Hej
Jak wiecie zwierz od niedawna zaczął bywać nieco częściej niż bywał wcześniej. Bywanie to specyficzna forma spędzania czasu. Zasadniczo składa się ona z trzech ważnych elementów 1.) stania w kolejce 2.) wydarzenia właściwego 3.) sprintu do cateringu. Zwierz odkrył że te trzy elementy są absolutnie obowiązkowe i występują niezależnie od wagi naszego bywania ( zwierz nigdy nie był na naprawdę ważnej imprezie ale ma dziwne przeczucie że owe trzy elementy można zastosować nawet do Oscarów). Punkt pierwszy teoretycznie najłatwiejszy do ominięcia ( wystarczyło by tylko zatrudnić o jednego szatniarza więcej) jest zdaniem zwierza najciekawszy. Zawsze staje on bowiem w kolejce za kimś sławnym i ma potem takie miłe uczucie że jest ważniejszy niz w rzeczywistości. Poza tym kolejka to świetny moment żeby podsłuchać trochę rozmów dowiedzieć się o wadze naszego wydarzenia ( to można ocenić po ilości kamer — z doświadczeń zwierza powyżej trzech mamy już do czynienia z wydarzeniem całkiem ważnym). W kolejce odstajemy swoje starając się jak najbardziej wtopić w tłum. Nie miejmy złudzeń. Ów tłum najczęściej bywa dość przypadkowy i tylko wąska grupa ludzi się zna. Reszta przyszła bo wypada albo bo nie mieli nic lepszego do roboty. Samo wydarzenie wypada różnie. Wczorajsze rozdanie nagród im. Zbyszka Cybulskiego było w swej zasadniczej części dość żenujące. Zwierz chodzi na te nagrody regularnie i widzi że pomimo co raz lepszej otoczki sam przebieg „gali” sprawia co raz większe trudności. Dość dodać że sami laureaci żartowali z przemówień zaś zwycięzca nagrody jury Mateusz Kościukiewicz nie był w stanie wygłosić przemowy i to bynajmniej nie ze wzruszenia. Zwierz odnosi wrażenie że zasadniczym problemem tej nagrody jest fakt że wręcza się ją tyko trzem osobom co znacznie skróca galę a jej wypełnienie dowolnymi treściami nie jest dobrym pomysłem. Najbardziej chybione jest tu pokazywanie wybranego przez laureata nagrody za najlepszą książkę o filmie fragmentu filmu. Serio — czego by nie pokazali zawsze wychodzi strasznie pretensjonalnie. I tu dochodzimy do punktu ostatniego czyli sprintu do cateringu. Zdaniem zwierza jest to sport który uprawiają nawet królowie. Catering to ogólnie rzecz ciekawa bo smaczny bywa rzadko ale wizja darmowego żarcia i napoju kusi wszystkich. O ile jednak żarcie czasem jest dobre ( o dziwo było wczoraj bardzo smaczne) to wszyscy cateringowcy oszczędzają na winie ( o czym zwierz boleśnie przekonał się zeszłego wieczoru) — no ale darmowy alkohol praktycznie nigdy nie jest smaczny. Co do lansowania się na takich galach to ważne by nie być na nich samemu — zwierz był na kilku imprezach sam i tak mu się nudziło że skumplował się z ekipą kamerzystów — jednych w miarę normalnych ludzi na takich wydarzeniach ( to oni z dziennikarzami zjadają jakieś 60% cateringu), najlepiej jednak jest pójść z kimś kto nam przyniesie kolejny kieliszek wina i komu będziemy mogli pokazać całkiem rozpoznawalną aktorkę która właśnie zabiera ze stołu całego ananasa służącego za dekorację ( pytanie jak takiego zjeść pozostaje kwestią otwartą). Po lansowaniu się należy udać się do szatni do której magicznie nigdy nie ma kolejki. Odbieramy nasze płaszcze i przestajemy bywać. Zaczynamy za to być co jest zjawiskiem częstszym i chyba w sumie ciekawszym.
PS: Zwierz musi wam wyznać że tak naprawdę największe skupisko sławnych ludzi zwierz widział na wykonaniu Pasji Mykietyna w czasie Warszawskiej Jesieni co do dziś nie przestaje go dziwić.