Hej
Zwierz dziś napisze nieco krócej bo jest zmęczony a poza tym ogłoszono nominacje do Złotych Globów i zwierz ma wyrzuty sumienia że nie ma się jak do nich odnieść bo większości filmów zwierz nie widział ( zwierz ma zasadę że nie wydaje kategorycznych ani nawet ostrożnych sądów o filmach których nie widział) — zwierz wie że nie mógł ich obejrzeć bo jeszcze w większości do kin nie weszły ale to jednak frustruje. No dobra dziś jednak zwierz nie będzie pisał o tym co myśli o nominacjach ( z resztą jakie to ma w sumie znaczenie co JA myślę o nominacjach — i tak dadzą komu będą chcieli). Ostatnimi czasy stało się niezwykle modne by bohaterowie seriali sami byli uczestnikami kultury popularnej. Przykładów jest więcej niż wiele. Celują w tym zwłaszcza seriale dla młodzieży — po każdym odcinku “Plotkary” w sieci pojawia się lista popkulturalnych nawiązań jakie pojawiły się w odcinku. Nikt co prawda przed telewizorem nie siedzi ale wszyscy doskonale wiedzą co w trawie piszczy — autorzy serialu specjalnie dbają by nawiązania były jak najświeższe tak jakby sami bohaterowie byli nie tyle elementami popkultury co jej konsumentami. Równie jawni w swoich nawiązaniach do popkultury są autorzy The Big Bang Theory — ich bohaterowie dysutują o postaciach z komiksów czy filmów sf tak jakby byli to prawdziwi ludzie — co więcej ich fascynacja specyficznym segmentem kultury popularnej jest cechą charakterystyczną bohaterów — gdyby nie potrafili rozmawiać o Babylon 5 i Supermanie nie byliby ciekawi i śmieszni. Ale zwierzowi nie chodzi nawet o tendencję do określania bohaterów przez ich upodobania popkulturalne. Chodzi raczej o zjawisko w którym bohaterka serialu mówi że pragnie pójść na medycynę bo być może spotka ją tam Mc.Dreamy — jest to oczywiście nawiązanie do innego serialu ( z resztą tej samej stacji) — czyli bohaterka serialu decyduje się podjąć życiową decyzję opierając się na serialu który leci w tej samej stacji kilka godzin później. Czy rozumiecie? Jeśli nie spokojnie. To chyba najbardziej zakręcony fragment kultury popularnej. Fakt że fikcyjni bohaterowie nawiązują do przeżyć innych fikcyjnych bohaterów sprawia że człowiek czuje się nieco wyłączony — tak jakby wszyscy bawili się równie dobrze bez niego a właściwie bez rzeczywistości jako takiej. Z jednej strony zwierz bardzo to lubi — dzięki temu czuje się członkiem jakiegoś nie świata w którym wszystkie te odniesienia i tropy składają się w jedną spójną całość. Z drugiej strony niekiedy zwierz odczuwa nie tylko znużenie tym ciągłym odwoływaniem się kultury popularnej do samej siebie co wręcz irytację. W sumie to właśnie ona stanęła u podstawy tego postu — otóż zwierz natknął się na książkę dla młodzieży w której główna bohaterka pozostając pod wpływem książki Stephanie Mayer “Zmierzch” zaczyna uważać napotkanego w szkole przystojnego chłopaka za Edwarda ( dla szczęśliwych nie wtajemniczonych imię to należy do bladego wampira z powieści) — otóż zwierz poczuł irytację — czy wykorzystanie cudzej książki i jej popularności do napisania własnej nie jest czystym lenistwem? Jak daleko można się posunąć w wykorzystywaniu takich nawiązań i jaką wartość będzie miała ta książka za kilka lat gdy sława Zmierzchu przeminie? Możecie się dziwić że zwierz który bronił dodawania potworów morskich do Rozważnej i Romantycznej jest przeciwny nawiązaniom do Zmierzchu. Problem polega na tym ze w przypadku tego pierwszego jest to po prostu zwykły żart ( i to na dodatek zdaniem zwierza całkiem udany) w drugim przypadku — cóż zwierz sam nie wie — szkodliwe zjawisko?
Ogólnie jednak zwierz zastanawia się jak za kilkanaście lat będą wyglądały powtórki tych wszystkich filmów i seriali — czy ktokolwiek zrozumie o co chodzi bohaterom? Czy to co sprawia że dziś wydaje być bardziej realni nie sprawi że równie realnie jak my się zestarzeją? Trochę szkoda że to co czyni z nich dziś ciekawymi jutro będzie zupełnie nie czytelne a z nas rozumiejących zrobi starych nudziarzy. Choć z drugiej strony czy tak nie jest ze wszystkim.
Ps: Zwierz obejrzał sobie zwiastun 4 części Piratów z Karaibów, zwierz chciałby aby był to film dobry. Nie dlatego ze uwielbia Piratów z Karaibów ale pragnąłby by przełamano zasadę klątwy czterech części która mówi że jeśli nakręcisz trzy części może będzie ok. ale czwarta część to musi być klapa