Hej
Zwierz musi wam się z góry przyznać, że nie wie do jakiego stopnia jego dzisiejsze uwagi są prawdziwe. Opiera je bowiem na zbyt małej liczbie obserwacji a nie jest w stanie się powstrzymać. Otóż teoretycy przekonują nas że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami – przynajmniej w popkulturalnym tego słowa znaczeniu. Show wymyślony w stanach można sprzedać do polski, holenderski format może być podstawą kształtowania świadomości narodowej, angielski pomysł może sprawić że każdy kraj szuka swojego talentu. Narodowość nie ma znaczenia, podobnie jak miejsce zamieszkania – wszystko można sprzedać wszystkim i to z równym sukcesem. To wszystko sprawia że dzisiejsza telewizja nie ma charakteru narodowego – wręcz przeciwnie jest wyprana z tego co jednostkowe, wyjątkowe i lokalne. Globalizacja w pełnym tego słowa znaczeniu.
Z jednej strony nie sposób się z tym stwierdzaniem nie zgodzić – seriale amerykańskie podbijają świat a w telewizji trudniej znaleźć oryginalny program niż zaczerpnięty zza granicy format. Co więcej formaty te przecież są jedynie lekko zmieniane a najczęściej stają się jakimś karykaturalnym odbiciem produkcji zachodnich które niekiedy zupełnie nie współgrają z krajowymi obyczajami ( czy oglądaliście kiedyś program Ugotowani gdzie zaproszeni na obiad goście łażą po całym mieszkaniu gospodarza, dotykając i oglądając wszystko? Może w Anglii z której pochodzi program to uchodzi ale w Polsce to zachowanie jednak niegrzeczne)
Tak więc zwierz nie byłby zwierzem gdyby nie widział w tej unifikacji telewizyjnych gustów jednej wielkiej ściemy a przynajmniej stwierdzenia które trzeba nieco podważyć.
Zacznijmy od pierwszej obserwacji zwierza która jest może nieco nie na temat – kiedy przejrzy się najbardziej popularne programy oglądane w każdym z krajów ( w zestawieniu uwzględniającym oglądalność wszech czasów) zawsze okazuje się, że na pierwszym miejscu jest program który ma swoje źródła w danym kraju – jeśli pominiemy wydarzenia sportowe ( które królują niemal we wszystkich krajach) – wszystkie te mecze tenisowe, piłkarskie i krykieta pozostają programy których raczej nie da się sprzedać.
Chińczycy najchętniej zasiadają przed ekranami telewizorów by oglądać Festiwal z okazji Wiosny, Anglicy najtłumniej obejrzeli jeden z odcinków EastEnders zaś najchętniej oglądanym filmem był jeden z Bondów ( bynajmniej nie najnowszy), Australijczycy odcinek z siódmej serii Blue Heelers, Nawet Amerykanie kiedy zbierają się przed telewizorami by obejrzeć coś co nie jest Super Bowl ani inauguracją prezydenta wybierają takie produkcje które są zdecydowanie krajowe – do dziś na szczycie listy przebojów jest MASH opowiadający o wojnie w Korei miał jednak nieco inny wymiar w USA a inny w pozostałych częściach świata czy Dallas którego nie trzeba chyba przedstawiać.
Ale to nie wystarczający argument. Tym co zwierza zdecydowanie bardziej pasjonuje to fakt, że jedne show świetnie się sprzedają w danym kraju inne zaś zupełnie nie są w stanie się przyjąć. Najbardziej wykorzystywanym przykładem jest Idol – średnio popularny w Anglii, kompletna klapa w Polsce, nigdy nie przyjął się we Francji za to w Stanach Zjednoczonych miał już 10 sezonów i wygląda na to, że będzie miał spokojnie 10 następnych bo to najchętniej oglądany przez amerykanów program. W sumie nawet trudno się dziwić – czy istnieje coś bardziej amerykańskiego niż marzenie o karierze od zwykłej nie znanej osoby do wielkiej gwiazdy? A wszystko na oczach oczarowanej publiczności.
Jednak takich przykładów jest więcej – dla zwierza zawsze fascynująca była popularność Big Brothera w UK. Kiedy świat już dawno zapomniał o tym w sumie nie tak bardzo udanym formacie ( miał odmienić oblicze telewizji ale zdecydowanie tego nie zrobił i okazał się jedynie przejściową modą) w UK wciąż organizowano nowe edycje łącznie z takimi dla gwiazd ( bardzo z resztą umownych) czy z ponownym zapraszaniem ludzi którzy z programu już odpadli. Zwierz zawsze się zastanawiał co takiego przyciągnęło mieszkańców wysp do tego programu i nadal nie jest w stanie sobie odpowiedzieć na to pytanie w satysfakcjonujący sposób. Zwierz ma podejrzenie że może mieć to coś wspólnego z klasowością społeczeństwa angielskiego ale jeszcze nie do końca wie co. W każdym razie to nie jest przypadek.
Z naszego podwórka zwierza zawsze zdumiewała popularność programu Jaka To Melodia – to jeden z najpopularniejszych programów w telewizji jako takiej który opiera się na amerykańskim formacie z lat 70. Oczywiście trudno w programie w którym zgaduje się jaką melodie gra średnio utalentowany zespół muzyczny widzieć przejawy narodowego ducha ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że fakt iż Polska publiczność tak chętnie ogląda program który wydaje się wyjęty z zupełnie innej telewizyjnej epoki chyba nieco świadczy o naszym guście albo o tym, że próbujemy nadrobić stracone telewizyjne lata.
W sumie zwierz co raz częściej dochodzi do wniosku, że ten ponadnarodowy charakter kultury popularnej, to jednak mimo wszystko nie takie proste stwierdzenie. Okazuje się że choć popkultura jest zdecydowanie bardziej zglobalizowana od jakiejkolwiek kultury narodowej to fakt czy jakiś z tych międzynarodowych produktów się przyjmie czy też zupełnie nie trafi w gusty publiczności jest jednak bardzo zakorzeniony w zwyczajach, gustach i zbiorowych marzeniach bardzo konkretnych mieszkańców bardzo konkretnych państw lub żeby spojrzeć nieco szerzej kręgów kulturowych.
Bo nawet jeśli i my i Amerykanie oglądamy Idola to jednak jego odbiór jest zupełnie ale to zupełnie inny. Zwierz musi powiedzieć że dla niego to refleksja dość pocieszająca – bo choć ” po diabła narody, stojące na drodze do szczęścia i zgody” to jednak zwierz cieszy się, że jeszcze daleko nam do unifikacji która jest strasznie nie interesująca.