hej
Zachęcony 13 nominacjami do nagrody BAFTA, 12 nominacjami do Oscara i trailerem który zwierz widział prawie rok temu kiedy o filmie było cicho zwierz udał się do kina na poranny seans by przekonać się czy ” Jak zostać królem” istotnie zasługuje na całej tej uwagi i pochwał jakie się na niego posypały. Pierwsza uwaga którą poczynić trzeba to, że jest to film wybitnie angielski czy może nawet brytyjski. Problemy dworu, królów mających w pamięci wieki swoich poprzedników i odpowiedzialność za całe imperium, umiłowanie spokoju, powściągliwość i chęć by wszystko było tak jak było zawsze — to elementy które chyba zawsze jednak bliższe były anglikom niż jakiemukolwiek innemu narodowi na świecie. Pod tym względem spoglądanie na terapię biednego księcia Alberta który staje się Jerzym VI wydaje się odrobinę terapią całego narodu który musi przede wszystkim złapać dystans do otaczającej go rzeczywistości by odzyskać wiarę w siebie.
Nie oznacza to jednak że film przemówi jedynie do tych którzy są zainteresowani problemami koronowanych głów. Wręcz przeciwnie — ten bardzo kameralny film po którym bardzo widać że powstał na podstawie sztuki ( na ekranie podobnie jak na scenie nie ma nigdy więcej niż trzech — czterech postaci) daje się oglądać z dużą przyjemnością nawet jeśli wyrzucimy z głowy że problemy z przemową ma nie zwykły człowiek lecz król. Wartości jednak cała historyjka nabiera przede wszystkim dzięki wspaniałemu aktorstwu.
Zwierz miał okazję oglądać film ” Miesiąc na wsi” sprzed dwudziestu paru lat w którym to młody wówczas Colin Firth grał jąkającego się weterana pierwszej wojny światowej. Jąkał się w tamtym filmie tak jak jąkają się zazwyczaj aktorzy — i jak my sami zagralibyśmy jąkałę gdyby postawiono nas przed takim zadaniem. Na całe szczęście ” Jak zostać królem pokazuje” że przez ćwierć wieku na ekranie z dobrze zapowiadającego się aktora wyrósł aktor wybitny. Zwierz nie wie jak Firth to zagrał ale trudność z jaką wypowiada poszczególne słowa, sposób w jaki zacina się tak że można przypuszczać że zaraz utopi się w otaczającym go powietrzu jest absolutnie mistrzowska. Co więcej udało mu się z księcia Alberta zrobić postać prawdziwą. Nie jest to tylko biedny młodszy brat, mniej kochany przez rodziców, zmuszony do objęcia tronu ale także człowiek dumny, obdarzony dużym temperamentem i dystansem. Firth w niejednym wywiadzie wspominał że nie jest trudno zagrać wybitną rolę jeśli ma się z kim grać. I choć zazwyczaj jest to zwykła kurtuazja to w przypadku tego filmu nie sposób się z nim nie zgodzić.
Rush gra tu jak zwykle lekkiego wariata ale tak że natychmiast zaczynamy go lubić — co więcej jemu też udaje się lekko zniuansować swoją rolę. Pozornie nie czuły na zaszczyty Australijczyk jest wyraźnie bardzo zadowolony że przychodzi mu leczyć samego króla. Największe jednak zaskoczenie budzi Helena Bonham Carter jako królowa — udało jej się w sposób absolutnie idealny połączyć życzliwość matki i żony ze złośliwością osoby z wyższych sfer. Choć niektórzy recenzenci narzekają że Guy Pearce siedem lat młodszy od Firtha został osadzony w roli jego starszego brata to jednak zwierz proponuje im rzucić okiem na zdjęcia króla Edwarda do którego Pearce jest bardzo podobny. Zwierz nie dziwi się że reżyser nie oparł się pokusie by obsadzić go w tej roli. Zwierz mógłby się jeszcze długo rozwodzić nad świetnymi nawet małymi rolami ( jeden z najlepszych portretów Churchilla jaki zwierz widział na ekranie!) ale wystarczy wam chyba jeśli stwierdzi że w tym filmie absolutnie nikt źle nie gra wręcz przeciwnie większość gra wybitnie.
Czy oznacza to jednak że zwierz rozpływa się w zachwytach? Cóż niestety fabuła ma swoje braki których nie jest w stanie zatuszować nawet wybitne aktorstwo. Widać że reżyser nie jest w stanie do końca się zdecydować czy pragnie opowiedzieć historię króla czy kraju co prowadzi do znacznych uproszczeń. Abdykacja Edwarda podyktowana jest wyłącznie względami prywatnymi bez zająknięcia się o politycznych przyczynach takiej decyzji ( a szkoda bo nadało by to filmowi odrobinę więcej dramatyzmu). Trochę też za mało wiemy o samym Albercie — kilka scen poza gabinetem terapeuty to najsłabsza część filmu ( zwłaszcza sceny z córkami które na oko zwierza winne być nieco starsze niż są w filmie) — zwierz rozumie potrzebę uczłowieczania bohatera ale w niczym nie należy przesadzać. Oczywiście film odnosi zwycięstwo już samym faktem że oglądając film zależy nam na sukcesie bohatera nawet jeśli nie ratuje świata tylko wygłasza podnoszącą na duchu mowę na początek wojny. Nie mniej choć zwierz przyznał by produkcji wszystkie 13 BAFT to jednak nie ma wątpliwości że nie jest to film na 12 Oscarów. Oglądając film często myślimy że biedny to kraj którego król się jąka. Z drugiej strony nie sposób pomyśleć że błogosławiony to kraj którego największym problemem są problemy z wymową króla. Problemem którego w ostatnim stuleciu niestety nam dobry Bóg poskąpił.
Ps: Schodząc w kinie po schodach zwierz usłyszał opinię że to nie możliwe by król i królowa byli tacy mili bo nie wychowali by tak paskudnej oziębłej Elżbiety która nie żałowała księżnej Diany. Jak widać pomimo największych wysiłków Jerzego VI wciąż w głowach ludzi wygrywa ten kto lepiej się prezentuje w mediach. I tak już chyba zostanie.