Hej
Sposób w jaki zwierz doszedł do tego postu jest niezwykle skomplikowany. Najpierw zwierz przyznał się, do posiadania złotej dziesiątki aktorów których filmy widział co do jednego. Potem Ninedin przyznała się ( przywołując też tamten post zwierza) do tego co obejrzała ostatnio jedynie ze względu na grających tam aktorów. Pod jej wpisem rozwinęła się dyskusja, która z kolei dała impuls do napisania tego postu. Zwierz stwierdził bowiem, że słowo, które ostatnio najczęściej pojawia się w jego pop kulturalnych rozmowach to koszmarnie trudne do odmienienia o polsku – fangirl.
Przeżywanie prawdziwych emocji przy lekturze może prowadzić do stanów trudnych do opanowania
Wazon w jednym ze swoich komentarzy wieki temu napisał, że nie przepada za określeniem Fan ponieważ w jakiś sposób kojarzy mu się z fanatykiem. Cóż drogi Wazonie – określenie fangirl też pewnie nie przypadnie ci do gustu,bo fanatyzmu w tym nawet więcej niż w starym dobrym fanie. Bo bycie fangirl to dla niektórych styl życia, dla innych sposób na uczestnictwo w kulturze popularnej, a dla jeszcze innych głęboko skrywana tajemnica, którą zdradzą w Internecie ale, której nigdy ale to przenigdy nie przeniosą do realnego świata. Choć chyba już tu należy powiedzieć, że dziś co raz więcej jest fangirlowych coming outów ( jeju jakie to zdanie jest nie po polsku).
Cóż nie trzeba strzec się każdej fangirl ale jeśli niedaj boże spotkacie jakiś wyjątkowo… zaangażowany element lepiej wycofać się powoli nie spuszczając wzroku
Zacznijmy od tego, że Wikipedia kłamie twierdząc, że fangirl to po prostu żeńska odmiana uczestnika fandomu. Gdyby tak było ( przynajmniej zdaniem zwierza) nie potrzebne było by osobne określenie, ani też pewnie by nie istniała co raz silniejsza samoświadomość tej grupy. Bo nie wystarczy lubić jakiegoś aktora, czy oglądać w zaangażowaniu jakiś serial by być fangirl. Co więc trzeba zrobić by przekroczyć tą cienką granicę pomiędzy odrobiną normalności a pop kulturalnym szaleństwem? Najważniejsze wydaje się zainwestowanie emocjonalne w dany obiekt fanowania. Zwierz pisze tu bardzo ogólnie bo doświadczenie nauczyło go, że nie ma na świecie takiej rzeczy, której fangirl nie można by zostać. Oczywiście najczęściej obiektem uczuć stają się bohaterowie filmów, seriali i powieści ale przecież taki fangirlizm rozlewa się także na muzykę, kreskówki, komiksy ich autorów, aktorów, rysowników i mnóstwo innych rzeczy. Inwestycja emocjonalna powinna być na tyle duża by wykraczała jedynie poza zwykłe lubienie czy nie lubienie. Chodzi o wzbudzenie w sobie zupełnie realnych uczuć do zupełnie nie realnych postaci ( zwierza zakłada, że wszyscy aktorzy są nie realni ponieważ żyją w świecie, do którego zwierz nie ma i nie będzie miał dostępu). Druga sprawa to sposób przeżywania tych uczuć – o ile w zwykłym świecie można sobie pozwolić jeszcze na pewien entuzjazm to w świecie fangirl nie ma żadnych barier przed okazywanie emocji. Płakanie w czasie oglądania odcinków, czy autentyczna wściekłość gdy wątek układa się inaczej niż tego pragniemy – to uczucia, których nie należy skrywać, wręcz przeciwnie – okazywanie emocji wydaje się być bardzo wpisane w bycie fangirl – im silniejsze tym lepiej.
Tak zwierz wie, że ten gif jest świecący i irytujący. Ale jest przepojony właśnie tym z czego składa się fanowanie – mnóstwem nie powstrzymanych emocji
Ale nie chodzi jedynie na reakcję na przedstawiony produkt pop kulturalny. Chodzi też o sam schemat jego odbioru. W języku fangirl znajdą się określenia takie jak OTP czy Ship ( bynajmniej nie oznacza to statku). OTP to skrót od ” One true Paring” – w każdej niemal powieści czy filmie można znaleźć dwie postacie, o których fanki będą przekonane, że powinny być razem – kwestia zamysłu scenarzystów, płci postaci, ba nawet uczuć jakie żywią do siebie w książce czy filmie nie ma znaczenia. Z kolei „ship” ( używane jako czasownik) oznacza wspieranie jakiejś pary ( ponownie – wszystkie wymienione powyżej przeszkody nie mają znaczenia), życzenie jej jak najlepiej i trwanie w nadziei, że wszystko się dla niej dobrze skończy. Co więcej okazuje się, że ten zarezerwowany przede wszystkim dla postaci fikcyjnych część fanek przekłada na osoby jak najbardziej istniejące – co zdaniem zwierza jeszcze dobitniej pokazuje, że pomiędzy realnością postaci a odtwarzającego ją aktora czy aktorki właściwie nie ma takiej wielkiej różnicy. Jak zwierz wspomniał fangirl lubią emocje. Z nieznanych zwierzowi przyczyn tym czym karmią się najczęściej i najchętniej jest smutek. Oczywiście wszyscy wiemy, że nie ma lepszego sposobu na przywiązanie kogoś do bohatera niż uczynić jego życie nieszczęśliwym ale wydaje się, że dla fangirl jest to za mało – stąd nie dająca się opisać ilość niemal zawsze smutnych i przygnębiających fanfiction zarówno pod postacią opowiadań jak i obrazków, które właściwie służą tylko temu by nakreślić jeszcze smutniejszą wizję życia naszego bohatera. Ale ponownie – bycie fangirl w jakiś sposób oznacza chęć w zbudzania w sobie smutku, co zwierza zawsze dziwiło.
Zdaniem zwierza ten schemat dobrze oddaje nie tylko jak działa część fangirl ale także jak ogólnie układa się część związków między ludzkich
W tym momencie możecie dojść do wniosku, że fangirl to jakieś mocno stuknięte nastolatki, albo kobiety, które pomimo, iż osiągnęły wiek godny zamążpójścia wciąż pozostają samotne. Zwierz nie będzie ukrywał – taka definicja zapewne pasowała by do jakiejś części przedstawicielek różnych fandomów. Ale właśnie – gdyby bycie fangirl miało oznaczać tylko kontynuację dobrze wszystkim znanego dziewczęcego zafascynowania aktorami czy bohaterami książkowymi, które przez lata owocowało obklejaniem ścian plakatami ( tu zwierz może nie powinien się wypowiadać biorąc pod uwagę ilość plakatów w jego mieszkaniu) wtedy nie było by o czym pisać. Tym czasem co raz częściej określenie fangirl świetnie pasuje do kobiet zdecydowanie wyrosłych z wieku nastoletniego, co więcej posiadających u swojego boku jak najbardziej realnego męża, a nawet błąkające się pod stopami potomstwo. Nie chodzi bowiem o to by się w przedmiocie swojego fanowania romantycznie zakochać – chodzi raczej właśnie o ten opisywany przez zwierza wcześniej poziom emocji. Dlaczego by do korzystania z popkultury nie podejść z nadmiernym entuzjazmem? Po co poprzestawać na nikogo nie interesującym stwierdzeniu, że dany film był fajny, dany serial dobrze zrealizowany a aktor przystojny skoro w Internecie można spokojnie wykrzyczeć, że film sprawił iż zalałyśmy się łzami, serial poruszył nas do głębi, a aktor nie jest przystojny tylko boski i jeśli zaraz nie zobaczymy wszystkich jego filmów to się nie pozbieramy. Pod tym względem można uznać bycie fangirl nie za styl życia ale za pewną predyspozycję psychiczną do nadmiernego entuzjazmu ( a może do jedynego właściwego entuzjazmu).
Czy zwierz już wspomniał, że uznaną międzynarodową siedzibą fangirl jest Tumblr?
Jeśli przyjmiemy taką definicję zapewne można wyróżnić kilka rodzajów fanek. Jedne znajdują jeden prawdziwy obiekt swojej pop kulturalnej miłości i poświęcają mu większy kawałek życia. Takie fanki potrafią naprawdę wiele – zobaczyć każdy film, pojechać do innego miasta ( ba! Do innego kraju i zwierz wcale nie wskazuje palcem) na spektakl, obejrzeć dowolną ilość materiałów video na dany temat. Przy czym ważna tu jest stałość, i szczere oddanie. Drugi rodzaj fangirl to takie, które mają kilka fandomów, których członkiniami się czują i dzielą pomiędzy nie swój czas równie entuzjastycznie i równie skrupulatnie śledząc ich losy. No i typ trzeci, który co prawda charakteryzuje się entuzjazmem ale zupełnym brakiem stałości – po trzech tygodniach emocjonalnego zawirowania lecą dalej nawet nie oglądając się za siebie. Oczywiście wszystkie te typy można podzielić jeszcze na dwie zasadnicze i chyba najważniejsze kategorie. Pierwsza to kategoria fangirl bezkrytycznych ( zwierz chyba jednak wrzuciłby tu przede wszystkim fanki młodsze), które po prostu przyjmują, że fanowana przez nie książka, film czy zespół są najlepsze na świecie co daje im pełny wewnętrzny spokój. Druga kategoria – to zdaniem zwierza te prawdziwe fangirl, które wiedzą a przynajmniej są w stanie przyznać, ze obiekt ich pop kulturalnych westchnień nie jest idealny ale nic ich to nie obchodzi. Właśnie to przekroczenie granicy kiedy nas obchodzi czy coś jest świetne czy nie jest granicą pomiędzy lubieniem czegoś a byciem fangirl.
Jak już zwierz wspomniał liczy się przede wszystkim entuzjazm – dużo entuzjazmu – mnóstwo
Zapewne zastanawiacie się dlaczego zwierz o tym wszystkim pisze. Po pierwsze dlatego, że wydaje mu się, że w byciu fangirl zaszła ostatnio dość spora zmiana. Otóż przez dłuższy czas była to aktywność, którą najszerzej podejmowało się w Internecie, w sekrecie przed prawdziwym światem. Dziś jednak owe szaleńcze fascynacje co raz częściej zaczęło się artykułować publicznie, przyznawać się w towarzystwie i wychodzić z cienia. Bycie nadmiernie entuzjastycznym wobec wyrobów i twórców kultury popularnej powoli przestaje być sprawą wstydliwą. Zdaniem zwierza odpowiadają za to dwa zjawiska. Pierwsze – i zwierz naprawdę nie chce zabrzmieć seksistowsko – wydaje się, że twórcy kultury popularnej co raz częściej uświadamiają sobie, ze kobiety są jej bez porównania lepszymi odbiorcami niż mężczyźni. Także, a może przede wszystkim, pod względem komercyjnym. Fangirlizm jest drogi, bo zakłada, że jak chce się mieć to się ma a właściwie musi się mieć ( pamiętajcie o emocjach !). Tak więc jaki jest lepszy sposób na sprzedaniu widzom absolutnie wszystkiego niż podgrzewanie w nich nadmiernego entuzjazmu? Zwłaszcza, że taka predyspozycja i tak wydaje się cechą wrodzoną wielu młodych dziewczyn.
Tak zwłaszcza w przypadku młodych dziewcząt wydaje się, że fangirlizm pozwala uciec od faktu, że nigdzie w okolicy nie ma żadnego absztyfikanta
Ale zwierz nie chce być cyniczny i sprowadzić wszystkiego do kasy. Wydaje się, że rozlewający się na co raz większe grupy kobiet niezależny od wieku fangirlizm jest też wyrazem pewnego sprzeciwu. Sprzeciwu wobec co raz bardziej obowiązkowego stoickiego podejścia do wytworów kultury. Dziś wzruszanie się jest passe, płakanie na filmach wstydliwe, nawet jeśli ktoś się za bardzo śmieje w kinie to pewnie nie ogląda nic dobrego. Czasopisma wypełniają złe recenzje niezadowolonych krytyków, a kiedy zaczynasz rozmawiać z przyjaciółmi o sztuce prędzej coś objadą niż radośnie wychwalą. Nie rzucamy już artystom kwiatów pod stopy, nie zmuszamy do trzech bisów, nie wystajemy pod balkonami by nam zaśpiewali. Świat stał się obrzydliwie racjonalny, obiektywny i wszyscy biorą teraz pod uwagę takie koszmarnie nudne i zupełnie nie ważne rzeczy jak kadrowanie, czy oświetlenie. Pod tym względem fangirl to grupa, która wraca do korzeni , i w jakiś sposób sygnalizuje, że nie ma co skrywać emocji, udawać, że nas nie dotyka to co nas dotyka, że uczucia wzbudzone przez nie realne postacie mogą być równie prawdziwe co te które wzbudzają w nas prawdziwi ludzie. Zwierz jakoś nie jest w stanie widzieć w tym czegoś złego.
Bycie fanką jest drogie, zwłaszcza, że fanka nie ściąga, fanka kupuje – WSZYSTKO
Na sam koniec zwierz poświęci chwilkę na autorefleksję. Czy zwierz jest fangirl? Cóż na pewno posiada odpowiednią psychiczną predyspozycję do bycia nadmiernie entuzjastycznym wobec wszystkiego co wypluje popkultura. Jest też zdecydowanie gotowy przeżywać jak najbardziej prawdziwe uczucia w związku z zupełnie nie prawdziwymi losami bohaterów. No i wydał więcej niż trochę pieniędzy by zaspokoić swoja pasję i ciekawość. Ale z drugiej strony zwierz nigdy nie czuł, że fikcja to za mało, nigdy nie czytał fan fiction, nie wyjeżdżał do innego miasta czy kraju by coś zobaczyć, no i nie przyznał się nikomu do poziomu swojego entuzjazmu ( choć ten blog nieco go zdradza) . Wniosek zwierza może być tylko jeden – zwierz jest fangirl. Ale podmiotem jego fanowania nie jest jakiś tam bohater czy książka ale cała kultura popularna. Zdaniem zwierza to jest zdecydowanie OTP.
Tak język fanek jest zdecydowanie skomplikowany ale zwierz może wam zdradzić, że kiedy fangirl chce wyrazić uczucia nie wyzawalne decyduje się po prostu na ciąg liter asdfghjk co po prostu oznacza – to co czuję nie da się wyrazić w słowach.
Ps: Zwierz przeczytał swój wpis jeszcze raz i odnosi wrażanie, że o mnóstwie rzeczy jednak nie napisał . Tak więc czujcie się czytelnicy zaproszeni do dodawania refleksji nad problemem. Albo po prostu przeczytajcie dyskusję pod wpisem ninedin
Ps2: Pamiętacie o drugim zwierzu? Tam recenzje odcinków seriali w tym wyjątkowo wściekły zwierz pisze dlaczego nie podobał mu się i to bardzo Walentynowy odcinek Glee.??