Hej
Zwierz ma zamiar dziś postawić tezę dość karkołomną, nie ukrywa – być może mylną. Nie mniej jednak chodzi ona za zwierzem już od jakiegoś czasu i nie wie gdzie miałby się tym podzielić z tłumem jak nie tu – w miejscu gdzie jest panem i władcą. Jak wszyscy wiecie tym co jest elementem obowiązkowym świata Hollywood jest dobre zakończenie – publiczność ich wymaga, scenarzyści dostarczają hurtowo zaś reżyserzy chętnie pozwalają się swoim filmom kończyć radosnymi scenami. Zwierz sam lub dobre zakończenia – wszak w życiu nic się nie kończy tak cudownie jak w filmach. Ludzie nie wyznają sobie miłości w deszczu, za zerwane zaślubiny ktoś musi zapłacić, katastrofy budowlane nie zawsze kończą się uratowaniem wszystkich uwięzionych wewnątrz budynku, nie każdy sprawca zostaje złapany i nie każdy prezydent stanów zjednoczonych ocalony od zabicia. Tak dobre zakończenia są nam do życia potrzebne jako odtrutka na rzeczywistość. Problem polega na tym że czy potrzebujemy tylko dobrych zakończeń? Zwierz zastanawiał się ostatnio nad filmami które go poruszyły do których wraca non stop ( podobnie jak książki) i odkrył że większość z nich kończy się źle albo co najmniej marnie. Odkrył też że kiedy serial kończył się dobrze zwierz szybko tracił zainteresowanie kiedy jednak zdarzało się coś złego potrafił myśleć o nim całe dwa miesiące Albo piosenki – nie wiem jak wy ale zwierz złapał się na tym że woli te w których wszyscy są przygnębieni. Zwierz nie chce wam wmówić że dobre zakończenie oznacza groszy film – broń boże zwierz nie należy do grupy ludzi która uważa że jeśli spośród aktorów ostał się tylko sufler to mamy do czynienia z arcydziełem. Zwierzowi chodzi raczej o ten wewnętrzny niepokój jakie daje nam złe zakończenie ( ok. nie jakieś fatalne bo to nas po prosu przygnębia ale takie w którym nie wszystko idzie tak jak powinno) – po pierwsze zmusza nas do zastanowienia się jeszcze raz nad naszymi bohaterami – co sprawiło że źle skończyli po drugie już samo oglądanie takiego filmu czy serialu jest lepsze kiedy wiemy że naszym bohaterom może się coś stać. Nie wiem czy wy tak macie ale ilekroć oglądam film to dochodzimy do takiego momentu kiedy trzeba zamknąć akcję i autorzy scenariusza delikatnie (albo zupełnie nie delikatnie) sygnalizują nam w którą stronę cała historia będzie zmierzać. Zwierz złapał się na tym że kiedy wszystko sugeruje dobre zakończenie to traci on trochę zainteresowanie filmem. Póki sytuacja była otwarta zwierz czuł się w jakiś sposób związany z bohaterami ale kiedy wie że za kilkanaście minut padną sobie w ramiona czy osiągną niesamowity sukces zawodowy czuje że nie za wiele go oni obchodzą. Są ludzie którzy uważają że złe zakończenia są zagwarantowane tylko dla kina ambitnego i że kino popularne nie może sobie na nie pozowlić. Bzdury- telewizja funduje swoim widzom tragiczne zakończenia co sezon każąc im opłakiwać straty kolejnych bohaterów czy poważne załamania w ich życiu. Co więcej właśnie takie odcinki cieszą się najczęściej wysokimi ocenami widzów którym pozwolono w końcu zobaczyć coś innego niż sztampowy zachód słońca. Zwierz odnosi wrażenie że wpadliśmy w pewną pułapkę – oczywiście że wszyscy lubimy dobe zakończenia ale nie mogą być to jedyne zakończenia – kiedyś w kinach popularne były melodramaty – wszystkie jak jeden mąż kończyły się tragicznie a ludzie chlipiąc wychodzili z kina by kupić bilet na kolejny seans. Dziś melodramat umarł a zamiast niego mamy komedię romanyczną która przynosi nam wiele przyjemności ale bardzo żadko smusza nas do kupienia sobie kolejnego biletu. A filmy wojenne czy historyczne? Wszyscy wiedzą że nie ma nic bardziej wzruszającego i cudownego w kinie niż nasz bohater godnie ginący na polu walki. Ale niestety – co raz rzadziej bohaterowie giną częściej udaje im się przeżyć – nawet jeśli dzieje się tak ze szkodą dla fabuły. Zwierz propnuje więc rewolucję – niech jeden na dziesięć filmów kończy się źle – tak byśmy pamiętali że jest taka opcja. Jak będziemy smutni pójdziemy na pozostałe 9, a jak będziemy w tym dziwnym nastroju który sprawia że chcemy sobie troszkę popłakać nad losem ludzi którzy nie istnieją pójdziemy na ten 1. I było by fajnie gdby to nie była francusko- azerbejdżańska koprodukcja o trudnym życiu dzieci ulicy. Bo to zupełnie inny rodzja smutku niż płacz nad tym że ona ginie a on ją wciąż kocha. O ile wiecie o co mi chodzi.