?
Hej
Zwierz jest słowny i obowiązkowy, więc wczoraj po powrocie z pracy zaczerpnął nieco energii z najpopularniejszego źródła tejże ( zjadł obiad) i poleciał do kina, by dla was moi drodzy czytelnicy zobaczyć ” Igrzyska Śmierci”, które wcześniej też dla was przeczytał ( zwierz będzie dziś podkreślał swoje poświęcenie dla sprawy). Zwierz zaznacza, że książkę przeczytał ( o czym czytelnicy zapewne , wiedzą) bo jest jasne, że będzie to wpływać na postrzeganie przez zwierza filmu. Co więcej zwierz chce dodać, że pisząc dzisiejszą recenzję będzie zakładał, że należycie czytelnicy do tej grupy, która albo już książkę zna albo nie ma zamiaru jej czytać więc nie popsuje jej zabawy zdradzenie ważnych elementów fabuły. Innymi słowy będą Spoilery.
Na samym początku zwierz postanowił dla odmiany wymienić plusy. Zwykle zwierz marudzi przez dwie strony, zanim do nich dojdzie, więc fajna jest jakaś miła odmiana. Tak więc — zdecydowanym plusem filmu jest Jennifer Lawrence. Zwierz, który nie przepada za bohaterką książki ( dobra zwierz uważa, że Kantiss jest antypatyczna), nie był w stanie nie polubić tej dziewczyny w wykonaniu Lawrence. Być może dlatego, że aktorka jest po prostu śliczna, w takim znaczeniu tego słowa, że ma twarz osoby, którą od razu chce się polubić. Ale zwierz podejrzewa, że dokłada się do tego też niezła gra, Lawrence w zależności od sceny jest dziewczęca, ładna, nieco brzydsza, twarda, zdeterminowana czy w końcu nieufna. Do tego aktorka musi zagrać twarzą całą masę wewnętrznych monologów bohaterki, których nie ma w filmie ( zwierz nie przypuszczał, że będzie mu tej pierwszoosobowej narracji brakowało), a były w książce — udaje się jej to raczej lepiej niż gorzej. Zwierz musi jeszcze dodać, że olbrzymimi plusem Lawrence jest jakaś szczerość gry, która sprawia, że nawet w najidiotyczniejszym momencie nie myślimy sobie, że bohaterka wygląda czy zachowuje się głupio. Jej Kantiss jest chyba nawet lepsza i ciekawsza od swojego książkowego pierwowzoru. To jest zdaniem zwierza spory komplement, bo zazwyczaj postacie z filmów przegrywają ze swoimi książkowymi odpowiednikami. Ogólnie zwierz wróży Lawrence wielką karierę choć zwierza przeraża, że aktorka urodziła się w 1990 roku — dla zwierza ludzie urodzeni w latach 90 powinni być małymi dziećmi, a nie pięknymi kobietami. Ech, starzeje się zwierz
Jeśli już przy obsadzie jesteśmy to właściwie zwierz pozytywnie oceniłby jeszcze tylko dwie role ( w sumie w tym filmie są tylko trzy czy cztery Role — reszta bohaterów po prostu gania po ekranie) — Woody Harrelson jako mentor głównej bohaterki także wyrasta poza swój książkowy odpowiednik — Harrelson to dobry aktor, który zbyt często marnuje się w złych produkcjach. Tu wykorzystuje swoje parę minut na ekranie, by pokazać przemianę postawy swojego bohatera, a na dodatek robi to dowcipnie i tak, że zwierz cieszył się ilekroć pojawił się przed jego oczyma. Zwierz musi też powiedzieć, że mimo iż rola Cinny — obowiązkowego stylisty bohaterki, przygotowującego ją wystąpień w mediach, jest malutka to Lenny Kravitz chyba wycisnął z niej wszystko co się dało. W każdym razie gdyby zwierz był główna bohaterką, to rzuciłby w kąt jakiegoś piekącego chleb chłystka i zwiał ze przystojnym stylistą. Choć zwierz nie wie czy do końca to powinien myśleć, oglądając ich wspólne sceny. No ale może wpływ na postrzeganie tego wątku ma fakt, że Lawrence ma lat 21 a nie 16 jak bohaterka książki, co nieco zmienia percepcję ( przynajmniej zwierza).
Pochwała należy się też za dobór miejsc, w których rozgrywa się akcja — choć sam Kapitol — stolicę kraju, w którym rozgrywa się akcja filmu, zwierz wyobrażał sobie nieco bardziej okazale, to jednak zarówno obrazy z Dystryktu 12 gdzie toczy się życie bohaterki, zanim zostanie wybrana do udziału w Igrzyskach, jak i samo miejsce rozgrywania morderczych Igrzysk ( wraz z pięknie zaprojektowanym kubistycznym Rogiem Obfitości) bardzo przypominają to co zwierz miał w głowie czytając książkę. Przy czym trzeba przyznać, że nie koniecznie jest to proste, bo autorka tak naprawdę daje bardzo mało opisów, więc większość trzeba sobie dopowiedzieć samemu. Zwierzowi podoba się też, że zwłaszcza w czasie trwania Igrzysk na ekranie pokazuje się nam ( trochę jak w Truman Show) salę z której realizatorzy programu zawiadują transmisją Igrzysk, a pewne elementy fabuły ( np. dlaczego w opisywanym świecie osy są bardziej niebezpieczne niż w naszym) wyjaśnia się poprzez przywołanie, znanych z transmisji wydarzeń sportowych, wypowiedzi komentatorów — zwierz rozumie, że autorzy filmu bardziej jeszcze niż autorka książki pragnęli wskazać, że mamy do czynienia przede wszystkim, z książką pokazującą jak media potrafią się obrócić przeciw nam samym. Dobry to pomysł, podkreślający ważny element , który w książce mimo wszystko nieco umyka.
Dobra tyle pochwał. Teraz czas na krytykę. A tej jest sporo. Przede wszystkim ” Igrzyska Śmierci” pokazują w pełni braki historii przedstawionej w książce. Widzicie bowiem — kiedy ogląda się bardzo wierną adaptację, która prowadzi nas jeszcze raz przez wszystkie pokazane w książce zdarzenia, widać jak na dłoni, złą konstrukcję opowieści, pewne braki logiki i chyba co najważniejsze — brak oryginalności. Oglądając film zwierz uświadomił sobie, że wiedząc co czeka bohaterów ( film nie pozostawia czasu na domysły, informując o tym w pierwszej planszy pojawiającej się na ekranie) nawet przez chwilę nie zainteresował się światem, w którym żyją. Obrazki z 12 dystryktu są kolejnym dość wtórnym zapisem biedy w kolejnym postapokaliptycznym świecie. Co więcej kiedy z ekranu popłynęło wytłumaczenie dlaczego organizuje się Głodowe Igrzyska ( aby utrzymać lud w rydzach po buncie), zwierza w pełni uderzyło jakie to idiotyczne fabularnie rozwiązanie — bo przecież ( jak sam film wskazuje!) Igrzyska budzą agresję wobec władzy zamiast ją tłumić.
Poza tym zwierz uświadomił sobie jak olbrzymią część historii zajmują wydarzenia po prostu nic nie znaczące — Kantiss przybywa do Kapitolu, Kantiss jedzie rydwanem, Kantiss udziela wywiadu, Kantiss popisuje się umiejętnościami strzeleckimi, Kantiss kłóci się z Peetą, Kantiss godzi się z Peetą — obrazki przesuwają się po kolei jak w kalejdoskopie, ale w sumie są strasznie nudne — teoretycznie mają odłożyć w czasie przejście do samych Igrzysk i pokazanie nam więcej świata bohaterki. W książce sprawdza się to średnio ( zdaniem zwierza zdecydowanie za dużo miejsca autorka poświęciła na ubrania bohaterów za mało opisowi otaczającego ich świata), ale w filmie po prostu nuży. Zwłaszcza, że część scen pozbawiona narracji bohaterki ( nadających im jakiegoś emocjonalnego tła) czy wyobraźni czytelnika ( który potrafi sobie dopowiedzieć wszystko czego w książce brakuje) jest wręcz żenująca. Dobry przykład to triumfalny wjazd Kantiss i Peety na rydwanie w ramach parady uczestników Igrzysk. Ta scena w książce ma sens — bohaterka zastanawia się cały czas czy jej towarzysz, trzyma ją za rękę by nie upaść, bo chce zrobić lepsze wrażenie, a może ją lubi. W filmie po prostu biorą się za ręce, budząc przy tym zażenowanie zwierza ( i chyba nie tylko jego zwierz słyszał na sali chichot). Z resztą zwierz musi dodać, że ów płomień, którym bohaterowie mają płonąć ( dla efektu) wyglądał jakby zrealizowano go najtańszymi środkami.
Zwierz pisał o tym, co mogą sobie czytelnicy sami dopowiedzieć, albo wyobrazić i nie ma w tym problemu, a co przeniesione na ekran strasznie razi. Widać to właśnie w tej pierwszej części filmu, kiedy obserwujemy pstro ubranych mieszkańców Kapitolu. Rzeczywiście tak opisała ich autorka, ale coś co sprawdza się na kartach powieści ( choć zdaniem zwierza te malowanie ciał i farbowanie włosów na dziwne kolory to strasznie retro stylistyka) na ekranie nie sprawdza się zupełnie. Zwierz miał cały czas wrażenie, jakby oglądał film, którego stylista zwiał z planu jakiegoś filmu z lat 80. Mieszkańcy Kapitolu wyglądają w tym filmie tak kuriozalnie, że bardzo osłabia to jakość narracji. Zwierz jest bowiem przekonany, że nikt nie chciałby dzielić z nimi tej stylistyki i stylu życia ( a przecież Kapitol powinien reprezentować dobrobyt do którego tęsknią bohaterowie), zwłaszcza, że film prawie nie pokazuje kwestii ważnej — czyli tego czającego się wszędzie w 12 Dystrykcie głodu, o którym na Kapitolu nikt nie myśli. Trzeba powiedzieć, że twórcy nie pomyśleli, że takie przedstawienie mieszkańców stolicy sprawia, że zdecydowanie trudniej postrzegać ich jako sprawców tragicznej sytuacji bohaterki. Z resztą chyba nie tylko zwierzowi się ta stylizacja nie podobała i budziła jego śmiech, bo w Internecie pojawiła się nowa moda przyklejania różnym postaciom fantazyjnie przyciętej brody jednego z bohaterów.
Po ciągnącej się jak falki z olejem części filmu dziejącej się na Kapitolu nasza bohaterka w końcu trafia na Igrzyska. I tu po raz kolejny — wierność książce staje na przeszkodzie do zrealizowania dobrego filmu. Trzeba bowiem powiedzieć, że autorka książki tą część — która powinna być teoretycznie najciekawsza zupełnie spaliła — niestety realizatorzy spalili ją nawet jeszcze bardziej. Zacznijmy od dziwnej strony czyli od pracy kamery — realizator twierdzi, że zdecydował się na trzęsącą się kamerę by pokazać stan bohaterki, która prowadzi nas przez narrację. Ale prawda jest taka, że trzęsąca kamera pojawia się tam gdzie ktoś komuś robi krzywdę — czyli dokładnie w tych momentach kiedy mogłoby być ciekawie. Zdaniem zwierza ujęcia, w których praktycznie nic nie widać, i które trwają ułamek sekundy w porównaniu z tymi, w których bohaterka nic nie robi tylko biegnie przez las wynikają z faktu, że film chce się pokazać tej młodszej młodzieży co oznacza, że przemoc należy zminimalizować, i pokazać tak by nic naprawdę nie było widać. Tak więc zostajemy z olbrzymią częścią filmu , w której wszystko jest pięknie zrealizowane, do czasu kiedy coś zaczyna się dziać, wtedy nagle wszystko się trzęsie, traci ostrość a sceny zaczynają być trudne do oglądania. Ogólnie oglądając tą część filmu, wymęczony już poprzednimi scenami dziejącymi się na Kapitolu zwierz zaczął się nieco nudzić. Wydarzenia postępowały po sobie z podobną szybkością jak w książce, ale film aż do końca nie mógł złapać rytmu, ani też wzbudzać emocji. Ot bohaterowie wzajemnie się eliminowali. Co więcej zwierza jeszcze bardziej niż w książce zdenerwował strasznie ostro zarysowany podział na dobrych i złych uczestników Igrzysk. Przede wszystkim dlatego, że Cato i jego przyjaciele zostali pokazani jako kuriozalnie złe, głupie osiłki — wszystko było by pięknie, ale w sumie nie ma żadnych podstaw by wziąć ich za złych, poza tym jak każe nam ich postrzegać autorka.
Jednak chyba najgorzej film prezentuje się pod sam koniec. Oto dochodząc do momentu kiedy bohaterka ukrywa się wraz z Peetą ( chłopakiem ze swojego dystryktu) w jaskini rozegrano zupełnie inaczej niż w książce. W książce nie ma wątpliwości, że nasza bohaterka manipuluje uczuciami chłopaka by zwiększyć ich szanse na przeżycie ( udawanie uczucia zapewnia im dostawę potrzebnych środków) ale w filmie wcale nie jest to jasne. Do tego stopnia, że siedzący obok zwierza widz zaczął jeszcze w czasie seansu skarżyć się, że to koszmarne romansidło, a sam wątek jest żenujący. I zwierz się nawet zgodzi, że pozbawienie bohaterki tego dość paskudnego zachowania, bardzo zmienia sposób postrzegania zarówno tej sceny, jak i koszmarnie nie spektakularnego finału ( serio zdaniem zwierza bardziej nie spektakularnego zakończenia filmu zwierz dawno nie widział) — gdzie można dojść do wniosku, że bohaterowie naprawdę kochają się, wzajemnie miłością mocną i prawdziwą. Z resztą strasznie po samej końcówce filmu widać, że twórcy nie wiedzą czy będą kręcić dalej więc zafundowali zakończenie — takie nijakie, że teoretycznie można tu skończyć , albo też kręcić dalej.
I zwierz musi powiedzieć, że chyba właśnie najbardziej poraziła go ta nijakość całej historii. Film leciał sobie przed oczyma zwierza, ani go bawiąc, ani strasząc, ani wzruszając ani — co zrobiła książka- wciągając obietnicą tego co zaraz się wydarzy, tajemnicą, którą przecież powieść skrywa. Zwierzowi nie pomógł też fakt, że poza świetną Lawrence przez całe kwadranse filmu, na ekranie nie pojawia się żadna postać czy aktor z krwi i kości. Chłopak wybrany do roli Peety jest tak strasznie idealnie nijaki, że zwierz zastanawia się czy to nie próba uniknięcia efektu Pattinsona gdzie przystojny aktor zgarnął całą uwagę przy filmie, którego bohaterką ma być dziewczyna. Cała reszta bohaterów — trochę jak w książce — nie ma charakteru, pojawia się na krótko i w sumie sprawia, że trudno emocjonalnie zaangażować się w film. Oczywiście Igrzyska Śmierci będą kręcone dalej bo zarobiły już jakieś niesamowite sumy, bijąc Zmierzch, i pewnie zbliżając się do Pottera. Z resztą gdyby zwierz miał jakoś porównywać te filmy, pod względem emocjonalnych przeżyć, jakich dostarczyły zwierzowi, to jednak niestety bliżej Igrzyskom do Zmierzchu, czy wszystkich części ekranizacji Pottera po “Czarze Ognia” — niby wierne książce, dobrze zrealizowane, a zwierz ziewał i miał wrażenie, że widzi film, który nie broni się bez książki na podstawie, której powstał ( choć Zmierzch nie broni się w ogóle). Nie mniej wygląda na to, że kolejne części Igrzysk powstaną — i w sumie zwierz nie będzie pomstował. Jest zadowolony, że idolką młodych dziewczyn może zostać Jennifer Lawrence, która wygląda i jak wskazują wywiady zachowuje się bardzo normalnie. Nie ma nic przeciwko by wampiry zastąpiła dzielna dziewczyna z łukiem. Tylko niech zwierz już nie musi chodzić na to do kina. Dobrze?
Ps: Ponieważ zwierz miał już wpis z ładnymi gifami z filmu, dziś ilustracje sponsoruje strona Collage Humor na której można znaleźć takie śliczne propagandowe obrazki nawiązujące do filmu