Hej
Zdaniem zwierza wojny nie kończą się wtedy kiedy armie rozejdą się z frontów, nie kończą się też wtedy kiedy podpisze się pokojowe traktaty i z całą pewnością nie kończą się wtedy kiedy ich daty ustalą historycy. Zdaniem zwierza ( i pewnie nie tylko jego) wojny kończą się dopiero wtedy kiedy umrą ostatni spośród tych którzy w nich walczyli. A tak naprawdę dopiero wtedy kiedy umrą ci którzy je pamiętają. Do dziś wedle Wikipedii żyje tylko jedna weteranka pierwszej wojny światowej. Choć dla większości z nas wojna która z wielkiej stała się zaledwie pierwszą jest zamierzchłą historią co raz więcej czynników uświadamia zwierzowi że jego nieco tylko poetyczna wizja historii wcale nie musi być taka błędna. Bowiem wydaje się, że choć nasz kraj który miał widzieć dużo gorsze rzeczy z tej wojny już się otrząsnął to wcale ale to wcale nie jest to stwierdzenie które można rozciągnąć na cały świat.
Zacznijmy od tego, że kiedy wpiszecie do Internet Movie Data Base frazę World War od razu zobaczycie dysproporcje. Prawie cztery razy tyle filmów ( otagowano w ten sposób 500 filmów a to tylko te które dostały się do bazy) nakręcono o drugiej wojnie co o pierwszej. Trudno się dziwić — poza swoim okropieństwem druga wojna światowa jest prawdopodobnie najbardziej filmowym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Trudno się dziwić. Kiedy ludzie ginęli na frontach pierwszej wojny kino było dość niskiego sortu rozrywką bez koloru dźwięku i statusu sztuki. Kiedy przyszła druga wojna kino miało i dźwięk i kolor i siłę by zmieniać sposób w jaki ludzie myślą o rzeczywistości. Z resztą czy po drugiej wojnie pierwsza naprawdę robiła nadal takie wrażenie? Choć teoretycznie zmieniła wszystko i pozostawiła głęboką ranę w społeczeństwach angielskich i francuskich to jednak w porównaniu ze swoją drugą odsłoną wydawała się dżentelmeńską potyczką w dobrym stylu. Nie mniej wydaje się że w ostatnich latach I wojna światowa pojawia się na ekrnach co raz częściej tak jakby dopiero teraz uznano, że trzeba nadrobić jakąś olbrzymią dziurę w kinematografii.
Oczywiście kiedy pierwsza wojna światowa pojawia się np. w angielskich serialach zwierza to nie dziwi. Wszyscy pamiętają ostatni sezon Czarnej Żmii dziejący się na froncie pierwszej wojny — co ciekawe choć polska publiczność mogła nie widzieć w tym ani odrobiny nietaktu zwierz czytał nie jeden wywiad z twórcami którzy kładli nacisk na to że ich intencją nie było nikogo obrazić ani znieważyć niczyjej pamięci. Warto tu przypomnieć że Czarną Żmiję nadawano w 1989 roku kiedy ci którzy zgłosili się do angielskiej armii jako 16 latkowie mieli już jeśli zwierz się nie rypsnął w obliczeniach 91 lat. Nie mniej Czarna Żmija została zrealizowana ze smakiem a ostatnia scena ( zwierz chyba nie spoileruje serial ma 22 lata) w której żołnierze wybiegają z okopów jest przecież niespodziewanie tragicznym zakończeniem tak przecież komicznego serialu.
Nie mniej jak zwierz wspomniał nie dziwi się nigdy kiedy I wojna wraca w serialach angielskich a wraca często nawet w produkcjach takich jak Doktor Who gdzie nasz bohater uwięziony na pewien czas w 1913 nieco bez nadziei obserwuje pokolenie młodych chłopców o ktorych my wiemy że większość z nich nie przeżyje. Ostatnio niezwykle dużo I wojny jest w telewizji dzięki wyróżnionemu Emmy Dowton Abbey — tu wokół wojny kręci się akcja praktycznie całego drugiego sezonu serialu przy czym z przyczyn oczywistych widzimy więcej życia w kraju w którym toczy się wojna niż tego co dzieje się na froncie. Nie mniej nie zmienia to faktu, że ta odbywająca się gdzieś zupełnie gdzie indziej wojna niemal całkowicie przemeblowuje życie naszych bohaterów i staje się zarówno dla nich jak i dla oglądającej w napięciu widowni ( a tego serialu praktycznie nie sposób oglądać obojętnie — taki jest dobry) wydarzeniem nie tylko niezwykle współczesnym ale i żywym. Zwłaszcza w tych krótkich scenach dziejących się na froncie w pełni rozumiemy lęk wszystkich znajdujących się w okopach żołnierzy. Wydaje się bowiem, że dzięki temu dystansowi jaki dzieli I wojnę od co raz liczniejszych filmów i seriali na jej temat stała się ona nie tyle zbiorem kolejnych frontowych potyczek co raczej filmem o ludziach i ich strachu. Czas sprawił że dziś kręcąc filmy patrzy się ze zdecydowanie większym zrozumieniem ( lub też przerażeniem) na losy uczestników wojny. Paradoksalnie to nadaje tym wojennym filmom czy serialom niezwykle humanitarny wydźwięk.
Nie mniej wydaje się że o I wojnie światowej przypomnieli sobie nie tylko Anglicy ( a może właściwie nigdy nie zapomnieli) ale i też inne narody. Niemcy nakręcili niedawno film o Czerwonym Baronie swoim ostatnim wojennym bohaterze którego nie muszą się wstydzić. Kilka lat temu nakręcono bardzo ładny film o tym jak żołnierze z dwóch frontów niemieckiego i francuskiego przerwali walki na jeden świąteczny dzień. Kanadyjczycy nakręcili swój własny film o bitwie o Passchendaele? ( choć jak twierdzą recenzenci bitwy za wiele tam nie ma to jednak przynajmniej zwierz dowiedział się że takie starcie miało miejsce o czym nie wiedział wcześniej i chyba nie powinien się chyba przyznawać). O dziwo do tematów pierwszo wojennych wracają też sami Rosjanie — kilka lat temu nakręcono film Admirał w którym dzielny i niezwykle przystojnie wyglądający w mundurze Admirał marynarki zakochiwał się w zdecydowanie niedostępnej dla niego kobiecie. Na sam koniec zaś trzeba wspomnieć samych amerykanów. I wojna światowa nie była ich wojną ale nie oznacza to że nie mogą sobie z niej wykroić kawałka chwały. Kilka lat temu nakręcono koszmarny film Flyboys o dzielnych amerykańskich lotnikach którzy jak można z filmu mniemać niemal samodzielnie wygrali I wojnę światową.
Zwierz nie dywaguje tu sobie tylko dlatego, że naoglądał się za dużo angielskich filmów ( zwierz ostatnio natknął się na jakiejś stacji na film Easy Virtue gdzie Colin Firth gra złamanego pierwszą wojną ojca rodziny który ma absolutnie dość zwykłego wiejskiego życia) ale dlatego, że czeka nas film kolejny. Oto Steven Spielberg który nadał kształt naszej współczesnej wizji działań wojskowych w czasie II wojny swoją Kompanią Braci, Szeregowcem Rayanem a ostatnio Pacyfikiem zdecydował się nakręcić film o I wojnie światowej. A dokładniej o losie koni w czasie tej wojny ( film ma się nazywać War Horse). Spielberg miał się podobno dowiedzieć że w I wojnie światowej brało udział około 1 miliona koni i tak ta historia go wzruszyła, że postanowił nakręcić film właśnie o ich losie. Zdaniem zwierza to pokazuje jednak przede wszystkim dystans. Chwila w której reżysera zaczyna wzruszać los koni a nie tych którzy na nich siedzieli wskazuje że być może za Oceanem wojna się już skończyła. Nie mniej zwierz założy się że film Spielberga będzie miał większy wpływ niż większość angielskich produkcji koncentrujących się na rodzinnych dramatach czy ciężkim życiu weteranów.
Zwierz nie mówi że to źle. Sam nie mógł pojąć czym dla zachodu jest I wojna do czasu kiedy w malutkiej wiosce we Francji nie spojrzał na monument pamiątkowy. Pod datami I wojny było 20 nazwisk, pod datami drugiej były tylko dwa nazwiska. Od tamtego czasu zwierz rozumie i ma nadzieje że dzięki filmom zrozumie jeszcze kilka osób. Nawet jeśli zaczniemy od strony koni.
Ps: Na samym końcu zwierz nie może się powstrzymać by nie nawiązać do Bitwy Warszawskiej — niby nasz film opowiada o wydarzeniach ledwie o dwa lata późniejszych — nie mniej zginął gdzieś w naszej kinematografii duch humanitarny ( przeciwnik zapewne nie ten) i pochylenie się nad losem zwykłego żołnierza — natomiast zostały konie i okopy. I jak sami wiecie to nie wystarczyło.
ps2: Zwierz wa strasznie przeprasza, że ten wpis wyszedł taki mało popkulturalny. Zwierz cierpi na smutna przypadłość jaką jest bycie historykiem ale spokojnie jest w trakcie leczenia. Może mu przejdzie