Kilka dni temu pisałam wam o książce „Thiny Pretty Things” a dziś chciałabym wam napisać o serialu. Od razu zaznaczę, że obejrzałam całość jednym tchem ale… no nie będę udawać, że mam o tej produkcji dobre zdanie. Będę się więc trochę wyzłośliwiać. Może nawet więcej niż trochę. Chyba głównie dlatego, że poziom dramy w porównaniu do książki jest tak absurdalny, że trudno to ogarnąć umysłem – wiecie w książce zaczyna się od wypadku na treningu a tu ktoś zrzuca dziewczynę z dachu budynku. DROBNA RÓŻNICA. Jeśli chodzi o poziom wierności oryginałowi to jest ten serial tak bliski książce jak streszczenie „Pana Tadeusza” poczynione przez ucznia odpytywanego przy tablicy. Niektóre imiona się zgadzają. Post może zawierać spoilery.
Cała historia dzieje się w szkole baletowej która jest niezwykle wymagająca. Do wymagań szkoły należy przede wszystkim znoszenie faktu, że nie tyle jest tam nieprzyjemnie ale po prostu czysto patologicznie. Dyrektorka szkoły sypia i z jednym z nastoletnich uczniów (serial jakoś nie sprawia wrażenia jakby to był problem) jak i z głównym choreografem, którego też kiedyś dawno uwiodła – podejrzewam, że jak był uczniem. Sam choreograf no może nie sypia z uczennicami ale nie znaczy, że nie traktuje ich tak karykaturalnie źle, że nawet w Polsce dorwałaby go inspekcja pracy a wiemy, że to graniczy niemal z cudem. Jednak te drobne nadużycia są niczym w porównaniu z tym, że prestiżowa szkoła baletowa właściwie stręczy swoje uczennice bogatym sponsorom baletu i jakoś nikt nie uważa żeby to było aż tak bardzo nie tak. Co więcej kiedy cała sprawa wychodzi na jaw to szkoła baletowa nie zostaje zamknięta na cztery spusty. Więcej – uczniowie zbierają się razem by jej bronić. Bo przecież gwałty i molestowanie to jedno a możliwość zatańczenia w pretensjonalnym balecie faceta który wyżywa się na tancerza to zupełnie co innego.
No ale wróćmy do ciężkiego życia – jest ono ciężkie dla uczniów którzy przede wszystkim próbują się rozeznać w swoich emocjach. Co potrafi być problematyczne ponieważ połowa obsady to niemal identycznie wyglądający bruneci, którzy sypiają ze skomplikowaną kombinacją osób płci obojga co prowadzi do tego, że nawet ja już nie wiem kto ma z kim romans. Na całe szczęście każe złamane serce można naprawić idąc na dach budynku i tańcząc tam w rytm swoich emocji. Serio mam wrażenie, że Chicago największym problemem może być fakt, że na każdym dachu jest jakiś młody tancerz czy tancerka wyrażający swoje emocje w tańcu. Ciekawe czy przeszkadzają tym super bohaterom którzy na dachu siedzą i spoglądają na miasto. To musi być też kłopotliwe dla służb miejskich.
A właśnie przy okazji służb. W cały Chicago jest tylko jedna policjantka. Co więcej policjantka która zdecydowanie nie powinna prowadzić śledztwa bo najwyraźniej nikt jej nigdy nie poinformował jak wyglądają procedury. Zwłaszcza w przypadku spraw gdzie przesłuchuje się czy aresztuje osoby niepełnoletnie. Nie mniej tym co naprawdę mnie intryguje to fakt, że ta policjantka z wydziału zabójstw odpowiada także np. za niegroźny wypadek drogowy któremu ulegają bohaterki. Co ona niby tam robi w tym Chicago? Wszystko? Czy oni nie mają tam drogówki? Czy jest jak Batman i obserwuje całe miasto i ilekroć cokolwiek się zdarzy to wyrusza prowadzić swoje nieporadne dochodzenie? To by tłumaczyło dlaczego wszystko odbywa się z takim minimalnym poszanowaniem zasad prowadzenia śledztwa.
No ale nie traćmy z oczu głównego tematu serialu jakim jest seks wszystkich ze wszystkim. Nie to znaczy sorry balet. To znaczy seks wszystkich ze wszystkimi przetykany baletem. Ja nie mam nic do seksu w serialach, ten jest bardzo równościowy – bo tyle co się męskich pośladków naoglądałam w tym serialu to od czasu mojego nadrabiania kina europejskiego nie widziałam. Problem w tym, że ja już czasem się gubię dlaczego w danym momencie ktoś z kimś sypia. A jeszcze bardziej się gubię dlaczego tych seksów jest więcej niż tańca. Zresztą o tańcu w tym serialu się strasznie dużo mówi (zawsze mrocznie i na najwyższym C) ale jak przychodzi co do czego to prawie nikt nie tańczy. To już więcej jest w tej produkcji mniej lub bardziej udanych prób odurzenia kogoś narkotykami (jak się okazuje do leków i narkotyków dostęp dla uczniów szkół baletowych jest mega prosty) niż występów tanecznych. Te zresztą wyraźnie opierają się na przekonaniu, że nikogo naprawdę nie interesuje balet klasyczny.
Musicie jednak pamiętać że to prawdziwy serial o balecie. Po czym to poznajemy. Jednej z bohaterek schodzi paznokieć z dużego palca u stopy. To już trzecia produkcja o balecie w której widzę taką scenę co skłania mnie do myślenia, że jest to scena równie ważna jak pojedynek na pięści w filmie o bokserach. Ja wiem, że balet potrafi owocować kontuzjami ale bardziej mam wrażenie, że reżyserzy kochają pokazywać mi jakieś posiniaczone i poczerniałe palce stóp żeby mnie przekonać, że balet to straszny wysiłek. Bo wiecie sama bym się nie domyśliła, że to może być trudne tak tańczyć. Plus mimo tych wszystkich treningów i kontuzji dzieciaki mają mnóstwo siły by imprezować i bić się w ciemnych alejkach. Zresztą nawet nie wiecie jakimi ninjami są uczniowie szkół baletowych. Wiecie taki trening mieszany.
Intryguje mnie też fakt, że najwyraźniej w Chicago nie ma ograniczeń spożywania alkoholu dla niepełnoletnich ponieważ wszyscy tam non stop piją. I to nie tylko że wiecie wybierają się do baru cichaczem z podrobionym dowodem osobistym, ale po prostu ilekroć nadarza się okazja ktoś im dolewa wina. Rodzinna kolacja? Winko. Spotkanie ze sponsorami szkoły? Szampan. Wieczór po premierze? Alko na bankiecie. NIKT w tym serialu nie zwraca uwagi na to, że to są nastolatki w wieku w którym nie powinno się tyle pić w ogóle prawo zakazuje. Ogólnie to jest niesamowicie ciekawe, że w serialach – od czasu „Plotkary” nikt właściwie nie zadaje pytania – dlaczego wszyscy podają niepełnoletnim dzieciakom alkohol jakby to był soczek. Serio to mnie frustruje – nie dlatego, że mam jakąś kosmiczną wizję, że dzieciaki nie piją ale dlatego, że to tworzy jakąś alternatywną rzeczywistość gdzie jest oczywiste że nastolatek wszędzie dostanie alkohol.
Ogólnie jeśli szukacie serialu gdzie pragnienie dramy zastępuje wszystko inne to naprawdę znaleźliście dobry serial. Z książką on naprawdę nie ma za wiele wspólnego – nawet większość postaci nazywa się inaczej – ale za to wszyscy wyrażają swoje emocje tańcem bo jak wiadomo to jest jedyny sposób wyrażania emocji. Do tego trochę tam jest baletu ale nie klasycznego bo przecież któż by chciał oglądać balet klasyczny w takich serialach. Jest też trochę wątków które właściwie należałoby zakwalifikować jako bardzo niepokojące – są głównie związane z seksem, i zawierają takie perełki jak stręczenie, brak zgody, seks z nieletnimi, brak zgody po raz kolejny, ogólnie – dużo rzeczy związanych z seksem które nie są szczególnie spoko. Jedyne co jest równościowe to fakt że dotykają uczniów obu płci.
I tam prawie na pewno jest jakaś fabuła, to znaczy tak mi się wydaje po objerzeniu wszystkich odcinków ale jednocześnie cały czas miałam wrażenie że z racji nadmiaru dramaturgii tak naprawdę nie ma żadnej fabuły. Są tylko sceny w których ludzie na siebie krzyczą, ewentualnie sceny w których ludzie ze sobą sypiają lub sceny w których ludzie krzyczą na osoby z którymi będą zaraz sypiać lub sypiają z ludźmi którzy przed chwilą na nich krzyczeli. A i na początku i końcu odcinka jest uduchowione paplanie o balecie, które jest tak wzniosłe, że zaczynam podejrzewać że podobne monologi można byłoby ułożyć o pieczeniu ciasta „Pieczenie ciasta to odwieczny balans, pomiędzy wolnością, a zasadami, chcesz wyrazić siebie, ale jeśli odejdziesz za bardzo od przepisu to możesz polec. Każde ciasto to walka między tradycją a twoim indywidualnym środkiem wyrazu”.
Ogólnie ja nawet rozumiem, że udramatyzowane seriale o nastolatkach się sprzedają ale ten jest już komicznie przeszarżowany. Już pomijam, że ta szkoła baletowa to totalna patologia, to na dodatek wszyscy bohaterowie są nie mili – główna bohaterka jest w sumie na wszystkich non stop wściekła – czasem trudno powiedzieć dlaczego. Choć w sumie może należałoby przyjąć do wiadomości, że ta szkoła po prostu stoi na jakimś starym cmentarzu bo wszystkim bohaterom śnią się takie creepy sny (serio co odcinek to gorzej), że albo tam się jakiś gaz ulatnia bo ktoś nie dokręcił albo szkoła jest nawiedzona. To jest chyba jedyne rozwiązanie. W takim razie czekam na crossover z Sabriną. Wtedy może całość zaczęłaby mieć jakiś sens. Mógłby też wpaść Hannibal i ich wszystkich zjeść.
Cały serial obejrzałam w jeden dzień i nic mi nie zrobicie.