Zanim zaczniemy małe oświadczenie bez którego nie wolno czytać dalej. Zwierz uważa że każdy ma prawo mieć taki ślub jaki chce. Jak chcecie mieć milion łabędzie i pińcet gości – nie ma sprawy, chcecie iść we wtorek do urzędu – nadal nie ma sprawy. Zwierz pisze wpis zdając sobie doskonale sprawę, że potrzeby ludzi są bardzo różne. Ale nie są to jego potrzeby. Z tej perspektywy pisze. Oraz dlatego, że ma wrażenie iż nieco nam odbiło.
Zaczęło się od fascynatora. Okej zwierz wiedział co to fascynator ale nigdy nie przypuszczał, że zobaczy to słowo na piśmie w tylu odmianach. Więcej, zawsze wydawało mu się, że istnieje inne określenie na to coś dziwnego co przypina się do głowy żeby fascynować. Stroik. Ale mamy XXI wiek więc stroiki są na stołach a na głowach panien młodych rządzą fascynatory. Jeden przypominający welon któremu stało się coś bardzo niedobrego spoczął na głowie panny młodej która zafascynowała zwierza. Przypomniała mu się recenzja Pulp Fiction gdzie recenzent sugerował, że Samuel L. Jackson nie ma w tym filmie fryzury tylko jakieś zwierzątko mu umarło na głowie. Tu fascynator wyglądał jak smutny pogrzeb welonu. Zwierz zrozumiał, że musi czytać dalej i więcej bo mało wie.
Ale w ogóle jak to się stało, że w łapach zwierza wylądował cały przegląd tegorocznej prasy ślubnej? Otóż okazało się, że zwierz stoi przed dość nietypowym problemem otóż nie ma pojęcia właściwie jaką sukienkę ślubną by chciał. Okazuje się, że jeśli będąc jeszcze dziecięciem bądź kobietą wolną się nie wymyśli jaką by się chciało to jest spory problem. Ponieważ zwierz był jakoś dziwnie przekonany, że nigdy żadnego narzeczonego nie znajdzie to zapomniał sobie sukienkę wymarzyć. Stąd konieczność tworzenia marzeń na poczekaniu. Jak na razie wszystkie sprawiały ten sam problem – wydawały się mniejszą lub większą wariacją na temat firanki. Zwierz bardzo firanki szanuje, zwłaszcza od czasu kiedy mieszka na parterze, ale to jeszcze nie powód by robić z nich tak ważny motyw przewodni swojego ślubu. Zwierzowi przyszło więc do głowy żeby przejrzeć prasę ślubną bo tam przecież – jak uczy popkultura – znajdzie dziesiątki modeli sukienek. Pomysł wydawał się stosunkowo prosty, ale jego wykonanie – już nieco trudniejsze. Oto bowiem zwierz wkroczył w świat ślubnych przygotowań zupełnie bezbronny i nieświadomy ilu rzeczy jeszcze nie wie i ilu nigdy nie powinien się dowiedzieć.
Po pierwsze okazało się, że wszystko może współgrać z osobowością i charakterem panny młodej. O ile jeszcze w przypadku sukienki zwierz ma podejrzenia że może to być prawda to już kiedy okazuje się że z twoim charakterem współgra też bukiet, dekoracja stołu czy oświetlenie. Zwierz zaczął się poważnie zastanawiać czy w ogóle ma tyle charakteru, żeby wszystko z nim współgrało, po czym poważnie rozmyślał czy jego charakter na pewno współgra z najmodniejszymi w tym roku piwoniami i czy zaproszenia z motywem truskawki na pewno dobrze odzwierciedlają jego osobowość. Co więcej kiedy zwierzowi nie dawały spać te wątpliwości zorientował się, że w artykule o zmartwieniach panny młodej nie ma absolutnie nic o tym, że może jej osobowość nie pasować do kwiatków ale jest dużo tym że ludziom nie będzie się podobało rozsadzenie przy stolikach. Celem redukcji stresu zwierz postanowił nie rozsadzać ludzi w ogóle nigdy, żeby jeszcze poznać kiedyś słodki smak snu.
Dobra ale przecież zwierz o sukience. Otóż ogólnie pomysł z kupieniem magazynów był tylko pozornie świetny bo okazało się, że sesje zdjęciowe w takich magazynach są jak wszystkie współczesne sesje zdjęciowe – pełne pasji i pomysłów. Wiem więc jak część kolekcji sukni ślubnych sprawdza się gdy postawimy modelkę na drabinie w kotłowni, albo kiedy położymy ją wśród leśnego runa, albo pozwolimy biegać po sadach i polach. Ogólnie wygląda na to, że ludzkość błądzi bo wszystko od kombinezonów roboczych po zwykłe portki da się zastąpić suknią ślubną. Problem w tym, że o ile czasopisma doskonale reklamują wielofunkcyjność białego stroju to ni w ząb nie da się z nic wywnioskować czy jak się w nich stanie na ziemi i będzie chciało przejść jakąś linię prostą, niekoniecznie po sadach i fabrykach to wszystko będzie ładnie wyglądać. Najwyraźniej twórcy sesji założyli, że przyszłym pannom młodym konieczna jest informacja jak wygląda ich suknia kiedy modelkę postawi się na drabinie. To sprawiło, ze zwierz zaczął się poważnie zastanawiać czy czegoś o ceremoniach ślubnych nie wie i drabina stała się w ostatnich latach elementem obowiązkowym.
Popkulturalne oko zwierza wypatrzyło dwie sesje ślubne inspirowane filmami i książkami. Wesele inspirowane Harrym Potterem wyglądało doskonale ale kiedy zwierz przyjrzał się dokładniej okazało się, że ten super budynek znajduje się w Manchesterze. To nastręcza pewnych problemów bo gdzie zwierz gdzie Manchester. Poza tym zwierz i narzeczony musieliby siedzieć przy osobnych stolikach bo zwierz to zdecydowanie Hufflepuff a narzeczony Slytherin. Ale przynajmniej siedziałby obok matki zwierza, i braci zwierza. Tak moi drodzy zwierz ma wrażeni że w jego życiu jest zbyt wielu ślizgonów. Jednak to nic w porównaniu z sesją nawiązującą do Gry o Tron. Zwierz spodziewał się, że sesja ślubna nawiązująca do powieści gdzie niemal każde zaślubiny kończą się krwawą jatką przyniesie mu jakąś radochę z oglądania obciętych głów i flaków. Okazało się, że zwierz mało wie o życiu – sesja przedstawiała dwójkę ludzi biegających pod wydmach z szarym psem. Nawet smoka nie było. Najwyraźniej zwierz się nie zna. Choć przyzna – sam by nie poszedł na wesele inspirowanego Grą o Tron, bałby się że północ pamięta i nikt nie wróci do domu w jednym kawałku.
Ogólnie zwierz wielu rzeczy nie wie, ale na całe szczęście magazyny zakładają że panny młode są w sprawie nowe. Właśnie bo zwierz zapomniał wam powiedzieć, że w tym świecie właściwie istnieją tylko panny młode. Do tego stopnia, że zwierz ma wrażenie iż co pewien czas ktoś wpada ze zwichrzonym włosem do redakcji krzycząc „Tam jest jeszcze facet!” i wtedy powstaje natchniony tekst pod tytułem „Koszula w roli głównej” czy coś równie pięknego. Zwierz zawsze się zastanawia jak wygląda wymyślenie błyskotliwych tytułów do takich czasopism i jak często robi się recykling. Nie mniej jeśli jakiejkolwiek kobiecie wydaje się, że bierze ślub z kimś to nie jest to do końca prawda bo bierze ślub właściwie sama. Ale wróćmy do niezbędnej wiedzy – bo tą twórcy magazynów dzielą się chętnie. Np. można przeczytać rozpiskę rzeczy które należy zrobić przed ślubem. Jedna z nich zaintrygowała zwierza bo pojawiła się w dwóch czasopismach. Otóż okazało się, ze do ślubu trzeba wybrać papeterię i ta papeteria to nie to samo co zaproszenia. Tu na zwierza padł blady strach bo nie dość że nie ma pojęcia co z tą papeterią zrobić to jeszcze nie ma pojęcia po co ją wybierać. Na całe szczęście trzeba ją wybrać w tym samym miesiącu w którym wypadają drugie przesłuchania zespołów weselnych i oglądanie osiągnięć wybranego kamerzysty. Ponieważ zwierz zrezygnował z tych podpunktów to postanowił udać że nikt nic nie mówił o papeterii. Może nikt nie zauważy.
W ogóle mnóstwo rzeczy zwierz od razu wyeliminował – na liście potencjalnych zmartwień panny młodej znajduje się wizja że te kursy tańca nie zaowocowały doskonałymi umiejętnościami i pierwszy taniec wyszedł sztywno. Ponownie aby pozbawić się tego zmartwienia zwierz doszedł do wniosku, że pierwszy taniec się nie odbędzie, więcej aby z całą mocą upewnić się, że pierwszego tańca w ogóle na tym weselu nie będzie zrezygnował z tańców w ogóle. Być może miał na to wpływ fakt, że jedyną muzyką jaka wnosi radość w serce zwierza i jego narzeczonego jest poezja śpiewana, niektóre fragmenty z muzyki klasycznej, nordyckie sagi śpiewane przez zespół metalowy i Orki z Majorki. Narzeczony usłyszawszy że tańców nie będzie co prawda odtańczył taniec radości ale tylko utwierdził zwierza w tym, że nikt żadnej muzyki na tym weselu nie uświadczy. Jednocześnie zwierz musiał uspokoić skołatane nerwy swojego ukochanego zapewniając go że potencjalne plany ślubne w magazynach mogą mówić co chcą ale na pewno nie on będzie odpowiedzialny za załatwienie transportu kołowego. Zresztą chyba i tak pojedziemy tramwajem bo Mateusz źle znosi samochody. To znaczy przybiera zielony kolor i zaczyna się przekonująco żegnać ze światem. Zamiana narzeczonego w Zombie może (choć nie musi !) nieco zepsuć nastrój uroczystości.
Zwierz już miał podejść poważnie do następnych punktów – zwłaszcza do tego który nakazuje mu już teraz zapisać się na siłownię i schudnąć do tej sukienki co jej jeszcze nie ma (za to ma drabinę więc chyba jest już w połowie kompletowania obowiązkowego zestawu ślubnego) kiedy okazało się, że w jedynym anglojęzycznym czasopiśmie jaki zwierz kupił pięć stron jest poświęcona tortom. Jeśli nie wiecie w tym roku modne jest naked cake. To znaczy, że masz tort bez polewy. Zwierz właśnie rozważał czy woli tort w kształcie tęczy czy w kształcie jednorożca kiedy oko skierował ku cenom i wyszło mu, że taki tort choć piękny ma cenę która zaowocowała by stanem naked zwierz ponieważ zwierz musiałby wydać cały posiadany majątek i jeszcze odsprzedać komuś swoją garderobę by go na taki tort było stać. Jednocześnie zwierz rzucił okiem na opis dwóch sesji gdzie dowiedział się gdzie należy szukać inspiracji do motywu przewodniego ślubu. Wśród proponowanych było miejsce i moment pierwszego spotkania albo zaręczyn. Zwierz przez chwilę zastanawiał się czy wesela już i tak za bardzo nie przypominają konferencji naukowych (ludzie liczą na darmowe jedzenie i trochę przysypiają) zaś zaręczyny odbyły się obok półki a najbliższą rośliną była domowa hodowla bazylii. Najwyraźniej zwierz nie przemyślał ważnych punktów swojego życia.
W tym momencie zwierz znalazł punkt w którym informuje się, że już za miesiąc będzie mógł przedstawić budżet ślubny płacącym za wszystko rodzicom. Tu uśmiechnął się szeroko i zaczął nieco przychylniejszym okiem przeglądać artykuł o dworkach w których można zorganizować ślub. Wybrał trzy które najbardziej mu się podobały. Odrzucił też wszelkie wątpliwości dotyczące wyboru sukni, butów i dodatków. Już prawie zamawiał bilety na podróż poślubną w Meksyku i zamawiał tort w kształcie tęczy kiedy doszedł do wniosku, że może należy rodziców jednak zapytać czy zapłacą. Nie zapłacą. A nawet nie są z Portugalii. To kazało zrezygnować z sali na 200 osób i uroczego pomostu nad jeziorem oraz z zakwaterowania w dobrym hotelu dla ludzi których zwierz nawet dobrze nie zna.
W tej drobnej chwili słabości zwierz zaczął przychylniejszym okiem przyglądać się tym wszystkim ozdobom które powinny towarzyszyć stołom i dowiedział się, że w sumie wszystko może człowieka uwieść. Serio – ludzi uwodzą nawet numerki na stołach nie mówiąc o uwodzących stroikach czy ozdobach z kwiatów. Zwierz jest pod wrażeniem że ludzie zostają w związkach skoro wszystko ich uwodzi. Jednocześnie zwierz dowiedział się, że obecnie na weselach konieczna jest już nie tylko fotobudka i słodki stolik ale też strefa chill-out. Z tego co zwierz zrozumiał to miejsce gdzie ludzie mogą odpocząć od zabawy i nareszcie się wyluzować. Obecnie zwierz jest na poziomie sprawdzania czy można by zorganizować tylko strefę chill-out i dać sobie spokój z całą resztą. Zwłaszcza że problemów przybywa bo np. okazuje się, że podstawowym prezentem ślubnym są meble w stylu Hamptons i porcelana od Rosenthala. Co prowadzi do wielu problemów kiedy nie ma się domu w stylu Hamptons i ma się całkowitą pewność że jeszcze jeden talerz w domu może oznaczać początek katastrofy bo już te które są się nie mieszczą. Zresztą zwierz przejrzał proponowane zakupy prezentów ślubnych i wynika z nich że zaślubiny to najlepszy czas by uzupełnić braki w posiadanych paterach, dziwnych ceramicznych naczyniach których przeznaczenia nikt do końca nie zna i chyba rzeźbach ale trudno powiedzieć. To zainspirowało zwierza by zapytać narzeczonego co by chciał. Ten z rozmarzeniem zaczął opowiadać o tym mopie który zmieniłby jego życie, bo nie musiałby już myć podług na kolanach. Biorąc pod uwagę, że rzeczony narzeczony myje podłogi tylko pod wpływem stresu, to chyba tego mopa zwierz powinien mu kupić sam – coś pomiędzy wyrazem miłości a przeprosinami.
Jednocześnie zwierz zorientował się, że właściwie nie ma się za bardzo czym przejmować bo w sumie żyje w kraju gdzie wszyscy biorą ślub katolicki i kościelny. Jedna z rad przypomina, że najlepiej żeby świadkowie byli katolikami. Po przeczytaniu tej rady zwierz zadzwonił do obu świadkowych. Jedna zadeklarowała że jej miłość do mnie jest nieprzebrana i przestąpiłaby dla mnie próg kościoła choć jeśli mogłaby nie przestępować to jej miłość do mnie znacznie by wzrosła. W przypadku drugiej pojawiły się poważne wątpliwości że samo postawienie stopy w kościele doprowadziłoby do natychmiastowego spopielenia jej albo księdza, jeszcze nie ustalono ale kogoś na pewno trafiłby szlag. Zwierz postanowił więc nie pytać co sądzą o pomyśle pojechania do Rzymu po błogosławieństwo papieża (bardzo dokładne informacje jak tego dokonać znajdą się w czasopiśmie) i nie czytał im natchnionego wstępniaka w jednym z czasopism gdzie nauki papieskie miały zachęcić do podążania drogą małżeństwa. Jednocześnie kusiło zwierza by zadzwonić do rodziców i poinformować ich że w planie dnia na dzień ślubu znajduje się obowiązkowe błogosławieństwo. Ostatecznie się powstrzymał bo istniała możliwość, że jego matka rzuci nań zupełnie prawdziwą klątwę a zwierz nie jest jeszcze do końca pewny czy nie jest wiedźmą więc postanowił nie ryzykować.
Trzeba przyznać, że twórcy czasopism starają się uspokoić zwierza jak tylko mogą. Zapewnili go, że kolor kwiatów w bukiecie nie musi się zgadzać z kolorem butów, co zwierza uspokoiło o tyle, że nikt mu nigdy nie powiedział że taki obowiązek istnieje. Uspokojono też zwierza że na pewno nikt nie pomyśli sobie o nim źle jeśli część dekoracji na stole wykona sam. To daleko idące stwierdzenie świadczące o drastycznej nieznajomości możliwości technicznych zwierza. Nie mniej po przeczytaniu czterech artykułów o tym, że wcale się nie należy stresować, jednego o tym, że wątpliwości przed ślubem są uzasadnione i trzech kalendarzy ślubnych z których połowa punktów wiąże się z wydawaniem pieniędzy na przeróżne rzeczy zwierz czuje się mniej więcej uspokojony. Choć nadal nie jest pewny czy czasopismo „Katalog Florysty” rzeczywiście jest tak niezbędne dla narzeczonych wszak wystarczy to poświęcone w całości ślubnym wiązankom.
Jednak śmiechy na bok. Lektura okazała się przydatna. Udało się porozmawiać z narzeczonym o ważnych sprawach i z listy wydatków wyeliminować połowę, jeśli nie więcej. Zresztą jest to konieczne bo choć czasopismo twierdziło, że 60 tys zł zupełnie wystarczy to budżet zwierza jest jakby nieco mniejszy. Przez nieco rozumiemy, że kiedy zwierz będzie miał 60 tys. to na wszelkie śluby może być za późno. Ostatecznie okazało się, że robimy wesele składkowe, gdzie goście- głównie nasi znajomi przyniosą jedzenie zamiast prezentów i będziemy grać w planszówki, gadać i pić wino. Wizja wydała się niesamowicie pociągająca tak że zwierz zaczął się nawet trochę cieszyć na ten własny ślub i wesele. Problemem wciąż pozostaje suknia ślubna bo zwierz odkrył, że jeśli człowiek zapomniał sobie czegokolwiek w tej materii wymarzyć to może mieć problem. Zwłaszcza, że zwierz w białym wygląda jakby jego IQ nagle spadło a ciało zbliża się coraz bardziej do perfekcyjnej kulki.
Przerzucają kolejny artykuł o przedślubnym stresie związanym z dekoracjami, zespołem czy rozsadzeniem przy stole zwierz pomyślał że wszystkim nam odbiło. Jasne każdy może mieć taki ślub jaki chce i nikomu nic do tego. Ale jednocześnie daliśmy się wkręcić po prostu w olbrzym przemysł który zrobi wszystko byśmy wydali jak najwięcej pieniędzy. To żadna nowość – rynek ślubny jest jednym z najszybciej rosnących na świecie. Biznes rośnie a wymagania wobec młodych się zwiększają. Trzeba sprostać wymogom tradycji polskiej, amerykańskiej czy angielskiej – bo ślub sprzedaje się w wizji wyidealizowanej, poszerzanej o coraz nowe kluczowe elementy. Jeśli ktoś tak chce – nie ma problemu. Ale widać, że nacisk społeczny robi się coraz większy. Zwierz rozmawiał z ludźmi którzy ślub by wzięli ale nie mają pieniędzy, a olanie rodziny – cóż okazuje się, że kuzyni mogą się więcej nie odezwać jeśli okaże się że ślub nie wgląda tak jak zaplanowali. To przykre, zwłaszcza że młodych mających do wydania kilkanaście tysięcy złotych (co najmniej) na jedną imprezę nie ma zbyt wielu, ich rodzice – mogą zapłacić ale też tak zamożnych rodzin nie ma wiele. Skoro wyzwoliliśmy się z ograniczających nas posagów i innych finansowych zobowiązań związanych ze ślubami czy konieczne jest wydawanie takich pieniędzy. Zwłaszcza że czasopisma sugerują, że panny młode tylko się stresują a panów młodych nie ma. Zwierz nie chce nikomu mówić co ma robić, ani nikogo oceniać – jak pisał, jeśli kogoś stać może się bawić jak dusza zapragnie. Ale jednocześnie jest mu po prostu przykro, że przemysł ślubny wygląda – bo wydaje się, że jak tak dalej pójdzie to w trendach ślubnych na 2020 pojawi się konieczność przylecenia do ślubu na smoku ( do zarezerwowania rok wcześniej).
Zaczęło się od fascynatora. Zwierz obejrzał ich niezliczoną ilość na głowach modelek w obowiązkowym ślubnym makijażu. Większość z nich miała minę jakby chciała zamordować spóźniającego się pana młodego. Zwierz wybrał jeden który najmniej wyglądał na martwe zwierzątko „Myślisz że będzie mi ładnie?” zapytał zwierz narzeczonego „Oczywiście kochanie że będzie ci ładnie” odparł narzeczony nie odrywając wzroku od Diablo. Zwierz postanowił przyjąć to hasło w czasie poszukiwania sukienki. Będzie mu ładnie i będzie się dobrze bawił. Podmieni narzeczonego na męża. Postara niczym nie zachlapać sukienki. Przypilnuje by żadna ze świadkowych nie stanęła w płomieniach. Pewnie się wzruszy. I tyle.
PS: Jeszcze raz na koniec bo komuś mogło umknąć – zwierz doskonale rozumie dlaczego ludzie urządzają tradycyjne wesela i nikogo za zorganizowanie takiego wesela nie potępia ani nie ocenia. Sam tylko bardzo nie chce. A tekst w ogóle nie jest niesamowicie poważny (np. zwierz naprawdę wie, że wiele rzeczy jest niepotrzebnych czy da się je zrobić tanej).