Hej
Ostatnio zwierz się autentycznie przeraził. W przypływie jakiejś masochistycznej ciekawości postanowił wysłuchać piosenek młodych gwiazd Disneya — nie tylko Miley Cyrus, ale także Seleny Gomez, Demi Lovato,czy Jessiego McCartneya. Możecie zapytać dlaczego zwierz będący zdecydowanie starszy niż target tych piosenkarzy w ogóle się w ten sposób męczył. Zwierz już spieszy z odpowiedzią — otóż zwierz jest zafascynowany sposobem w jaki ostatnimi czasy Disney zawładną wyobraźnią kilkunastolatków na całym świecie. Wysłuchanie kilkunastu sekund każdego utworu (tyle mniej więcej jest w stanie zwierz wytrzymać ale bynajmniej nie z pogardy tylko po prostu każdy utwór zwierza szybko nudzi) przekonało zwierza że młodzieży sprzedano popkulturalnie idealny produkt — piosenki są gładkie głupie i zaśpiewane idealnie nie charakterystycznymi glosami zaś teledyski sprawiają że zwierz ma ochotę westchnąć — za moich czasów — ale przypomina sobie że jest na takie westchnienia za stary. Niemniej moje zafascynowanie działalnością konsorcjum Disneya które w ostatnich latach zamiast tworzyć ciekawe animacje skoncentrowało się na poprawianiu rzeczywistości tzn. kreowaniu gwiazd które miały wszystkie cechy ich bohaterów czyli są grzeczne, moralne i kochają rodziców a przy tym nie palą nie piją i nigdy nie zachowują się wbrew wzorom amerykańskiego stylu życia. Oczywiście każdy śledzący w ostatnich latach wydarzenia ze świata młodych gwiazdek wie że Disneyowi taka praktyka przynosi więcej kłopotów niż radości bo ich gwiazdy mają skłonność do fotografowania się nago, tańczenia przy rurze robienia sobie prowokacyjnych sesji czy mówienia publicznie głupot które przerażają każdego kto ma jakiekolwiek pojęcie o świecie. Co więcej raz wypromowana gwiazdka wymyka się spod kontroli i ma wystarczająco dużo pieniędzy by nie słuchać swoich dawnych zwierzchników (jak Lindsey Lohan która przecież była aktorką Disneya). Ten przydługi wywód jest tylko wstępem do dość smutnej konstatacji. Dziś zwierz czytał gazety filmowe z dwudziestolecia międzywojennego — choć zgodnie z tematem pracy powinien był z nich wyławiać jedynie ekonomiczne szczegóły funkcjonowania kin to jednak łapie się co chwila na czytanie recenzji filmów które dziś są klasyką a wtedy były tylko nowością sezonu. I dziś właśnie znalazł notatkę o tym jak wielki szalony awangardzista Disney zapowiedział że zrobi kolorowy pełnometrażowy film. Notatka pełna była niedowierzania czy uda się taki film zrobić i jak wielki będzie to wysiłek. Ta sama gazeta kilka lat później zamieściła notatkę o tym jak ludzie biją się w Londynie przed kinem by tylko zobaczyć ten film. Disney uważany był za szalonego awangardzistę ale dziś jego firma boi się awangardowości bardziej niż półnagich zdjęć swoich czternastoletnich gwiazdek (co z tego że na okładce Vanity Fair). Żal tego zwierzowi bo przecież Disney stworzył w kinie zupełnie nową jakość którą dziś uważamy za normę. Jednak gdzieś po drodze sukces zamienił wizję w biznes. Tak dzieje się zawsze i nawet książki o tym pisano ale szkoda że gdzieś po drodze skończyła się chęć podejmowania wyzwań. Oczywiście możecie powiedzieć że jest przecież Pixar który tworzy zdecydowanie niestandardowe opowieści ale po pierwsze Pixar przez lata był dla Disnya firmą zewnętrzną a po drugie nawet te cudowne filmy nie są wstanie zmienić mojej koszmarnej opinii o wszystkich pozostałych produkcjach koncernu Disneya czyli o fatalnych serialach, musicalach i filmach familijnych od których trzeba się trzymać z daleka bo odmóżdżają. Ech zwierz musi powiedzieć że podróże w czasie mu nie służą. Robi się jakiś tak dziwnie sentymentalny.