Polska telewizja jest młoda. Tzn. byliśmy jednymi z pierwszych na świecie którzy zaczęli testować przekaz telewizyjny ale pewna drobna okoliczność pod postacią II wojny światowej sprawiła że z prawdziwą komercyjną telewizją startowaliśmy z lekkim i przyznajmy to od razu trudnym do nadrobienia opóźnieniem. Nie mam tu zamiaru wykładać historii polskiej telewizji — mam natomiast zamiar pouczyć wszystkich nie pouczonych o wielkim i cudownym gatunku telewizyjnym jakim jest opera mydlana i telenowela. Dlaczego więc we wstępie wspominam o młodości naszej polskiej telewizji — a to dlatego, że wszystko co leci na naszych ekranach zostało wymyślone gdzie indziej — wszystkie programy nadawane od rana do nocy na rodzimych kanałach są kopiami gatunków zachodnich. Niezależnie od tego jak innowacyjni chcą być producenci muszą pogodzić się z tym że gdzieś ktoś już coś takiego zrobił. Nie powstrzymuje nas to jednak od wymyślania nowych idiotycznych nazw takich jak np. telenowela i wrzucania do jednego worka zjawisk zupełnie różnych. Pozwólcie więc że jako zwierz nadzwyczaj dociekliwy przedstawię wam w czym leży problem. Kiedy śmiejemy się z Mody na Sukces większość z nas śmieje się z tego na jakim poziomie stoi serial w którym bohaterowie mogą dowolnie umierać, powstawać z zmarłych (trzeba przyznać że jest w tym coś chrześcijańskiego) brać śluby (tak że nawet sami aktorzy nie pamiętają swoich byłych żon) oraz mieć mnóstwo ślubnych inie ślubnych dzieci i obowiązkowego złego brata bliźniaka (ktokolwiek oglądał Przyjaciół wie że zły brat bliźniak zawsze może się przydać;). Tymczasem moda na sukces to serial nie wychodzący poza ramy swojego gatunku — nie jest zły na tle innych soap operas, nie jest też niedorzeczny ponieważ wszystko rozgrywa się w nim w określonej konwencji. Kiedy oglądamy setny serial medyczny w którym lekarze są śliczni zdeterminowani i mają wewnętrzne problemy emocjonalne nie śmiejemy się z tego że to niemożliwe by tyle ładnych ludzi pracowało w jednym szpitalu — uznajemy to za wyznacznik gatunku, tak samo w serialach telewizyjnych — kiedy nikt nigdy nie postępuje zgodnie z protokołem nie krzyczymy przed ekranem że ktoś kto tak narusza zasady dawno wyleciałby ze swojej posady — przyjmujemy tą konwencję z dobrodziejstwem inwentarza. Dlatego winniśmy być wdzięczni że nasze babcie czy ciocie to oglądają (no może akurat nie zwierzowe babcie) a nie jakąś produkcję australijską (wyśmiewane wielokrotnie soap opery australijskie charakteryzuje poza kretyńskim scenariuszem jeszcze fakt że otarły się o nie prawie wszystkie wielkie gwiazdy z antypodów na początkach swej kariery). Jednak oprócz oper mydlanych mamy telenowele — nie wiem kto wymyślił tą nazwę ale powinien zostać pozbawiony prawa korzystania z języka polskiego na czas nieokreślony (w uzasadnieniu można napisać że nikt nie powinien używać narzędzi których obsługi nie zna). Telenowele brazylijskie czy wenezuelskie które przynoszą widzom tyle radości mają swoje określone zasady — nie mogą mieć więcej niż 100–150 odcinków. Mają myśl przewodnią tzn. historię opowiadaną od pierwszego do ostatniego odcinka. Zazwyczaj historia jest prościutka (on kocha ją ona kocha jego) ale wymyślenie przeszkód jest jeszcze prostsze. Telenowele mają określoną moralność — rzadko dochodzi w nich do czegoś więcej niż pocałunku a i ten zazwyczaj jest umiejscowiony gdzieś po dobrych 20–30 odcinkach. Telenowele można zrozumieć — zapamiętać kto z kim jest jak spokrewniony ba nawet można śledzić wątki postaci drugoplanowych co w przypadku soap opery było by zupełnie niemożliwe. Poza swoją lekkością i drewnianymi dialogami telenowele nie są szkodliwe — ich jasno zarysowany koniec sprawia że można spokojnie się od nich uzależniać (zwłaszcza że w każdym odcinku zostaniemy dokładnie poinformowani o co chodzi w sprawie). Polacy rozróżniają oba gatunki z trudnością wszystkie skargi na telenowele takie jak Klan czy M jak Miłość to w istocie skargi na opery mydlane — i to co gorsza złe opery mydlane (kto widział taką rodzinę jak Lubiczowie czy Mostowiacy? Przecież to chodząca patologia połączona z jakąś XIX wieczną moralnością Freud byłby pewnie zachwycony mogąc analizować psychikę scenarzystów).Polacy nigdy nie wytworzyli własnej prawdziwej telenoweli i prawdę rzekłszy nie czekam na to z niecierpliwością. Denerwuje mnie jednak kiedy słyszę opinię o 5000 odcinku brazylijskiego serialu (niemożliwe) czy o tym jak złą produkcją jest Moda na Sukces (nieobiektywne). Przecież fakt że się czegoś nie ogląda nie oznacza że nie można spojrzeć na to z perspektywy osoby oglądającej czy zainteresowanej. Jednak jak już zwierz wspominał polska telewizja komercyjna jest młoda podobnie jak młodzi są jej komercyjni widzowie. W młodości zaś popełnia się dużo błędów które na całe szczęście szybko można poprawić wraz z przyrostem lat i wiedzy.