Hej
Zwierz siedzi sobie nie tak dawno temu przy telewizorze w domu swych rodziców i widzi reklamę filmu. Tylko ten film jakoś nie wygląda jak film. Po ekranie biegają aktorzy dziwnie podobni do polityków którzy chwilę zaledwie temu pojawiali się w programach informacyjnych. Okazało się że reklama zwiastowała niedługą emisję filmu który po Polsku dostał wspaniały tytuł „Władcy Świata” zaś po angielskiemu „Special Relationship” i opowiada o tym jak w 1992 roku zacieśniały się stosunki Tonego Blaira z Billem Clintonem i USA. Zwierz rozpoznał ten film min. dlatego ze Blaira grał w nim Michel Sheen który grał angielskiego premiera także w Królowej – filmie opowiadającym o równie bliskiej historii bo z 1997 roku.
Zwierz musi przyznać że zawsze ze zdziwieniem przygląda się tego typu produkcjom które przenoszą w świat filmu problemy ludzi jeszcze żyjących niekiedy nawet aktywnych politycznie ( Królowa była nakręcona chyba jeszcze za rządów Blaira) – zawsze bowiem zastanawia zwierza czy takie odgrywanie domniemanych wydarzeń dziejów bardzo najnowszych nie jest pewnym nadużyciem. Bądź co bądź udział w życiu politycznym nie wiąże się od razu ze zgodą na to by stać się postacią filmową skonstruowaną chyba bardziej z domysłów scenarzystów niż z prawdziwych cech charakteru ( zwłaszcza w przypadku postaci Blaira w Królowej zwierz miał mieszane uczucia czy scenarzyści nie przeszarżowali w domysłach na temat jego uczuć do Królowej- synowskich rzecz jasna).
Z drugiej strony filmy od zawsze komentowały współczesną sobie politykę – jednak kiedy Chaplin chciał zakpić z Hitlera zdecydował się na kostium i aluzję. Z kolei Wszyscy Ludzie prezydenta byli typowym filmem opowiadającym o kulisach zdarzeń nie mniej wyprodukowanym i napisanym za pełnym przyzwoleniem uczestników zdarzeń którzy sami będąc dziennikarzami nie mieli nic przeciwko temu by ich historia została opowiedziana językiem filmu.
Zwierz jednak nie ma pisząc o kinie publicystycznym na myśli tylko odgrywanie niczym w Teatrze telewizji spotkań polityków sprzed kilku lat. Nie tak dawno temu do Polskich kin zawitał Lincz oparty o niedawną sprawę Linczu we Włodowie, wcześniej mieliśmy Matkę Teresę od Kotów a jeszcze wcześniej Dług. Wszystkie te filmy łączy jedno – szukanie inspiracji w rzeczywistości która jeszcze nie zdążyła okrzepnąć. O ile w przypadku Matki Teresy od kotów zwierz dopuszcza jeszcze spekulacje na temat źródeł zła o tyle zarówno Dług jak i Lincz są dość politycznym i publicystycznym podtekście – dodającymi do debaty toczącej się na stronach gazet także głos filmowy stając się jedynie siłą silniejszą od dokumentu bo zastępującym nudę faktu intrygą.
Zwierz ma wobec takich produkcji bardzo mieszane uczucia. Nie dlatego, żeby odmawiał kinu prawa do wypowiadania się w sprawach publicznych czy też bazowania na prawdziwym życiu. Tym co bardziej niepokoi zwierza to pewna użytkowość takich produkcji i ich nietrwałość. Zwierz jakoś nie widzi Linczu jako kanonu polskiej kinematografii nie tylko dlatego że to film nie jest wybitny ale także dlatego że został zrealizowany by odpowiedzieć historię jak najszybciej póki pamiętają o niej jeszcze czytelnicy gazet. I tu właśnie pojawia się główny problem kina publicystycznego – zazwyczaj dotyczy ono spraw które nie zdążyły jeszcze okrzepnąć i okazać się ważne lub nie ważne dla ludzi.
O ile w przypadku filmu dokumentalnego odczekiwanie może się jedynie odbić negatywnie na jakości zebranego materiału o tyle historia która ma być podstawą fabuły zdaniem zwierza musi przejść przez próbę czasu. Choćby po to by nabrać bardziej ogólnego wymiaru. Gdyby film o Linczu we Włodowie nakręcono za kilka lat byłby pewnie refleksją nad złem jako takim. Ale kręcony dziś staje się jedynie głosem w bardzo konkretnej dyskusji.
Zwierz ma też problem z oglądaniem aktorów odgrywających prawdziwych ludzi ( ojej wyszło zwierzowi że istnieją nie prawdziwi ludzie ;) którzy jeszcze żyją. Helen Mirren grająca brytyjską Królową może i wspięła się na szczyty aktorstwa ale odkąd kino ma prawo obrabowywać kogoś z jego emocji, uczuć i zastępować je własnymi. Nie wiemy co po śmierci Diany czuła Królowa ale publiczne odegranie co czuć by mogła wydaje się być wchodzeniem z butami w czyjeś życie w stopniu gorszym niż robią to paparazzi. O ile bowiem kolejne zdjęcie kranie nam tylko wizerunek o tyle takie filmowe przedstawienie rości sobie prawa do naszej duszy.
Powstaje jednak pytanie. Skoro zwierz pragnąłby aby czekać to ile czekać? Do śmierci uczestników zdarzeń? Wtedy okres wydaje się być tak długi że jedynie ci którzy zasłużyli się gdy kino było jeszcze młode mogli by zostać opisani i sportretowani. Cóż zwierz nie zna dokładnej granicy. Co więcej nigdy nie chciałby jej wyznaczać. Tak to bowiem bywa że czasem historie sprzed kilku lat mają charakter uniwersalny a te dotyczące spraw sprzed kilkudziesięciu jak najbardziej polityczny.
Po prostu wydaje mi się że kino wchodzące w sferę dokumentu rzadko umie wybrnąć z takiego działania z twarzą. Zwłaszcza że w większości tych przypadków tym co nas najbardziej interesuje jest jak było a nie jak autorzy wyobrażali sobie że być mogło.
Ps: Dwa dni pod rząd zwierz znalazł się na głównej! Zwierz nie wie czy to przypadek czy jakiś wierny czytelnik ale bardzo dziękuje:) A teraz wszyscy czytelnicy trzymają za kciuki za zwierza zmierzającego dziś w kierunku nowych zawodowych zwycięstw!