To chyba najbardziej odwlekane doktowe omówienie w historii tego bloga. Wiecie dlaczego, ostatni odcinek zwierza zdenerwował i trudno było potem zebrać się do oglądania części drugiej. Kied
y zwierz się już zebrał odczucia ma bardziej pozytywne niż negatywne, ale to doskonały dowód na to, jak się różne rzeczy zmieniają. Odcinki z 11 zwierz potrafił recenzować po nocy by następnego dnia o poranku koniecznie była recenzja. (W notce spoilery).
Zacznijmy od tego, że ten odcinek Doktora doskonale pokazuje, największą wadę dwóodcinkowców. W poprzedniej części wszyscy biegali w kółko, prowadzili dużo mniej lub bardziej bezsensownych rozmów, ale wszystko sprowadzało się do tego, że jakaś wąska grupa zamieszkujących nasz świat Zygonów pragnie zrobić rewolucję, która dotknie wszystkich. W poprzednim odcinku było mnóstwo scen których spokojnie mogło nie być. Teraz kiedy zasiadamy do drugiej części tak naprawdę cały odcinek – pod względem akcji sprowadza się do JEDNEJ sceny. Serio, cały ten odcinek sprowadza się do sceny w której przedstawicielka ludzi i przedstawicielka Zygonów muszą podjąć niemożliwą decyzję a pomiędzy nimi stoi Doktor tłumaczący im dlaczego najlepszym sposobem na pokój jest nie wszczynanie wojen. Wszystko pozostałe w tym odcinku nie ma znaczenia. Co więcej – w wielu przypadkach jest trochę bez sensu i spowalnia akcję. Gdyby twórcy inaczej pocięli oba odcinki, dostalibyśmy coś absolutnie fenomenalnego. A tak – mamy jeden bardzo słaby odcinek (poprzedni) i drugi który choć ma doskonała scenę, traci jako kontynuacja czegoś średniego. I żeby jeszcze działy się tu jakieś fajerwerki których nie można ominąć. Ale nie, spokojnie można to było wszystko zmieścić w jednej opowieści. Odpowiednio przyciętej. Zwierz wciąż powtarza, rozwlekanie akcji w przypadku Doktora naprawdę nie ma sensu. BO cały ten serial działa na zasadzie „Szybko zanim dojdzie do nas że to nie ma sensu” dlatego warto szybko iść do przodu i nie zostawiać czasu na dodatkowe zastanawianie się.
Przejdźmy jednak do samej fabuły odcinka. Ta jest w sumie mizerna bo cały odcinek ma wszystkich bohaterów sprowadzić do tego samego miejsca czyli do niewielkiego pokoju gdzie będą ważyć się losy świata. Mamy więc Doktora ratującego się ze spadającego samolotu bez większego problemu i Clarę która mimo posiadania swojego złego wcielenia (czy tylko zwierz nie marzył trochę by Bonnie została z Doktorem na dłużej?) mogła się jakoś komunikować i w ogóle wszystkich którzy jakimś cudem nie zginęli, nie zostali narażeni na niebezpieczeństwo i mogli ostatecznie wylądować w tym małym pokoju. Po to byśmy mogli dostać typowy dla Doktora oratorski fajerwerk i scenę pełną emocji. Z jednej strony to scena doskonała. Oto mamy Doktora który stawia dwie strony przed podobnie niemożliwym wyborem. Teoretycznie zarówno przedstawicielka rasy ludzi jak i Zygonów może nacisnąć przycisk i rozpocząć wojnę. W tej trudnej decyzji nie pomaga Doktor, który – z całą pasją opowiada o tym, że ludzie zaczynający wojny nigdy nie wiedzą co będzie dalej, że nie ma dobre decyzji i ze zamiast walki trzeba się skupić na myśleniu i przebaczeniu. Do tego sam z pasją odwołuje się do własnych wojennych przeżyć, deklarując się ostateczniej jako największy pacyfista – człowiek który z wojny wyniósł tylko pragnienie pokoju. Kiedy skończy obie strony zrozumieją, że w pudełkach które stoją przed nimi nie ma żadnej bomby ani zabójczego gazu i całe przygotowane przez Doktora rozwiązanie polega na sprowadzeniu wojny do prostej decyzji. I do zbicia tej pewności siebie która tak często towarzyszy ludziom zaczynającym konflikty.
Początkowo zwierz był sceną zachwycony bo przecież to ten sam doskonały pacyfistyczny Doktor którego znamy od niepamiętnych czasów. Ale potem stało się coś co zdaniem zwierza nieco zmieniło wydźwięk całego odcinka. Otóż, okazuje się, że ten kryzys nadchodzi raz na jakiś czas i już 15 raz Doktor powstrzymuje rasy przed wzajemnym wybiciem się – jedyną, jak nam się sugeruje, skuteczną bronią. Po pierwsze takie rozwiązanie – choć ładnie wygląda z punktu widzenia scenariusza nie za bardzo ma sens z punktu widzenia postępowania Doktora przez ostatnie dwa odcinki. Osoba która widziała już taką sytuację starałaby się jak najszybciej zwabić obie strony w jedno miejsce. Zwłaszcza, że niemal od początku zdobycie pudełka było gdzieś w planach Zygonów. Druga sprawa, wszystko bardzo pięknie, ale w momencie w którym Doktor nic nie robił zginęło całkiem sporo ludzi i Zygonów. Pamiętacie żołnierzy z poprzedniego odcinka, te szczątki ludzi zamiatane w tym, czy całe miasteczko? To wszystko jest koszt tego potencjalnie doskonałego rozwiązania Doktora. Co więcej Doktor mając świadomość, że istnieje pewne – w jakiś tam sposób działające rozwiązanie, cały czas zachowywał dystans do tego co działo się wokół niego – nie ratując ani jednego życia. Z punktu widzenia scenarzysty bardzo łatwo sprawić, żebyśmy uwierzyli, że rozwiązanie Doktora jest doskonałe i zapewnia pokój. Ale prawda jest taka, że to nie jest rozwiązanie które zapewnia pokój tylko takie które zapobiega zbyt dużej wojnie. Jest więc wielce niedoskonałe bo już 15 razy ludzie w różnych miejscach świata musieli ginąć, zanim użyto tego rozwiązania. Jest błyskotliwie ale wymaga całej masy ofiar. Co oznacza, że kiedy Doktor przysięga że nikt więcej nie będzie ginął kiedy on trzyma wartę… cóż… prawie mówi prawdę.
Przy czym to jest tak, że tego typu sytuacje zdarzały się w odcinkach Doktora już wcześniej. To znaczy, że wszystko było ładnie rozwiązane, puenta była błyskotliwa, ale tylko wtedy jeśli się nie poskrobało całości i nie szukało za bardzo intensywnie. W innym przypadku okazywało się, że jednak ten cudny scenariusz ma dziury. Możemy więc przyjąć wersję ze nie skrobiemy i wtedy rzeczywiście Doktor a co za tym idzie Capaldi dostają doskonałą scenę – bardzo w stylu antywojennych przemów Dziesiątego Doktora. Co prawda zwierz jest prawie pewien, że Doktor z tego odcinka i Doktor z poprzedniego to praktycznie dwie różne osoby ale przecież ile można narzekać? Zwierzowi bardzo podobała się Bonnie czyli evil Clara – co zresztą pokazuje, że naprawdę w przypadku Clary jej bezosobowość jest kwestią tego jak postać jest pisana (przynajmniej w tym sezonie) a nie tego jak jest grana. Talentu bowiem aktorce odmówić nie sposób. Zwierzowi podobała się i zawsze będzie się podobać postać Osgood. Pasuje ona do dobrej tradycji – towarzyszek których nie było, z tym dodatkiem, że rzeczywiście przynajmniej w tym odcinku zdaje się być nawet o krok przed Doktorem. Jej niechęć przyznania „kim jest” to chyba najlepszy element tego podwójnego odcinka, choć zdaje się, że scenarzyści chcieli by to jeszcze w przyszłości wykorzystać.
Ostatecznie odcinek nieco zrehabilitował poprzedni choć w sumie jak się nad tym zastanowić, to Doktor w ogóle nie wysłuchał jednej ze stron. Jasne – wynika z całego odcinka że wojna jest zła (choć pistolety jak widzimy się przydają), ale nie zmienia to faktu, że raz na jakiś czas pewna grupa Zygonów czuje się źle w zaplanowanej przez Doktora i spółkę przymusowej asymilacji. Wedle scenariusza Doktora – właściwie z tym faktem nic nie powinno się robić, co najwyżej powstrzymywać Zygonów raz na jakiś czas przed rewolucją. Zwłaszcza, że niezadowoleni to tylko odłam i drzazga. Z punktu światowego pokoju brzmi doskonale. Gorzej jeśli nie zaczniemy się poważniej zastanawiać jak mielibyśmy to przełożyć na świat ludzi. Skoro jakaś grupa źle się czuje z tym że każemy jej odrzucić całą swoją tożsamość na rzecz naszej, to czy naprawdę najlepszym sposobem jest zignorowanie tego faktu i sprowadzanie wszystkiego do jednej decyzji – jak to czyni Doktor. Widzicie odpowiedź nie jest już taka prosta. Jasne wojny nie ma można jechać dalej, Doktor przez moment czuł się fatalnie bo myślał, że Clara nie żyje. Jest pokój i wszystko jest dobrze. I tylko nikt nie myśli o tych Zygonach którzy tak źle się czują udając ludzi.
Na koniec zwierz musi powiedzieć, że przynajmniej jego zdaniem, to byłby idealny odcinek na koniec sezonu. Fakt, że teraz po raz drugi w tym sezonie przeskoczymy do jakiejś zamkniętej stacji kosmicznej (wcześniej była stacja podwodna) jakoś nie współgra z tym mocnym odcinkiem. Inna sprawa – zwierz ma nadzieję, że choć w jednym odcinku tego sezonu Doktor i Clara będą robić coś razem. Bo jak na razie to jedyny element który wiąże cały sezon. Teraz pytanie czy nie napisany specjalnie skoro tak bardzo powtarzalny. Ale to jest właśnie wkurzające w tak nierówno pisanym Doktorze. Nie sposób już rozeznać co jest wynikiem przemyśleń a co stanowi po prosto irytujący nawyk scenarzystów.
Ps: Zwierz skończył też oglądać szósty sezon Downton Abbey – zdecydowanie mniej irytujący od wielu poprzednich. Wynika z całego sezonu jasno, że jeśli będziemy bardzo grzeczne i poczekamy kilkanaście lat to na końcu czeka nas Matthew Goode. Chyba że jest jakaś inna interpretacja tego sezonu, której zwierz nie dostrzegł. Nie mniej szykują się emocjonalne święta bo dopiero wtedy bohaterowie nas opuszczą.
PS2: W ten weekend rusza cykl filmowy pod patronatem zwierza. Cykl rusza w Ełku, więc jak jesteście z Ełku to zwierz zaprasza.