Zwierz nagrał podcast (mamy piątek) po czym nagranie które przesłał do zmontowania Pawłowi okazało się zupełnie nie do użytku. Podcastu więc nie ma, jest pierwsza w nocy a zwierz musi coś napisać i nie ma czasu robić dokładnej analizy któremu angielskiemu aktorowi jest najładniej w peruce. Dlatego, postanowił napisać wpis blogerską. Bo takie wpisy zawsze ma gdzieś w środku głowy.
Zwierz napisał już – jak każdy bloger wpis o tym co jego zdaniem każdy bloger powinien wiedzieć zaczynając pisać. Jednak – po kilku latach blogowania zwierz stwierdził, że jest kilka rzeczy o których sam by kiedyś nigdy nie pomyślał, a które wynikają z jego doświadczeń, którymi by się chętnie podzielił. I tak powstał wpis – dziesięć rzeczy które zwierz chciałby wiedzieć gdyby zakładał bloga dziś.
Zainwestuj w dobry sprzęt – zwierz nigdy nie miał naprawdę dobrego sprzętu – kolejne laptopy działały na zasadzie „odtwarza filmy, łapie Internet i jeszcze działa. Alleluja”. Prawda jest jednak taka, że sprzęt tani czy z niższej półki utrudnia życie a w przypadku blogera – czasem go ogranicza. Gdybyśmy żyli w idealnym świecie zwierz polecałby rozpoczęcie blogowania od zakupu dobrego laptopa/komputera, telefonu z doskonałym aparatem fotograficznym, mikrofonu i urządzenia (telefonu czy kamery) pozwalającej nagrywać filmik. Podobnie z oprogramowaniem – posiadanie na komputerze programów do obróbki zdjęć, montażu itp. od razu pozwala na takie nowoczesne blogowanie bez ograniczeń. Zwierz tego wszystkiego co prawda nie ma ale to dlatego, że zwierz nie żyje w idealnym świecie a poza tym jak sami może zauważyliście – wkracza w erę mediów wizualnych bardzo powoli. No ale gdyby zwierz miał lepszy sprzęt to może dziś byłby podcast.
Ktoś musi się znać na bebechach bloga– zwierz przez lata w ogóle nie myślał o tym jak to wszystko co robi wygląda i jako mogłoby wyglądać lepiej. Zwierz co prawda coś przy blogu umie zrobić i nie jest zupełnie bezradny ale nie ukrywajmy – czasem nie ma zielonego pojęcia co należy zrobić żeby działało jak nie działa. Im więcej wiemy na temat tego jak wyglądają bebechy naszego bloga i jak sprawić by działały lepiej – tak długo mamy przewagę. Zwierz jak już wspomniał jest w dużym stopniu ignorantem, ale zna ludzi do których może napisać kiedy naprawdę nie wie co ma zrobić. Na całe szczęście ludzie (w osobie głównie Pawła, ale nie tylko) mają do zwierza cierpliwość. Nie zmienia to faktu, że po prostu im więcej się wie tym jest łatwiej. Zwłaszcza, że programy blogowe są tak proste w obsłudze, że wyjście poza tą podstawową funkcjonalność nie jest trudne.
Wytrwałość jest ostatecznie jedynym co się liczy – kiedy zwierz zaczął pisać bloga porównywał się z wieloma innymi blogerami, którzy pisali na podobne tematy. Dziś kiedy się rozgląda, okazuje się, że bardzo wiele z tych blogów albo nie istnieje albo znaczenie ograniczyło działalność. Nie dlatego, że były gorsze. Po prostu zwierz był bardziej wytrwały. W ostatecznym rozrachunku nie ma sensu sprawdzanie co robi nasza konkurencja. Jeśli będziemy pisać, nagrywać czy co tam jeszcze – dłużej, regularniej i bez oglądania się na mniejsze i większe przeszkody to w końcu na placu boju zostaniemy tylko my. Zwierz naprawdę jest przekonany, że jakieś 90% jego sukcesu blogowego polega na tym, że po prostu zawsze coś pisze. I w sumie należy się oglądać jedynie na tych którzy są równie wytrwali co my. Tu należałoby napisać jeszcze, że naprawdę nie warto nikogo naśladować. Bo ostatecznie naśladować można tylko do pewnego momentu a i tak nie będzie się lepszym od oryginału. Lepiej być zapamiętanym jako pierwszy – nawet jeśli osiągnie się nieco mniej, niż jako drugi – z ciągłym dopiskiem że się kogoś naśladowało.
Blogi są jak mięśnie – ogólnie z blogiem jest jak z każdym mięśniem. Jeśli ćwiczysz staje się silniejszy. Z pisaniem jest jak z każdą inną umiejętnością. Jeśli się pisze to z czasem pisze się coraz lepiej. Ale nie będzie się pisało coraz lepiej jeśli na początku nie będzie się pisało gorzej. Brzmi to pokrętnie ale zajrzyjcie na pierwsze lata mojego bloga. Nie tylko wpisy są krótsze ale są po prostu gorsze. To kwestia wieku, wyrobienia się, innego doświadczenia, spojrzenia na świat, pomysłu na blogowanie. Wielu blogerów zachowuje się tak jakby przeszłość ich blogów nie istniała, zaczynają od nowa, zamykają stare teksty. Nie ma sensu. Jak długo blog pokazuje, że się uczymy to nawet starsze i nieporadne teksty mogą być powodem do dumy, bo są świadectwem że się uczyliśmy. Co więcej pisanie z czasem przychodzi coraz łatwiej też technicznie. Dziś zwierz myśli już zdaniami w takiej formie w jakiej chce je zapisać. To znaczy, że dwie trzy strony tekstu może z miejsca napisać w godzinę. Bo to kwestia wprawy. Z którą do pisania się nie przyjdzie. Jednocześnie jednak na samym początku trzeba mieć sporo pewności siebie, żeby pisać tak jakbyśmy mieli najważniejsze rzeczy do napisania. I czekał na nie cały świat.
Statystyki nie rosną od tego że się na nie patrzy – przez pierwsze trzy –cztery lata istnienia bloga zwierz był bardzo świadom co się na jego blogu czyta a co nie. Zaglądał do statystyk codziennie – by przekonać się czy dany wpis będzie popularny czy nie. Ostatecznie jednak przyglądanie się statystykom okazało się czynnością trochę pozbawioną sensu. To znaczy tak – można się mniej więcej dowiedzieć co się czytelnikom podoba. U zwierza były to zawsze teksty jak najdalsze od tematyki bloga. Ewentualnie teksty które niekoniecznie zwierzowi najbardziej się podobały. I jasne – czasem warto przeanalizować statystyki – zwłaszcza kiedy czujemy, że straciliśmy poczucie kierunku. Ale – patrząc z długiej perspektywy – bardziej warto pisać to o czym się lubi pisać. Bo w dłuższym rozliczeniu – trzeba tego bloga pisać i nie da się go pisać nie mając z tego frajdy. Frajda to doskonałe słowo – nawet jeśli blog zabiera pół życia – musi być frajdą.
Blog jest zabawą, a potem już nie jest – kiedy zakładałam bloga moim marzeniem było pracować na etat w redakcji kulturalnej jakiegoś dziennika albo tygodnika. Rok temu dostałam propozycję pracy na etat w dużym dzienniku, którą odrzuciłam. Musiałabym zrezygnować z regularnego pisania bloga – co w tym momencie mi się nie opłacało i nie byłoby dla mnie dobrym rozwiązaniem. To coś czego mi nikt nie powiedział, kiedy zaczynałam pisać. Wówczas blog wydawał się hobby które będzie prowadziło do życiowego celu. Ostatecznie życiowy cel przegrał z blogiem. Kiedy człowiek decyduje się na rozpoczęcie działalności internetowej musi wziąć pod uwagę, że może dojść do momentu kiedy pisanie czy nagrywanie będzie centralnym punktem jego życia. Pytanie co z tym chce zrobić i czy jest gotów np. zmodyfikować swoje plany zawodowe. Jednocześnie – większość z nas nigdy nie zostanie blogerami na cały etat (zwierz ma pracę jak każdy inny) ale sam blog może być na tyle ważny że nie podejmie się pewnych – być może opłacalnych zawodowo decyzji. Dlatego warto z góry zadać sobie pytanie – gdzie właściwie ten blog ma się mieścić w naszym życiu. Bo jeśli pisze się tylko na boczku to spoczko – nie ma problemu, takie blogi też bywają potrzebne. Ale jeśli blog ma stanowić jakiś element centralny naszego życia, to trzeba go prowadzić rozsądniej, uważniej, rozważniej, bo to już nie hobby a nasza kariera zawodowa. W tym drugim przypadku warto sobie zdać sprawę, że jeśli to ma być coś więcej, to trzeba włożyć więcej. W pewnym momencie trzeba poszerzać swoje umiejętności, ponosić większą odpowiedzialność i przestać być nieogarniętą lamą (zwierz nadal jest)
Nikt nie ma dobrego zdania o blogerch – serio – bogerzy nie mają dobrego zdania o blogerach. Ludzie którzy nigdy nie widzieli blogera mają złe zdanie o blogerach. Ludzie którzy dobrze znają blogerów nie mają dobrego zdania o blogerach. Niezależnie od tego jak bardzo wszyscy sprzedają ci wizję inspirującej i pewnej siebie grupy która patrzy w przyszłość, prawda jest taka, że na blogerów patrzy się trochę jak na dziennikarzy tylko bardziej rozpuszczonych, młodszych i niedouczonych. To nie boli jakoś bardzo ale warto mieć świadomość, że bloger nie funkcjonuje w sieci jako najbardziej pozytywne określanie o jakim słyszał świat. Jeśli więc wyjdziecie z małej internetowej bańki i pójdziecie w świat przyjdzie się wam tłumaczyć za wszelkie grzechy popełnione kiedykolwiek w blogosferze. Na pocieszenie można dodać, że o vlogerach jest jeszcze gorsze zdanie na mieście. A wszystko to i tak blednie wobec tego jak złe zdanie mają ludzie o dziennikarzach. Ogólnie trzeba się z tym pogodzić, reagować spokojnie i najważniejsze – nigdy przenigdy nie przekonujcie ludzi że pisanie bloga to ciężka praca. Z wielu powodów. Pierwszy jest taki, że to nie prawda.
Dużo więcej zyska człowiek, który mówi „nie” – ogólnie mówienie Nie w sieci jest dobre. Nie musicie brać udziału w każdej kampanii, którą kiedyś wam zaproponują. Nie musicie brać udziału w akcjach – nawet charytatywnych, które was nie przekonują. Nie musicie z nikim współpracować, nigdzie udzielać wywiadu, decydować się na recenzje, brać udział w spotkaniu. W człowieku jest trochę taki lęk że jak odmówi to go nigdy więcej nie zaproszą a jego blog i osoba zaginą w pomroce dziejów. Tymczasem zgadzanie się na wszystko nie tylko was wykończy ale też wykończy waszego bloga. Lepiej mówić nie i mieć poczucie, że mamy czas dla siebie, dla naszego pisania i nie robimy rzeczy wbrew sobie. Ponownie – w ostatecznym rozrachunku to nas to nie tylko bawi, ale też my ponosimy odpowiedzialność za to co wysyłamy do sieci. Trzeba też umieć mówić takie metaforyczne „nie” kiedy dzieje się coś co nam się nie podoba. Czy to w społeczeństwie, czy w naszej działce zainteresowań czy w środowisku. Nie dlatego, by być lepszym od innych ale dlatego, że nic nie daje lepszego samopoczucia niż takie poczucie, że postępuje się zgodnie z samym sobą.
Blogowanie jest frustrujące – nie ma takiego etapu blogowania przy którym człowiek nie siedziałby i się czymś nie frustrował. A to że pisanie mu idzie dobrze ale nie napisał dawno nic przełomowego. A to mu pisanie idzie jak po grudzie. A to kogoś kto pisze mniej zaprosili na pokaz a ciebie nie. A to praca koliduje z wyjazdem na fajne wydarzenie. A to znów ktoś cię skrytykował za coś co nie ma sensu. A to ktoś cię skrytykował i miał rację. Ogólnie jak w każdej pracy stresu i frustracji jest sporo. Jest też sporo frajdy ale jest też trochę załamki nad własnym poziomem i nad tym co się robi. Dlatego fajnie mieć wokół siebie ludzi robiących podobne rzeczy by móc w razie czego zapytać czy oni też tak mają. Mają. Nie mniej mało kto mówi o tych trzech załamaniach rocznie (albo tygodniowo) który przeżywa każdy bloger. No nie pasuje nam to do lifestylu.
No i tyle. To by chciał zwierz wiedzieć na początku. Czy by to go odstraszyło? Trudno powiedzieć. Dla mnie to intrygujące jak bardzo wszystko się zmieniło od kiedy sama zakładałam bloga. Wtedy to się szło na platformę, panie dziejku, pisało cztery posty i było git. A teraz trzeba się wysilać, umieć sporo, wiedzieć sporo a na końcu i tak okazuje się, że nie ma się najładniejszych zdjęć na Instagramie a ten proszek do prania w promocji dla blogów co by ci się tak przydał wysłali do kogoś innego. W każdym razie zwierz ma nadzieję, że tym którzy rozważają pójście w jego śladu coś podpowiedział a ci którzy nigdy nie pójdą ale właśnie przeczytali tekst o blogowaniu nie mają do zwierza pretensji. Ogólnie to blogowanie to zabawna rzecz. Człowiek sobie coś na własną rękę robi i czasem – z tego co zwierz obserwuje, można przejść od zwykłego stukania w klawiaturę po międzynarodową karierę. Fascynujące. Zupełnie jak życie.
Ps: Opłaca się też być miłym. Ale to się opłaca także poza blogosferą.
ps2: Liczba wpisów w tytule nie jest przypadkowa. Dzisiejszy tekst jest 2860 który pojawił się na blogu. Co – przy szacunkach że średnio wpisy mają 3 strony daje nam ok. 8500 stron. Tego się nie leczy
Ps3: W ten Weekend zwierz jedzie do Krakowa na Whomanikon gdzie ma zamiar wygłosić prelekcję (Niedziela o 10) o Doktorze Who i historii, a także wziąć udział w panelu o Doktorze i edukacji. A do tego jak zwykle doskonale się bawić. Nie mniej oznacza to, że jutro może nie będzie wpisu. Bo jak sami rozumiecie Kraków.