Hej
Polacy kochają Allena — serio czego by człowiek nie oglądał czy czego by nie czytał pojawia się tam nazwisko reżysera — poczynając od nowej premiery w warszawskim teatrze przez film o naszej noblistce po artykuł w czasopiśmie które kupiło się tylko po to by wytracić trochę czasu ( przy okazji — nie kupujcie Kina w tym miesiącu — w środku nic ciekawego). Moda na Allena spowodowana niedawną wizytą reżysera w Polsce i serią filmów wydawanych przez Gazetę Wyborczą sprawiła że nawet ja wierna fanka miłego Nowojorczyka mam już powoli dość. Niestety zwierz obawia się że dla Allena nie skończy się dobrze — choć ilość deklarujących miłość do jego filmów wciąż się powiększa to jednak tak naprawdę to nie jest reżyser dla wszystkich. W tym momencie zapewne postanowicie przypomnieć zwierzowi że obiecał walczyć ze snobizmem a nie go promować i że jak mu się nie podoba że nie jest już taki wyjątkowy znając większość filmografii Allena to musi się z tym pogodzić. Cóż zwierz musi przyznać — kiedyś przyznanie się że wiedziało się Purpurową Różę Kairu, Alicję czy Cienie i Mgły dawało miłe poczucie że wie się o Allenie nieco więcej niż przeciętny widz który zatrzymał się na Zeligu — dziś jednak po tym jak do prasy dodano wszystkie filmy Allena ( ciche marzenie zwierza) wszelkie poczucie wyższości wyparowało ( być może to dobrze dla zwierza który winien wyzbywać się poczucia wyższości). Nie zmienia to jednak faktu że moda na Allena to typowa niedźwiedzia przysługa. Allen to reżyser który kręci tyle filmów ile chce i robi to tak często jak chce. A to oznacza że mniej więcej raz na rok wypuszcza film — gdyby zachowywał się tak jak inni twórcy aspirujący do mina najważniejszych i ograniczył się do jednego filmu na dwa-trzy lata byłby teraz prawdopodobnie bez najmniejszych wątpliwości uznawany za artystę bezbłędnego. Allen jednak kręci też te filmy bez których spokojnie można było by się obyć takie jak Scoop czy Sen Kassandry — jeśli ktoś na fali jego ostatniej popularności załapie się właśnie na te dwa filmy za dobrego zdania sobie o reżyserze nie wyrobi ( choć trzeba powiedzieć że nawet w marnych filmach Allena jest to coś). Ogólnie zwierz nie zna drugiego reżysera który przy takiej popularności tyle wymagał od swoich widzów — praktycznie jeśli nie każe nam zanurzyć się w świecie intelektualistów którzy przeczytali zdecydowanie za dużo filozofów ( których ewidentnie nie zrozumieli a którzy zdążyli im namieszać w mózgach) to każe nam znaleźć nawiązanie do Bergmana. Zwierz zastanawia się co takiego w Allenie i jego twórczości trafia akurat do Polaków — wydaje się że przede wszystkim większość widzów zapomina że ich ulubiony reżyser nie jest swoim bohaterem ( a nie jest o czym wielokrotnie pisał i mówił) a po drugie wizja NY jaką nam pokazuje jest cudownie romantyczne i niezwykle europejskie miasto ( zwierz pamięta jak w jednym z filmów bohater chwali swoją uczennicę że umieściła akcję opowiadania w Paryżu choć nigdy tam nie była — odnoszę wrażenie że tak jest z dużą częścią opowieści Allena — choć miejsce się zgadza to bardziej wizja niż rzeczywistość). Ale nie chodzi chyba tylko o to — Polacy lubią ludzi inteligentnych ale pesymistycznych — wydaje się ze to oni są źródłem nieprzemijającego od wieków komizmu w naszej kulturze — stworzona przez Allena postać idealnie wpisuje się w ten obraz. Ale trzeba tu powiedzieć że Polacy nie są w swojej miłości odosobnieni — reżysera kocha cała Europa widząc w nim człowieka który przetłumaczył Stany na “nasz” język — i to właśnie dlatego Allen jest jednym z nielicznych reżyserów którzy odnoszą sukces w Europie i olbrzymią klęskę w Stanach. Oczywiście zwierz ma jeszcze jedną teorię — nasz kraj od wieków ma w kulturze miejsce na smutnego żyda. Być może z braku własnych adoptowaliśmy tego amerykańskiego