Jak już wiecie jestem lekko uzależniona od Apple TV + – mojej ukochanej platformy streamingowej, która co tydzień karmi mnie Fundacją w której jest piękny Lee Pace, albo The Morning Show w którym wszyscy są świetni (choć drugi sezon jest nieco słabszy) albo nowymi produkcjami. Dziś napiszę wam o serialu „The Shrink Next Dior”
Serial jest kolejną produkcją w przestrzeni telewizyjnej która powstała jako ekranizacja popularnego podcastu. Od razu chcę powiedzieć – nigdy nie słuchałam tego podcastu więc nie powiem ile dopisano a ile zachowano z oryginału. Nie mniej – nie wiem czy zauważyliście – ekranizacje podcastów stosunkowo rzadko są udane. Być może dlatego, że ci którzy znają historię z pierwotnego źródła wolą pogłębioną narrację z podcastu a ci którzy oglądają serial nie zawsze rozumieją – czemu ktoś się zainteresował daną historią. Oczywiście zdarzają się produkcję które cieszą się większą popularnością, ale mam wrażenie że ekranizowanie podcastów jest gorszym pomysłem niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.
Jak w świecie tych ekranizacji sytuuje się „The Shrink Next Door” – jak na razie – po trzech odcinkach muszę powiedzieć, że na razie serial jest jedną z tych produkcji, która sama w sobie nie jest zła ale brakuje jej jakiegoś błysku, która sprawiłaby żebym poleciła ją wszystkim. Sam punkt wyjścia jest dość ciekawy – Will Ferrell gra właściwa nowojorskiej firmy handlującej materiałami. Jego rodzice niedawno umarli pozostawiając mu całą firmę co przerasta tego wrażliwego i podatnego na manipulację mężczyznę. Za namową swojej siostry idzie do polecanego psychiatry, który dość szybko zaczyna zachowywać się w sposób niestandardowy, pogłębiając ich relację.
Serial ma całkiem niezły pomysł ale dość szybko ujawnia nam niemal wszystkie karty. Od pierwszego odcinka czujemy, że grany przez Paula Rudda psychiatra zdecydowanie nadużywa słabości swojego klienta, co więcej dość szybko poznajemy własne problemy doktora Isaaca Herschkopfa. To chyba jest największy problem serialu – kiedy poznajemy Herschkopfa dość szybko orientujemy się, że jest nastawiony na sławę, potrzebuje pieniędzy, chce się czuć znany. To sprawia, że jego działania w stosunku do swojego klienta Martina Markowitza stają się dużo bardziej przejrzyste. W takich historiach o manipulacji zdecydowanie najciekawiej jest odkrywać motywacje obu stron – tu są przedstawione w sposób dość jasny.
Wydaje się też, że produkcja nie jest nam w stanie powiedzieć niczego nowego o tym jak działają tego typu toksyczne relacje. Być może nie ma tu wielkiej tajemnicy – w tym jak człowieka od siebie uzależnić, odseparować go od rodziny i wykorzystać do własnych potrzeb – ale serial opowiada to w sposób bardzo prosty i bardzo przejrzysty. Zwłaszcza wątek siostry Phyllis, którą Herschkopf powoli wycina z życia Martina jest takim bardzo łopatologicznym przedstawieniem jak działają mechanizmy psychologicznej manipulacji. Jasne – pod pewnymi względami to jest ciekawe – obserwowanie jak rzeczy które brzmią bardzo toksycznie i podejrzanie, są przyjmowane przez Martina za dobrą monetę ale jednocześnie – nie raz to już widzieliśmy.
Czym się serial ratuje? Przede wszystkim bardzo dobrze odtwarza nastrój, modę i kulturę lat osiemdziesiątych. Zwłaszcza przeżywanych w Nowym Jorku w żydowskiej społeczności. To historia bardzo mocno osadzona w konkretnych czasach i wśród bardzo konkretnych ludzi. Moim zdaniem to największy plus serialu – który np. Wprowadza wątek nieudanej Bar micwy jako ważnego elementu w pamięci i tożsamości bohaterów. Także fakt że Herschkopf jest psychiatrą polecanym przez rabina ma znaczenie. To jest historia, która w pewien sposób dodaje więcej niuansów do tego komediowo i schematycznie przerabianego wątku o skomplikowanych relacjach amerykańskich żydów i ich psychiatrów.
Kolejna sprawa – nawet jeśli mam wątpliwości odnośnie samej historii i scenariusza to jest to bardzo dobrze zagrane. Jestem wielką fanką Willa Ferrella w rolach drastycznych. To jest po prostu dobry aktor, który doskonale oddaje wrażliwość swoich bohaterów. Rzadko się zdarza ktoś kto tak umie dobrze oddać tą delikatność i łagodność mężczyzny, który nie pasuje do pewnego wzorca. Doskonale udaje się mu też zagrać atak paniki co wcale nie jest oczywiste. Serio mam wrażenie, że Ferrell trochę się marnuje w komedii bo w serialach i filmach gdzie ma możliwość pokazania swojego dramatycznego talentu jest po prostu fantastyczny.
Z kolei Paul Rudd korzysta ze swojego naturalnego uroku i szerokiego uśmiechu by zagrać kogoś kto doskonale manipuluje wszystkimi wokół siebie. Nigdy nie jest agresywny ale nawet widz czuje napięcie – jedno niewłaściwie słowo i można zranić jego uczucia i sprawić, że ta sympatia gdzieś zniknie. Jednocześnie jednak – sam Herschkopf jest postacią która moim zdaniem jest poprowadzona tak, że nie możemy sobie zadawać zbyt wielu pytań i jego motywacje i sposoby działania bo serial zbyt wiele mówi nam w bezpośredni sposób. Jednocześnie – zgadzam się z krytykami, że oparcie budowania tak zniuansowanej postaci na tym, że odgrywający ją aktor prezentuje się sympatycznie to zdecydowanie za mało.
W jednej recenzji przeczytałam, że być może problem serialu jest fakt, że dostajemy kilka odcinków po ok. 40 minut podczas kiedy w tej historii w istocie mamy materiał na jeden film. Przyznam, że to jest argument z którym mogę się zgodzić. Mam poczucie, że od trzeciego odcinka trochę już wiemy wszystko co musimy wiedzieć, więcej już w pierwszym odcinku pojawiają nie w nas wątpliwości i zaczynamy rozumieć z jakimi mechanizmami manipulacji będziemy mieli do czynienia. Oczywiście jest w nas zainteresowani tym co właściwie się wydarzyło ale nie wiem czy jego go wystarczająco dużo na cały serial.
Na koniec mam refleksję że pewnym problemem serialu jest to, że po aktorach widzowie spodziewają się produkcji komediowej i tak ją czytają, podczas kiedy dużo bliżej jest tu historii smutnej i dramatycznej gdzie co pewien czas pojawia się zabawna scena. To jest moim zdaniem problem, bo widzowie czekają na co innego i dostają co innego. Ostatecznie więc nikt nie jest do końca zadowolony. Być może czas poważnie zastanowić się czy ekranizowanie podcastów to taki dobry pomysł.