Zwierz doskonale pamięta, kiedy pierwszy raz obejrzał Kiss Kiss Bang Bang Shane’a Blacka i skończył seans przekonany, że właśnie widział najgorszy film na świecie. Kilka lat później kiedy na fali fascynacji Robertem Downeyem Jr. Zwierz obejrzał film jeszcze raz, bez lektora okazało się, że to jedna z najlepszych i najdowcipniejszych komedii jaką widział od lat. Zwierz przywołuje to wspomnienie nie bez powodu. Do komedii Shane’a Blacka trzeba się przekonać. Kiedy już się przekonamy na każdy kolejny tytuł reżysera będziemy czekać z utęsknieniem. A na Nice Guys z całą pewnością warto było czekać.
Ponownie chciałoby się przywołać Kiss Kiss Bang Bang bo film ten z Nice Guy’s sporo łączy. Mamy więc sprawę kryminalną, która pełnymi garściami czerpie z pulpowych opowieści. Jeśli zabójca to koniecznie w czarnym golfie, jeśli spisek to sięgający wysoko, jeśli kobiety to piękne, jeśli przyjęcia to w willi z basenem, jeśli filmy to pornograficzne, jeśli epoka to lata 70. Oczywiście w takiej historii zabraknąć nie może detektywa – z nieodłącznym papierosem, i butelką alkoholu w zasięgu ręki. Nie zabraknie też płatnych morderców, zakapiorów i obowiązkowego specjalisty od obijania ludziom pyska. Shane Black wszystkie te tropy lubi i rozmieszczał je to tu to tam – zwłaszcza w Kiss Kiss Bang Bang. Tylko, że zamiast potraktować wszystko śmiertelnie poważnie, reżyser i scenarzysta doskonale bawi się znanym tropami i estetyką lat 70.
Nice Guys to taki film gdzie nie chce się powiedzieć za dużo o fabule bo najlepiej prawie nic nie wiedzieć
Bohater Holland March jest więc detektywem i rzeczywiście pali jednego papierosa od drugiego, budzi się z kacem w wannie ale poza tym daleko mu od profesjonalnego i dręczonego demonami prywatnego detektywa. Swoich klientów szuka wśród seniorów, bierze kilka zaliczek, ale nie prowadzi śledztwa zbyt szybko, jest bystry i inteligentny ale raczej nie chce mu się wysilać. Zresztą pewnie w życiu za bardzo by sobie nie poradził gdyby nie jego nad wiek rozwinięta i niesłychanie rezolutna trzynastoletnia córka, która bez większych złudzeń opiekuje się ojcem między innymi prowadząc jego samochód. Przy czym nasz bohater ma dobre serce i w sumie nikogo o jakieś straszne rzeczy nie podejrzewa, a od prawdziwe mrocznych sytuacji chciałby się trzymać z daleka. Jeśli mu się uda złapać jakiś trop, to trudno powiedzieć czy zawdzięcza to szczęściu, głupocie czy czystemu przypadkowi, ale gdy dostanie odpowiednia ilość faktów wszystko ładnie skojarzy. Wbrew opisowi nie jest to postać nie miła, czy zupełnie egoistyczna. Zależy mu na córce, o której urodzinach jednak tak zupełnie nie zapomni, i o którą autentycznie się troszczy, czego kilka przykładów będziemy mieli w czasie całej poplątanej historii.
Tak naprawdę to film rozpisany na trzy postacie. Detektywa, osiłka i bardzo inteligentną trzynastolatkę
Życie Hollanda wydaje się dość monotonne do czasu kiedy pojawia się w nim Jackson Healy – osiłek do wynajęcia, który dostał zlecenie by naszemu bohaterowi spuścić łomot. W przeciwieństwie do Marcha Healy to człowiek uporządkowany, choć nieco samotny, być może nawet zazdroszczący Marchwi jego odznaki detektywa. Poza tym jednak, jest w nim zdecydowanie mniej beztroski, to człowiek, który codziennie wykonuje kilka tych samych czynności, karmi rybki i wychodzi obić psyki ludziom którzy zdecydowanie na to zasługują. Nie jest to jednak bohater pozbawiony serca, co widać najlepiej po tym jak szybko zaprzyjaźnia się z córką Marcha. Do tego, nie jest to bynajmniej osiłek bezmyślny, wręcz przeciwnie – gdy trzeba potrafi myśleć równie szybko co March, a nawet szybciej kojarzyć fakty. Do tego w przeciwieństwie do detektywa, ma pewne poczucie dekorum, któremu Marchowi kompletnie brakuje. No i w jego przypadku nie ma mowy o żadnym szczęśliwym nosi, Healy doskonale wie co robi i dlaczego. Szybko okazuje się, że Healy i March mają do rozwiązania razem zagadkę, i to wcale nie taką prostą.
Kto by pomyślał że akurat Russel Crowe i Ryan Gosling okażą się jednym z najlepszych komediowych duetów jakie zwierz widział na ekranie.
Zwierz o samej fabule nie powie wam wiele więcej, ponieważ nie ma większej przyjemności niż znaleźć się w kinie nie wiedząc dokładnie co się zaraz wydarzy. A tak jest właśnie w przypadku Nice Guys, gdzie zagadka jest na tyle ciekawie podana, że można śledzić fabułę bez tej – towarzyszącej coraz częściej w kinie – pewności, że doskonale zna się każdą następną scenę. Tu momenty zabawne, przeplatają się z całkiem poważnymi, będzie sporo strzelania i trupów ale nie dokładnie tam gdzie byśmy się spodziewali. Do tego może się okazać że kluczowe dla całej fabuły są nie te postacie i nie te sceny których by się widz mógł spodziewać. Cały film zaś pełen jest specyficznego poczucia humoru, które jednak nie jest zupełnie niezależne od akcji. Mało jest scen które nie będą miały znaczenia i nawet fakt, że jeden z naszych bohaterów zupełnie nie ma węchu stanie się istotnym elementem w całej opowieści. Jak zwierz pisał cała historia dzieje się w latach 70 co w przypadku wielu innych reżyserów mogłoby być nieznośne, ale Black nie szarżuje. Lata 70 nie są wybrane przypadkowo, ale zarówno charakterystyczna dla epoki muzyka i stylistka są serwowane w odpowiedniej dawce, tak że nie ma poczucia przesytu.
Film dzieje się w latach 70 twórcy korzystają ze stylistyki i muzyki z tamtego okresu, ale bez przesady. I dobrze bo dzięki temu produkcja jest stylowa a nie przestylizowana
Filmy takie jak ten – pełne ekscentrycznych postaci, nieco farsowych scen i dowcipnych dialogów polegają w dużym stopniu na odpowiednim doborze aktorów. Nice Guys nie byliby nawet w połowie tak zabawnym filmem, gdyby do głównych ról nie zaangażowano doskonałych aktorów dramatycznych jakimi są Ryan Gosling i Russel Crowe. I nie chodzi jedynie, że dzięki komediowej produkcji można ich zobaczyć w nieco innej odsłonie (choć Gosling swój komediowy talent już demonstrował w Kocha, Lubi Szanuje) ale przede wszystkim dlatego, że dzięki ich doświadczeniu z rolami dramatycznymi doskonale wiedzą kiedy od komedii odejść. W przypadku Goslinga – doskonałe są momenty kiedy zamienia się z uroczego fajtłapy w kochającego ojca, gotowego zrobić wszystko dla swojej córki. Z kolei Russel Crowe gra swojego osiłka tak, że jego bohaterowi bliżej do smutnej powagi Gladiatora niż do postaci komediowej. Ale właśnie dzięki temu spokojowi i powadze bohatera udaje mu się osiągnąć doskonały efekt komiczny. Przy czym kiedy skupiamy się na chwilę na samotności czy braku celu w życiu jego bohatera, to wtedy Crowe doskonale wie jak nam to niespełnienie pokazać. Podobnie jak umie nam w prosty sposób przypomnieć że jego bohater to nie jest postać bez skazy (jak zresztą żaden bohater w tej historii). Zwierz od czasu kiedy śledzi Russela Crowe na Twitterze, nieco zmienił o nim opinię. Wcześniej zwierz miał go za koszmarnego buca, ale teraz ma poczucie, że to bardzo dowcipny człowiek. I ma jakieś wrażenie, że ta niemiła powierzchowność, połączona z ciepłem i dowcipem jest czymś co Crowe’a i jego bohatera bardzo łączy. Jednocześnie zwierzowi strasznie się podoba, że obaj aktorzy wystąpili tutaj bez żadnego upiększania – Gosling ma mało pociągający wąs (ale historycznie poprawny!) zaś Crowe nawet nie ukrywa sporego brzuszka. Nikomu nic się z tego powodu nie dzieje, obaj panowie nadal są niesłychanie zabawni, utalentowani i jakoś nie zapomnieli jak się gra. To dobrze kiedy kino czasem przypomina, że nie chodzi o to by po ekranie biegali wysportowani adonisi tylko ludzie którzy są odpowiedni do roli. Do tego trzeba dodać, że pomiędzy dwoma aktorami jest tak fenomenalna ekranowa chemia, że chciałoby się ich zobaczyć nie w jednym ale w całym cyklu filmów. Zwierz dawno nie widział tak doskonale dobranego filmowego duetu. Zarówno pod względem sposobu gry jak i zwykłego ekranowego wyczucia. Serio to jest zdecydowanie duet na kilka produkcji.
A co jeśli, żeby dostać dobrą komedię trzeba zatrudnić aktorów dramatycznych?
Co ciekawe wydaje się, że przy tak gwiazdorskiej obsadzie w rolach pierwszoplanowych nie powinno starczyć miejsca dla nikogo innego. Tymczasem w filmie obok dwóch panów lśni Angourie Rice w roli córki bohatera granego przez Goslinga. Młoda aktorka, gra tu niesłychanie rezolutną trzynastolatkę, która wcale nie chce siedzieć w domu i czekać aż jej ojciec, i jego nowy najlepszy przyjaciel rozwiążą sprawę kryminalną. Kino zna sporo inteligentnych trzynastolatek, które doskonale radzą sobie w świecie dorosłych, ale większość z nich jest albo głupia albo irytująca, albo wcale nie ma trzynastu lat tylko dwadzieścia. Tu jednak udało się pokazać postać sympatyczną, inteligentną i przede wszystkim pełnoprawną. Ponownie – jak wszystkie inne elementy, jej udział w całym śledztwie oraz jej poglądy i sposób percepcji pozostałych bohaterów, nie pozostaną bez wpływu na fabułę. Można z całą pewnością powiedzieć, że to film trójki bohaterów, oraz trójki aktorów. Szkoda że Rice nie uwzględniono na plakatach, ale zwierz nie może się doczekać dalszych ról tej bardzo utalentowanej młodej aktorki. Mam nadzieję, że nie zginie, bo niestety w przypadku młodych talentów nigdy nic nie wiadomo.
Zwierz jest pod wrażeniem, że młoda aktorka nie została przyćmiona przez swoich bardzo sławnych ekranowych partnerów
Zwierz dawno już nie był w kinie na filmie, który by go tak zauroczył. Znalezienie dobrej komedii sensacyjnej to niemalże Święty Graal. Znalezienie dobrej i niebanalnej komedii detektywistycznej – zdarza się rzadko. A do tego jeszcze kiedy naprawdę jest przyzwoicie zagrana i napisana z poszanowaniem dla inteligencji widza, trudno prosić o coś więcej. Zwłaszcza że w ostatnich latach inteligenta komedia, nastawiona na nieco wyższy poziom humoru jakoś tak kulała. Zwierz lubi jak się czasem ktoś przewróci, czy potknie ale lubi też kiedy scenarzysta ufa iż uda mu się skojarzyć wszystkie pojawiające się wcześniej elementy fabuły. Przy czym powinniśmy tu na chwilkę wrócić do porządku. Trzeba bowiem powiedzieć że Shane Black jest reżyserem który ma bardzo wyraźny i bardzo wypracowany styl. Przynajmniej wtedy kiedy pracuje nad własnymi projektami (Iron Mana 3 powinniśmy przemilczeć dla dobra wszystkich). Ten styl niekoniecznie spodoba się wszystkim widzom. Najlepszym sposobem byłoby ponownie odwołać się do Kiss Kiss Bang Bang. Oba filmy są bowiem do siebie tak podobne, że jeśli lubicie humor z jednego, powinien wam się podobać humor Nice Guys.
Co z tego że Shane Black kręci i pisze ciągle tą samą historię, skoro wychodzi z niej bardzo fajny film
Jest kilku reżyserów którzy kręcą w kółko ten sam film, podobnie jak jest kilku autorów którzy piszą od lat jedna i tą samą książkę pod różnymi tytułami. Zwierza to czasem bawi, a czasem denerwuje. W przypadku Shane’a Blacka zwierz jednak nie ma nic przeciwko temu by kręcił swoje Kiss Kiss Bang Bang w kółko. Zwierz całkiem lubi ten film. Niezależnie od czasów i obsady.
Ps: No i po spotkaniu na Narodowym. Było bardzo miło, sporo osób przyszło, zwierz pomylił daty i połowie osób napisał datę piątkową zamiast sobotniej. Teraz wracamy do normalniejszego trybu pracy. Normalniejszego bo pod koniec miesiąca zwierz leci do Londynu.
Ps2: Dla zniecierpliwionych – oczywiście, że będzie recenzja X-menów. Musi być.