Hej
Zwierz się strasznie wkopał. Oto bowiem kontynuując swoją serię wymieniania ulubionych aktorów, którzy są jednocześnie poddanymi królowej brytyjskiej (z wyjątkiem kilku Irlandczyków) zwierz doszedł w końcu do chwili kiedy czas zacząć wymieniać swoich ulubionych Anglików. I tu zwierz stanął wobec dwóch problemów. Pierwszy to ilość nazwisk i pewna nie porównywalność aktorów tzn. nie żeby zwierz komukolwiek odmawiał talentu ale aktorzy angielscy to jedyny przypadek kiedy zwierz zna zarówno tych powszechnie znanych jak i tych odrobinę mniej powszechnie znanych. Stąd zwierz zdecydował się na podział notki na dwie części. W tej zwierz prezentuje po pierwsze pokolenie aktorów nieco (z naciskiem na nieco) starszych i po drugie raczej powszechnie znanych. Aktorzy młodsi (ależ ich tam jest) plus aktorzy, których zwierz wielbi głównie dzięki telewizji pojawią się jutro. Dzięki temu wpisy utrzymają się w jakichś sensownych ramach (a i tak mnóstwa nazwisk zwierz nie wymieni). Teraz jeszcze dwa założenia – zwierz skoncentrował się jedynie na aktorach żyjących (bo wszak tych nie żyjących zwierz mógłby wymieniać i wymieniać) no i nie ma tu aktorek. Dlaczego? Powodem nie jest bynajmniej przekonanie zwierza, że w Anglii dobrych aktorek (jest ich spokojnie na osobny wpis) – po prostu zwierz się z orientował, że w swoim wpisie w którym wymieniał aktorki na które poszedłby do kina wymienił prawie same angielki. Tak więc po prostu odsyła do tego wpisu. Dobra to tyle zastrzeżeń. No i kolejność jak zwykle przypadkowa.
Alan Rickman – zwierz obiecał sobie, że obejrzy kiedyś wszystkie filmy z Rickmanem ale jak na razie nie udało mu się tego celu osiągnąć. Z resztą w sumie to zwierza nawet cieszy bo przecież nie ma nic fajniejszego niż wiedzieć, że coś nam jeszcze do oglądania zostało. Z Rickmanem jest tak, że to aktor który po pierwsze ma skłonność do drobnej kradzieży filmu wszystkim innym aktorom (najbardziej zuchwałej kradzieży dokonał w Robin Hoodzie gdzie ukradł film amerykańskiemu gwiazdorowi czy lśniącemu wówczas Kevinowi Costnerowi). Trudno się z resztą dziwić. Wystarczy, że powie dwa zdania tym swoim głosem i widownia (zwierz śmie przypuszczać że przede wszystkim żeńska) natychmiast chce by powrócił i powiedział coś jeszcze. Zwierz ceni go jednak przede wszystkim za to, że zaskakująco dobrze sprawdza się i w filmach większych (jak Harry Potter czy Szklana Pułapka) jak i mniejszych (czy ktoś jeszcze oprócz zwierza bardzo lubi taki całkiem niewielki film Snow Cake) i w dramatach i w komediach. Ba! Nie musi być nawet na ekranie by ukraść wszystkim film czego najlepszym dowodem jest jego występ jako głos Marvina w Autostopem przez Galaktykę. Co więcej zwierz musi się przyznać, że jeśli Imdb nie kłamie zwierz widział go w tym jego pierwszym filmie czyli w Romeo i Julii zrobionych wieki temu na potrzeby BBC. Niestety oglądało się to z trudem. W każdym razie zwierz uważa, że Rickman to aktor wobec, którego powinno stosować się jedna zasadę. Każdy dubbing winien tu grozić wysokimi karami finansowymi.
Zwierz nie wspomina o Rozważne i romantycznej bo uważa rolę Rickmana za błąd obsadowy. Kto by sobie zawracał głowę jakimkolwiek innym facetem gdyby pułkownik Brandon tak wyglądał.
Gary Oldman – zwierz powtarzał to wielokrotnie i powtarza to raz jeszcze – brak wyróżnień dla Garego Oldmana wiąże się z tym, że akademia po prostu nie jest w stanie dostrzec, że we wszystkich filmach to ten sam człowiek. Trochę to przypomina wieczorne oglądanie Air Force One z rodziną gdzie Oldman gra głównego złego. Zwierz radośnie tłumaczy swojej rodzinie, że tego złego kojarzą z Pottera gdzie grał Syriusza Blacka. Komentarz przemądrej matki zwierza brzmiał „Ale jak to przecież tam on jest młodszy”. No właśnie dla Oldmana nie ma rzeczy niemożliwych – w Szpiegu był Panem w podeszłym wieku, może być kuriozalnie złym Zorgiem z Piątego Elementu, poczciwym komisarzem Gordonem (który właściwie sam ratuje Gotham w ostatniej części filmu), czy w końcu Draculą. Zwierz chciałby napisać, że Oldman to aktor bez właściwości i chciałby by czytelnicy potraktowali to jako komplement. Wydaje się, że kiedy jest na ekranie to nie ma aktora jest tylko rola. I to sprawia, że nawet jeśli widziało się Oldmana w kilku filmach to można go zupełnie nie skojarzyć. I dopiero po latach zorientować się że ten koszmarny drań z Leona Zawodowca i facet który grał Beethovena chorego z miłości to ta sama osoba. I wtedy zaskoczenie ale i szacunek jest jeszcze większy. Tak więc jeśli zwierz miałby wskazać jednego z najlepszych aktorów jacy są to wskazałby właśnie na Oldmana, bo jeśli zwierz coś naprawdę ceni to właśnie tych aktorów, którzy nie tracąc charyzmy umieją na ekranie prawie zupełnie zniknąć.
Na planie filmu Air Force One na Oldmana mówili „Scary Gary” bo rzeczywiście co jak co ale przestraszyć psychopatycznym zachowaniem bohatera to Oldman umie (a to ponoć taki sympatyczny i spokojny cżłowiek)
Michel Caine – jest bardzo niewielu aktorów, którym udała się sztuczka jaką zrobił Michel Caine. Otóż jest to aktor dwóch karier. I to dwóch dość różnych od siebie karier. Jest więc młody Caine grający w całym szeregu świetnych brytyjskich produkcji – w pierwszym Pojedynku według Pintera (razem z Lawrence Olivierem), w Alfiem ( tym pierwszym), Włoskiej Robocie (średnio znanej u nas absolutnie kultowej w Anglii), czy Dopaść Cartera a także w jednym z ulubionych filmów zwierza czyli „Człowiek który chciał być królem” (serio zwierz UWIELBIA ten film). Jednak po złotej erze lat 70 kariera Caina zaczęła nieco zwalniać, co prawda dostał Oscara za rolę w Hannah i jej Siostr Allena ale to nie było już to co dekadę wcześniej. I pewnie zostałby Michel Caine aktorem lat minionych gdyby nie absolutny rozkwit jego kariery który można datować od Oscara z 1999 za „Wbrew Regułom” to, plus współpraca z Christopherem Nolanem, który obsadza go teraz właściwie w każdej swojej produkcji sprawiło, że Caine dostał zupełnie nową karierę w której sprawdza się równie dobrze (jeśli miejscami nie lepiej) niż w tej z lat 70. Zwierz musi powiedzieć, że cieszy się że akurat na tego aktora trafiło, bo po pierwsze – gra świetnie a po drugie od czasu kiedy zwierz zobaczył wywiad z nim w Actors Studio to jakoś tak osobiście go lubi. Może dlatego, że był to jedyny wywiad w którym zwierz usłyszał cokolwiek mądrego nie tyle o graniu (bo to się zdarza) ale o życiu. No a poza tym zwierz uważa że to bardzo fajne, że Caine nie pozbył się swojego akcentu z niższych sfer. W końcu nie każdy anglik jest dobrze urodzony.
Po co mieć jedną karierę jak można mieć dwie. Zwłaszcza, że Caine wcale nie gra tylko mentorów i grzecznych starszych panów. Ktokolwiek widzial film Harry Brown ten wie, że całkiem nieźle sprawia się w dość okrótnych rolach.
Colin Firth – zwierz uwielbia kino ale nie wszystko dociera do niego w odpowiednej kolejności. I tak zanim zwierz w ogóle skojarzył Colina Firtha naczytał się zachwytów nad nim, a właściwie nad jego rola w Dumie i Uprzedzeniu a właściwie nad jedną sceną tej ekranizacji w Dzienniku Bridgiet Jones. Co ciekawe zwierz zupełnie nie załapał o co chodzi kiedy po raz pierwszy obejrzał sobie Dume i Uprzedzenie. Najwyraźniej wizualna wrażliwość zwierza jest inna. Jednak od tamtego czasu wiele się zmieniło, przede wszystkim zwierz widział z Firthem wszystko co było do obejrzenia i może powiedzieć bez wahania, ze to jeden z najlepszych aktorów, który jak zwierz już wspomniał ma niesłychaną zdolność do wybierania nie koniecznie dobrych projektów. Serio jak na takiego aktora, ilość średnich komedii w jakich zagrał jest przytłaczająca. Ale co ciekawe zupełnie go to aktorsko nie zepsulo co z resztą udowodnił ostatnimi laty grając jedną świetną rolę za drugą – zwierz może być w mniejszości ale niezależnie od tego jak bardzo podobało się wam Jak zostać Królem zdaniem zwierza w Samotnym Mężczyźnie Firth był lepszy (a przynajmniej odbierał telefon tak, że trudno uwierzyć że to się da zagrać). Z resztą zwierz musi powiedzieć, że wśród ulubionych filmów z Firthem ma kilka tych kręconych na samym początku jego kariery w tym znakomite Another Country (grał w nim też na scenie) i Miesiąc na Wsi. Ogólnie zwierz nie może się doczekać filmu Gambit braci Coen gdzie Firh zagra główną rolę. Zapowiada się wyśmienicie.
Ralph Fiennes – zwierz musi przyznać, że właściwie nie jest do końca przekonany dlaczego lubi Fiennsa. Bo to taki aktor, który zawsze wygląda jakby nieco za bardzo się starał. W jego wszystkich niemal bohaterach czuje się jakieś napięcie tak jakby zaraz mieli wybuchnąć, a przecież zwierz właśnie najbardziej lubi kiedy aktor gra jakby nie grał, kiedy nie widać metody czy wysiłku. No ale zwierz sam sobie może odpowiedzieć na pytanie – po pierwsze jego postać w liście Schindlera jest zagrana lepiej niż wszystkie inne i jest od wszystkich innych ciekawsza, nie wszyscy potrafią zagrać nazistę sadystę ciekawie a Fiennes potrafił. Druga sprawa to zwierz jest dziewczęciem o sercu miękkim i wystarczyły ze dwa seanse Angielskiego Pacjenta by zwierz przepadł. Przy czym zwierz wyrzutów sumienia większych tu nie ma bo przecież powiedzmy sobie szczerze – Fiennes aktorem jest bardzo dobrym – udowodnił to chociażby grając Voldermorta gdzie bez nosa i tak świetnie sobie poradził doskonale grając tego ostatecznego złego. Nie mniej naprawdę serce zwierza podbił produkcją telewizyjną – Bernard i Doris w której grał lokaja geja głównej bohaterki. Ta rola bardziej niż wiele dramatycznych przekonała zwierza, że po Fiennsie może spodziewać się wszystkiego. A teraz ma się pojawić w nowym Bondzie.
Zwierz doskonale pamięta, kiedy uznał, że będzie śledził dlaszą karierę Ralpha Fiennas – to była dokładnie ta scen Anegielskiego PAcjenta kiedy nasz bohater tańcz z żoną innego na balu a w jego oczch widać same złe intencje.
Jim Broadbent- aktor do wszystkiego. Serio. Zwierz zorientował się przeglądając jego filmografię, że kojarzy go zarówno z ról zupełnie dramatycznych (jak znakomita Iris, Kiedy ostatni raz widziałeś swojego ojca, Any human Heart) jak i zdecydowanie lżejszych jak w Harrym Potterze, Moulin Rogue czy Dzienniku Bridgiet Jones. Jednak niezależnie czy Broadbent grał postać sympatyczną czy wredną, niezdarną czy wręcz przeciwnie zaradna i stanowczą zawsze wydaje się idealnie na swoim miejscu. To ponownie jeden z tych aktorów, którzy wydają się na ekranie po prostu być i często giną w swoich rolach. To znaczy, zwierz podejrzewa, że wielu widzów wychodząc z filmu doskonale pamięta rolę, ale nie jest w stanie podać nazwiska aktora, który ją zagrał. Choć nie odbija się to dobrze na sławie, to jednak nie ma wątpliwości, że jest pewnym przejawem aktorskiego kunsztu. Zwierz nie może się też powstrzymać przed zachwytem jak postacie Broadbenta potrafią w jednym filmie budzić automatyczną sympatię (często gra takich przeciętnych może nawet nieco niezaradnych bohaterów, których łatwo polubić) by w drugich budzić natychmiastową niechęć. Teoretycznie na tym polega gra aktorska ale kiedy ogląda się dobrego aktora to człowiek dopiero się oreintuje, że to wcale nie jest dar dany wszystkim i że to wcale nie jest takie proste.
Dla zwierza zawsze było zaskoczeniem, że aktor który w większości filmów grał dość spokjnie role w Moulion Rogue zagrał tak szaloną dynamiczną postać.
Ian McKellen – Zwierz należy do pokolenia widzów dla których McKellen nie jest wielkim aktorem szekspirowskim tylko Gandalfem i Magneto. I w sumie zwierz nie ma sobie nic do zarzucenia bo powiedzmy sobie szczerze, McKellen wszedł do kina popularnego późno i bocznymi drzwiami ale udało mu się tam zadomowić na dobre (ponoć proponowano mu nawet rolę Dumbledore’a ale ją na szczęście odrzucił przez co nie był w ostatnich dekadach we wszystkim). Zwierz jest pod wrażeniem zwłaszcza jego Magneto, który jakoś przywodzi mu na myśl świetnego Ryszarda III w interpretacji McKellena w zwierza ulubionej ekranizacji tej sztuki. To znaczy to taka postać, która teoretycznie powinna budzić niechęć widzów ale dzięki wrażliwości grającego ją aktora natychmiast czujemy do niej sympatię. Z kolei powiedzmy sobie szczerze w przypadku Władcy Pierścieni nie ma wątpliwości, że McKellen po prostu został Gandalfem – jedynym słusznym i jedynym chyba członkiem obsady, którego kłócące się nad wszystkim fanowskie gremia nie chciały wymieniać natychmiast na kogoś innego. Zwierz może dodać, że prawdziwą sympatie do aktora poczuł po tym jak obejrzał odcinek Statystów gdzie McKellen dostarczył mu chyba jednej z najzabawniejszych scen jakie zwierz kiedykolwiek widział w telewizji.
Bill Nighy– aktor o niesamowicie szerokim spektrum ról – świetnie sprawdza się w kinie komediowym od Autostopem przez Galaktykę po Love Actually. W komedii jest swobodny i zdecydowanie na miejscu, z odpowiednim brytyjskim dystansem. Ale jednocześnie jest to absolutnie genialny aktor dramatyczny, który bez problemu gra postacie bohaterów wycofanych, niekoniecznie szczęśliwych i potrafiących sobie znaleźć miejsce. Kiedy ogląda się Girl in the Cafe (nieudany film ze znakomitą rolą) to człowiekowi się aż serce łamie widząc zagubienie głównego bohatera, z drugiej jednak strony jeśli ma się świadomość, ze ten sam aktor grał Davyego Jonesa w Piratach z Karaibów to nie sposób nie poczuć olbrzymiego szacunku. Oczywiście kiedy przegląda się aktorowi z bliska widać kilka stosowanych zarówno w rolach lżejszych jak i tych poważniejszych manieryzmów ale co ciekawe o ile zazwyczaj zwierza takie rzeczy denerwują to w przypadku Nighy nawet je lubi. Ogólnie to ciekawe bo Nighy wystąpił w Piratach z Karaibów mając całkiem sporą rolę ale jako że nikt nie widział jego twarzy to chyba przyczyniło się to do rozwoju jego kariery nieco mniej niż w sumie niewielka rola w Love Actually. W każdym razie zwierz z tym aktorem zobaczy wszystko – niezależnie komedię czy dramat i będzie pewien, że raczej się nie zawiedzie.
Cóż nawet jeśli szersza wodownia kojarzy aktora, tylko z tej roli to w sumie jest sporo gorszych ról z których mogli by go pamiętać. A tego cytatu nigdy dość
Jeremy Irons – zwierz podziwia Ironsa, za to, że to zawsze był ten aktor, który się nie bał. Nie bał się zagrać Humberta Humberta w Lolicie, nie bał się zagrać w dość skandalizującej Skazie, i bardzo ale to bardzo niepokojących (z braku lepszego określenia) Nierozłącznych, a na dodatek Skaza w Królu Lwie mówił jego głosem. Jednak odkładając żarty na bok to właśnie chęć do podejmowania ryzyka i grania ról trudnych zawsze wzbudzała w zwierzu sympatie i szacunek bo przecież trudne role też ktoś musi grać i lepiej by robił to dobrze. A Jeremy Irons zawsze gra dobrze pod jednym warunkiem. W filmie w którym gra nie ma smoków. To podstawowa zasada. Natomiast ostatnio Irons świetnie radzi sobie w telewizji – jego papież Aleksander z Borgiów to rola perełka – zagrana na wszystkich możliwych emocjach a do tego niezwykle dowcipna (co w ogóle Ironsowi zawsze dobrze wychodziło i czego Ralph Fiennes mógłby się od niego nauczyć), z kolei Henryk IV z Hollow Crown to rola którą ukradł serial wszystkim pozostałym aktorom. Ogólnie Irons rzadko gra źle czy średnio. A jeśli już to robi, to żeby pomalować zamek na łososiowo lub wymienić w nim rury. Co powinno być dobrym argumentem za tym dlaczego aktorzy nie powinni mieć zamków.
Rupert Everett – zwierz musi przyznać, że ma do Everetta niesłabnący sentyment. To chyba najlepszy aktor do gry w ekranizacjach sztuk Oscara Wilde, ale także niesłychanie zdolny aktor, który sam przyznaje, nieco zepsuł swoją świetną wyspiarską karierę wdając się we flirt z Hollywood. Ale zwierz wiele Everettowi jest w stanie wybaczyć z kilku powodów. Po pierwsze jego rola w Another country (zwierz musi wyznać, że film uwielbia) która jest po prostu absolutnie bezbłędna i jak pod niego pisana. Po drugie jego otyły, głupi i nie nadający się do rządzenia książę Walii w Szaleństwach Króla Jerzego. Nie jest łatwo zagrać idiotę a tu proszę jak ładnie się udało. No i wspomniane już ekranizacje Wilda – uwielbiany przez zwierza Idealny mąż oraz przeurocze Bądźmy Poważni na Serio. Z resztą warto tu też stwierdzić, że jego Oberon w Śnie Nocy Letniej to jedna z lepszych interpretacji tej Szekspirowskiej roli jaką zwierz widział. Ogólnie to ciekawe bo Everett mimo, że wydaje się typowym aktorem pierwszoplanowym znakomicie sprawdza się na drugim planie. Świetnie to widać w Zakochanym Szekspirze gdzie jego Marlowe wydaje się ciekawszy od Szekspira czy ostatnio w Parade’s End gdzie wszyscy narzekali na niedobór jego postaci na ekranie. Do tego zwierz czyta właśnie jego autobiografię i nie może się nachwalić tego jak dobrze jest to napisane. No ale wiecie nie każdy aktor ma postać komiksową wzorowaną na jego osobie. To o czymś świadczy.
Dobra zwierz kończy tą część w miarę usatysfakcjonowany. Jeśli brakuje wam jakichś nazwisk to najpierw sprawdźcie czy przypadkiem aktor o którego chcecie się upomnieć nie jest Szkotem, Walijczykiem, Irlandczykiem czy Australijczykiem a po drugie pamiętajcie, że przewodnią role odgrywa tu sympatia zwierza (stąd brak Daniela Day-Lewisa do którego zwierz nie może się przekonać). Z resztą o tym jak ważna jest sympatia zwierza przekonacie się w jutrzejszym odcinku. A tak szukając punktów wspólnych to zwierz dostrzegł, że zachwyca się przede wszystkim wszechstronnością co nie dziwi bo to chyba rzeczywiście jest ten znak rozpoznawczy angielskich aktorów. I dobrze bo dobry aktor to wszechstronny aktor.
Ps: Wpsiu nie sponsoruje RADA bo zwierz jednak znalazł kilku wybitnych aktorów którzy się tam nie uczyli.??