Hej
Od pewnego czasu prześladuje zwierza pewna myśl, a właściwie problem którego rozwiązania zwierz nie zna. Prawdę powiedziawszy zwierz nawet nie jest do końca pewien czy jego przemyśleń starczy na całą notkę więc dziś będą ilustracje — z resztą bez ilustracji nie za bardzo się obędzie.
Otóż oglądając wszelkie programy pokazujące jak dziś robi się filmy dowodzą, że dziś produkcja filmów z efektami specjalnymi wymaga od aktorów ale i reżyserów specjalnych umiejętności których nie potrzebowali nigdy wcześniej, co więcej umiejętności które w sumie co raz bardziej zbliżają granie w filmach do gry w teatrze i to teatrze niezwykle awangardowym.
Zacznijmy od tego, że aktorom czy to filmowym czy teatralnym zawsze potrzebna była wyobraźnia. Bez niej pomysł wcielania się w kogoś innego wydaje się być trudny do przełknięcia. Jednak nawet aktorzy teatralni nigdy nie byli stawiani przed wyzwaniem przed jakim stawia się współczesnych aktorów grających do green screenów. To co stanowiło jedną z pozytywnych stron grania w filmie — fakt, że w przeciwieństwie do teatralnej sceny plan filmowy miał jak najbardziej przypominać rzeczywistość odeszło w przypadku wielu produkcji w niepamięć. Dziś aktorzy wielu hitów plątają się między jedną zieloną płachtą a drugą z których jedna to statek kosmiczny druga to np. dach budynku. Oczywiście mają jakieś zarysy kształtów ale ogólnie jedyne na co mogą się zdać to zieleń i własna wyobraźnia. Co ciekawe mimo znacznego postępu w technologii mniej więcej tyle samo ma do dyspozycji reżyser — prawdę powiedziawszy brzmi to nie tylko jak niezwykle twórcza zabawa ale także jak wskazówka dlaczego niektóre filmy są co raz gorsze. Jeśli przed dodaniem efektów nikt tak naprawdę nie widzi sceny ( poza oczyma duszy ) to trudno się dziwić że potem trudno złożyć wszystko w fajną całość.
No dobra ale w sumie aktorom dużo się płaci, reżyser musi mieć wyobraźnię i jakieś tam kształty się im pokazuje więc w sumie nad czym się tu zastanawiać. Otóż dekoracje to w sumie tylko połowa problemu. Zdarza się bowiem że aktor nie tylko nie ma gdzie grać ale też z kim. Ile to razy zwierz oglądał filmy z produkcji na których pokazywano jak aktor prowadzi rozmowę czy wręcz walkę z … piłeczką na kiju, która wskazuje gdzie plus minus będzie głowa jego przeciwnika. Niekiedy dobrzy ludzie pragnąc ułatwić aktorowi grę pozwalają mu spotkać osobę która dostarczy ruchów animowanej przy pomocy komputera postaci ( choć często jest to człowiek który ma do głowy przyczepioną piłeczkę na kiju). Jednak jak wskazuje poniższy obrazek to też może raczej przysporzyć pewnych kłopotów — jak bowiem bać się bandy facetów w szarych mało twarzowych mundurkach?
Tu zwierz zaczyna powoli dochodzić do wniosku, że współczesny aktor filmów w których korzysta się z efektów komputerowych musi być nie tylko prawdziwym mistrzem wyobraźni ale i zachowywania kamiennej twarzy bo gdyby zwierzowi kazano grać na zielonym tle razem z człowiekiem w szarym mundurku to prędzej tarzałby się one ze śmiechu niż zachował odpowiednią powagę. Z drugiej jednak strony zwierz zastanawia się jak zachować jakąkolwiek relację między bohaterami gdy ani jeden ani drugi nie są do końca pewni jak w ostatecznym kształcie ich scena będzie wyglądać. I to sprowadza zwierza do kolejnej refleksji że dziś co raz częściej za to że nie wyczujemy fałszu w rozmowie “tego prawdziwego” z “tym fałszywym” odpowiada animator który jako istota niemal wszechmocna wie jak to będzie wyglądać. Nawet sami reżyserzy przyznają się, że niekiedy zaskakuje ich ostateczna wersja filmu podyktowana bardziej możliwościami efektów specjalnych niż ich wizją.
Zwłaszcza, że przecież jak zwierz już wspomniał w przypadku swojej recenzji najnowszego filmu o Planecie Małp powstała nam w Hollywood nowa specjalizacja ( co symptomatyczne okupowana raczej przez anglików) — aktora którego nie ma. Jak sami wiecie na samej szczycie tej listy jest Andy Serkis — aktor który znany jest z tego, że większość osób zupełnie go nie kojarzy mimo, że zagrał w takich filmach jak Władca Pierścieni czy King Kong a ostatnio właśnie w odsłonie Planety Małp. Oczywiście we wszystkich tych filmach grał wygenerowane przez komputer postacie które nawet odrobinę go nie przypominały. Jest to swoista paranoja kiedy aktor odgrywa rolę już nie tylko kogo innego ale też kogoś zupełnie do siebie nie podobnego. I nie jest to nawet charakteryzacja pod którą wciąż jest jeszcze on sam lecz zupełna przemiana która sprawia że nawet jego największy aktorski popis nie zapewni mu popularności ani jak często bywa… wizyty na planie. Tak dziś aktor może zagrać w filmie nawet nie widząc z kim gra bo efekty specjalne tego typu nagrywa się bardzo często zupełnie oddzielnie niekiedy dużo wcześniej by mieć materiał do pracy nad efektami.
I tak zwierz powoli dochodzi do końca swojego wpisu i już dzieli się z czytelnikami tą swoją myślą która go prześladuje. Czy naprawdę to wszystko jest tego warte. To znaczy czy owa próba przekonania nas że widzimy rzeczywistość która sprawia że tak naprawdę kręcenie filmów co raz częściej polega na zamykaniu ludzi w szarych kostiumach w pomieszczeniach obwieszonych zieloną płachtą ma sens. Przecież i tak wiemy że nie ma gigantycznych King Kongów, że statki kosmiczne nie istnieją, że człowiek z mackami zamiast twarzy to raczej nie jest nic realnego.
Może więc wszystkim wyszło by na dobre gdybyśmy powrócili na chwilę do umowności i pozwolili aktorom grać w jakichś może nie idealnych dekoracjach wraz z innymi aktorami którzy choć w charakteryzacji to jednak obecnych na planie. zwierzowi wydaje się ze może wtedy wszystkim było by łatwiej nakręcić dobry film w którym efekty będą dodatkiem pomagającym snuć opowieść a nie jego jądrem. Bo wracając do pierwszego obrazka — Gwiezdne Wojny kręcone w dekoracjach i z charakteryzacją wydają się zwierzowi bez porównania bardziej prawdziwe i namacalne niż te kręcone na greenscrenie gdzie od razu można było zobaczyć że to efekt komputerowy.
Oczywiście zwierz może tylko tak narzekać bo się popkulturalnie starzeje ale z drugiej strony przecież wyobraźnię powinni mieć nie tylko aktorzy i ów reżyser, przede wszystkim powinien ją mieć widz — i nie należy zbyt pochopnie go z tego obowiązku zwalniać.
Oczywiście zwierz może tylko tak narzekać bo się popkulturalnie starzeje ale z drugiej strony przecież wyobraźnię powinni mieć nie tylko aktorzy i ów reżyser, przede wszystkim powinien ją mieć widz — i nie należy zbyt pochopnie go z tego obowiązku zwalniać.
ps: zwierz przeprasza jeśli komuś zrujnował oglądanie Piratów z Karaibów :P
ps2: Zwierz musi się z wami podzielić cudowną drobnostką — otóż wiecie że na biletach do filharmonii wśród zakazów wypisanych z tył oprócz zakazu fotografowania czy rozmawiania przez telefon jest zakaz wnoszenia na salę filharmonii instrumentów muzycznych. Ciekawe czy ktoś powiedział o tym orkiestrze?