Hej
Na samym początku zwierz pragnie się wytłumaczyć z tytułu — stolec to po staropolsku to samo co tron i zwierz nie mógł się powstrzymać by nie użyć tego słowa zwłaszcza że pokrywa się to mniej więcej z opinią zwierza o kontynuacji filmu Tron. No ale po kolei. Pierwszy Tron nikogo początkowo nie olśnił choć pokazał co można wygenerować w komputerze które wtedy jeszcze zdawały się przyszłością a nie jak dziś zupełnie nie wzruszającą nikogo rzeczywistością. Tron to przykład filmu który nie odniósł sukcesu w kinach by stać się najpierw popularny a potem wręcz kultowy ( tak wiem że tego słowa się nadużywa ale w tym przypadku doskonale ono pasuje) po wydaniu na VHS i DVD. Nic więc dziwnego że postanowiono nakręcić dalszy ciąg zwłaszcza że to jeden z tych filmów w przypadku którego człowiek naprawdę chce zobaczyć jak to wygląda przy zastosowaniu nowych efektów specjalnych ( zwłaszcza w przypadku Tronu efekty specjalne stanowią absolutne centrum wydarzeń). Zwierz widząc pierwsze zwiastuny oczekiwał że zobaczy coś co rozwali mu mózg — zwierz rzadko ma ochotę na oszałamiające efekty specjalne ale od czasu do czasu chciałby się dowiedzieć po co musi płacić kilkanaście złotych więcej za bilet, i nosić te niewygodne i brudne okulary. Niestety — Tron zawiódł zwierza na całej linii. Zwierz pomija fakt że scenariusz został sprowadzony do minimum ( co nie jest dziwne bo autorzy musieli jednocześnie — nawiązać do starego Tronu, opowiedzieć co się stało między pierwszą a drugą częścią i wprowadzić szczątkową akcje prowadzącą od jednej sceny do drugiej) to niestety efekty specjalne które miały powalać nie powalały. To chyba największy zarzut zwierza — po tym co pokazano mi niedawno w kilku produkcjach poziom wymagań zwierza znaczenie się zwiększył — skoro w Zaplątanych Disney mógł tak wciągnąć go w scenę że zapomniał gdzie jest góra a gdzie dół tym bardziej wymaga tego od futurystycznego Tronu. Niestety — efekty specjalne są naprawdę żadne — tu się pościągają , tam poświecą rzucą ci w tle wielką panoramę sieci ale tak naprawdę nie ma na czym oka zawiesić. Co więcej wszystkie pieniądze poszły na wielkie sceny zbiorowe i chyba zabrakło ich na odpowiednie wygenerowanie młodej twarzy Jeffa Bridgesa którą nosi jeden z bohaterów — twarz ta przypomina nam o trzech rzeczach — pierwsza to że normalni aktorzy nie muszą się bać że zostaną kimkolwiek zastąpieni, po drugie jak dobrym aktorem jest Bridges kiedy ma własną twarz po trzecie że źle animowana twarz to jedna z najbardziej wkurzających rzeczy na świecie. Zwierz niejednokrotnie w czasie seansu rozglądał się w około co w jego przypadku znaczy że zupełnie nie wciągnęła go akcja filmu a co więcej nie dał się wciągnąć w świat przedstawiony ( głównym problemem jest fakt że wszelkie elementy świata są przestawione w szczątkowej formie bardziej w nawiązaniu do poprzedniej części — nie mamy możliwości złapania oddechu i rozejrzenia się w około) co w przypadku filmu tego typu który powinien nas totalnie wciągnąć uważa za zbrodnię. Co więcej nie dobrze kiedy sceny ze świata rzeczywistego okazują się lepsze niż te w które zainwestowano olbrzymie pieniądze. W ostatecznym rozrachunku film pokazuje że jeśli chce się wykorzystać fascynację widzów to trzeba bardzo uważać. Bo serwując im produkt średniej jakości rozczarowuje się ich zdecydowanie bardziej niż gdyby była to produkcja zupełnie nie związana z czymś innym ( co więcej — wydaje się zwierzowi olbrzymim błędem zrobienie z filmu średnio zrozumiałej dla przeciętnego widza kontynuacji zamiast po prostu zrobić remake). Czy jest w filmie coś dobrego? Zdaniem zwierza bardzo dobrze wypada Bridges ( w przeciwieństwie do kuriozalnego Michaela Sheen który chyba podjął trudne zadanie grania drugoplanowych groteskowych ról we wszystkich wielkich hollywoodzkich produkcjach) ale wszystko blednie wobec genialnej muzyki. Zwierz nie jest wielkim fanem takich brzmień ale nie ma wątpliwości — muzyka jest tu absolutnie genialna — nowoczesna i retro jednocześnie, melodyjna i zupełnie progresywna. Serio — jeśli jest warto kupić coś sygnowanego logo nowego Trona ( to produkcja Disneya więc gadgetów w bród) to jest to z całą pewnością muzyka ( zwierz musiał swojego towarzysza niemal siłą wyciągać z sali bo o ile narzekał non stop na cały film i jego efekty to akurat muzyka zdecydowanie przypadła mu do gustu) — co jest pocieszeniem albo dowodem na ogrom porażki
Ps: A tak z zupełnie innej beczki. Znacie to uczucie kiedy przyczepia się do ciebie pisoenka i słuchasz jej w kółko. Zwierz ze smutkiem musi stwierdzić że w jego przypadku jest to od dwóch dni piosenka z Zaplątanych Disneya. Zwierz jest zażenowany i ma nadzieje że mu przejdzie. Kiedyś.