Hej
Podobnie jak wielu czytelników zwierz był przekonany, że czytanie wyników Box Office jest zajęciem stosunkowo prostym. Najpierw spoglądamy w lewo gdzie znajduje się tytuł filmu a potem w lewo gdzie znajdują się cyferki z jakąś dziką ilością zer. Ten kto ma najwięcej cyferek i zer wygrywa. Kto ma najmniej przegrywa. Zwierz oczywiście wiedział, że np. obliczając wyniki dla więcej niż jednej dekady należy dokonać poprawek ze względu na inflacje, i jeśli chce się dowiedzieć czegoś więcej to wypadało by wiedzieć ile film kosztował. Nie mniej jednak prawdziwe oblicze Box Office ujawniła zwierzowi dopiero książka Davida Bordwella i Kristin Thomas ” Minding Movies. Observations on the Art, Crafrt and Business of filmaking”. Autorzy książki, którzy napisali też świetny podręcznik dotyczący historii sztuki filmowej ( Film Art. An Introduction), zamieścili w tej cienkiej książce najlepsze teksty ze swojego bloga poświęconego sztuce filmowej. Po przeczytaniu części poświęconej biznesowi ( zwierz sam sobie nie wierzy że go to zainteresowało) czytanie Box Office stało się dla zwierza może nie tyle łatwiejsze co zdecydowanie trudniejsze. Właściwie nie sposób bez głębokiej analizy stwierdzić kto ile zarobił na filmie, kto ile stracił i co tak właściwie zarobiło najwięcej.
Tymczasem, wyniki finansowe stały się we współczesnym świecie filmu zaskakującym miernikiem. Przez wiele lat ludzie nie wiedzieli ile zarobił film. To znaczy zapewniano ich że to największy hit wyświetlany na ekranach całej europy ale szaleństwo z przychodami z Box Office dostępnymi dla wszystkich to w sumie dość nowy wynalazek. Oczywiście w większości zestawień nie podaje się na przykład ilości kopii, czy kin w jakich wyświetlano film. Dzięki temu widzowie wzrastają w przekonaniu, ze zarabiają na siebie wyłącznie wielkie blockbustery kiedy niespodziewanym hitem może okazać się film który zarobił dużo mniej ale wielokrotnie przebił koszty produkcji. Jeśli się nad tym zastanowić taki Avatar i jego miliardy zarobionych dolarów nie robią takiego wrażenia jeśli odjemnie się od tego liczbę rozesłanych do kin kopii czy koszty jakim było przekonanie wszystkich że to największy i najlepszy film od czasu kiedy wynaleziono kamerę. Mimo takiej pozornej nietrafności wyniki Box Office są jednak nieco jak samo spełniająca się przepowiednia film który dobrze poradził sobie w pierwszym tygodniu trafi do większej liczby kin w większej ilości kopii i poradzi sobie jeszcze lepiej. Film któremu się nie udało albo przepadnie albo dojdzie do lepszego wyniku dzięki dobrej prasie co zdarza się niekiedy w przypadku filmów ambitniejszych albo tak dobrych że ludzie po prostu ciągną wszystkich swoich znajomych do kina. Nie mniej jednak ciekawe jest to, że choć wszyscy zdają sobie sprawę z pewnej niesprawiedliwości tego wskaźnika, oraz braku korelacji między wynikami finansowymi a poziomem filmu, wciąż uznaje się przychody za miernik ważny nie tylko dla studia ( co oczywiste) ale dla widza,.
Zwierz nie chce tu naiwnie narzekać na mechanizmy rządzące show biznesem ponieważ musiałby zignorować pojawienie się słowa biznes w nazwie przemysłu rozrywkowego. To co fascynuje zwierza to rzecz zupełnie inna. Otóż przychody z Amerykańskich produkcji dzieli się na kilka kategorii. Każdy film może zarobić określoną sumę w kraju, za granicą, na DVD. Jednak co ciekawe nie istniej żadna prosta korelacja między tymi poziomami dochodów. Zwierza fascynuje przede wszystkim to jak filmy które nie poradziły sobie w Stanach radzą sobie świetnie gdy przychodzi do dystrybucji w reszcie świata. Szokującym dla wszystkich przykładem był Kapitan Ameryka, który nie poradził sobie zbyt dobrze w stanach natomiast przyniósł zaskakująco dobre wyniki w Ameryce Łacińskiej i Europie. Co mądrzejsze głowy próbowały wskazywać, że film dziejący się w czasach II wojny światowej zdecydowanie bardziej zainteresuje mieszkańców Europy niż USA, zaś inni wskazywali, że poziom patriotycznego zadęcia który jest nie do zniesienia dla amerykanów może tak bardzo nie razić obcokrajowców. Nie mniej jednak wydaje się, że ten wynik wcale nie daje się łatwo uzasadnić jeśli weźmiemy pod uwagę, ze przychody z dystrybucji w Europie uratowały przychody X-men first class niemal całkowicie koncentrującego się wokół wydarzeń ważnych z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych. Innymi słowy powoli staje się jasne, że nic nie jest jasne.
Kiedyś rachunek wydawał się dość prosty – filmy Woodego Allena, ambitniejsze pozycje zgłoszone do Oscarów ( jak Czarny Łabędź) czy szalone produkcje typu Blues Brothers ( jak podaje Wikipedia której zwierz nie do końca wierzy – pierwszy film który zarobił więcej za granica niż w kraju spośród amerykańskich produkcji) mogły liczyć na zdecydowanie większe powodzenie w Europie niż w USA. Zwłaszcza Allen wydawał się być dobrym miernikiem tego trendu – pomijając fakt, że sam naśmiewał się ze swojej Europejskiej popularności w Hollywood Endings, jego filmy wydawały się przez lata być dowodem na to, że amerykanom po prostu się nie chce oglądać ambitnego kina. Na ironię zakłada więc fakt, że ostatni film Allena ” O Północy w Paryżu” reklamowano przede wszystkim wysokimi wynikami Box Office w USA tak jakby dopiero kiedy amerykanie zorientowali się że Allen kręci dobre filmy opłacało się na nie iść. Nie mniej jednak ostatnimi czasy co raz częściej zdarza się że nie sposób przewidzieć jak rozłożą się dochody. Wzruszający film One Day który rzeczywiście mógłby uchodzić za nieco ambitniejszy ( w Warszawie pokazywało go tylko kilka kin) osiemdziesiąt procent swoich przychodów zgarnął za granicą, z kolei rozliczające się z problemem rasizmu na południu Stanów ( w Polsce pokazywany dość szeroko ) Służące ponad osiemdziesiąt procent swoich dochodów osiągnęły w Stanach. Koszmarna ( ponoć ) komedia Pingwiny Pana Poppera nie spodobała się Amerykanom natomiast znakomicie poradziła sobie w kinach w Anglii i Belgii. Z kolei przygody Tin Tina zarobiły prawie 90% swoich przychodów za granicą mimo że za kamerą stał sam Spielberg ( choć tu pewnie zadziałał fakt, że europejczycy słyszeli o Tin Tinie). Nie mniej trudno wytłumaczyć dlaczego Turysta z Johnnym Deppem i Angeliną Jolie poradził sobie o tyle lepiej w europie niż w USA bo nie da się tego wytłumaczyć jedynie ulokowaniem akcji w Wenecji, także popularność koszmarnie złego filmu ” Knight and Day” z Tomem Cruise w Europie niektórzy tłumaczyli faktem, że dzieje się częściowo we Włoszech. Ale skoro przy geografii jesteśmy -to jeśli oceniać że jedynie filmy dziejące się w Europie maja szansę na popularność większą na starym kontynencie – to co powiedzieć o Frigjht Night które zdecydowanie lepiej poradziło sobie na Starym kontynencie mimo, że dzieje się w Las Vegas i okolicach? ( to znaczy zwierz może by znalazł wytłumaczenie nawet szybko ale nie było by one geograficzne). Trudno też uznać, że dziejące się w Puerto Rico Dzienniki Rumowe byłby o tyle geograficznie bliższe Europejczykom.
Jak sami widzicie trudno dostrzec tu jakąś zasadę. Teoretycznie filmy bardziej reklamowane mają większą szansę by uzyskać znakomite wyniki w międzynarodowym Box Office – Piraci z Karaibów czy Transformersy 3 trafiły do takiej ilości kin i krajów że ich ogólno światowe wyniki kilkakrotnie ( w przypadku Piratów sześciokrotnie) przekraczają przychody krajowe. Najczęściej dzieje się tak że zagranica dystrybutorzy starają się nie konkurować z tak dużymi premierami co właściwie zmusza widzów do obejrzenia tych filmów. Dodatkowo nie da się ukryć, że widz europejski ma zdecydowanie mniejszy dostęp do kina amerykańskiego niż mu się wydaje bo przecież jedynie drobny procent produkcji trafia na ekrany i są to najczęściej te filmy o których z góry się zakłada że sporo zarobią lub zdobędą nagrody. Pozbawia się więc nas wielu produkcji które pewnie jakoś wyrównałby przychody tu i tam. Ale wciąż zwierzowi wydaje się fascynujące jak zupełnie nie sposób przewidzieć jaka produkcja gdzie trafi w gusta widzów. Z resztą ogólnie zwierz musi przyznać, że przyglądając się zestawieniu box Office z ostatnich tygodni odkrył dość ciekawą prawidłowość polegającą na tym, że było tylko kilka krajów na świecie w których w ostatnich tygodniach nie triumfowały najnowsze produkcje amerykańskie tylko kino krajowe – były to kraje skandynawskie, Ukraina, Rosja i Polska ( za sprawą listów do M) co zwierza niezwykle rozbawiło w kontekście naszych ciągłych i bezustannych narzekań na poziom kinematografii polskiej, której jednak jesteśmy zaskakująco wierni. Z resztą jesli chodzi o jakiekolwiek zasady to nawet jeśli się one pojawiają to są co najmniej zaskakujące – choć fakt że filmy Johnnego Deppa z zasady zarabiają więcej za granicą niż w USA zwierza jeszcze nie dziwi ( Depp należy chyba do ulubioncyh amerykańskich aktorów Europejczyków) to fakt, że niemal każdy film z Justinem Timberlakem ( piosenkarz i były narzeczony Britney Spears) okazuje się hitem tutaj, a klapą za oceanem jest trudny do wytłumaczenia.
Po co zwierz się tak żali na kilka stron. W sumie cel wpisu jest jeden. Box Office właściwie nic nie mówi. Jest zbiorem cyfr które wydają się ważne dla księgowego, czy wytwórni ale kompletnie wysiada gdy próbuje się go wykorzystać może nie do oceny artystycznej filmu ale do zrozumienia gustów publiczności. Przede wszystkim dlatego, że nie da się na podstawie Box Office wyciągnąć żadnych logicznych wniosków odnośnie tego co się spodoba, a co nie. Ze współczesnym Box Office jest trochę tak jak z informacją jakiej dostarczył zwierzowi jego brat który poinformował go że najnowsza gra z serii Call of Deuty zarobiła miliard dolarów i przebiła Avatara jeśli chodzi o przychody. Zwierz rozmyślał dość długo jak interpretować tą wiadomość do póki nie zdał sobie sprawy, że cena Call of Deuty przekracza w USA trzykrotnie cenę biletu kinowego ( zwierz sprawdził cenę pokazu 3D w NY ale można zapewne pójść gdzieś taniej) co oznacza, że ta wiadomość nie ma żadnego znaczenia. I tak chyba jest z tym rozmawianiem o pieniądzach gdy mówi się o popkulturze. Cyfry są co raz więcej, danych jest co raz więcej, wniosków jest co raz więcej. Ale czy jest co raz więcej sensu? Tu zwierz ma poważne wątpliwości
Ps: Zwierz przeprasza za taki hermetyczny wpis ale po omawianiu bardzo ważnych spraw związanych z bardzo poważnym grantem mózg zwierza w żaden sposób nie chce się przestawić na tryb dowcipnie popkulturalny
Ps2: Zwierz zaprasza na małego zwierza gdzie narzeka na wyjątkowo marny odcinek How I Met Your Mother??