Hej
Spokojnie zwierz nie umarł nie wpadł pod samochód i nie zamienił się w snoba – wyjechał na jeden dzień do Ostrołęki na ślub koleżanki i nie wypadało wymknąć się tylko po to by się wpisać na blogu;)
Dziś będzie o 3D największej zagadce w historii techniki filmowej. Otóż technikę obrazu 3D wymyślono już dość dawno temu – co więcej już dość dawno temu bo w latach 80 zaczęto robić filmy które miały efekty 3D w kolejnych latach powstała sieć specjalnych olbrzymich kin IMAX które pokazywały filmy nie tylko w dużo lepszej rozdzielczości i jakości ale także wzbogacone a jakże o efekty 3D. Mimo to technika ta nigdy nie znalazła sobie miejsca w kinie. Filmy 3D nigdy nie były wielkimi hitami a ludzie wcale nie narzekali na swoje dwu wymiarowe filmy. Az tu nagle tego lata wielkie wytwórnie filmów animowanych jak jeden mąż wróciły fo techniki 3D – niewygodne okulary których nie można założyć na własne szkła tak by nie czuć się dziwnie, efekty specjalne które wcale nie są takie fajne i dziwne kolory – tyle mogę powiedzieć o filmach trójwymiarowych jakie miałam okazję oglądać tego lata. Choć wszyscy zapewniają mnie że technika poszła do przodu ja już tęsknie za kreskówkami które można było oglądać bez tych niepotrzebnych efektów, które w sumie nikogo aż tak nie bawią. Skąd wzięła się taka promocja kina 3D? Cóż raz zna jakiś czas kino potrzebuje nowości. Animacja komputerowa ostatnio stała się powszechna ( aż trudno przypomnieć sobie że Toy Story to film sprzed kilkunastu lat) , efekty specjalne na nikomi nie robią wrażenia – kino szuka więc nowych ( lub jak w przypadku 3D starych ) sposobów na przyciągnięcie widowni. Najwyraźniej mało kto czyta w Hollywood książki do historii kina – ludzie zawsze lubili nowości w sposobie opowiadania historii ale nie przepadali za nowościami w dziedzinie przekazu filmu. Wielkie panoramiczne ekrany nie spodobały się tak samo jak reagujące na wstrząsy krzesła ( tzn. wstrząsy widziane na ekranie) i nawet stare dobre dolby surround ma swoich przeciwników którzy słusznie zarzucają filmom że zrobiły się za głośne. Nie chcę brzmieć jak jeden z tych fanatyków którzy w latach 20 kiedy wprowadzano dźwięk do filmu krzyczał że to koniec sztuki filmowej – problem leży moim zdaniem gdzie indziej. Filmy z wykorzystaniem 3D muszą być efektowne żeby ów cudowny wynalazek zaprezentować – w przypadku filmów animowanych jeszcze to ujdzie ( choć moim zdaniem oglądanie takiego filmu na dłuższą metę męczy zwłaszcza młodych widzów) ale w przypadku filmu aktorskiego kończy się to zazwyczaj zupełnym brakiem scenariusza. Jakiegokolwiek bowiem nie wprowadzilibyśmy do kina wynalazku trudno oprzeć się wrażeniu że dobrze opowiedziana historia nie potrzebuje fajerwerków ani tym bardziej trójwymiarowych okularów. Zapewne ci śledzący doniesienia prasowe zarzucą mi że jeszcze nie widziałam Avatara – zmieniającego naszą wizję filmu działa Jamesa Camerona. Obawiam się jednak że Cameron jako człowiek który nakręcił film o Titanicu powinien wiedzieć że toną także niezatapialne statki. Podejrzewam więc że czeka nas to co zwykle w takich przypadkach. Olśniewające efekty specjalne świetne efekty 3D i scenariusz który sprawi że cała ten wysiłek pójdzie na marne.