?
Hej
Zwierz zawsze ma problem z filmem, o którym nikt nie mówi złego słowa. Filmy takie zazwyczaj ogląd zawierz z pewnym niepokojem, bo nie chce być jedynym, który nie zrozumiał, nie dostrzegł magii itp. Zwłaszcza kiedy film napływa z Francji co oznacza, że musiał odnieść nieco inny sukces niż film amerykański. Innymi słowy – najczęściej oznacza to, że naprawdę się ludziom spodobał. Jednak ostatnio zwierz raczej przyzwyczaił się, że jeśli chodzi o jego gust dotyczący komercyjnych hitów europejskich to nie ma się czego obawiać – strasznie podobało mu się ” Jeszcze dalej niż Północ” czy ” Nic do Oclenia”. Nie bał się więc idąc na powszechnie chwalonych przez absolutnie wszystkich od poważnych krytyków po znajomych, znajomych najnowszy film, który odniósł sukces nad Sekwaną czyli „Nietykalnych”.
Film może być rewelacją dla tych, którzy zapominają, że można np. lubić palić będąc na wózku. Nawet jeśli pali się trawkę.
Zwierz od razu musi powiedzieć, że ” Nietykalni” to dobry film. Ogląda się tą historię, niezwykle bogatego sparaliżowanego biznesmena i jego pochodzącego z ubogich przedmieść opiekuna, ze sporą przyjemnością. W przeciwieństwie do wielu amerykańskich filmów nie mamy tu historii, która zaczyna się od niechęci i braku zrozumienia a kończy przyjaźnią. Wręcz przeciwnie – obaj mężczyźni mimo, że należą do zupełnie różnych światów, niemal natychmiast zaczynają się rozumieć. Także niechęć otoczenia – w filmach amerykańskich zazwyczaj stanowiąca główny wątek filmu – tu przechodzi bardzo szybko – bo nawet jeśli Driss pochodzi z zupełnie innego świata, to bardzo szybko udowadnia, że jest zaskakująco właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Co prawda od czasu do czasu zapomina, że jego szef nie może sam odebrać podawanego mu telefonu, ale kiedy pracodawcę męczą w nocy bóle fantomowe, instynktownie wie jak się zachować. Z kolei sparaliżowany Phillipe nie jest bynajmniej uroczym kaleką, który z pogodą walczy z przeciwnościami losu, ani też pogrążonym w depresji człowiekiem, któremu skończyło się życie – to raczej całkiem miły facet. Na wózku.
Wózkowi wystarczy dodać nowy silniczek i już nie idzie jedzie się powolutku ale można gnać przez ulice Paryża. Nawet budząc przy tym zgorszenie tych którzy nie uznają takich ekstrawagancji
Film gra właściwie dwoma głównymi tematami – pierwszy z nich to przyjaźń obu mężczyzn. Przyjaźń szczera, oparta na wzajemnej sympatii, choć niekoniecznie na dzielonych zainteresowaniach. Najlepszymi scenami w całym filmie są te, kiedy widzimy klasowe różnice pomiędzy bohaterami, dużo głębsze niż fakt, że jeden z nich jeździ na wózku, a drugi jest w pełni sprawnym mężczyzną. Kiedy razem odwiedzają galerię sztuki gdzie bogacz chce kupić obraz za 41 tysięcy euro zaś jego opiekun nie może zrozumieć jak można tyle wydawać na trochę farby. Prześmieszna jest scena, w której obaj Panowie idą do Opery ( gdzie Driss niemal umiera ze śmiechu widząc śpiewaka w stroju drzewa śpiewającego po niemiecku co oddaje sposób w jaki większość ludzi widzi Operę), czy razem słuchają muzyki klasycznej, którą jeden z nich uwielbia a drugi kojarzy jedynie z reklam, czy z melodii na czekanie. Oczywiście wymiana kulturalna zachodzi w obie strony – gentleman z paryskiego apartamentu nauczy się palić trawkę, nie wyrzucać od razu ulotek z telefonem masażystek czy czerpać przyjemność z szaleńczej jazdy samochodem przez miasto. Z resztą film przekonuje nas, że niekiedy zachowania wyniesione z przedmieść, pomagają poradzić sobie z problemami, z którymi kulturalny świat dobrej dzielnicy nie jest w sobie stanie poradzić. Kiedy nasz bohater radzi sobie z ciągle parkującym przed bramą wyjazdową sąsiadem czy z byłym chłopakiem córki pracodawcy, nie sposób mu nie kibicować. Przyglądamy się temu z radością ludzi dobrze wychowanych, którzy cieszą się gdy widząc kogoś kto zamiast męczyć się z grzecznościami, bierze delikwenta za fraki i kończy problem. Jednocześnie śmiejemy się z tego, że my wiemy iż bohater jest niegroźny ale dla innych stanowi niebezpieczny i obcy element.
Zwierz mimo wykształcenia ( bardzo wczoraj kwestionowanego w komentarzu pod wpisem o balecie) rozumie dlaczego Driss nie zapłaciłby za ten obraz 41 tys. Euro ( choć obraz zdaniem zwierza świetny)
Drugi temat, który także dostarcza mnóstwa dowcipnych scen, jest w sumie nieco poważniejszy. To kwestia tego, co tak naprawdę jest tragedią w życiu przywiązanego do wózka człowieka. Nie idzie bowiem tylko o kalectwo, ale przede wszystkim o wykluczenie z życia. I nie chodzi jedynie o uzależnienie od innych ludzi, czy ograniczone możliwości czerpania przyjemności z życia ( jak pokazuje film, nawet będąc całkowicie sparaliżowanym można latać na lotni, co było przed wypadkiem pasją bohatera). Największym problemem jest to, że przestaje się być traktowanym jak normalny człowiek. Dla swojej rodziny, pracowników czy kolejnych opiekunów Phillipe jest przede wszystkim kaleką, któremu należy się litość, współczucie. Te współczujące spojrzenia, rodzina która ewidentnie tylko czeka aż siedzący na milionach mężczyzna umrze, czy owa grzeczność, która sprowadza człowieka do pozycji nieświadomego dziecka. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawia się Driss, który częściej z kalectwa się śmieje, nie jest uprzejmy ale traktuje Phillipa jak równego sobie między mężczyznami natychmiast rodzi się więź. Ładnie pokazują sceny, w których Driss zapomina o kalectwie Philipa czy umiejętnie je wykorzystuje np. by wymigać się od absolutnie pewnego mandatu. Zwierz widzi w tym wątku chyba najważniejsze przesłanie filmu, bo przecież ludzie niezwykle często zapominają, że osoba jeżdżąca na wózku nie zmienia charakteru, można z nią normalnie rozmawiać, wściekać się, czy przyjaźnić bez tego charytatywnego podszytego litością uczucia. I taki właśnie jest Driss, który w kalectwie Philipa widzi niekiedy świetny punkt wyjścia do żartów – jak wtedy gdy goląc go proponuje mu najbardziej idiotyczne rodzaje zarostu ( świadomy, że Phillip nie może go powstrzymać) – ale są to żarty, które bawią ich obu i zamieniają tą straszną niepełnosprawność w coś co nie stoi na przeszkodzie nawiązania relacji z drugim człowiekiem. Co z resztą ciekawe to Driss, a nie Phillipe jest przekonany, że fakt iż jego pracodawca jeździ na wózku nie powinien mu przeszkadzać w poszukiwaniu dziewczyny ( scena w której namawia swojego pracodawcę by zadzwonił do kobiety z którą koresponduje jest przezabawna) . Z resztą życie przyznało rację Drissowi – jak wiadomo Philippe znalazł żonę i ma z nią dzieci ( prawdziwa historia całej przyjaźni była opisywana niedawno w Gazecie).
Wymiana kulturowa pomiędzy oboma Panami choć wskazuje na olbrzymie różnice przebiega dość płynnie i obaj sporo się uczą.
Zwierz musi jednak przyznać, że nie jest tak zachwycony jak się spodziewał. Film jest pogodny i podnoszący na duchu, pokazujący, że jeśli spotkamy w życiu właściwych ludzi to bieda, kalectwo czy poczucie osamotnienia są łatwiejsze do zniesienia. Ale poza tym pocieszeniem niewiele jest w tym filmie. Oglądamy kolejne sceny z życia obu panów, niektóre śmieszne, niektóre nieco mniej śmieszne, ale powiązane ze sobą w sposób dość luźny, i trzeba przyznać po pewnym czasie nieco się dłużą. Wiemy już jak wygląda ich wzajemna relacja, wiemy jakiego rodzaju humoru możemy się spodziewać zaś ton filmu sprawia, że wyczuwamy iż nie zdarzy się żadna z tych typowych dla wielu fabuł pozornych tragedii. Pozorna tragedia to wydarzenie, które ma złamać sielankę życia bohaterów pojawia się niemal w każdej komedii czy filmie komediowo obyczajowym. Tu też teoretycznie się pojawia, ale zostaje niezwykle szybko rozwiązana – zanim jeszcze poczujemy smutek czy tęsknotę za tym stanem z filmu, przy którym bohaterowie i my jako widzowie czuliśmy się szczęśliwi. Tak więc film toczy się spokojnie, nie oferując nam w sumie ani głębokich wzruszeń ani głębokich przemyśleń, raczej nas bawiąc ale też nie przesadnie. Zwierz ma z resztą pewną pretensję do autorów filmu – w rzeczywistości ( film jest oparty na faktach) Driss jest ( co widzimy pod koniec gdy pojawiają się zdjęcia obu panów) niezbyt przystojnym, nieco okrągłym mężczyzną o twarzy dość banalnej, raczej właściwej dla ludzi, których może się nie omija ale nie dostrzega się w nic nic ciekawego. Tymczasem grający Drissa Omar Sy jest co oczywiste, wysokim, dobrze zbudowanym, przystojnym aktorem o pięknym uśmiechu i sympatycznej twarzy, co nieco łagodzi element niedopasowania go do świata pracodawcy.
Można osobę na wózku traktować delikatnie i z szacunkiem, można też traktować ją jak najlepszego kumpla i przez to nie czynić z niej niepełnosprawnego
Zastanawiając się nad sukcesem tego filmu zwierz doszedł do wniosku, że być może odpowiada on na zapotrzebowanie z rzadka dziś wypełniane. Oto nie mamy do czynienia z historią miłosną, ani z historią heroiczną czy głupawą komedią. Mamy za to podnoszący na duchu film o przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu, do tego nie dziejący się daleko i dawno, ale tuż pod nosem w zupełne nowoczesnym Paryżu. Ludzie, którzy nie mieli prawa się spotkać, nie są przeklętymi przez los kochankami tylko dwójką facetów, z których każdy z innego powodu nie może żyć tak jakby pragnął. I oto los styka ich razem, w zupełnie sprzeczny z logiką sposób , oferując jednocześnie wyjście z patowej sytuacji życiowej w jakiej się znaleźli. Ten film daje nadzieję, że może tak naprawdę życiowe szczęście nie jest jakąś wielką tajemnicą, że ludzka solidarność nie wymaga koniecznie trudnych czasów, wielkich czynów i niesamowitych wydarzeń. Zwierz nie dziwi, że to pocieszenie tak dobrze sprzedało się w Europie. Zwłaszcza w Europie Zachodniej. Zwierz musi bowiem powiedzieć, że nic bardziej nie przygnębia waszego zwierza, niż obraz życia na blokowiskach otaczających wielkie miasta, gdzie w fatalnych warunkach mieszkają emigranci. Widok ten przygnębia zwierza, bo jego zdaniem to obraz ukazujący największy problem zachodu czyli ową przepaść między tym jak żyją ludzie w jednym mieście. Zwierzowi zawsze jest wtedy jakoś tak nie przyjemnie, ale z drugiej strony cieszy się, że w Polsce jak na razie mieszka przez ścianę ze swoim sąsiadem alkoholikiem recydywistą – o ile rozumiecie dlaczego zwierz może to uważać za kwestię pozytywną.
Bardziej niż wózek przygnębiają zwierza ciasne przestrzenie mieszkań na blokowiskach
Zwierz musi się z wami jeszcze na koniec podzielić refleksją, że ten film kazał mu ogólnie pomyśleć o podejściu do osób niepełnosprawnych w społeczeństwie. Oczywiście sam nie ma zwierz żadnego doświadczenia w tej kwestii ale dostrzegł, że ilekroć widzi parę – osoba na wózku i druga idąca obok rozmawiająca jak człowiek z człowiekiem ( zwierz nagminnie podsłuchuje cudze rozmowy i wmawia sobie, że ma do tego prawo jako socjolog), to zazwyczaj było to dwóch facetów. Być może więc nie chodzi o kwestie klasowe ale o to, że facetów nie przyucza się do bycia dobrym, miłym opiekunem ( co wciąż wkłada się do głowy wielu dziewczynkom) przez co po prostu się z osobą na wózku przyjaźnią, nie czyniąc z tego charytatywnego wyzwania. Ale to może być obserwacja bardzo subiektywna.
Ten kadr najlepiej podsumowuje przesłanie filmu, który pokazuje nie chorego i opiekuna ale dwóch facetów na spacerze
Wracając do samych Nietykalnych – w sumie zwierz nie widzi powodu dla, którego nie pójść na nich do kina. Czas nie będzie zmarnowany, niektórym na wiosnę poprawi się humor. Nie mniej jednak nie jest zwierz w stanie zrozumieć dlaczego wszyscy uznają produkcję za tak dobrą. Ale ponieważ zwierz przyzwyczaił się do swojego nużącego już votum separatum to co raz częściej dochodzi do wniosku, że problem musi leżeć w zwierzu a nie w produkcie z którym się styka.
A i jeszcze jedno zwierz używa nie poprawnego słowa kaleka i kalectwo zamiast niepełnosprawności – robił to celowo bo dla niego to jest właśnie film o kalectwie – niepełnosprawność jest dla zwierza czysta, poprawna i kliniczna a od tego właśnie film ucieka z resztą pokazując, że nie w ułomności nie zawsze chodzi o brak sprawności ciała. To tyle lingwistycznych uwag na koniec.
Ps: Zgodnie z zapowiedzią – tu znajdziecie kilka słów o tym co możecie obejrzeć lub przegapić w TV.