Hej
Ten wpis nie jest dzisiejszy tylko wczorajszy. Fakt że zwierz pisze go po północy nie powinien was zmylić ( zwierz wie że o tej porze prawdopodobnie większość jego stałych czytelników słodko drzemie zastanawiając się co zjadło zwierza ale skoro jest trzeźwy, i ma przytomny umysł to czemu nie napisać czegoś już dziś udając że jest jeszcze wczoraj?). Zwierz zrozumiał dziś dlaczego teatr — taki zwykły nie eksperymentalny musi zginąć. Zwierz udał się dziś do jednego z prywatnych teatrów w warszawie gdzie bardzo dobra aktorka grała w sztuce Gorkiego. Przed kasą kolejka i to taka że nie stoi tylko siedzi ale każdy wie że gdy już zaczną sprzedawać wejściówki trzeba się ustawić w odpowiedniej kolejności. Bilety wstępu droższe niż bilet do kina ale już wejściówka w porównywalnej cenie. Zamiast popcornu elegancka kawiarnia a co lepiej wychowani widzowie ubrali się w garnitury. W końcu słychać dzwonek i można wejść na salę. Scena to nie ekran więc zamiast reklam tylko komunikat żeby wyłączyć komórki. I zaczyna się — pierwsza scena jak to scena niewiele do dramatu wnosi ale kiedy pojawiają się kolejni aktorzy coś nam zgrzyta. Ten który miał płakać przecież wcale nie płacze tylko udaje, to przejęzyczenie przecież nie powinno się zdarzyć i dlaczego wszystko zajmuje tyle czasu — wejście ze sceny wejście na scenę. I jeszcze te nieznośne przeciągające się momenty ciszy kiedy powinniśmy widzieć emocje ale nie widzimy bo za nasze marne 20 złotych mamy miejsca trochę za daleko. chciało by się wzrokiem objąć wszystkich aktorów ale niestety nie sposób — żeby dostrzec mimikę jednego trzeba na chwilę zapomnieć o drugim. Wszystko zaś jakieś strasznie sztuczne w sposobie udawania rzeczywistości choć przecież ani odrobiny w tym awangardy — wszyscy chodzą w strojach z epoki siedzą na ślicznych XIX wiecznych kanapach i tylko czasem przychodzi do głowy że wino które rozlewają to jednak mimo wszystko sok porzeczkowy. Zwierz ziewając gdzieś w środku przedstawienia zrozumiał że jako stworzenie popkulturalne przyzwyczajone jest do tego co można nazwać dyktatem 34 ujęcia. Jeśli aktor źle gra 33 razy to może zabłysnąć za 34 — wtedy zobaczymy jego geniusz a reżyser wytnie 33 potknięcia. Podobnie jak wytnie wszystkie wchodzenie i wychodzie z pokoju, zakropli sztuczne łzy by aktor naprawdę łkał i zrobi zbliżenie na twarz tego kto w danej scenie jest najważniejszy. I nie ma tego koszmaru ukłonów gdzie ci którzy właśnie na naszych oczach zmarli zmartwychwstają brząc zupełnie iluzję, i których musimy chcąc nie chcąc oklaskiwać nawet wtedy gdy podskórnie czujemy że wiszą nam kasę za bilety ( to ciekawe zwierza denerwuje gdy pokazuje mu się złą sztukę — czuje się wtedy oszukany, ale kiedy widzi zły film ma zdecydowanie więcej wyrozumiałości — stereotypy czy zwierz jest po prostu dziwny?) Teatr tradycyjny powinien się cieszyć że jeszcze istnieje — fakt ze kino nie zabiło go do końca świadczy o niezwykłej sile tej sztuki. Bo choć zwierz rozumie wszystkie argumenty przemawiające za tym że teatr to jednak nie to samo co kino to odnosi dziwne wrażenie, że porównania wypadają na korzyść kina a nie teatru. Zwierz pragnie tu oczywiście zaznaczyć, że mówi o takim zwykłym teatrze w którym wystawia się sztuki z początkiem końcem i zakończeniem a nie monodramy, czy sztuki eksperymentalne. Zwierz może nawet stwierdzić że nie mówi o musicalach — tam znaczną rolę odgrywa muzyka której słuchanie na żywo zawsze jest trochę innym przeżyciem. Ale serio podajcie mi argumenty dla których zwierz miałby chodzić do „ zwykłego” teatru zamiast pójść na Toy Story 3 ? ( przyjaciel z którym zwierz odwiedził teatr po przedstawieniu stwierdził że na tym polegał nasz błąd — nie poszliśmy na kreskówkę)