Zwykle zwierz zabiera się do pisania tylko wtedy kiedy obejrzy coś naprawdę dobrego czy ciekawego. Ale tym razem zwierz spotkał się z czymś tak cudownie głupim i złym, że aż sam nie może uwierzyć. The Royals to być może najgorszy serial jakiemu zwierz poświęcił więcej niż pięć minut.
Zacznijmy od prostego stwierdzenia – o ile zwierz zachęca do oglądania złych filmów (bez obejrzenia kilku złych filmów nigdy nie nauczymy się doceniać i rozumieć na czym polega film naprawdę dobry) o tyle jest daleki od polecania złych seriali. Marnowanie kilkunastu godzin życia na coś bez pomysłu, źle zagranego czy idiotycznego jest pozbawione sensu. Jest jednak – jak zawsze – jedno ale. Tym ale jest ta specyficzna sytuacja kiedy serial mimo wszystko sprawia nam przyjemność. Zwierz miał tak z Gossip Girl – serialem który od pewnego momentu był niemożebnie wręcz głupi ale w jakiś pokrętny sposób śledzenie klisz fabularnych sprawiało zwierzowi niesłychaną przyjemność (zwierz wiernie obejrzał wszystkie odcinki nawet wtedy gdy jedna z bohaterek poślubiała księcia z Monako). The Royals jednak nie sprawiają zwierzowi takiej przyjemności. Albo inaczej – serial jest tak zły, że zwierz ogląda go niemal skreślając kolejne punkty na liście złych elementów produkcji. Co sprawia, że ten (jak twierdzi Internet) przedłużony już na drugi sezon serial jest dziwnie magnetyczny.
The Royals to pierwsza pełnometrażowa produkcja fabularna stacji E! Enterteiment – stacji zajmującej się głównie nadawaniem programów plotkarskich i kolejnych odsłon reality show ze sławami. Sam fakt, że stacja postanowiła zrobić jakikolwiek serial brzmi co najmniej dziwnie bo wszak po co stacji żyjącej z „rzeczywistości” jakakolwiek fikcja. Jednak jeśli przyjrzymy się The Royals bliżej (zwierz zapewnia was że to zdanie wymaga specyficznej odwagi) znajdziemy fascynujący przykład kulturowej fascynacji i nie zrozumienia. Mamy tu bowiem typowy przykład tego o czym w Europie mówi się od dawna. Nikt nie jest tak zafascynowany ideą monarchii – zwłaszcza monarchii brytyjskiej jak amerykanie. Podczas kiedy Europejczycy zdążyli przez lata uczenia się własnej historii przyjąć monarchie za coś nieco mniej romantycznego niżby ktokolwiek chciał przyznać (zwłaszcza wśród sprzedających pamiątki i wejściówki do pałaców) tak po drugiej stronie Oceanu wizja władcy i to władcy na tronie jest jednocześnie egzotyczna i fascynująca. Przy czym The Royals doskonale oddają wszystkie elementy tej fascynacji – ponieważ król (po tragicznej stracie najstarszego syna) zastanawia się czy przypadkiem nie rozpisać referendum o zniesieniu monarchii (tak tak mówimy o królu Anglii) to dostajemy wszystkie – bardzo amerykańskie argumenty za i przeciw dziedziczonym tytułom. Ale nawet nie o to chodzi – przecież i tak wszystkich najbardziej interesuje fakt, że nasi bohaterowie to ludzie z krwi i kości, którzy nie dość że mają swoje rodzinne spory to jeszcze na dodatek mogą się publicznie skompromitować. Innymi słowy monarchia jest tym bardziej fascynująca im bardziej ktoś sprzeciwia się tradycji i zachowuje po swojemu.
Ale na tym nie koniec. Poza koniecznością wykonywania swoich królewskich obowiązków mamy też wizję życia towarzyskiego angielskiej arystokracji, która jako żywo kropka w kropkę przypomina te z Gossip Girl. Widać wyraźnie że scenarzyści są sobie w stanie wyobrazić tylko kilka rzeczy które mogą robić ludzie bogaci i potężni w wolnym czasie. Mamy więc pokaz mody (tak organizowany przez królową Anglii pokaz mody, w Pałacu), Garden Party czy bal maskowy. W ogóle bal maskowy to jest rzecz ciekawa, bo scenarzyści absolutnie je uwielbiają. I to nie tylko dlatego, że takie przebieranki to najbardziej leniwy sposób na to by bohaterowie znaleźli się w niespodziewanej dla nich sytuacji. Chodzi raczej o to, że bal maskowy jest takim typowym serialowym przykładem czegoś wyrafinowanego na co mogą sobie pozwolić wyłącznie niesłychanie bogaci i zepsuci ludzie. Zresztą nie ukrywajmy cały serial jest oparty wyłącznie na kliszach – niekiedy wręcz tak porażająco wtórnych że jedna postać po prostu zgarnia wszystkie punkt. Dla przykładu – zły (spiskujący) brat króla (tak tak dobrze się wam wydaje – układ postaci został niemal w całości ukradziony z Hamleta ….i to specjalnie!) jest uwaga (serio przygotujcie się) podłym, spiskującym, noszącym się w kolorowych odważnych ciuchach, biseksualistą, który na dodatek ciągle pije i zażywa kokainę.
Co ciekawe mimo, że rodzina królewska jest przedstawiona w sposób wielce schematyczny i dysfunkcyjny (król nie chce być królem, jego żona spiskuje, córka ćpa i imprezuje, syn jest bardziej zajęty Ofelią- tak w serialu jest Ofelia- niż następstwem tronu) to spod tego wszystkiego przebija – przerażająco naiwna – wiara w dobrych i uczciwych królów i dobre królowe. Nawet nie uwierzycie ile w tym serialu jest scen w których ktoś z królewskiej rodziny okazuje się jednak dobrym monarchą i na prośbę biednych dzieci albo ludzi których nikt nie słucha zmienia sprawy na lepsze. Przy czym to taki cudowny świat w którym jeśli przedsiębiorca zatruwa okoliczne pola , królowa Anglii zjawia się u niego osobiście by dopilnować spraw. Tak moi drodzy, jeśli szukacie najbardziej niezbrukanej wizji monarchii to ten serial pokaże wam jej więcej niż moglibyście się spodziewać. Jasne wszyscy ze wszystkimi sypiają i ćpają oraz piją ale to nigdy nie powinno wam przysłonić wizji że to w sumie dobrzy ludzie. Poza królową Anglii ta jest wredna choć może dlatego, że kocha pewnego weterana który – nie wiadomo skąd pojawia się w jej sypialni. Dzieci co prawda są nie odpowiedzialne ale Gossip Girl uczy nas że z nieodpowiedzialnych dzieci zamożnych rodziców na pewno wcześniej czy później wyjdą dobre cechy i olbrzymia wrażliwość. Tylko król jest kryształowy i w czasie bankietu woli z biedną kelnerką robić owocowe tarty niż zagadywać gości (zwierz tego nie wymyślił!).
Oczywiście serial cierpi na pewien problem. Chce opowiadać o monarchach Wielkiej Brytanii. Gdyby twórcy wybrali jakiekolwiek nie istniejące państwo nie byłoby problemu. Wszak wszyscy wiemy, że świat jest pełen dylematów królów i książąt nieistniejących państw. Niestety zdecydowano się na angielską rodzinę królewską co sprawia, że większość odcinków zajmuje nam robienie kolejnych facepalmów – głównie dlatego, że jakieś 99% fabuły jest po prostu nie możliwe. Jasne – to nie jest serial dokumentalny – ale polega on raczej na „Jak sobie mały Jasio wyobraża życie królów” niż na jakimkolwiek –nawet odrobinę zbliżonym researchu. Ukochana scena zwierza z pierwszych odcinków to ta w której następca tronu wychodzi z dziewczyną z pałacu i wpada na ścianę paparazzich. Tak wiadomo, że główne wejście do pałacu królewskiego jest wręcz oblepione fotografami. Takich idiotyzmów jest nawet więcej. Ale w przypadku tego serialu przekraczają one jakąkolwiek normę tworząc nową jakość. Serio zwierz nigdy nie widział produkcji która twierdziłaby że dzieje się w realnym świecie a jednocześnie nie miałaby z nim tak nic wspólnego. Zresztą serial ma tu też jeszcze jeden problem. Otóż strasznie widać, że producenci kasą nie śmierdzą, więc cała ta królewska otoczka musi być robiona z odpowiednim zachowaniem zasad nie przekraczania budżetu. Co niesamowicie po produkcji widać.
No ale to jeszcze nie wszystko. Zwierz byłby w stanie przełknąć tą wizję monarchii dla ludzi dla których król oznacza możliwość zakupu pamiątek gdyby nie dwie sprawy. Pierwsza całkiem poważna – otóż w pierwszym odcinku serialu zaczyna się wątek dość niepokojący. Oto młoda i szalona księżniczka przespała się ze swoim ochroniarzem. Problem w tym, że wcale się z nim nie przespała tylko została jej podana pigułka gwałtu po którym dziewczę nic nie pamięta a upojna noc została nagrana na telefon czym ów ochroniarz dziewczynę szantażuję. Czyli w skrócie – facet dziewczynę zgwałcił i ją szantażuje. Wydawać by się mogło, że twórcy serialu potraktują wątek nieco poważniej. Ale gdzie tam – dziewczyna nie dość, że przyjmuje konieczność bronienia się przed szantażem jako specyficzną grę, to jeszcze narracja prowadzona jest tak by się w tym ochroniarzu z wzajemnością zakochała (albo przynajmniej by obojgu im zaczęło na sobie zależeć). Zwierz przyzna że oglądał to z rozdziawionym pyskiem bo jako żywo nigdy ale to przenigdy nie znalazł w serialu wątku który wprawiłby go w większy stupor. Najwyraźniej twórcy serialowego świata uznali, że skoro dziewczyna i tak ćpa i pije do nieprzytomności to naprawdę jaka to różnica kto ją w ów nieprzytomny stan wprowadzi. Ale tak serio, to jak się temu przyjrzeć z boku to jeden z najbardziej obrzydliwych wątków serialowych jaki zwierz kiedykolwiek widział. Zwłaszcza w obliczu faktu, że zarówno szantaż jak i pigułka gwałtu są problemami jak najbardziej istotnymi, obecnymi i w naszej kulturze – wciąż traktowanymi niepoważnie. Do czego The Royals (zwierz przyznaje nie obejrzał sezonu do końca) się dokłada. Co ciekawe wydaje się, że znów zasada – są bogaci i mają służbę więc nie jest to prawdziwy problem – dokłada się do traktowania tego wątku. Więcej w tym „to straszne fajne byłoby przeczytać o tym w plotkarskiej gazecie” niż refleksji że choć samo słowo nie pada to mamy tu wątek z gwałtem w tle. Rzecz przedziwna – większość osób ani nawet mediów w ogóle tego nie zauważyła. Więcej – zwierz znalazł sporo stron tłumaczących że pewnie bohater tylko kłamie i przecież kolejne odcinki wskazują, że nawet bohaterkę lubi więc może jej nie zgwałcił i niczego nie nagrał. Jakby to wszystko tłumaczyło i czyniło ten koszmarny wątek zupełnie nie winnym. Co o tyle jest ciekawe, że nie jest problemem to co robią fikcyjni bohaterowie tylko raczej to jakie wydarzenia możemy (i chcemy uznać) za element który może być uwzględniony jako kolejny wątek jednak mimo wszystko rozrywkowego serialu. Z założeniem że nie są rozegrane jako poważne dramatyczne wątki obyczajowe tylko jako podstawę romansu. Choć powiedzmy sobie szczerze w tym serialu jest scena w której brat zakrada się z szablą za plecy króla (szablę wziął ze ściany to jasne) by zabić go w blasku dnia, i zbliżyć się do korony. Co jednak nie zmienia faktu, że wizja tego jak wyglądają późniejsze relacje księżniczki i jej szantażysty to taki typowy przyprawiający nieco o mdłości zabieg który tłumaczy że nic się nie stało bo oni się teraz lubią. Słowo szantaż zamienia się na „power play” zaś fakt, że przespanie się z kimś po uprzednim pozbawieniu go świadomości jest gwałtem w ogóle się pomija. Bo i po co zaprzątać sobie tym głowę. I jakby bohaterowie się nie zachowali (być może ów Jasper rzeczywiście okaże się dobry) to sam fakt, że scenarzystom przyszło takie rozwiązanie do głowy jest przerażający. Podobnie jak przerażający jest fakt, że taka para może stać się przedmiotemfan fiction czy czyjąś ukochaną parą w serialu. Ogólnie to temat na osobny wpis ale trudno nie dostrzec pewnej obrzydliwości tego wątku.
Drugie zastrzeżenie zwierza jest w obliczu tego psującego tą hipnotyzującą rozrywkę ciernia nieco mniejsze ale z punktu widzenia serialu – dość ważne. Otóż widzicie to serial nie tylko bardzo słabo napisany (zwierz ma wrażenie, że za dialogi jest odpowiedzialny „generator dialogów w serialach amerykańskich” tzn. wszystkie gdzieś się słyszało) ale też koszmarnie słabo zagrany. Np. Ofelia ilekroć ma coś powiedzieć naszemu księciu (Zwierz jest zawiedziony, że nie nazywa się Hamlet) czeka do ostatniej chwil, aż on już prawie wyjdzie z pokoju i wtedy mu coś mówi. Taki zabieg powtarza się w prawie każdej ich wspólnej scenie. Zwierz wie bo od pewnego czasu liczył. Ale to nie wszystko – aktorzy zwykle grają na pół gwizdka ale nic nie pobije Elizabeth Hurley jako królowej. Ogólnie wydaje się, że aktorka (której możliwości nigdy nie były zbyt wielkie) postanowiła, że jeśli będzie mówić z odpowiednio wyraźnym brytyjskim akcentem to już reszta kształtowania roli jest zbędna. Jest to zresztą jak najbardziej słuszna intuicja, bo powiedzmy sobie szczerze, twórcy jej roli równie dobrze mogli być autorami jej roli w Gossip Girl – bo obie bohaterki praktycznie niczym się nie różnią. Choć trzeba przyznać, że młodzi aktorzy grają nie gorzej niż obsada Gossip Girl (w późniejszych latach)- o tylko szkoda że mają tak koszmarne dialogi. Najciekawiej na tym tyle wypada król – grający go aktor jest na emigracji wewnętrznej i bardzo widać że chce tylko stać i odebrać czek. Zwierz go rozumie.
W recenzjach Royals często pojawia się słowo kicz. Taki prosty klucz interpretacyjny – jeśli coś jest tak złe że nie da się tego na trzeźwo oglądać to orzeknijmy wszyscy razem że to tak specjalnie. Zwierz nie będzie się kłócił. Twórcy serialu muszą zdawać sobie sprawę, że kręcą produkt krańcowo idiotyczny. Oczywiście zwierz tak zakłada z sympatii do nich. Istnieje bowiem straszna możliwość, że są pewni że kręcą coś dobrego i z przesłaniem. Ale chyba nikt nie jest aż tak naiwny. Wracając jednak do kiczu. Zwierz jest w stanie go dostrzec w warstwie wizualnej (Gossip Girl minus Nowy Jork plus „coś jakby angielski dwór z przeceny”) ale już w warstwie narracyjnej zamiast kiczu wychodzi nieporadność, czy jak w przypadku nieszczęsnego wątku księżniczki – brak taktu, pomyślunku czy … wypada tu użyć słowa decorum? Przy czym gdyby jeszcze chodziło o to, że owe wątki są banalne a dialogi miałkie- ale nie – serial rozłazi się w szwach do tego stopnia, że wydaje się, że bohaterowie zapomnieli że w ogóle był jakiś zmarły w dość tajemniczych okolicznościach brat. Taka drobnostka. Co nie zmienia faktu, że im bardziej idiotyczny jest serial tym bardziej kusi widzów takich jak zwierz, którzy czasem muszą otwierać oczy z niedowierzania. Widzicie zwierz twierdzi, że jedną z największych zagadek filmu czy telewizji jest to, że każdy chce robić jak najlepszy produkt a czasem wychodzi coś tragicznie złego. Zwierz więc siedzi i ogląda rozpisaną na odcinki katastrofę, cały czas zastanawiając się czy twórców czeka jakieś odkupienie.
Na sam koniec zwierz musi przyznać, że ku swojemu zaskoczeniu na IMDB znalazł mnóstwo pozytywnych recenzji. Zwierz przejrzał część z nich i dostrzegł, że wiele osób dostrzega w postaciach z serialu prawdziwe postacie z rodziny królewskiej. Zwierz podrapał się po głowie (sam widzi bardzo biednie przepisane schematy z soap opery podlane układem relacji jak z Hamleta w wersji dla ubogich) i doszedł do wniosku, że jedynie dwie kosmicznie głupie krewniaczki bohaterów mogłyby być na kimś oparte bo istotnie mamy dwie rude księżniczki. Nie mniej to niesamowite co ludzie chcą widzieć- zwłaszcza że wszelkie porównania są o tyle bezsensu że w The Royals nie ma żadnego monarchy jest tylko rodzina przypominającą którąś z tych znanych z Gossip Girl czy innego serialu o bogatych (zwierz nie bez powodu przywołuje ciągle GG – to jest po prostu serial z tego samego gatunku). Co rzecz jasna kusi bo wiadomo, że rodzina królewska to też rodzina. A to jest takie fascynujące! Jakby mieć ciągły dostęp do tabloidu. Co w sumie sporo mówi zarówno o stacji nadającej serial jak i o oczekiwaniach widzów.
Dobra czas kończyć (ten serial jest tak zły, że zwierz mógłby się nad nim znęcać godzinami),choć konkluzja jest dość zaskakująca. Gdyby serial był o oczko lepszy zwierz porzuciłby go po jednym odcinku. Ale ze względu na swój niski poziom i wprost niepojętą nieporadność przy prowadzeniu wątków zwierz siedzi i ogląda jak zaklęty. Chyba dlatego, że ma nadzieję na jakąś puentę. A może zwierz rzeczywiście należy do tej grupy osób, których złe kino fascynuje bardziej niż dobre. Zwierz poznał wielu takich widzów. Chyba wszyscy kochali złe kino ze względu na element zaskoczenia. Nic tak nie zaskakuje jak produkcja w której wszystko trzyma się schematu. W każdym razie zwierz pewnie sezon zobaczy do końca – chociażby żeby wiedzieć, czy scenarzyści zorientowali się jaką szmirę piszą. A potem pójdzie do kąta i zastanowi się nad tym co zrobił.
Ps: Zwierz był wczoraj na Targach Książki skąd przyniósł do domu dwa komiksy o Daredevilu więc pewnie będzie niedługo komiksowo.
Ps2: Zwierzowi na facebooku stuknęło 10 tys. Fanów. Zwierz zawsze jest zaskoczony takimi liczbami. Serio 10 tys? Zwierz nie jest was sobie w stanie wyobrazić (wie bo próbował was wszystkich rozsadzić w samolocie )