Hej
Ponieważ jutro zwierz będzie wam zdawał relację ze swojego spotkania z wilkołakiem ( zwierz jest zapewniany, że to spotkanie ekskluzywne i kameralne więc zwierz czuje się jakby był kimś a nie tylko takim sobie zwierzem) dziś będzie nieco bardziej refleksyjnie.
Otóż zwierz pisząc kolejną recenzję na swoim blogu zdał sobie sprawę, że wcale nie jest do końca pewien czy to ma sens. Oczywiście nie pisanie bloga – ten stanowi kwintesencję zwierzowej aktywności. Chodzi o samo recenzowanie. Zwierz nie jest szczególnie dobrym recenzentem- kiedy wychodzi z kina ma mnóstwo chaotycznych przemyśleń, kiedy zaczyna je układać o połowie zapomina a kiedy zaczyna pisać to najczęściej zapomina o jeszcze większej ilości uwag i refleksji.
Poza tym zwierz nigdy nie umiał wyczuć tej równowagi między streszczeniem fabuły filmu co jest konieczne a wydaniem jak film się kończy. Trzeba z resztą stwierdzić, że zwierz ma najczęściej uwagi właśnie do zakończenia filmu więc nie może nawet napisać o tym co go interesuje ( tak zwierz jest mistrzem spoilerowania). Ostatecznie zawsze gdy zwierz patrzy na swoje recenzje odczuwa frustracje – coś niby napisał ale nie jest to właściwie to co myśli.
Ale nie będzie to sesja samokrytyki zwierza. Bo tak naprawdę chodzi zwierzowi o problem znacznie głębszy. Po co czyta się recenzje? Właściwie są dwa główne powody ( wykluczamy tu szaleństwo typowe dla zwierza który czyta recenzje bo są). Pierwszy banalny – bo wierzymy że recenzent powie nam czy na film warto iść. Ale powiedzmy szczerze kiedy ostatnim razem uwierzyliście recenzentowi? No chyba tylko wtedy kiedy nic o produkcji nie wiemy. Ale to np. zwierzowi nie zdarzyło się od wieków ( z resztą dziś wszyscy zadbają żebyśmy coś tam o filmie wiedzieli). Zaś co do zaufania recenzentom to od dawna popadli oni w manierę krytykowania tego co zarabia i tego co podoba się szerokim gustom. Z resztą bywa tak że wiecie że macie inny od nich gust ( zwierz i recenzenci gazety wyborczej to taki przypadek) i w sumie powinniście iść tylko na krytykowane filmy.
Drugi powód jest zupełnie inny. Widzieliśmy film i szukamy potwierdzenia naszej już wyrobionej opinii ( lub też jeszcze się odrobinę wahamy co mamy myśleć). Wtedy przetrząsamy gazety i sieć w poszukiwaniu recenzji i albo się z nimi głęboko nie zgadzamy nazywając recenzentów idiotami albo wręcz przeciwnie wychwalamy ich inteligencję i błyskotliwość tak bliskie naszej. Jednak w obu tych przypadkach mamy do czynienia raczej z niemym dialogiem który choć niekiedy satysfakcjonujący ( zwłaszcza w sieci gdzie możemy recenzentowi napisać że jest głupi;) to właściwie jest wielkim marnotrawstwem papieru. Wystarczyło by porozmawiać. No dobrze może w przypadku naprawdę znanych recenzentów chcemy wiedzieć czy myślimy to samo co oni. Ale jeśli nie myślimy to jakie mają być konsekwencje? Mamy się czuć winni że film nam się podobał albo nie podobał? Albo być dumni że mamy taki sam ust jak wszyscy? Skomplikowane.
Najwyraźniej jednak nie poświęcamy temu zbyt wiele refleksji bo recenzji powstaje co raz więcej. Zwierz się temu nie dziwi. Przecież pisanie recenzji to rzecz przyjemna. Zwłaszcza pisanie złych recenzji daje nam to przyjemne poczucie, że oto mamy możliwość wytknięcia wszystkich błędów jakie popełnili realizatorzy. Przez chwilę wiemy o kręceniu filmów więcej niż ktokolwiek inny no i mamy okazję bycia błyskotliwe złośliwymi.
Z rzadka pojawia się w nasz też potrzeba napisania dobrej recenzji. Wtedy piszemy jak natchnieni z nadzieją, że nasz entuzjazm sprawi że wszyscy czytelnicy pobiegną do kin. Ale z drugiej strony kiedy ostatnim razem byliście w stanie przełożyć swój zachwyt na słowa. Najczęściej jednak piszemy recenzje filmów które nie są ani dobre ani złe – wciąż jednak nie możemy się powstrzymać.
Tak więc powstaje pełen paradoks. Piszemy ale niekoniecznie ma nas kto czytać. Albo czytamy ale niekoniecznie dlatego, że jesteśmy ciekawi opinii. Co więcej większość recenzji jest koszmarnie banalna. Wszyscy staramy się naśladować jeden przyjęty dziennikarski styl pozwalając sobie jedynie na odstępstwa w postaci języka czy uwag, które nie przeszłyby w druku. Oczywiście – niekiedy zdarza się świetna recenzja – zwierz czytał takich tylko kilka ale najczęściej najlepsze było w nich to, że właściwie nie były o samym filmie ale o tej całej siatce nawiązań i powiązań jaka ów film otaczała.
Tak naprawdę zwierz musi powiedzieć że pochłania recenzje pasjami właśnie w poszukiwaniu tego świętego Graala. Recenzji doskonałej która uchwyci to co myślimy o filmie. Zapewne kiedyś taką przeczyta. Jak na razie pozostało mu jednak czytanie całego mnóstwa recenzji średnich i zastanawianie się dlaczego tak naprawdę to robi.
Ps: Zwierz pragnie zaznaczyć, że do tych miernych recenzji jakie czyta nie zalicza recenzji pisanych przez swoich internetowych znajomych – są to bowiem ludzie których zdania zwierz ciekawy jest tak jak ciekawym jest się zdania znajomych. To co tu zwierz napisał odnosi się czytania recenzji ludzi kompletnie nam obcych.