Home Ogólnie Błogosławieni, którzy się smucą

Błogosławieni, którzy się smucą

autor Zwierz

Siedzimy przy stole. Alkohol, kawa, sushi. Do tego zestawu brakuje tylko papierosów i sera pleśniowego. Nikt nie pali, a nieobecność sera uznajmy za przejaw braku doskonałości w naszym życiu. Siedzimy i jemy, powinno być wesoło, bo wszak jemy z wesołego powodu. W jednym miejscu zebrawszy wszystko z czego trzeba będzie zrezygnować na czas ciąży. W ciąży zaś chce być moja przyjaciółka, ja zaś jem dla towarzystwa. I wsparcia bo w świetle ostatnich wydarzeń wsparcie jest potrzebne.

Gdybym nie znała jej osobiście zapewne korzystałabym z tego przykładu w sposób intelektualny w uczonych dyskusjach gdzieś w brzuchu Internetu. Problem w tym, że znamy się osobiście i nie ma tu żadnej ekwilibrystyki czy intelektualnego wysiłku. Jest osoba, złożona z milionów komórek, z marzeń, wspomnień, nadziei i lęków. Ostatnio na wierzchu najczęściej pływają lęki. Trudno się dziwić. Moja przyjaciółka jest jedną z tych naprawdę nielicznych (statystyka pokazuje że w zeszłym roku było to nieco ponad 1800 kobiet) kobiet które przeszły przez proces legalnej aborcji. W jej historii nic nie jest pewne. Nie było pewne czy ciąże donosi, nie było pewne kiedy zacznie zagrażać jej życiu, nie było pewne czy wda się zakażenie, nie było pewne czy dziecko w ogóle się urodzi. Nie było pewne kiedy należy przeprowadzić zabieg, nie było pewne czy to najlepsza decyzja. Nie było też pewne jak zachowa się rodzina – rodzice, teściowe, mąż. Wcale pewne nie były późniejsze reakcje znajomych. Oczywiście zawsze można mieć nadzieje, że otoczyliśmy się w życiu jak najlepszymi osobami, ale tyle siebie i innych znamy ile nas sprawdzono. W całej tej niewiedzy, niepewności i strachu była więc moja przyjaciółka w dużym stopniu sama. Ona która jako jedna z nielicznych moich rówieśniczek z wykształceniem, pracą i perspektywami chciała mieć dziecko, nie kiedyś, kiedy dorobi się domu, ogródka i milionów ale teraz zaraz już. Dziecko na które przecież czekała, które nie było ani wpadką ani nieszczęściem. Za stres związany z podejmowaniem decyzji o własnym życiu i śmierci zapłaciła, tak jak płacą ci którzy stają przed takimi wyborami. I nawet teraz kiedy z niepewności została pewność, że wybrało się dobrze, decyzja wcale nie jest lżejsza. To jedna z tych decyzji które się od tego lekkie nie robią.

Fakt, że chce spróbować jeszcze raz uważam jednocześnie za przejaw odwagi i siły ducha. A także tego czego powstrzymać się nie da – co od wieków uważane było za warte największych poświęceń – pragnienia posiadania dzieci. Jeśli przejrzycie nasze opowieści, historie, baśnie to ten temat powtarza się cyklicznie. Chęć posiadania potomstwa nie jest czymś z czego można zrezygnować, odłożyć na później, darować sobie. Dlaczego więc moja przyjaciółka płacze poważnie zakłócając łzami idealne odmierzone proporcje coli i whiskey. Bo właśnie wtedy kiedy postanowiła spróbować te jeden raz zaczęła się dyskusja. Dyskusja która dla wszystkich może mieć wymiar prawny a na razie dla wielu ma wymiar intelektualny czy ideologiczny. Ale nie dla niej. Jej pozostaje zupełnie realne pytanie co ma robić. Chciałoby się powiedzieć – wyjedź –co to jest te kilka miesięcy za granicą. Ale potem zaczynamy się zastanawiać jak to jest być z dala od domu, bez przyjaciół i rodziny pod bokiem. Zwłaszcza w potencjalnie zagrożonej ciąży. Wyjazd nie koniecznie jest trudny, ale ciężar psychiczny, kolejna niepewność, poczucie osamotnienia. Cóż takiego moja przyjaciółka uczyniła, że chcemy ją na to skazywać. Powiedzieć zostań – miej nadzieję, że nie zagłosują za ustawą, że odrzucą, że zrobią poprawki. Zaufaj że lekarz nie będzie się bał, że nie będzie zwlekał, że postawi twoje życie przed własną karierą. Że podejmie decyzję w odpowiednim momencie, że nikt nie wykorzysta twojego cierpienia do politycznych przepychanek. Uwierz że wszystko będzie dobrze, że uda się znaleźć jakiś wybieg, że w tajemniczy sposób, wbrew logice, wszyscy zachowają się porządnie. Nie należy namawiać ludzi do partyjki w rosyjską ruletkę a to mniej więcej taka gra. Oczywiście można byłoby radzić taktycznie – poczekaj jeszcze kilka lat może rząd się zmieni, może władza oprzytomnieje. Ale posiadanie dzieci to nie jest rzecz przy której można czekać w nieskończoność. Nie wiem więc co powiedzieć. To nie jest intelektualna dysputa. Tylko osoba która siedzi obok mnie a ja czuję rosnącą we mnie złość, że ktoś marnuje jej życie.

Moja przyjaciółka jest smutna i zła a ja mam ochotę wpakować ją do jakiegoś autobusu i zawieść do organizacji przygotowującej nowe przepisy. Zapytać ich co moja przyjaciółka ma robić, zapytać ich jak się kładzie na szali życie to co decyduje które warte jest więcej i w którym momencie przestajemy mieć prawo do własnego bezpieczeństwa. Zażądać by odpowiedzieli, jak ich zdaniem ma się zachować kobieta która chce mieć dziecko ale się boi o własne zdrowie. Uświadomić im, że tu nikogo nie ratują. Co najwyżej ryzykują jednym życiem więcej. Chciałabym zobaczyć jak wygląda ich pewność. Chciałabym też dowiedzieć się co oni naprawdę wiedzą o losie tych 1812 kobiet które w Polsce w zeszłym roku przeszyły legalną aborcję. Na przykład tych dwóch z lubuskiego (tyle aborcji w tym województwie wykonano). Niech z tymi kobietami, które często za pragnienie posiadania dziecka płaciły najwyższą cenę – konieczności podejmowania w samotności (bo taką decyzję ostatecznie zawsze podejmuje się samodzielnie) decyzji o tym, że chcą żyć, albo nie chcą by ich dziecko cierpiało tuż po urodzeniu. Legalna aborcja w Polsce to nie kaszka z mleczkiem, fanaberia, łatwe wyjście. To 1812 historii w których nie chciałaby się znaleźć żadna ciężarna kobieta. Chciałabym aby ci pewni siebie obrońcy  cudzych sumień usłyszeli choć jedną z tych historii. Chciałabym zobaczyć ich czarnobiały świat. Ich pewność. Pewność, która w tym przypadku niewiele ma wspólnego z człowieczeństwem.

W dyskusji o aborcji pojawia się często fałszywa dychotomia. Aborcja albo jest największym złem, albo jest dobra. Aborcja nie jest ani zła ani dobra. Ważne są okoliczności i sytuacje  w jakich pojawia się konieczność wyboru. Ważna jest sama kobieta – to co czuje, to w co wierzy, to na co się zdecyduje. Czasem aborcja jest potrzebna kobietom by mogły zajeść w ciążę, by się nie bały, o siebie, o pozostałe dzieci, o to co stanie się po urodzeniu dziecka. Czasem aborcja jest kontrowersyjna. Ale nigdy nie jest po prostu dobra albo zła. Tak samo jak nie ma prostej dychotomii pomiędzy „życiem poczętym” a życiem rozpoczętym, czy życiem matki. Poczucie, że każde życie jest identyczne i przedstawia identyczną wartość, jest przejawem wiary ale nie faktem. Dorosła kobieta czuje więcej niż płód. Bardziej ją boli, może się bać, denerwować, być świadomą tego co ją czeka. Cierpi nie tylko fizycznie ale i psychicznie. A nawet jeśli jesteśmy pełni wiary i żyjemy w przekonaniu, że te dwa życia równoważą się na szali. Kim jesteśmy by podejmować decyzję kto ma żyć a kto umrzeć. Kto ma cierpieć. Kto nam dał takie prawo. Kto dał nam prawo decydować o cudzym życiu. Nikt. Zresztą o czym tak często w tym sporze zapominamy. Wcale nie dyskutujemy o aborcji. O prawie kobiety do decydowaniu o sobie w każdy  momencie życia. O jej niezależności i prawie do trzeźwego osądu swojej sytuacji. Ta dyskusja niestety jest w tym momencie martwa. Co budzi moje obrzydzenie ale mogę się z tym chwilowo pogodzić. Dyskutujemy o losie 1812 kobiet które co roku są w dramatycznej sytuacji. Które podejmują decyzje, których wcale nie chcą podjąć. Oto ten dozwolony prawem holocaust nienarodzonych dzieci. 1812 kobiet które znalazły się w sytuacji, w której nikt- niezależnie od wiary, moralności czy przekonań nie chciał by się znaleźć. Kobiet które muszą podjąć decyzję. Na którą i tak dozwalamy w najbardziej dramatycznych momentach. W momentach w których jest tylko jedna osoba która może wziąć na siebie ten ciężar decyzji. Podpowiem – nie jest to osoba stojąca obok kobiety, ani ta w sejmie, ani ta na ambonie.

Nie umiem pocieszyć mojej przyjaciółki. Być może dlatego, że sama jestem w szoku. Od urodzenia wychowana w przekonaniu, że jestem człowiekiem, o którego państwo dba tak samo jak o moich braci. Wszak wszyscy jesteśmy obywatelami tego samego kraju, podlegamy tym samym prawom. Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie prawda. Podobnie jak wiele moich koleżanek zastanawiam się nad przyszłością. Wizja ciąży stała się przerażająca. Nie dlatego, że mamy niechęć do dzieci i chcemy się rzucać do klinik aborcyjnych. Nagle wszystkie młode Polki zaczęły myśleć o sobie jako o jednej z tych 1812. Zamiast myśleć o urodzeniu zdrowego dziecka, nie śpimy po nocach zastanawiając się, co zrobimy w chwili kiedy okaże się, że nowe przepisy uderzają w nas. Jak sobie poradzimy kiedy ciąża będzie oznaczać zagrożenie życia, zdrowia kiedy nie będzie nadziei na to, że wszystko się dobrze skończy. I nie przerażają nas wizje chorych dzieci, które chcemy krwiożerczo zabić. Przeraża nas wizja że nic nie będzie od nas zależeć, mimo, że nic się bez nas nie może wydarzyć. Moja przyjaciółka mówi, że wszystko da się przetrwać. Poza bezradnością.

Siedzimy przy stole i próbujemy zmienić temat. Pewnie będziemy go zmieniać jeszcze nie raz. Bo trudno tak siedzieć i rozmawiać, analizować i udzielać sobie rad wobec nieznanego. Trudno żyć kiedy w każdej chwili może się okazać że to samo państwo które zabrania ci przechodzić na czerwonym, zagradza ci szlaki w górach bo są niebezpieczne i nie pozwala kupić broni bo możesz sobie zrobić krzywdę, tak naprawdę o ciebie nie dba. Może przehandlować twoje prawa w politycznej przepychance. Jemy więc sushi pocieszając się że w ostateczności można do sprawy podejść zadaniowo, że kilka miesięcy poza krajem to prawie jak studenckie stypendium. Ponieważ to nie jest intelektualna dyskusja staramy się nie myśleć o tych kobietach, które nie będą miały możliwości wyjazdu.  Siedzimy i myślimy. Nie ma jeszcze ustawy, nie ma jeszcze ciąży. Nic jeszcze nie ma poza paraliżującym strachem. Pijemy kawę. Czarną i białą jednocześnie. Dla tak wielu nie do pojęcia.

Pod wpisem nie ma komentarzy. Nie chce dyskutować na ten temat. Nie uważam by tu było miejsce na ideologiczną dyskusję. Nie zawsze jest. Ale radzę wam w sercu rozważyć jaką można dać radę mojej przyjaciółce. I dlaczego dobrej rady nie ma.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online