Hej
Zwierz rzucił wczoraj okiem na ranking pokazujący osiem najszczęśliwszych narodów na świecie. Pierwsze cztery to Skandynawowie cztery następne to kraje w których nie trzeba się szczególnie przejmować życiem bo jest i dobrobyt i brak presji na zrobienie kariery ( Australia, Nowa Zelandia, Kanada i fascynująca zwierza w tym zestawieniu Kostaryka). Ten spis pokazał zwierzowi wyraźnie że jedno jest pewne – Polacy narodem szczęśliwym nigdy nie będą. Po pierwsze nikt nigdy nie będzie o nas tak dbał jak robi to państwo skandynawskie zaś my sami nigdy sobie nie odpuścimy i nie pozbędziemy się kompleksów oraz pędu do kariery itd. Tak więc nie tylko historycznie ale po prostu technicznie jesteśmy skazani na bycie nieszczęśliwymi.
W tym naszym nieszczęściu przez lata pomagało nam poczucie humoru. Zwierz uważa poczucie humoru za element popkultury w którym przechowują się hmm… cechy narodowe ( zwierz nie chce brzmieć tu zbyt kategorycznie bo sam nie do końca wie czy należy w cechy narodowe wierzyć no ale to nie temat na wpis zwierza). Otóż Polacy zawsze mieli zdaniem zwierza poczucie humoru na poziomie – zwierz z lekkim rozrzewnieniem ogląda stare polskie komedie i kabarety widząc w nich wszystko to co nam ostatnio z popkultury wyparowało.
Sami powiedzcie dlaczego można było nakręcić kilka dobrych komedii o drugiej wojnie światowej – w których śmiano się przecież z tego co równie dobrze mogło by być podstawą dramatu ( kto się nie śmiał z dialogów w Giuseppe w Warszawie o szkoleniach podchorążówki które były piętro wyżej) i śmiano się inteligentnie rozumiejąc że nie odbiera to wydarzeniom godności ani ich nie bagatelizuje. Tymczasem my do współczesnej historii polski podchodzimy na kolanach – powstają co raz to bardziej pompatyczne i pozbawione nawet nawet odrobiny humoru produkcje. Oczywiście zwierz rozumie potrzebę nakręcenia takiego jak ” Czarny Czwartek” ale czy nie przydała by się nam jeszcze jakaś komedia o Solidarności czy nawet Stanie Wojennym? Przecież były to czasy w których ogólnokrajowe poczucie paranoi nad którą trzeba albo płakać albo się śmiać idealnie dostarcza materiału do dobrej komedii.
No ale zwierzowi nie chodzi tylko o nie umiejętność śmiania się z tego co było kiedyś – może przyjąć że wciąż jesteśmy w stanie euforii która jak na razie przejawia się w stawianiu wszystkim pomników. Gorzej że nasze poczucie humoru straciło ostatnio jakość. Gdy przyglądamy się zwiastunom czy nawet samym filmom komediowym widać że żarty robią się co raz bardziej prostackie – opierają się głównie na – albo nadmiarze przekleństw, albo na najprostszym dowcipie gdzieś z poziomu przedszkola gdzie ktoś się ma przewrócić, powiedzieć brzydkie słowo albo spaść ze schodów. Zwierz nie mówi że ludzie ślizgający się na skórce od banana nie bywają śmieszni – bywają i to nawet bardzo ale we wszystkim trzeba znać proporcję. Tymczasem w Polskim kinie i telewizji od pewnego czasu pojawiają się w kółko te same dowcipy które w żaden sposób nie chcą być śmieszne. Co więcej wydaje się że autorzy wciąż próbują kogoś naśladować. Olbrzymim cieniem na Polskich komediach w ostatnich latach położył się olbrzymi sukces Killera – potem wszyscy chcieli nakręcić taki sam film ale zamiast talentu Machulskiego u którego było miejscami głupio a miejscami bardzo inteligentnie zostali im tylko fajtłapowaci i przeklinający polscy gangsterzy – którzy są chyba największym przekleństwem polskiego kina.
Z kolei w filmach o relacjach damsko -męskich humor przypomina mniej więcej to co bawi pięciolatka który właśnie nauczył się prostego zestawu brzydkich słów i bawi go wypowiadanie ich przy kolegach z grupy. I znów – zwierz nie jest szczególnie purytański i niechętny „brzydkiemu słownictwu” ale tu nie ma nic poza nim. Zwierz ze smutkiem nie może sobie przypomnieć kiedy ostatnio śmiał się w kinie na polskim filmie czy siedząc przed telewizorem nie mógł przestać się śmiać. Co więcej wydaje się że zupełnie zapomnieliśmy że oprócz życia gangsterskiego czy skomplikowanych stosunków damsko-męskich istnieją jeszcze inne rzeczy z których śmiać się można.
Czemu nie kręci się komedii o miejscu pracy? To jeden z bardziej popularnych trendów na zachodzie w Polsce wciąż nie wykorzystywany. A przecież codzienne życie nauczyciela, prawnika, lekarza czy nawet pracownika biurowego może budzić salwy śmiechu ( żeby wspomnieć genialne i przekomiczne Office) – my jednak jak ognia boimy się codzienności tak jakby mogła być jedynie szarym i smutnym tłem dla filmów o problemach społecznych współczesnego społeczeństwa Polskiego.
Także polskie kabarety które kiedyś mogły stanowić przedmiot dumy i fragment dziedzictwa narodowego straciły nerw. Oczywiście łatwiej było się śmiać z rzeczywistości kiedy trzeba było się uciekać do aluzji, półsłówek i mrugnięć do widowni ale z drugiej strony kabarety zupełnie straciły swój społeczny czy polityczny pazur. Jeśli naśmiewają się z polityków to niemalże po nazwisku co wcale nie jest śmieszne. Bo śmianie się z konkretnego polityka nigdy nie będzie tym samym co śmianie się z nas samych. Ostatnio zwierz oglądał dawno już nagrany występ wyróżniającego się na tle innych Kabaretu Moralnego Niepokoju. W sumie śmiesznym choć nie porywającym występie jedynie jeden skecz wywołał u zwierza niekontrolowany napad śmiechu. A był to skecz o zmianach nazw ulicy – czyli o czymś co właśnie przywiodło zwierzowi na myśl ów dawny kabaret gdzie zamiast śmiać się z sytuacji zupełnie wymyślonych śmiano się z absurdu życia codziennego. I choć dziś absurd jest nieco mniej oczywisty niż kiedyś to jednak nadal nie trzeba się bardzo namęczyć by go dostrzec.
I tak wydaje się że popkulturalnie zupełnie straciliśmy poczucie humoru. A właściwie zyskaliśmy nowe – pozbawione jakichkolwiek właściwości, bojące się aluzji i odwoływania się do wiedzy i inteligencji widza. Takie poczucie humoru które nikogo nie rani nikogo nie obraża i nikogo nie śmieszy. Zwierza ten proces przeraża bo przecież jeśli nie będziemy się z siebie śmiać i to śmiać inteligentnie to naprawdę pozostanie nam tylko smutny los kraju który nigdy nie będzie szczęśliwy.