Hej
Kiedy kilkanaście lat temu naukowcy sklonowali owcę wydawało się że nie minie dekada a po ulicach będą biegać sklonowani ludzie. Oczywiście tak się nie stało ( a może stało się a my nic o tym nie wiemy), ale pozostał w ludzkości lęk przed klonowaniem jako ostatecznym krokiem w naszej zabawie w boga. Żeby było jasne zwierz nie ma jednoznacznego zdania dotyczącego klonowania — jego zdaniem możliwość sklonowania sobie ukochanego kota po jego długim życiu nie jest niczym złym choć pewnie nikt by nie poprzestał tylko na kotach. W każdym razie zwierz jest przekonany, że minie jeszcze mnóstwo czasu zanim zacznie się klonować kogokolwiek i to nie dlatego, że medycyna nie nadąża ale dlatego, że nad każdym lekarzem stoją ustawodawcy którzy woleliby by ich obywatele przychodzili na świat jednak normalnie.
Nie zmienia to jednak faktu, że klonowanie jest popkulturalnym faktem. Nawet jeśli nie mieliście żadnych wątpliwości odnośnie tego czy powinno się klonować ludzi to kultura popularna z całą pewnością dostarczy wam ich niemal hurtem. Zacznijmy więc od tego, że klonowanie wzbudza jak najwięcej oporów moralnych przede wszystkim z obawy na fakt, że ludzie mający możliwość zduplikowania samych siebie będą to czynić w celach egoistycznych — dokładniej dla możliwości zdobycia narządów do przeszczepów — jest to wizja jaką stara się w nas zaszczepić zarówno kino rozrywkowe np. Wyspa jak i nieco poważniejsze jak np. Never Let Me Go . w obu przypadkach autorzy uważają za domyślne że klonowanie sprawi że ludzkość albo wyzbędzie się całkowicie moralności, albo powstaną całe systemy które będą przed ludźmi ukrywać że klony wykorzystuje się jedynie do hodowania organów. Zwierz uważa te wizje za bardzo cenny wkład w dyskusje nad naszą moralnością ale zastanawia się czy przy tym co dziś wiemy o klonowaniu i medycynie klonowanie całego człowieka tylko dla jego narządu będzie się opłacało. Już dziś lekarze potrafią z pojedynczych komórek odtworzyć niektóre narządy co więc przyniesie pod tym względem przyszłość?
Drugi ważny problem z klonami jaki podnosi kultura to kwestia klonowania tych których kochamy. W dość niedorzecznym filmie Godsend sklonowany zmarły synek zachowywał się normalnie ale tylko do chwili gdy osiągnął wiek swojej naturalnej śmierci — po tym momencie wstępowało w niego zło. Z kolei w oglądanym przez zwierza niedawno filmie Womb ( film nie ma polskiego tytułu i dobrze) kobieta decyduje urodzić klona swojego zmarłego ukochanego co już jest ryzykownym pomysłem scenariuszowym, fakt że potem wychowuje go jako matka sprawia że zapewne nie jeden psychoanalityk chętnie zapisałby się na rozmowę ze scenarzystą. Ale w obu tych przypadkach autorzy wychodzą z założenia że nie wolno stawać na drodze śmierci i że sklonowanie tych którzy odeszli to proszenie się o same kłopoty natury moralnej ale i też nadprzyrodzonej.
Zwierz z ciekawością przygląda się temu fatalistycznemu podejściu do naszego życia — które postrzega sklonowanie ukochanej osoby nieco jak załamanie boskich praw. Oczywiście z jednej strony widać że to odpowiedź na chyba towarzyszący nam wszystkim lęk że gdybyśmy mieli taką możliwość nie zawahalibyśmy się ani chwili. Z drugiej jednak strony zwierz nie spotkał filmu który eksploatowałby chyba najważniejszy element tego paradoksu klonowania kogoś kogo znamy i kochaliśmy tzn. że w ostateczności otrzymujemy osobę której nigdy nie znaliśmy i która jest kimś zupełnie innym.
Nie mniej poza tymi moralnymi rozterkami podanymi niekiedy w sensacyjnym sosie klony najlepiej mają się w filmie sensacyjnym i sf ( przyjmując że nie każdy film dopuszczający klonowanie od razu jest sf). Klony wydają się być niemal od razu synonimem kłopotów — spójrzcie sami że nawet w świecie Gwiezdnych Wojen pojawienie się klonów oznacza kłopoty i coś nieludzkiego — i to nie dlatego że wszyscy przechodzą taki sam wojskowy trening ale też dlatego, że nawet pozornie dobre klony mogą okazać się zabójczymi maszynami kiedy tylko uruchomi się wdrukowany do ich podświadomości rozkaz 66, każący zabić wszystkich Jedi. Z kolei w Resident Evil bohaterka musi się zmierzyć z samą sobą w postaci klonu ( klonowanie ładnych wysportowanych kobiet to z re myli w Ultravoilet) co też wydaje się być przejawem jakiegoś lęku przed spotkaniem samego siebie i to na dodatek niezbyt pozytywnie nastawionego do naszego prawdziwego ja.
Z resztą warto tu chyba dodać że najbardziej bać się w takim przypadku można że ów klon będzie bardziej prawdziwy od nas — jeśli przypominacie sobie idiotyczny film 6 dzień z Arnoldem to pewnie przypomnicie sobie że jednym z problemów bohatera było udowodnienie że w przeciwieństwie do swojego klona to on jest oryginałem. Z reszta klony pojawiają się niemal obowiązkowo w każdym serialu sf bo są niesłychanie przydatne — zawsze można kogoś zabić i podstawić na jego miejsce klona, albo ewentualnie kiedy nie mamy pomysłu jak rozwiązać sytuację nie rozwiązywalną zawsze możemy w miejsce bohatera podstawić jego klon i zafundować mu brzydką śmierć bądź dobre zakończenie ( tak zwierz nawiązuje do Doctora Who). Rzadko wnika się w psychikę klona — zazwyczaj jest on albo zły albo jest ofiarą — zwierz pamięta że był kiedyś taki serial dla młodzieży Kyle XY który w całości koncentrował się na chłopcu będącym nieudanym efektem klonowania przez co nie mógł odczuwać ani smutku ani radości. Wydaje się jednak zwierzowi że to jedyny znany mu serial z klonem w roli głównej.
O dziwo klonowanie bywa też niekiedy przedmiotem komedii — jeśli pamiętacie taki film Mężowie i Żona gdzie zapracowany bohater dał się sklonować kilka razy by podołać życiowym wyzwaniom i każda jego kopia miała nieco inny charakter — wszystko zaś polegało na pomyłkach a zwłaszcza na pomyłkach jakie czyniła jego nieuświadomiona faktem sklonowania męża żona. Film z tego co pamięta zwierz był nawet zabawny ale on również przestrzegał że należy raczej postawić na wyjątkową jednokrotność. Z kolei w filmie którego prawie nikt nie oglądał Repli-Kate naukowcy przypadkowo sklonowali dziewczynę i jej klon postanowili zamienić na marzenie każdego faceta — i ponownie przestrzega się nas przed nie manipulowaniem możliwością ukształtowania czyjegoś charakteru od nowa.
Oczywiście nie boimy się tylko klonów, boimy się androidów, replikantów, surogatów — wszystkich którzy nie będąc ludźmi mogą się pod nich podszywać. Boimy się nie tylko ich ale raczej tego co ich traktowanie mogło by powiedzieć o nas ludziach. Paradoksalnie jest w nas głęboko zakorzeniona wiara że nie bylibyśmy wobec nich za dobrzy, wręcz przeciwnie wydaje się ze każda nie naturalna jednostka przypominająca człowieka obudziłaby w nas jak najgorsze instynkty. Czemu więc kino tak wraca do klonowania? Czy chodzi tylko o straszenie nas jakąś być może nie uchronna przyszłością? O zwykłą sztuczkę która sprawia że można dać jednemu znanemu aktorowi dwa razy więcej scen w filmie albo i tysiąc razy więcej scen w filmie zależy od ilości klonów i technologii? A może próbujemy sami sobie udowodnić, że klonowanie było by czyms złym, sprzeczny z naszą natura i sprawiło by że stracilibyśmy część naszych ludzkich odruchów?
Niezależnie na jaką odpowiedź się zdecydujemy, i czy cynicznie stwierdzimy że popkultura jak zwykle gra na naszych lękach lub pełni nadziei stwierdzimy że stara się ponieść ważne kwestie etyczne wydaje się że na jakąś odpowiedź trzeba się będzie zdecydować bo czy tego chcemy czy nie kiedyś pewnie fikcja przestanie dziać się w odległej przyszłości a stanie się codziennością. I jak wtedy wy potraktujecie swojego klona?
Ps: Zwierz korzystając z niesamowitej zniżki i dobrej przyjaźni był wczoraj na 6 piętrze pałacu kultury na Chorym z Urojenia. I przyszły zwierzowi do głowy dwie sprawy. Po pierwsze — że dobrze że nie zapłacił pełnej sumy bo by żałował i po drugie że to dziwne że prywatne teatry grają ludziom klasykę klasyk za co trzeba płacić mnóstwo pieniędzy a teatry państwowe grają ludziom sztuki awangardowe za co trzeba płacić mniej ale ludzie nie chcą tego za bardzo oglądać, I zwierz się pyta czy nie powinno być na odwrót???