Zwierz od tak dawna czekał, żeby napisać dzisiejszy wpis, że teraz kiedy go pisze ma tyle pomysłów, że nie wie czy mu się uda złożyć je wszystkie w jedną całość. A będzie o tym, że czasem piątek jest tylko piątkiem, po marzeniach nie należy się za wiele spodziewać, a zwierze czasem rozmawiają z elfami.
Zwierz nie wie przez jaki telefon rozmawiał z nim Lee ale postanowił sobie to tak wizualizować
Dawno dawno temu – zanim jeszcze w ogóle w głowie zwierza narodził się pomysł by pisać, w głowie wówczas prawie zupełnie normalnej istoty jaką był zwierz przed rozpoczęciem blogowania zalęgła się myśl. Myśl brzmiała mniej więcej tak „Byłoby wielce miłym móc rozmawiać z aktorami z ulubionych filmów, zwłaszcza że zwierz posiada niezbędne kompetencje”. Myśl ta została przez zwierza zakwalifikowana jako miła i odłożona na wielki stos refleksji poprzedzających pewne plany i marzenia (do podobnych myśli należy np. „Zobaczenie własnego nazwiska na okładce książki musi być bardzo przyjemnym uczuciem”). Zwierz nie myślał o tym wiele, nie zastanawiał się nad konsekwencjami, ale im dłużej pisał swojego bloga (założonego z zupełnie innych powodów) tym częściej owa myśl przekuwała się w wizję świetlanej, choć jednak odległej przyszłości, w której to właśnie zwierz zadaje aktorom te wszystkie pytania które zadali już inni. Owa potrzeba brała się nie tyle z megalomanii, czy chęci poznania aktorów co z poczucia, że to jedna z tych rzeczy, do których zwierz chyba mógłby mieć dryg. Choć w sumie może nie należy się do tego przyznawać.
Pierwsza reakcja zwierza „Podpalmy coś i zwiewajmy”
Aż nagle – ku wielkiemu zaskoczeniu zwierza stało się. Jeden mail, potem drugi, potem trzeci, potem piętnasty. Rozmowy telefoniczne, pertraktacje. I w końcu komórka zadzwoniła w środku dnia pracy. Zwierz okazał się być właśnie tą osobą którą wytypowano by porozmawiała z Lee Pace’m z okazji premiery drugiego sezonu Halt and Catch Fire. Zwierz okazał się być we właściwym czasie we właściwym miejscu – dokładniej – w pracy, w Warszawie i obok działającego telefonu (jak czasem niewiele do szczęścia trzeba). I był też przerażony. Serio – zwierz nie pamięta kiedy ostatnim razem tak się bał. Czego? Wszystkiego na raz – od mówienia po angielsku, przez nagrywanie rozmowy, porozumiewanie się z kimś na innym kontynencie i w ogóle prowadzeniem wywiadu po rzeczy tak od czapy, że zada pytanie obraźliwe, głupie czy nie na temat. Bo zwierz nigdy jeszcze z nikim tak zupełnie na poważnie wywiadu nie prowadził. Co więcej w chwili w której zadzwonił telefon w głowie zwierza było tylko jedno pytanie („To jak nazywał się ten twój jeleń z Hobbita?”). Ten strach kazał zrobić coś bardzo logicznego – powiedzieć, że niestety nie ma się czasu, że wzywa praca, że absolutnie nie da się przygotować pytań do rozmowy w kilka godzin, że zapomnieliśmy angielskiego i dopadła nas nagła głuchota. Zwierz miał szczerą ochotę schować się pod biurko. Albo uciec gdzie pieprz rośnie a potem powiedzieć wszystkim znajomym, że niestety nie udało się doprowadzić organizacji wywiadu do końca. Ale zwierz się zgodził. Paradoksalnie uratował go fakt, że cała sytuacja wydała mu się lekko surrealistyczna. Oraz myśl, że nawet jeśli zwierz się straszliwie skompromituje to przecież absolutnie nikt się nie dowie. Wszak o kompromitacji wiedziałby tylko dwie osoby. Przy czym zwierz nie podejrzewał by Lee Pace miał w najbliższym czasie rozmawiać z jego znajomymi.
Spokojnie to tylko telefon.
Nie zmienia to jednak faktu, że w chwili w której zwierz siedział w małym pokoiku spoglądając na nie dzwoniący jeszcze telefon, czuł się równie zestresowany co przed maturą. Owo nieprzyjemne uczucie paniki czaiło się w jego głowie mimo, że profesjonalnie przetłumaczone pytania leżały wydrukowane na kartce (zwierz musiał mieć instynkt dobierając znajomych bo zalazło się wśród nich kilkoro tłumaczy), a wszystko wskazywało na to, że zwierz jednak nie zapomniał zupełnie jak się mówi po angielsku (albo raczej jak się porozumiewa po angielsku). Zwierz podejrzewa że wszyscy znacie to uczucie, kiedy jedyne czego chcecie to żeby już było po wszystkim. Nawet jeśli takie rozmowy prowadzą na świecie setki tysięcy zblazowanych dziennikarzy. Wpatrywał się więc zwierz na telefon zastanawiając się po kiego grzyba godził się na to wszystko i mógłby spokojnie siedzieć w domu i podśmiewać się pod nosem z koszmarnego akcentu francuskich dziennikarzy zadających pytania aktorom w Cannes. Wszak to zdecydowanie lepsze miejsce niż być jednym z tych ludzi zadających te koszmarnie sztampowe pytania. Zwierz był niemal o krok by nie wypaść z niewielkiego (specjalnego!) pokoiku do rozmów i nie pognać do domu, wymyślając po drodze wymówkę. I wtedy zadzwonił telefon.
To co miał zwierz powiedzieć…
Wiecie co. Jedno zdanie uprzejmej asystentki potykającej się o wymowę imienia zwierza wystarczyło. Panika poszła na spacer. Zwierz nagle zaczął się zachowywać jakby nigdy nic innego nie robił tylko konwersował z aktorami przez telefon. Jedyne co pozostało z tego dawnego strachu to szczerość. Dlatego też zwierz do końca życia będzie mógł opowiadać, że kiedy Lee Pace zapytał z grzeczności jaka jest pogoda w Warszawie zwierz odpowiedział (zgodnie z prawdą) „Nie wiem jestem w pokoju bez okien”. Jeśli aktor będzie potem snuł przed swoimi znajomymi wizję umęczonych dziennikarzy z Europy wschodniej zapewne siedzących w piwnicach i poganianych prze okrutnych naczelnych to zwierz będzie miał w tym swój udział. Na całe szczęście po tym jednorazowym ataku szczerości zwierza, reszta potoczyła się całkiem gładko. Więcej – potoczyła się łatwiej niż zwierz przypuszczał – przecież dobrze znał głos i intonację osoby z drugiej strony więc nie musiał się nawet martwić o to, że czegoś nie zrozumie, że nie wyczuje kiedy wypowiedź się kończy. Wszystko potoczyło się tak jak na tych śmiertelnie nudnych filmikach z press junket kiedy ludzie zadają pytanie a aktor odpowiada tak jakby nikt nigdy wcześniej go o to nie spytał.
” Tak to ten łoś co jest jeleniem to jak on się nazywał?”
A potem zwierz wyszedł z pracy. Wsiadł do tramwaju i spotkał się z przyjaciółmi. Akurat przyjechała koleżanka z Krakowa więc rozmawialiśmy dużo o antyku. Dzień się skończył. A potem następny i tak dobre kilka tygodni zanim zwierz usiadł do pisania tych słów. Na liście rzeczy które zwierz zawsze chciał zrobić może skreślić jedną. Ale jednocześnie tamten piątek niczym się od wielu nie różnił. Może tym że zwierz naprawdę miło spędził czas w przyjemnym towarzystwie. I właściwie o tym zwierz chciał wam napisać. Wszyscy łapiemy się na pułapkę tych „najlepszych chwil w naszym życiu”. Wizji że osiągnięcie dokładnie czegoś co sobie wymarzymy czy wymyślimy sprawi, że będziemy doskonale wiedzieć, że to jest właśnie ten moment kiedy mamy być szczęśliwi. Ale wcale tak nie jest – te „najcudowniejsze chwile” naszego życia, zagubią się nam w pamięci, jak ten piątek który dziś jest dla zwierza jednym z bardzo wielu piątków. Zresztą dlaczego miałby tam zostać, skoro pod koniec nie przychodzi żaden pan i nie wręcza nam błyszczącego czeku na szczęście z powodu zrealizowanych marzeń. Wiele cudownych momentów na które czekał zwierz gdy się zdarzyły były zupełnie normalne. To co naprawdę jest niesamowite – to rzeczy, których nawet byśmy nie wymyślili, albo jakieś wtorkowe popołudnie kiedy niespodziewanie jest bardzo miło. I zwierz wie, że brzmi jak tekst z plakatu z kotem. Ale zwierz rozmawiał z amerykańskim aktorem, widział Benedicta Cumberbatcha na żywo, obronił magisterkę i widział swoje nazwisko na okładce książki. Za każdym razem wydawało się, że będzie to chwila ważna, taka do trzymania w pamięci i wyjmowania w chwilach trudnych. Tylko, że nie. Więcej – zwierz czasem o tym wszystkim zapomina. Nie dlatego, że jest taki skromny, czy taki rozważny. Po prostu w pamięci naprawdę gnieżdżą się te najlepsze chwile o których byśmy nie pomyśleli. Jak to popołudnie kiedy zwierz wrócił jeszcze jako uczeń gimnazjum do domu i okazało się, że jego matka kupiła pierwszy odtwarzacz DVD. Zwierz uważa to za jedno ze swoich najlepszych wspomnień.
Elf pogardy jest obowiązkowy
Tyle wstępu. Poniżej znajduje się link do wywiadu. Bo nie pojawi się on na blogu zwierza (jeszcze trochę za niskie progi) ale na Onecie. Zwierz chciałby jednocześnie podziękować ludziom zajmującym się promocją w CBS Europe że dali mu jeden z najfajniejszych piątków od dawna. I przypomnieli mu jak bardzo się cieszy, że już nie zdaje matury. Miłej lektury. Pierwszego wywiadu jaki zwierz przeprowadził z amerykańskim aktorem. Miejmy nadzieję, że nie ostatniego.
Chwila przed rewolucją – Lee Pace o „Halt and Catch Fire”
Ps: Zwierz widział film o samcach alfa podszywający się pod wpis o dinozaurach. Opowie wam o nim jutro.
Ps2: Zwierz jest takim nieogarem że pewnie zapomni że kiedykolwiek wydarzyły się rzeczy opisane w tym wpisie. Potem sobie przypomni ale i tak nie uwierzy.