ringi na które nakłada się kolejne przekładki i kartki s w kolorze różowego złota – niby drobiazg, ale sprawia, że wszystko jest takie ładnie estetyczne i przyjemne dla oka. W sklepie możecie dokupić do segregatora także brokatowe przekładki (pozwalające podzielić nasze notatki na różne kategorie) – możemy wybrać kilka glamour wzorów, które będą idealnie pasować do całości. Jeśli już zdecydujecie się komuś sprezentować segregator, to polecam dokupić też kartki ze sklepu Oli. Dlaczego? Bo są w kropki! A to znaczy, że segregator może posłużyć też jako odmiana planera, czy BulletJournal. Zresztą w ogóle żałuję, że kartki w kropki nie były popularne, kiedy byłam młodsza, bo dziś widzę, że dokładnie tego mi brakowało przez większość życia – kartki, na której można rysować, pisać, robić wykresy, ale jednocześnie – dzięki temu, że nie jest to kartka zupełnie gładka, można bez trudu zachować linie i ład.
Jak już mówiłam – ja bym była niesamowicie szczęśliwa, gdybym dostała taki segregator wtedy, kiedy uczyłam się do egzaminów. Jednocześnie, myślę, że segregator jest doskonałym prezentem dla każdej osoby, która lubi wszystko zaplanować sama od A do Z. Dla takiej osoby nawet planer może być za bardzo ograniczający, za to segregator daje absolutną wolność. Znam sporo osób, dla których radość z palnowania zaczyna się dopiero wtedy, kiedy nikt im niczego nie ułatwia, nie podpowiada, nie oferuje – są tylko oni i pełna możliwość działania wedle własnego wzoru. Uważam, że zestaw składający się z segregatora, przekładek i kartek to prezent idealny, jeśli macie w rodzinie kogoś, kto próbuje ogarnąć życie pomiędzy kolejnymi sesjami, to ja bym się nie wahała ani chwili, podobnie jak w przypadku osób, które zawsze powtarzają, że nie mogą zacząć planować zadań, bo wszystkie planery im nie pasują. Segregator powinien ich przekonać, że jest rozwiązanie idealne dla ludzi, którzy chcą sami zadecydować, jak będzie wyglądał ich planer.
A i jeszcze ważna informacja, jeśli z jakiegoś powodu, uważacie, że dobry segregator zaczyna się od formatu A4 (na studiach znałam taką szajkę) to takie większe segregatory też w sklepie Oli w ramach kolekcji Glamour znajdziecie.
Teraz będzie miejsce na wyznanie. Kocham kalendarze ścienne. Teraz będzie miejsce na drugie wyznanie. Nic mnie tak nie denerwuje, jak źle zaprojektowany kalendarz ścienny. Teraz będzie miejsce na fakt. Ścienny Kalendarz Pełene Czasu jest doskonale zaprojektowany. Otóż miłość do kalendarzy rozbudziła we mnie babcia, która od zawsze wieszała kalendarz w… toalecie. Wychodziła z założenia, że tam człowiek udaje się często, przesiaduje długo, błądzi wzrokiem i ma czas oswoić się z planami na dzień czy miesiąc. Przyznam, że do dziś uważam to za przejaw geniuszu. Nie mniej babcia, od lat miała problem ze znalezieniem kalendarza, który byłby tylko jej. Bo nie ukrywajmy, choć na rynku jest dużo kalendarzy, to jest z nimi sporo problemów. Niektóre są po prostu porażająco brzydkie. Tych jest najwięcej. Osobiście wychodzę z założenia, że kalendarz musi być naprawdę ładny. W końcu będzie wisiał na naszej ścianie przez rok. Patrzenie co miesiąc na banalne zdjęcia krajobrazów, koszmarne zdjęcia koni (nie mam nic do koni, ale kalendarze z końmi są niemal zawsze brzydkie) czy na jakieś przesłodzone zdjęcie szczeniaczka (kocham szczeniaczki, ale na Boga, dlaczego wszystkie szczeniaczki w kalendarzach są takie same?). Oczywiście są doskonałe, przepiękne kalendarze z reprodukcjami dzieł sztuki. W zeszłym roku mama sobie taki kupiła. Przepiękne reprodukcje obrazów, ale pod nimi właściwie nie było miejsca na robienie jakichkolwiek notatek – cały miesiąc sprowadzony do niewielkiego rzędu cyferek obok siebie. Jest jeszcze jeden problem, o którym niewiele się mówi, czyli kwestia papieru. Ja wiem, teraz myślicie, że już mi zupełnie odbiło w mojej kalendarzowej krytyce. Zapewne Sami musicie znać z doświadczenia tę sytuację, kiedy macie piękny kalendarz, w którym właśnie chcecie zapisać, że umówiliście się na wtorek do dentysty i okazuje się, że tak ołówkiem się nie da, żelopisem się nie da, piórem się nie da, mazakiem się nie da, można tylko jakimś jednym długopisem, który się nie rozmaże. Bo papier jest piękny i błyszczący, ale zupełnie nienadający się do robienia notatek.
No i właśnie tu wchodzi Ścienny Kalendarz Pełen Czasu – cały na brokatowo. Po pierwsze jest śliczny. Z jednej strony mamy tu ładne liternictwo i wzór w różowy brokat, z drugiej – kalendarz jest dość minimalistyczny – żadnych zbędnych dodatkowych zdobień, wszystko układa się na stronie przejrzyście, a przy każdym dniu jest wystarczająco dużo miejsca na notatki (kalendarz ma format A3), absolutnie nie ma problemu by zawiesić go na ścianie, nie psując estetyki pokoju – niezależnie od tego, czy stawiamy na przepych, czy oszczędny minimalizm. Druga sprawa, która mnie osobiście najbardziej urzekła to papier. Otóż każda strona jest zrobiona z papieru, po którym się łatwo pisze, jest a na tyle twardy, żeby się nie giął, ale nie jest to żaden śliski papier, po którym ślizga się długopis, i wszystko się rozmazuje, papier jest szorstki i spokojnie można na nim notować długopisem, piórem czy – co dla mnie szczególnie ważne, ołówkiem. Wszyscy mamy zawsze sporo planów jeszcze niepotwierdzonych i możliwość odnotowania ich w ściennym kalendarzu ołówkiem, przynajmniej dla mnie jest bezcenna. Nie ma nic gorszego niż odwołana wizyta u dentysty, która straszy z kalendarza przez cały miesiąc, jak wielki wyrzut sumienia.
Przy czym muszę wam zdradzić, że mój kalendarz zapewne nie zawiśnie u mnie w mieszkaniu, ale zostanie… powieszony w pracy. Bo to jest jeszcze jedna sprawa – w pracy kalendarze ścienne są wyjątkowo przydatne, kiedy np. chce się zaznaczyć dla koleżanek z działu, kiedy wyjeżdża się na urlop. W wielu kalendarzach trudno robić notatki o kilku osobach bez wrażenia, że wszystko jest zatłoczone i nieczytelne. W tym kalendarzu jest tyle miejsca przy każdym dniu, że nie powinien to być problem. Już się cieszę na cały piękny i czytelny rok.
Czy w waszych rodzinach jest tradycja dawania prezentów nie tylko dla jednej osoby, ale dla całego rodzinnego stadła? U mnie w rodzinie oprócz prezentów np. dla mnie i Mateusza, zwykle dostajemy jeszcze jeden prezent wspólny – taki dla domu. Bardzo lubię ten zwyczaj (narodził się chyba z próby mojej mamy równego obdarowywania wszystkich – tragiczny konflikt pomiędzy prezentowym rozsądkiem a poczuciem sprawiedliwości), bo wspólne prezenty zwykle są praktyczne i naprawdę sięga się po nie często. Kiedy zobaczyłam suchościeralny planer roczny, od razu pomyślałam, że to idealny prezent nie tylko dla jednej osoby, ale też dla małżeństwa czy całej rodziny. Jak już ustaliliśmy – wszystkie produkty z serii Glamour są śliczne i tu nie ma zaskoczenia, planer roczny też ma ten świetny czarno, różowo, brokatowy wzór, ponownie – powieszony na ścianie wygląda po prostu fenomenalnie.
Planer roczny to coś absolutnie idealnego dla osób, które z jednej strony porządkują własne życie, patrząc nawet bardzo daleko przed siebie, a z drugiej, lubią patrzeć na całość z góry. Na przykład ja już w styczniu znam nie kilka, ale kilkadziesiąt dni, które będą dla mnie ważne w ciągu roku i o których nie mogę zapomnieć. Spojrzenie na cały rok z góry daje możliwość, zobaczenia momentów, w których będzie się więcej działo, w których trzeba będzie wziąć wolne, albo które można wypełnić wytężoną pracą. W przypadku całych rodzin doskonałe jest odznaczenie tych terminów, które są ważne dla wszystkich domowników – egzaminów, delegacji, urodzin, urlopów. Ja bardzo lubię spojrzeć na cały rok na raz, bo mam wtedy wrażenie, że jakoś bardziej panuje, nad tym co się dzieje, a szansa że moje plany będą zbyt ambitne od realnych możliwości – maleje.
Przy czym absolutnie genialnym elementem tego prezentu jest fakt, że nie dajemy czegoś na jeden rok. Suchościeralne planery mogą służyć całe lata. Pisanie po nich przypomina pisanie po białych tablicach w szkole. Odpowiednio pielęgnowany suchościeralny planer roczny, można poprawiać, zmieniać i wykorzystywać przez lata. Ponownie – po kilku tygodniach korzystania z tablic suchościeralnych mogę spokojnie powiedzieć, że ta wolność, jaką daje możliwość ścierania i poprawiania, bez przekreślania, nieco uzależnia. Jednocześnie – zawsze mamy przed nosem to, co aktualne. A pod koniec roku, kiedy już wiemy czym mamy się zająć w pierwszych miesiącach roku następnego, planer może nam służyć na ten krytyczny przełomowy okres, kiedy nie ma jeszcze miejsca na nowy kalendarz. Najwięcej rzeczy, które zapomniałam, było w styczniu, bo umawiała się na nie w grudniu, ale nie miałam jeszcze gdzie tego zapisać. Przy takim planerze nie ma problemu.
Oczywiście to, że ja wyobrażam sobie planer jako najlepszy dla całej rodziny, nie znaczy, że nie może służyć jednej osobie. Myślę, że powieszenie takiego planera nad biurkiem, kiedy np. pracujemy w domu, albo kiedy chcemy sobie rozpisać pracę na kilka miesięcy to absolutnie idealna rzecz – jeśli macie w głowie wielkie plany wymagające miesięcy przygotowań to taki planer roczny wydaje się absolutnie idealnym miejscem, w którym możecie wszystko rozłożyć na miesiące i mieć poczucie, że panujecie nad każdym waszym projektem.
Suchościeralny Planer Tygodniowy
Jak już pewnie widziecie, jestem zakochana w planerach suchościeralnych – bo to po prostu genialne rozwiązanie. Tym dla których ważniejsze od planowania dużych projektów jest dobre orientowanie się co tu i teraz polecam planer tygodniowy. Sama z niego korzystam (w wersji papierowej) i rozpisanie sobie tego, co się będzie robiło w danym tygodniu, z miejscem na zadania i notatki, jest sposobem by się nie zgubić we własnym życiu – zwłaszcza gdy mamy bardzo dużo dodatkowych zadań, które pojawiają się tylko na chwilkę i szybko znikają. Moim zdaniem, jeśli macie w rodzinie jakąkolwiek osobę, która pracuje na własny rachunek, albo łączy pracę ze studiami, to jest to dla mnie prezent absolutnie idealny. Poza tym, że kolekcja Glamour jest tak ładna i stylowa, że trafi właściwie w każdy gust, to dodatkowo dajecie prezent, który poza tym, że może przetrwać lata, pozwoli ogarnąć chaos życia, w którym niekiedy zadania i obowiązki zmieniają się z tygodnia na tydzień. To doskonałe narzędzie do planowania dla wszystkich, którzy np. mają w pracy dyżury i każdego tygodnia muszą sobie zupełnie inaczej rozplanować czas. Prawdę powiedziawszy uważam, że każda osoba która idzie na swoje albo na studia powinna mieć coś takiego w pakiecie powitalnym – ile bym dała, żeby w czasie kiedy żonglowałam dwoma sesjami, ktoś dał mi taki planer do powieszenia nad biurkiem czy łóżkiem. Może wtedy nie budziłabym się zlana potem w środku nocy, zastanawiając się czy nie zapomniałam o jakimś kolejnym z kilkunastu egzaminów.
Jeśli zdecydujecie się kupić na prezent tablicę suchościeralną, to pamiętajcie że w sklepie Oli możecie też dostać specjalne markery (takie, które się ścierają) i warto jeszcze dorzucić do prezentu jakąś niewielka flanelową chusteczkę, do ścierania tego co zostało napisane. Dzięki temu, obdarowana osoba, będzie mogła już w wigilijny wieczór zaplanować sobie kolejny tydzień. Który jak wiadomo, będzie wypełniony głównie dojadaniem resztek piernika i panicznym szukaniem kreacji na Sylwestra.
Notes z karteczkami Samoprzylepnymi
Obok wielkich prezentów świątecznych, na które zrzucaliśmy się niekiedy połową rodziny, jest u nas też tradycja dawania sobie rzeczy niewielkich ,ale dających sporo radości. Notes z Karteczkami samoprzylepnymi z kolekcji Glamour to właśnie taki prezentowy drobiazg, który można podarować każdemu bez lęku, że się nie spodoba. Zamknięte w pięknej (z obu stron!) okładce, znajdziemy bloczki karteczek samoprzylepnych w najróżniejszych wielkościach. Od klasycznych kwadratów przypominających typowe karteczki post-it, przez nieco mniejsze prostokątne, po wąskie znaczniki, które niesamowicie się przydają zwłaszcza podczas lektury złych książek. Jeden zestaw zawiera czternaście bloczków (dwa największe, trzy mniejsze, i dziewięć najmniejszych) po 50 kartek. To znaczy, że przed nami mnóstwo miejsca na małe i większe notatki. Ja z takich karteczek non stop korzystam w pracy – zwykle zapisując na nich treść rozmów telefonicznych, czy robiąc niewielkie notatki dla osób, z którymi pracuję, znaczniki zaś towarzyszą mi niemal każdej lekturze, nie uznaję zaginania rogów czy robienia notatek w książkach, więc znaczniki (po których łatwo się pisze!) są dla mnie kluczowe.
Okładka na zestaw naklejek ma wielkość zeszytu i spokojnie zmieści się do plecaka i torebki. Ponieważ to kolekcja glamour, to wszystkie wzory na karteczkach są też w tej stylistyce – trochę różowego wzoru brokatowego, czarne i różowe wykończenie. Przyznam wam szczerze, jeszcze parę lat temu kręciłabym nosem na wszystko, co nie jest czysto funkcjonalne, ale ostatni zaczęłam doceniać wyroby papiernicze, które obok bycia funkcjonalnymi są też ładne. Robienie notatek na kartce z ładnym wzorkiem jest po prostu przyjemniejsze. I w niczym nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, daje radość – bo jednak nie musi być tak, że przy pracy nie możemy się otaczać tym, co ładne. Przynajmniej ja od dobrych paru lat kupuję tylko ładne karteczki do notatek, bo sprawia mi to przyjemność.
Blok karteczek możecie właściwie wręczyć każdemu, bo nie ma na świecie jednostki, która co pewien czas nie rozgląda się za jakimś kawałkiem papieru na notatki. Studenci, pracownicy, ale też nie ukrywajmy – babcie, które połowę naszych rozmów telefonicznych zapisują na małych karteczkach bo zapomną, co im właśnie przekazaliśmy. Tak więc, jeśli szukacie czegoś niewielkiego na prezent co i tak sprawi radość, to zestaw karteczek na pewno jest właśnie takim prezentem.
No dobrze to są moje propozycje. Oczywiści w kolekcji Glamour jest ich dużo więcej. Wejdźcie na stronę sklepu i przekonajcie się, że wybrałam tylko kilka produktów! Nie ukrywam, że uważam produkty do planowania czasu i w ogóle produkty papiernicze za idealne prezenty na święta. Pod koniec roku człowiek czuje, że może czas zacząć panować nad swoim czasem i lepiej planować zadania, więc taki prezent zgrywa się z naturalną potrzebą, jaka rodzi się w ludzkim sercu. Jednocześnie to są prezenty, z których można korzystać, wyciągać je z torby codziennie, czy patrzeć na ścianę i pomyśleć nie tylko o tym, jak się przydają, ale też skierować ciepłe myśli do osoby, która coś takiego sprezentowała. Ja przynajmniej tak zawsze mam – kiedy dostaje jakiś naprawdę fajny prezent. Na koniec – mówimy tu po prostu o serii rzeczy ładnych, stylowych, dobrze wykonanych i praktycznych. Nie wiem jak u was, ale w moim słowniku te wszystkie elementy składają się na jedno określenie. Prezent idealny. I takich idealnych prezentów – na każdą okazję życzę wam jako obdarowanym i tym szykującym prezenty dla innych.
Wpis powstał we współpracy z marką Pani Swojego Czasu, której jestem Ambasadorką.
Ps: Wiecie że 15.11 jest Katarzyny? To nie są moje imieniny, ale znaczy to, że macie tylko kilkanaście dni na obdarowanie wszystkich waszych bliskich i dalekich Katarzyn. Jeśli są choć podobne do mnie to zakochają się w kolekcji Glamour.