Hej
Och ileż to miesięcy minęło od czasu kiedy zwierz nieopatrzeni napomknął o najlepiej płaczących aktorach współczesnego kina. Ta drobna figura retoryczna prześladowała zwierza na każdym kroku w postacie ponawiających się żądań czytelników by zwierz listę taką sporządził i im przedstawił. Nie było jeszcze kanału informacyjnego – od facebooka przez maila, po twittera i tumblr na którym pytanie o istnienie lub zaistnienie wpisu by nie padło. Wobec takiego ciągłego ponawiającego się pytania, zwierzowi nie pozostaje nic innego jak odpowiedzieć na prośby w jedyny sposób, w jaki jest to możliwe na dzień dzisiejszy. Tylko w ten sposób zyska więcej czasu by być może odpowiedzieć kiedyś na to pytanie nieco inaczej. Choć zwierz nie da głowy czy lepiej. W sumie nie zawsze czas przynosi nam lepsze odpowiedzi. Tak więc proszę – chcieliście o pięciu płaczących aktorach, to macie. Tylko zwierz uprzedza z góry że to wpis specyficzny. Żeby potem nie było na zwierza.
Michael Fassbender we Wstydzie – przez cały film reżyser robi wszystko byśmy bohatera nie polubili. Z jednej strony seksoholik z drugiej – człowiek zagubiony, słaby, egocentryczny. Niewiele o nim wiemy ale wyczuwamy tragiczną przeszłość. nie mniej to za mało by poczuć prawdziwe współczucie. Ale kiedy w jednej z ostatnich sceny bohater przytłoczony absolutną niemożnością odnalezienia się we własnym życiu (bo co do tego, że nie jest szczęśliwy nie mamy wątpliwości) w końcu niemal na oczach widza rozpada się na kawałeczki to wtedy następuje mały cud. Ten sam bohater którego nie lubiliśmy budzi w nas współczucie. Jest tak bardzo samotny, że niemal chce się wyciągnąć do niego rękę i pocieszyć. Oczywiście nie zmienia to naszej opinii o bohaterze, ani nawet nie czyni go sympatycznym. Po prostu nagle na ekranie mamy tyle smutku samotności i bezradności, że odzywa się w nas coś co chce wyciągnąć rękę. I właśnie fakt, że absolutnie nie możemy tego zrobić czyni z filmu coś więcej niż opowieść o smutnym seksoholiku
Michael Fassbender w X-menach –przez cały film reżyser robi wszystko byśmy mieli co do bohatera wątpliwości. Niby uprawniony do zemsty, straumatyzowany ale jednak posuwający się w swoim okrucieństwie za daleko, wciąż szukający możliwości wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę. Postać która nie okazuje słabości, mimo że z samych słabości jest złożona. I choć to jeszcze nie jest niechęć, to czujemy się jak w czasie oglądania ciszy przed burzą. Jeszcze chwila a wszystko może się zmienić. Ale zanim nadejdzie moment ostatecznej konfrontacji, w pozornie spokojnym przerywniku wypełnionego akcją filmu, dostajemy scenę niemal kameralną – nakazującą nie uciekać od przeszłości tylko w niej szukać siły. Nie trudno tu o wzruszenia – zwłaszcza gdy sięgamy właściwie prosto do czyjejś pamięci. Ale rzadko się zdarza by łzy budziły w widzu taki niepokój. Trochę jak widzieć rekina który ze łzami w oczach po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że może cię pożreć drogi widzu.
Czy tylko zwierz uważa po tym gofoe że aktorowi natychmiast należy dać rolę Jokera w nowym Batmanie
Michael Fassbender w Adwokacie – przez cały film reżyser robi co może byśmy bohatera nie polubili. Pewny siebie adwokat, który nawet nie ma imienia, i który zamiast trzymać się prawa decyduje się wziąć udział w przemycie narkotyków. Niby robi to by zdobyć kasę na swoją ukochaną ale tak naprawdę wydaje się, że gubi go próżność i przekonanie o tym, że jest bezpieczny daleko od brudu i przemocy całego przemytu. Film jak to zwykle w takich historiach bywa pokazuje nam jak bardzo się mylił, choć w sumie nadal trudno poczuć nam do niego sympatię. Dopiero kiedy z dala od domu, pozbawiony wszelkiej nadziei musi stanąć oko w oko z tym czego bał się najbardziej – wtedy kiedy spadają wszystkie maski i cala otoczka pewnego siebie adwokata. Wtedy zaczynamy powoli czuć że może jednak ten pewny siebie człowiek na swój los jednak nie zasłużył. I ponownie ku swojemu zaskoczeniu jest nam go naprawdę żal. Przy czym nie czyni to filmu ani odrobinę mniej konfundującym dla widza, który jeszcze prawie rok później będzie się zastanawiał co tak właściwie o tej przygnębiającej produkcji myśli.
Niby bohatera nigdy jakoś bardzo nie lubiliśmy ale w tym momencie naprawdę nam go żal
Michael Fassbender w Jan Eyre – twórcy od początku robią wszystko byśmy bohatera nie polubili. Najpierw nieprzyjemny, potem tajemniczy, trudny do rozgryzienia a na końcu okazuje się, że ukrywa tajemnicę. Łamie serce i to komu! Naszej bogu ducha winnej bohaterce, która przecież wcale ale to wcale nie chciała się poddać jego urokowi. Co więcej robi to z pełną świadomością niegodziwości popełnianych czynów. Ale kiedy cały we łzach błaga naszą bohaterkę o wybaczenie, szansę, zrozumienie. Wtedy niemalże gotowi jesteśmy udać, że wszystko co się wydarzyło było jedynie nieszczęśliwym splotem okoliczności, że tak naprawdę nikt niczego złego nie chciał i jedna tajemnica więcej czy mniej to naprawdę nie powód by odrzucać tak zrozpaczonego człowieka. Oczywiście musi minąć trochę czasu zanim bohaterka sama dojdzie do tego co my już w tej scenie od dawna wiemy. I choć nie czyni to tej ekranizacji Dziwnych Losów Jane Eyre ani trochę bardziej udaną to jednak tym którzy powieści nie czytali ułatwia zrozumienie dlaczego ta powieść może mieć tylko jedno zakończenie.
Tak ładnie płacze tak ładnie prosi. Czy ta żona na strychu to naprawdę taki problem
Michael Fassbender w zwiastunach Prometeusza – twórcy od początki chcą byśmy mieli mieszane uczucia wobec bohatera. Czy można polubić niemalże pozbawioną mimiki maszynę. Cóż z tego że w tej maszynie jest duch kiedy my istoty z krwi, kości i uprzedzeń wyczuwamy w tym wszystkim fałsz. Ale kiedy android płacze, nie rzewnymi łzami tylko tak jak my sami nagle złapani w nieoczekiwanym wzruszeniu, wtedy zaczynamy wierzyć, że być może udało się rozgryźć tajemnicę duszy i wszczepić ją w maszynę. Oczywiście cały czas mamy podejrzenie, że te łzy to tylko iluzja mająca nas obłaskawić byśmy nie przerazili się technologia, ale na chwilę pozwalamy sobie sprzedać maszynę z łzą w oku. Ale przecież android sam nam mówi, że to oszustwo, że tylko rozumie nasze emocje a sam ich nie odczuwa. Dlaczego więc płacze?
Zwierz ma wrażenie, że ten opis pasuje do bardzo wielu ludzi.
Będziecie jeszcze zwierza czytać? Zwierz przyzna, że sam miał odrobinę wątpliwości co do tego małego trollingu ale ma nadzieję, że mu wybaczycie. Prawda jest taka, że lista zwierza na razie zawiera dwa nazwiska (zwierz może chyba bez większego krygowania się wyznać że drugi na liście zwierza jest David Tennant) i może kiedy dojdzie do pięciu choć nie jest pewien. Wybieranie aktorów po tym jak płaczą jest bardzo trudne bo to rzecz którą każdy odbiera inaczej. Poza tym nie chodzi tylko o to, że się płacze ale w jakiej sytuacji na filmie z oczu aktora ciekną łzy. Prawda jest taka, że nie możecie za bardzo zwierzowi ufać – figury retoryczne są zbyt piękne by się ich pozbywać z tekstu i czasem nawet zwierzowi zdarza się stworzyć byty nie istniejące. Jak na przykład nie ułożone nigdy spisy. Tak więc zwierz ma nadzieję, że się na niego nie obrazicie, zwłaszcza, że kto wie – minie może wiek i drugi i zwierz w końcu będzie miał dla was bardzo przemyślaną układaną przez lata i nie zmyśloną listę. Natomiast tym którzy są spragnieni refleksji zwierza nad ekranowym płaczem – zwierz przypomina, że nie tak dawno temu popełnił wpis o tym jak się płacze na filmach. To sztuczka trudna acz niesłuchanie ważna, bo o ile płakanie na filmach nigdy nie jest modne to płakanie w filmach nigdy z mody nie wychodzi. Jakby się nad tym zastanowić – filmowi bohaterowie to strasznie mazgaje, którzy co chwila zalewają się rzewnymi łzami. Tylko Conan nie płacze (ma od tego ludzi). Jeśli o samego zwierza chodzi jego zdaniem to o czym wielu aktorów płacząc na ekranie zapomina to, że nie można ładnie płakać. Zaszklone oczy to dobre do melodramatów ale jeśli chcemy dotknąć rzeczywistości to niestety trzeba sobie pozwolić na to by na ekranie zbrzydnąć. Tylko kto ma na to odwagę?
Zwierz po udanym trollingu
Ps: słuchajcie zwierz wie, ze to się robi niepokojące ale jutro atak życia towarzyskiego może oznaczać, ze niedzielny wpis będzie zdecydowanie później (czytajcie jak zwierz będzie znów w stanie w sposób skoordynowany naciskać klawisze na komputerze). Zwierz naprawdę nie jest w stanie powiedzieć kiedy życie zrobiło się tak skomplikowane, że nie można spokojnie siedzieć w domu i nie widywać się z ludźmi.
P2: Ludzie którzy traktują ten wpis poważnie nie biorąc pod uwagę dziwnych stanów umysłowych zwierza spowodowanych nadmierną ilością seansów X-menów powinni spodziewać się, że w każdej chwili w ich domu może pojawić się mutant by przekonać ich do zmiany zdania.
Ps3: Zwierz przypomina, że już za tydzień będzie w Poznaniu :)