?
Hej
Zwierz zadał wczoraj swoim czytelnikom pytanie czy woleliby aby zajął się sitcomem jako pewnym ciekawym przykładem serialu, który potrafi być zupełnie taki sam i zupełnie inny za każdym razem kiedy ktoś zabiera się za ten format. Oczywiście czytelnicy zwierza jak zwykle wykazali się cudownym nie zdecydowaniem (a właściwie wysokim zdecydowaniem – głosowali niemal po równo na kilka opcji), stawiając zwierza w trudnej sytuacji. Wychodzi bowiem na to, że aby zadowolić swoich wiernych czytelników, zwierz musi napisać dwie notki na raz. No ale zwierz nie mieniłby się prawdziwym, kompulsywnym blogerem gdyby nie podjął takiego wyznania. Tak więc zwierz wymyślił – będziemy mieli dziesięć różnych elementów bez, których nie da się nakręcić sitcomu i dziesięć sitcomów które zwierz naprawdę lubi. Zwierz odrzuca kryterium geograficzne, więc będzie skakał z USA do UK i z powrotem. Niektórzy mogą zapytać dlaczego tylko dziesięć elementów i tylko dziesięć seriali. Zwierz jest jakoś dziwnie przywiązany do wyliczania wszystkiego dziesiątkami. Wyraźnie jeśli nie narzuci na siebie takiego ograniczenia kończy na wpisach, które mają pięć stron i nikt nie ma czasu ich czytać. A i jeszcze jedna ważna rzecz, kolejność wymienianych seriali jest jak zwykle zupełnie przypadkowa.
Śmiech z offu – zwierz uznał, że będzie na tej liście wymieniał głównie, a właściwie wyłącznie seriale w których słyszymy śmiech z offu. Dlaczego? Zdaniem zwierza to element odróżniający sitcom od wszystkich innych seriali komediowych. Zwierz nigdy nie rozumiał zaliczania np. The Office do sitcomów, bo serio ten serial był wszystkim tylko nie komedią gdzie wszystko rozgrywa się na jednej scenie i słyszymy śmiech z offu, podobnie Modern family aczkolwiek bawi sitcomem nie jest. Wydaje się, że dziś rozmyła się nieco definicja tego formatu, i wykorzystuje się to pojęcie po prostu do opisu seriali komediowych. Tymczasem sitcomy stanowią ciekawą hybrydę starej i nowej telewizji, wciąż nagrywane przed publicznością, imitujące żywe reakcje widzów, a jednak nie pokazywane już jak kiedyś na żywo. Zwierz uznaje więc śmiech za warunek konieczny, jeśli nie konstytuujący cały ów gatunek. Co ciekawe kiedy staramy się przypomnieć czy w serialu śmieją się z offu czy nie, przychodzi nam to z pewną trudnością. Tak było w przypadku zwierza i How I Met Your Mother – zwierz musiał się sporo namęczyć by przypomnieć sobie czy w tym serialu jest obecny śmiech z offu. Obejrzał kilka klipów by przekonać się, że rzeczywiście widownia się śmieje. A co do How I Met Your Mother, to zwierz musi przyznać, że zgadza się ze wszystkimi, którzy widzą w tym serialu współczesną (nieco gorszą) reinkarnację przyjaciół. Zwierz ceni serial przede wszystkim za ciekawą wizję współczesnych trzydziestoparo latków (którzy chcą założyć rodzinę tylko nie za bardzo jest z kim), za genialny pomysł z retrospekcją (taka narracja wielokrotnie uratowała średni odcinek czy wątek) no i za genialną rolę Neila Patricka Harrisa, który ukradł serial odtwórcy głównej roli. Co prawda zwierz jest już nieco znużony nie kończącym się monologiem Teda, który za żadne skarby nie może dojść do historii jak poznał matkę swoich dzieci, ale wciąż czeka na następne odcinki. Być może dlatego, że wtedy kiedy HIMYM jest zabawne, to jest bardzo zabawne. I człowiek się śmieje, niekoniecznie z offu. ( A tak przy okazji, kiedy wyrzuci się z sitcomów śmiech, to nagle stają się odrobinę mniej zabawne. Serio)
Kanapa – jeśli chcecie nakręcić naprawdę dobry sitcom nie możecie zapomnieć o kanapie, dokładniej kanapie naprzeciwko telewizora. Nigdy nie widzimy kawałka pokoju, który znajduje się za kanapą, głównie dlatego, że go nie ma. Niekiedy kanapa może znajdować się poza mieszkaniem naszych bohaterów (kanapa w serialu Przyjaciele stała w kawiarni), ale bez kanapy ani rusz. Niekiedy kanapa stoi bokiem do wejścia, niekiedy (z rzadka) jest zastępowana jakimś innym siedziskiem. Ale i tak musicie gdzieś z tył mieć kanapę. Serio. A skoro przy kanapach jesteśmy to czas przejść do drugiego ulubionego sitcomu zwierza czyli The Big Bang Theory. Na kanapie w tym serialu siedzi czterech przyjaciół i ich śliczna sąsiadka Penny (a z czasem co raz więcej przyjaciółek naszych bohaterów). Serial w zamierzeniu miał naśmiewać się z geeków, ale po czasie zaczął co raz częściej brać ich stronę, a teraz wydaje się, że co raz rzadziej zapomina, że nie jest serialem o zwykłych facetach tylko o doktorach fizyki ze skłonnością do zbytniego przejmowania się popkultura. Nie mnie mniej jednak nadal jest to najśmieszniejszy pokazywany obecnie na antenie amerykański sitcom. Przede wszystkim za sprawą Sheldona (ma on na kanapie swoje, najlepsze, ukochane, zarezerwowane miejsce) ale także licznych nawiązań do popkultury, które zwierz zawsze śledzi z olbrzymią frajdą. Co prawda zwierz nie ukrywa, że pierwsze sezony serialu są bez porównania lepsze od kolejnych, ale z drugiej strony czy nie jest to zasada, która obowiązuje wobec absolutnie wszystkich seriali.
Praca, praca, praca – choć część sitcomów absolutnie ignoruje pracę swoich bohaterów, część tworzy z miejsca pracy a właściwie z wykonywanego przez bohatera zawodu element centralny opowieści. Przy czym, nikt w pracy tak naprawdę nie pracuje, i jest to co najwyżej element pozwalający dorzucić do serialu odpowiednią dawkę dowcipów związanych z tym jak ciężkie jest życie człowieka pracującego. Ot na przykład w jednym z ukochanych brytyjskich sitcomów Black Books, w tytułowej księgarni pracuje nasz bohater Bernard, który wie jedno – nie chce nikomu sprzedawać książek, chce by ludzie zostawili go w spokoju i dali wypić wino do końca. Księgarnia jest więc raczej miejscem, w którym dochodzi do wielu bardzo surrealistycznych sytuacji (zwłaszcza od czasu kiedy zaczął pracować w niej Manny, który jest nieco przyjaźniej nastawiony do ludzi). Sitcom, choć operuje czarnym i miejscami absurdalnym humorem, wykorzystuje przestrzeń księgarni a także dowcip związany z miejscem pracy w dość standardowy sposób (tak w księgarni jest kanapa choć bohaterowie częściej na nią padają niż siadają). W wielu serialach, mniej surrealistycznych (ale i zabawnych) miejsce księgarni spędza bar, w której ktoś jest barmanem, ewentualnie mamy do czynienia z pracą biurową. Nie mniej zwierz woli kiedy na ekranie przemykają mu nienawistni sprzedawcy książek. Czuje z nimi większą więź duchową. Koniecznie musicie zobaczyć Black Books, jeśli zwierz was nie przekonał, przeczytajcie ten wpis
Plus minus cała filozofia biznesowa Bernarda, człowieka, który nie lubi innych ludzi i wcale nie chce sprzedawać im książek
Drzwi przez które można wejść – ponieważ sitcomy działają na zasadzie podobnej do francuskiej farsy (chowamy wszystkich po różnych pokojach a wtedy wchodzi kolejna osoba), oczywiście nie zawsze w każdym pokoju czai się kochanek, albo walizka ale ogólnie zasada jest taka, że do mieszkania każdy może wejść w każdej chwili co jak wiemy nie zdarza się w realnym życiu. Co więcej drzwi są bardzo teatralne, nigdy nie prowadzą do przedpokoju tylko zawsze prosto do pokoju, w którym stoi kanapa i rozgrywa się akacja, zazwyczaj umiejscowione z boku sceny sprawiają, że w dowolnej chwili, kiedy naprawdę nie wiemy co zrobić ze sceną, wchodzi kolejny bohater. Jeśli kiedykolwiek oglądaliście Przyjaciół to mogło się wam podobnie jak zwierzowi rzucić w oczy, że w obu mieszkaniach (zarówno Rachel i Moniki jak i Chanldera i Joye’a) panuje ciągły, nieprzerwany ruch bohaterów. Co więcej nikt nie puka, wszyscy po prostu wchodzą jak do siebie, i zwierz pamięta tylko jeden przypadek kiedy drzwi były zamknięte, kiedy ktoś był w środku. Prawdę powiedziawszy, tworzy to ciekawą wizję życia, w której każdy może wpaść i spędzić z nami trochę czasu (zwierz który ma przyjaciół i krewnych na tej samej klatce schodowej wie, że nie do końca tak to wygląda). A co do samych Przyjaciół, to zwierz ma wobec nich dług wdzięczności bo oglądając właśnie ten sitcom zwierz nauczył się angielskiego. Co prawda z czasem jak wszystko poziom lekko spadł (choć kolejne sezony były lepsze od wielu seriali pokazywanych dziś na antenie), ale te żarty, które były śmieszne zawsze będą śmieszne. Przede wszystkim jednak Przyjaciele serwują nam przepiękną wizję życia, w którym zawsze mamy wokół siebie prawdziwych Przyjaciół na których zawsze można liczyć.
Przyjaciele i rodzina – nasz bohater nigdy nie jest sam – wtedy byłby nudny i smutny. Ważne jest by miał współlokatora lub współlokatorkę, najlepszego kumpla w pobliskim barze czy teściową lub matkę mieszkającą w okolicy. Sitcomy pokazują człowieka jako istotę społeczną, ale jedynie w swojej małej przyjacielsko-rodzinnej społeczności. Dzięki temu nasz bohater nigdy nie jest samotny, rodzina dostarcza zazwyczaj obowiązkowego elementu komediowego, a przyjaciele są wsparciem dla naszego zazwyczaj narażonego na wiele niefortunnych zdarzeń bohatera. Dlatego przyjaźnie, często stanowią główną oś fabularną serialu. Na przykład Will i Grace – bardzo śmieszny, miejscami lekko surrealistyczny sitcom o parze przyjaciół, mieszkających razem, która jest dla siebie idealna z tym drobnym problemem, że on jest gejem. Oboje wspierają się w poszukiwaniu swojej drugiej połówki (choć show kradną im bohaterowie drugoplanowi – ich nadzwyczaj ekscentryczna lekko pozbawiona uczuć przyjaciółka Karen i „gej że hej” Jack), przeżywają miłości i rozstania ale zawsze mają siebie. Serial jest zabawny (i lubiany przez zwierza) przede wszystkim dlatego, że przez kilka lat jego emisji przewinęły się przez niego całe tłumy gwiazd, w występach gościnnych – do najzabawniejszych należy pojawienie się Matta Damona, Kevina Bacona i co było dla zwierza zaskoczeniem Michela Duglasa. Will i Grace to może nie jest najwybitniejszy serial w historii sitcomów ale zwierza zawsze podnosi na duchu.
Bohater inny niż wszyscy – teoretycznie sitcomy powinny opowiadać o ludziach normalnych, czy wręcz nudno przeciętnych. Ale prawda jest taka, że większość z nich bierze postaci pozornie normalne i czyni jest kompletnie odjechanymi. Spójrzcie na serial IT Crowd (który po polsku chodził jako Technicy Magicy), bohaterowie to para pracowników IT, plus nadzorująca ich przesympatyczna choć nie do końca kompetentna dziewczyna. Pozornie nasi bohaterowie są normalni, oczywiście są geekami no ale czego się spodziewać po pracownikach działu IT. Dopiero w czasie oglądania serialu dostrzegamy, że właściwie nikogo normalnego w dziale IT ale także w całej firmie nie ma. Zwłaszcza Maurice, który wysyła maile w chwili gdy widzi pożar jest zdecydowanie daleki od jakiejkolwiek normalności. Podobnie szef całej firmy , postać niezwykle zabawna i święcie wierząca, że Sherlock Holmes był postacią historyczną. Nie mniej zasada, że teoretycznie mamy do czynienia z normalnymi przedstawicielami swojego zawodu jak najbardziej się sprawdza. Kiedy bohaterowie podnosza słuchawkę i pytają ” Czy próbowała pani włączyć i wyłączyć.” brzmia dokładnie jak dział IT w firmie zwierza.
Twórca, Twórca – zdaniem zwierza w dobrym sitcomie, może choć nie musi pojawiać się jego współtwórca. Wielu aktorów komediowych ma bowiem dar pisania sobie najzabawniejszych tekstów, a wielu potrafi stworzyć postać opartą w jakimś stopniu o swoja osobowość, z resztą jeśli przyjrzycie się sitcomom to dostrzeżecie, jak często bohaterowie i odgrywający ich aktorzy dzielą ze sobą np. imię. Tak z całą pewnością jest w przypadku jednego z ukochanych sitcomów zwierza czyli wspominanej już wielokrotnie Mirandy. Miranda Hart od swojego serialowego alter ego sporo się różni ale można podejrzewać, że wszystkie dowcipy dotyczące wysokiego wzrostu i dość męskiej urody są wzięte prosto z własnych doświadczeń. Miranda to w ogóle przeuroczy serial, w którym najlepsze kawałki to te, w których Miranda przechodzi przez czwartą ścianę i zwraca się w śrdoku sceny bezpośrednio do nas. Aktorka niekoniecznie musi cokolwiek mówić, wystarczy jedno spojrzenie a zwierz już tarza się ze śmiechu.
Zwierz nie podejrzewa by Miranda Hart bawiła się w straszenie ludzi na wystawach, ale zwierz musi przyznać że ten kawałek niezmiennie go bawi.
Dziwni ludzie z drugiego planu – serial komediowy może niekiedy wprowadzać elementy dramatyczne, ale tylko w odniesieniu do postaci pierwszo planowej, co do postaci drugoplanowych to obowiązuje zasada, że powinny być one odrobinę przerysowane. W każdym sitcomie musi na drugim planie pojawić się choć jedna osoba, która już nic z żadną normalnością ani jej pozorami nie ma nic wspólnego, może być groteskowa, lekko szalona, egoistyczna lub po prostu bardzo, bardzo dziwna. Niekiedy zresztą, to właśnie takie postacie z drugiego planu decydują o popularności serialu. Na przykład w przeuroczym sitcomie Vicar of Dibley, gdzie główna bohaterka jest nowym pastorem przybywającym do niewielkiej mieściny. Oczywiście mieścinę zamieszkują także zupełnie normalni ludzie, ale akurat w radzie parafii znajdzie się kilka zupełnie groteskowych postaci, jak bohater, który każde stwierdzenie rozpoczyna od powiedzenia co najmniej pięć razy „No” czy starsza pani, która teoretycznie jest totalną sklerotyczną wariatką choć niekiedy powie coś do rzeczy. I tak choć same słowa i czyny bohaterki nie zawsze są niezwykle komediowe to dzięki odpowiednio nakreślonym postaciom drugoplanowym wszystko staje się nadzwyczaj zabawne.
Biorąc pod uwagę to jak zabawny był serial, i jakie powodzenie miała główna bohaterka, ewidentnie coś w tym jest
All you need is love – prawie nie ma sitcomów, w których na pierwszym lub drugim planie nie pojawił się jakiś wątek romantyczny. Sitcomy rozgrywają je zupełnie inaczej niż seriale poważne, bo bohaterowie mogą chodzić wokół siebie latami ale tak naprawdę wszyscy wiedzą, że w końcu się zejdą. Nigdy tak naprawdę się nie ranią, a ich nie wypowiedziane uczucie bywa jednym z filarów snutej historii. Co ciekawe sitcomy często pozwalają się parom pobrać i nadal kontynuują swoja opowieść tym razem pokazując jak trudno jest żyć w związku. Pewną choć nie konieczną zasadą sitcomów jest to, że bohaterowie powinni się od siebie różnić, najlepiej wykształceniem lub pochodzeniem społecznym, im więcej się kłócą czy nie rozumieją własnych obyczajów tym dla serialu lepiej. Na przykład jeden z ulubionych seriali zwierza czyli amerykańska Niania (zwierz lubił polską ale wolał amerykańską). Bohaterka będąca niezbyt wykształconą dziewczyną z Brooklynu opiekuje się dziećmi bogatego producenta Musicali, który pochodzi z Anglii. Oboje są rzecz jasna dla siebie idealni ale serial pozwala im przez kilka sezonów chodzić obok siebie i kłócić się o najmniejszy drobiazg. Zwierz uwielbiał ten serial przede wszystkim za sympatyczną atmosferę, i rodzinę niani – wzbudzającą w niej ciągłe poczucie winy matką i lekko sklerotyczną babcię.
Zdaniem zwierza najzabawniejsze w całym serialu, były trzy pokolenia tej samej lekko dysfunkcyjnej żydowskiej rodziny z Brooklynu
Wiele hałasu o nic – zasadą sitcomu jest to, że właściwie o niczym nie opowiada. Może latami pokazywać nam życie, w którym tak naprawdę nic się nie dzieje. Bohaterom przydarzają się zabawniejsze lub mniej zabawne zdarzenia, ale największymi wydarzeniami w świecie sitcomu są częste ślubu, rzadkie pogrzeby i niekiedy urodziny. Z drugiej strony w sitcomie może tych wszystkich elementów zabraknąć , a nadal jest o czym opowiadać. Na przykład Spaced, ukochany sitcom zwierza opowiada o parze młodych ludzi, którzy postanowili wynająć mieszkanie. Problem polega na tym, że osoba wynajmująca mieszkanie chce je podnająć wyłącznie parze. Bohaterowie decydują się więc udawać parę, i szybko lądują w śliczny mieszkaniu. I tyle jeśli chodzi o jakikolwiek zrąb dramatyczny. Przez większość czasu obserwujemy jak nasi bohaterowie grają w gry komputerowe, idą do pubu lub na imprezę czy spędzają czas w domu. Nic się tak naprawdę nie dzieje, ale sitcom jest przezabawny. Zwłaszcza ilość cudownie wplecionych odniesień do popkultury. Za historię odpowiedzialne jest genialne trio Pegg, Wright, Frost więc zwierz uważa, że nie musi nic więcej mówić.
Zdaniem zwierza powyższe elementy pozwolą wam stworzyć serial idealny. Co do wymienionych przez zwierza sitcomów, to w przypadku tych seriali zwierz uważa, że nie powinniśmy gonić za ideałem. Wystarczy, że znajdziemy coś co nas naprawdę bawi, podnosi na duchu i pozwala na chwilę zwiać z tego szarego świata, gdzie kiedy nic się nie dzieje wcale nie jest śmiesznie, a kiedy jest śmiesznie to nie słyszymy parskania z offu, które by nam to podpowiedziało. Świat sitcomów jest sztuczny i schematyczny ale być może dlatego ich oglądanie jest jak wracanie do pracy do domu i siadanie na chwilkę zanim zacznie się cokolwiek robić. To jeden z przyjemniejszych momentów w ciągu dnia, mimo, że istnieją lepsze rozrywki.
Ps: A jutro zwierz będzie się oddawał fangirlizmowi. Dzięki królowej.