Hej
Zwierz nie wie jak często zastanawiacie się nad tym skąd bierze pomysły na wpis (oczywiście poza tymi w których analizuje kolejne odcinki brytyjskich seriali), ale może wam zdradzić, że czasem nawet jego zaskakuje jak strasznie od czapy połączenia pojawiają się w jego mózgu. Oto kilka dni temu zwierz zdecydowanie zbyt późną nocą natrafił na pełen wywiad jakiego George Clooney udzielił dla programu Actor’s Studio. Wywiad trwa półtorej godziny i można przekonać się że wszystko co mówią o inteligencji i uroku aktora jest zgodne z prawdą. Nie mniej zdaniem, które utkwiło zwierzowi w pamięci był żart którym Clooney odpowiedział na pytanie o źródło jego sukcesu. Clooney odparł prowadzącemu ” I’m great hair actor”. Zwierz zaśmiał się podobnie jak wszyscy zgromadzeni i odłożył wywiad do odpowiedniej przegródki w mózgu. Nie wiele później w czasie trwania obsesji na punkcie Ruperta Gravesa zwierz obejrzał film „Waiting Room” – niskobudżetowa, niezbyt porywająca produkcja, w której Rupert Graves gra bezrobotnego ojca, który zajmuje się dzieckiem podczas kiedy jego żona robi karierę. Jego postać ma być do pewnego stopnia nieudacznikiem. Jak to osiągnąć mając na ekranie charyzmatycznego, przystojnego aktora? Zwierz nie mógł się oprzeć wrażeniu, że połowę roboty wykonują tu jego źle przycięte za długie włosy. To znaczy raz spojrzysz na tą fryzurę a wiesz że bohater nie może być człowiekiem sukcesu. Tak moi drodzy zwierz zaczął się nad tym zastanawiać – kiedy mówimy o filmach często podkreślamy wagę strojów, makijażu czy wszystkich tych prostetycznych dodatków jakie doczepia się aktorom do twarzy, tymczasem zwierz w ciągu ostatnich kilku dni nie mógł się odpędzić od myśli, że niekiedy wystarczy bohaterowi upiąć włosy tak a nie inaczej, zmienić ich kolor czy wręcz przeciwnie nic z nimi nie robić by uzyskać zupełnie inny efekt. Zwierz wie, że teoretycznie wszyscy o tym wiemy, ale nic nie zaszkodzi by na chwilę przystanąć nad tym problemem. Zwłaszcza, że zwierz ma dziwne przeczucie, że póki nie napisze tego wpisu jedyne co będzie widział w filmach to fryzury aktorów.
Bohater Rueprta Gravesa z Waiting Room ma odrobinę za długie włosy i zwierz nie może sie oprzeć wrażeniu że to właśnie ta sztuczka twórców byśmy uwierzyli, ze to życiowy nieudacznik. Jak sami widzicie Rupert nie jest zachwycony tą sugestią zwierza
Zacznijmy od tego, że fryzurą da się osiągnąć to co zazwyczaj sprawia filmowcom największy problem – uczynić aktorów nie atrakcyjnymi. Widzicie zwierz nie raz o tym pisał ale nigdy nie zaszkodzi skonstatować ponownie, że problemem współczesnego kina – zwłaszcza amerykańskiego choć nie tylko jest brak brzydkich albo przynajmniej codziennie wyglądających aktorów. To problem bo raz na jakiś czas trafia się rola, w której potrzebny nam jest bohater, który nie budzi szybszego bicia serca u części kobiet na widowni. Jednym z najlepszych przykładów takiego wykorzystania fryzury jest wspomniana kilka dni temu Anna Karenina gdzie reżyser uznał, że jeśli pokaże nam Jude Law jako łysego faceta to natychmiast budzić będzie w nas odrazę. Inny przykład – też z ostatnich dni – Benedict Cumberbatch latający z czymś co kolorem przypomina jajecznicę na głowie, wygląda mniej niż korzystnie w Parade’s End. Żeby jednak nie było, że zwierz odwołuje się tylko do już znanych przykładów – jedną z najszerzej dyskutowanych rzeczy w czasie omawiania To nie jest Kraj dla Starych Ludzi była fryzura Javiera Bardema – dość powszechnie uznana za najgorszą fryzurę jaką widział świat – nie mniej dzięki niej aktor (który przynajmniej zdaniem zwierza dostarcza raczej przyjemnych uczuć estetycznych) wyglądał nie tylko jak szaleniec, ale także jak odpychający szaleniec. Z kolei w Być jak John Malkovitch – Cameron Diaz porzuca swoje zazwyczaj idealnie układające się blond włosy na rzecz niezbyt twarzowych brązowych loczków i jak za dotknięciem magicznej różdżki zmienia się z kobiety, która zazwyczaj ma świat u swych stóp w szarą zahukaną myszkę. Z kolei, aby upodobnić Johnnego Deppa do niedbałego mężczyzny na skraju załamania nerwowego w „Sekretnym Oknie” urządzono mu na głowie spektakl złego farbowania na blond połączonego z nie używaniem szczotki. Z resztą Depp powinien trafić do specjalnej galerii ludzi którzy mieli już na głowie wszystko gdzie zasiadałby w specjalnej loży z Heleną Bonham Carter, której Bellatrix Lestrange w większości składała się ze złej fryzury.
Z resztą galeria złych filmowych fryzur (zamierzonych i nie) ciągnie się jeszcze długo. Niektórzy twierdzą, że wszyscy powinniśmy zmówić cichą modlitwę za zwierzątko które umarło i zostało przyczepione do głowy Samuela L. Jacksona w Pulp Fiction (choć zdaniem zwierza to fryzura Johna Travolty każe się bardziej zastanawiać nad sensem istnienia) inni twierdzą, że połowę gry aktorskiej za Garyego Oldmana w Piątym Elemencie odgrywa jego koszmarna fryzura na pół głowy. Z resztą to o czym zwierz już wspomniał czyli – związek między brakiem życiowych sukcesów bohaterów a ich fryzurą jest ściśle ze sobą związany – Bradley Cooper w Jesteś Bogiem chodzi w koszmarnych za długich włosach póki nie osiągnie szczytu swoich możliwości i ładnego krótkiego cięcia, w Kocha Lubi Szanuje drobna zmiana fryzury pozwala zamienić głównego bohatera z nieudacznika rozwodnika w mężczyznę, który bryluje w barach (OK dostał też nowe ciuchy ale bez zmiany fryzury nadal by niewiele to pomogło). Z kolei kiedy twórcy 'Kody Leonarda da Vinci” (oraz cudownie kretyńskich Aniołów i Demonów) zorientowali się, że ich główny bohater powinien być Cool a gra go Tom Hanks (co ogólnie jest wewnętrznie sprzeczne) zdecydowali się na jedyne możliwe wyjście (a właściwie na jedyne wyjście na jakie można wpaść w stanie czystej paniki) i kazali aktorowi grać w nieco za długich włosach. Niestety Tom Hanks w za długich włosach nie jest cool. Jest Tomem Hanksem w za długich włosach. Z kolei Kenneth Branagh sam sobie strzelił w stopę (bo trudno powiedzieć by w głowę) gdy postanowił utlenić sobie włosy by wyglądać bardziej duńsko w Hamlecie. Niestety wyszło średnio. Warto tu zaznaczyć, że zupełnie osobno funkcjonującym guru złej filmowej fryzury jest Nicolas Cage – uważna analiza długości włosów i zarostu aktora pozwala w ostatnich latach na prosty wniosek czy będziemy mieli do czynienia z filmem złym czy bardzo złym. Zwierz już dawno nauczył się, że należy szerokim łukiem omijać te filmy w których Cage ma długie włosy ale nie ma zarostu, mniej szerokim łukiem te w których ma długie włosy i zarost i ewentualnie można oglądać te w których ma krótkie włosy. Nie mniej jednak ostatnio system nawala głównie za sprawą tego, że Cage uparł się by zepsuć system grając wyłącznie w złych filmach bez względu na fryzurę, co zwierz uważa, za oszukaństwo.
Oczywiście zwierz nie postrzega filmowych fryzur jedynie w negatywnym kontekście. Dwa kółka księżniczki Lei sprawiły że dziś wystarczy lekkie nawiązanie do tej fryzury a wszyscy wiedzą o co chodzi. Nikt nie ma też wątpliwości, że Taksówkarz nie byłby tym czym jest gdyby nie charakterystyczny fryz Roberta De Niro. No i nie ukrywajmy – Spock to nie tylko spiczaste uszy i brwi pozostające w nieodmiennym wyrazie zdumienia ale także fryzura jak spod garnka. Odpowiednie przycięcie włosów i bokobrody i zupełnie nie podobny do Wolverina Hugh Jackman zamienia się w najlepszego odtwórcy tej roli jakiego możemy sobie wymyślić. Kilka ruchów nożyczkami a Taylor Lautner, którego żadne dziewczę nie zaważyło by zza (koszmarnej powiedzmy szczerze) fryzury Roberta Pattinsona w Zmierzchu, nagle staje się całkiem miłym dla oczu bohaterem filmu (nawet jeśli się filmu nie lubi). Sam zwierz nie jest w stanie dostrzec nic elfiego w ciemnowłosym Orlando Bloom ale wystarczy wrzucić mu na łeb tą długą blond perukę i zwierz nie ma najmniejszych problemów ze zrozumieniem, że ma do czynienia z elfem. W odwrotną stronę miał zwierz z Tomem Hiddelstonem który normalnie ma na głowie złote loczki a na potrzeby Thora wyprostowano mu włosy i przefarbowano na ciemne – kiedy zwierz pierwszy raz zobaczył zdjęcie Toma bez tej fryzury zupełnie nie mógł pojąć jak tak wyglądający aktor ma zagrać złą postać. Bo widzicie zwierz nauczył się kiedyś z Bondów, że jeśli filmie jest brunetka i blondynka to istnieje zdecydowanie większa szansa, że zła będzie ta ciemnowłosa. Z kolei zwierz nie może się oprzeć wrażeniu że wspomniana już Helena Bonham Carter zyskała popularność głównie dzięki umiejętności utrzymania swoich włosów w stanie niekontrolowanego nieładu. Do cięć jak to się mówi kultowych należało by też zaliczyć niepozorną fryzurę Rachel z Przyjaciół która jak wiadomo wydarła się ze świata telewizji i przepłynęła do świata realnego gdzie stała się prawdziwym trendem. Z resztą w ogóle w telewizji zmiany fryzur bywają wydarzeniami dramatycznymi – zwierz doskonale pamięta ile było szumu kiedy Carrie z „Seksu w Wielkim Mieście” obcięła włosy. A sięgając po nowsze przykłady – pierwszy odcinek ósmej serii Bones przyciągał nie tylko tym, że poznamy rozwiązanie zagadki z poprzedniego sezonu ale także faktem, że główna bohaterka zmieniła kolor włosów (co wypominano w praktycznie wszystkich recenzjach).
Tak jak w przypadku mężczyzn fryzury służą często podkreśleniu, że mamy do czynienia ze złym charakterem bądź nieudacznikiem tak w przypadku kobiet istnieje jedna prosta zasada. Jeśli chce się zasygnalizować, że mamy do czynienia z niezbyt piękną dziewczyną, która przejdzie metamorfozę musimy zrobić jedno – zafundować jej kręcące się włosy. Trochę tak jak w Pamiętniku Księżniczki gdzie każe się nam wierzyć w brak Urody Anne Hathaway póki nie wyprostuje się jej włosów (z kolei w Diabeł Ubiera się u Prady kazano nam wierzyć, że grzywka jest w stanie w jej przypadku uczynić prawdziwy cud), jak w moim Wielkim Greckim Weselu, po części w Miss Agent (Sandra Bullock nie ma tam kręconych włosów ale trochę jej falują). Jedynym przykładem jaki zwierz może sobie przypomnieć by było odwrotnie jest Greace gdzie po wielkiej przemianie z gładko uczesanych włosów pojawia się tapir ale z drugiej strony to film opowiadający o zamierzchłej przeszłości kiedy wszyscy mieli poważne problemy z estetyką.
Oczywiście jest jeszcze jedno proste wyjście, można z fryzury w ogóle zrezygnować. Wyjście stosowane nieco pod przymusem przez część aktorów wychodzi całkiem nieźle. Burce Willis bez włosów wygląda zdecydowanie lepiej niż w czasach gdy miał coś na głowie (jak np. na Wariackich Papierach), zaś zwierz naprawdę nie wie czy tak bardzo ufałby kapitanowi Pickardowi (granemu przez Patricka Stewarta) gdyby nie lśnił zaszczytną łysiną. Co prawda takie wyjście jest nieco kłopotliwe dla aktorek, ale jak udowodniła Natalie Portman goląc głowę do V jak Vendetta nie dość, że ładnemu we wszystkim ładnie to jeszcze można przekonać krytyków, że to prawdziwe poświęcenie do roli. Choć trzeba przyznać, że nie wszystkim to się udaje bo gdy podobnie choć nieco wcześniej do roli w G.I Jane (filmy o wojskowych to osobna karta w dziejach fryzur) zrobiła Demi Moore to jedyne co osiągnęła to stylistyczne upodobnienie się do swojego ówczesnego męża.
Widzicie, zwierz tak wylicza, zastanawia się i ma wrażenie, że jest dopiero na początku, że wszystkie tu wymienione i opisane pokrótce zjawiska można byłoby ładnie posegregować i wyszłaby jedna wielka fryzurowa teoria kinematografii pozwalająca ocenić charakter, znaczenie i zamiary bohatera jedynie po fryzurze grającego go aktora. Zwierz który nadal lekko kona nie ma na to dziś siły więc jedynie podzieli się z wami swoimi rozważaniami ale jednocześnie pozwalają mu one na powtórzenie szerszego wniosku (którego nigdy dość), że w filmach cudowne jest właśnie to, że nic nie dzieje się w nich przypadkiem. To jedna ze zwierza ulubionych cech filmów. W normalnym życiu ludzie mają lepsze i gorsze dni, idą do fryzjera, który obcina im grzywkę albo rozumie że przyciąć 2 centymetry oznacza obciąć na jeża. A w filmie jeśli masz ciemne włosy i grzywkę to pewnie opanował cię symbiot z kosmosu. Tak przynajmniej można wnioskować oglądając Spider-mana 3 a przecież zwierz nie będzie wątpił w prawdziwość tych objawów.
Ps: Moi drodzy rozpoczyna się sezon serialowy, pierwszy od roku kiedy zwierz nie ma małego zwierza do recenzowania poszczególnych odcinków. Dlatego, jeśli nic dramatycznego się nie zdarzy, zwierz swoje przeżycia serialowe będzie zawierał w jednym wpisie na tydzień (pewnie w weekend) choć chyba nie co tydzień. Wyjątkiem będzie Doktor Who. No ale to już tylko jeden wpis przed nami, a potem. lepiej o tym nie mówmy.??
Ps2: potraktowanie tego wpisu śmiertelnie poważnie grozi potraktowaniem czegoś niepoważnego śmiertelnie poważnie.