Hej
Wszyscy już wiemy, że nakręcić dziś dobry serial to żaden problem. Scenarzyści niemal pchają się drzwiami i oknami, widownia aż czeka i jeśli wydamy mnóstwo kasy na promocję to nawet słaby serial uda się ludziom sprzedać. Oczywiście czasem zdarzają się wpadki ( w tym sezonie ilość seriali skasowanych po zaledwie kilku odcinkach pokazują że nawet dość spektakularne i chyba niespodziewane) ale dziś nikogo nie dziwi gdy stacje kojarzy się przede wszystkim z dobrze wyprodukowanymi serialami. Tym co naprawdę sprawia stacjom problem i co niestety stanowi niekiedy wyzwanie któremu stacje nie umieją podołać to co wstawić pomiędzy, kolejne odcinki seriali.
Zwróćcie uwagę że im lepiej idzie serialom tym gorzej dzieje się z tym co wypełnia resztę telewizyjnego programu. ( być może dlatego, że HBO nie musi niczego wypełniać) Obok Talent Show które od pewnego czasu zaczynają gonić w piętkę ostatnio nie wymyślono nic nowego ( a wcześniejszy pomysł z reality TV zupełnie ku zaskoczeniu wszystkich nie wypalił i się wyczerpał).Co więcej pojawia się pewien problem w chwili w której taki np. X‑Factor konkuruje z Mam Talent, Voice of Poland i Must be the Music bo ile można oglądać w kółko dokładnie ten sam program w którym ludzie śpiewają a widownia się wzrusza — trochę jakby znów mieć tylko jeden kanał jak za dawnych dobrych lat. Ale w sumie już lepiej oglądać te Talent Show niż np. Top Model które co prawda niezdrowo fascynuje zwierza ( jak ale naprawdę jak można przy takim programie w telewizji czepiać się Negrala? Nawet jakby codziennie darł Biblie w telewizji to byłby społecznie mniej szkodliwy) ale jest przykładem chyba najgorszego telewizyjnego produktu ostatnich lat.
Poza tym w ramówce mamy jeszcze programy o jedzeniu ( ktoś gotuje, u kogoś gotują, ktoś jest mistrzem gotowania, ktoś się uczy gotować, mistrz gotowania krzyczy na kogoś kto uczy się gotować — kombinacji jest co nie miara), co raz dziwniejsze teleturnieje w których jest co raz więcej pieniędzy i co raz mniej sensu ( bo nie można pozwolić by ktokolwiek tą sumę wygrał) i w końcu talk show które na zachodzie są naprawdę dobre ale u nas wciąż jeszcze chyba nie do końca u nas zrozumiano ta formułę. A i jest jeszcze telewizja śniadaniowa która jest właśnie taką próbą znalezienia jakiejkolwiek treści — telewizja śniadaniowa jest jak dziecko z ADHD które musi co chwilę zmieniać obiekt zainteresowania — nie mniej w większości przypadków jest to jednak prawie zupełnie pozbawiona sensu i w sumie twórcy są chyba tego świadomi.
Zwierz cały ten wstęp ( dość powiedzmy sobie rozbudowany) przygotował by wam jednak coś polecić. Program nazywa się Never Mind the Buzzcocks i leci od 1997 roku na BBC ( jak Anglicy coś zaczną produkować to już nigdy nie przestaną czego najlepszym przykładem jest rzecz jasna Doctor Who ) teoretycznie ( i zapewne w założeniu) jest to teleturniej poświęcony muzyce popularnej. Sekundkę zapyta ktoś z czytelników zwierza — zwierz interesuje sie muzyką popularną? Chce mu się oglądać program jej poświęcony? Quiz w którym nie ma szans znać odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie? Co się stało z naszym pomykającym na koncerty muzyki klasycznej zwierzem? Zachorzał? Zmienił się nie do poznania? Ktoś podszywa się pod zwierza i podobnie jak on nie respektuje praw interpunkcji?!.
Odpowiedź jest zdecydowanie prostsza i mniej podszyta spiskową teorią dziejów. Oto Never Mind the Buzzcocks jest chyba jedną z zabawniejszych rzeczy jaką zwierz widział w telewizji. Założenie jest dość proste — prowadzący ma napisane na karteczce kilka dowcipów posadzeni w dwóch panelach uczestnicy ( dwie osoby są stale, jeden muzyk i jedna sławna z czegokolwiek innego osoba) teoretycznie powinni brać udział w dość ciekawie ułożonym quizie — zgadywać nazwy kolejnych piosenek, spróbować zanucić trzeciemu członkowi ekipy jakąś znaną melodie, rozpoznać byłą gwiazdę ustawioną w rzędzie zupełnie zwykłych ludzi czy bardzo szybko zgadnąć następną linijkę tekstu — przez kilkanaście lat zadania się zmieniały podobnie jak stali uczestnicy ale nie zmieniało się jedno — jest to program niezwykle wręcz zabawny.
Zabawa polega tu na tym, że muzyka jakkolwiek ważna jest tylko pretekstem aby się trochę powygłupiać, pożartować i pośmiać z samych siebie. Co ciekawe twórcom programu udało się uniknąć stworzenia takiego formatu w którym człowiek siedzi i myśli że twórcy dowcipów mogli się bardziej postarać. Bo nawet jeśli jest to program napisany ( choć biorąc pod uwagę w jaki dziwnych kierunkach jest w stanie zobaczyć dyskusja zwierzowi wydaje się to mało prawdopodobne) to jest napisany tak że nie sposób się zorientować. Oczywiście kiedy prowadzący czyta z kartki ( z czym się nie kryje) wiemy że raczej nie wpadło mu to do głowy w chwili w której mówi. Ale kiedy uczestnicy programu zaczynają rozmawiać między sobą to czujemy się trochę jakbyśmy przysiedli sie do bardzo zabawnego, bardzo dobrze znającego się towarzystwa które wymienia się może nieco hermetycznymi dowcipami których jednak miło posłuchać bo wszyscy dobrze się bawią. Do tego stopnia miło że niekiedy aż żal kiedy prowadzący przywołują uczestników do porządku prosząc ich by jednak uwzględnili konieczność odpowiedzi na pytanie. Zwierz z resztą nigdy nie zrozumiał do końca przyznawania punktów i podejrzewa, że tak naprawdę zupełnie się nie liczą ani dla uczestników, ani dla kapitanów drużyn.
Jednak zwierz zakochał się w tym programie nie dlatego, że jest zabawny ale dlatego, że wydaje mu się właśnie idealnym przykładem jak wypełniać czas między kolejnymi filami czy serialami. Może nie jest to najinteligentniejszy program na świecie ale łączy dowcip i przynajmniej odrobinę wiedzy o muzyce — nie jest to oczywiście żaden program misyjny ale przynajmniej ci którzy się na współczesnej muzyce znają mogą sobie trochę wierzy odświeżyć, ci którzy się zupełnie nie znają mogą się i tak świetnie bawić. Ale nikogo tu się nie poniża ( poza uczestnikami robiącymi sobie żarty między sobą ale raczej na takiej zasadzie na jakiej są wobec siebie wredni ludzie którzy się lubią) — no chyba że odliczycie Coldplay którego się w tym programie nie lubi.
Nikogo się jednak nie wyrzuca, w sumie nie jest ważne kto wygra — ważne by było śmiesznie i sympatycznie. Oczywiście nie jest to wybitna rozrywka, wręcz przeciwnie niekiedy można dostać niekontrolowanego ataku śmiechu przy dyskusjach wcale nie na wysokim poziomie — ale ogląda się to bez wyrzutów sumienia, bez świadomości że cała nasza zabawa odbywa się czyimś kosztem — wręcz przeciwnie — nikt nie jest tu przegrany, nikt szczególnie wygrany — gwiazdy dostają odpowiednią porcję dobrej promocji, BBC dostaje show który prawdopodobnie kosztuje grosze a najwyraźniej nikt nie chce go zdjąć z anteny a my dostajemy odrobinę całkiem niegroźnej rozrywki która wydaje się przywracać wiarę że telewizja może być po prostu telewizją.
Oczywiście aby dostać taki produkt trzeba nieco uwierzyć — na przykład w to że ludzie niekoniecznie muszą być szokowani czy oburzeni by chcieć oglądać program. Albo że da się zrobić program o muzyce i się nie koncentrować tylko na niej — z resztą wydaje się ze robienie takich właśnie zupełnie normalnych programów rozrywkowych ( zwierz pisał wam juz kiedyś o QI programie w którym są same anegdotki i zbędne fakty i który też jest wspaniały) to cecha telewizji angielskiej — kiedy VH1 ( takie MTV dla ludzi którzy skończyli 15 lat ;P) postanowiono przenieść ten format do stanów natychmiast zniknął z anteny przez nikogo nie kochany. Może to kwestia braku dystansu, może potrzebna jest widownia która rozumie że w teleturnieju może nie chodzić o teleturniej. A może to kwestia tego, że stosunkowo płytki rynek aktorów, prezenterów i komików w Wielkiej Brytanii sprawia że od 1997 roku do Never mind The Buzzcocks zawitali prawie wszyscy znani ludzie z Wysp może poza królową. Sam zwierz nigdy by nie trafił na ten program gdyby nie Doctor Who — zwierz obejrzał jeden świąteczny odcinek czego i totalnie absolutnie wsiąkł — teraz nawet mimo nadchodzącej jesieni nie jest mu smutno.
Tak więc jeśli znacie angielski i macie youtube nie czekajcie tylko idźcie się dobrze bawić, pozostawiając zwierza z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zaś poradnie zajmujące się leczeniem waszej jesiennej chandry bez pracy.
Ps: Zwierz obiecuje że w następnych dniach postara się przestać być tak obrzydliwie anglofilski — to silniejsze od niego. nie mniej jeśli jesteście ciekawi przemyśleń zwierza na temat telewizji amerykańskiej zwierz przypomina o istnieniu swojego drugiego bloga.