Hej
Zwierz jest typowym przykładem członka rodziny w której ludzie nie mogąc się zdecydować co zrobić ze swoim życiem decydowali zajmować się tym samym co jego przodkowie. Zwierz nie jest tu zupełnie osamotniony bo ten model kariery wybierało wielu przodków zwierza. Innymi słowy w rodzinie zwierza nie ma zbyt wielu wyborów do podjęcia – co zwierzowi bardzo się podoba bo po prostu poszedł w ślady swoich rodziców. No ale najwyraźniej nie tylko zwierz zdecydował się na wyeliminowanie z listy jednej trudnej decyzji – przyglądając się światu filmu zwierz dochodzi do wniosku, że nie on jeden wpadł na ten genialny pomysł.
Zwierz przyglądał się ostatnio recenzjom najnowszego filmu Sofii Coppoli i w niemal każdej przypomniano, że jest ona córką sławnego Francisa Forda oraz kuzynką Nicholasa Cage’a i Jasona Schwartzmana. Biedna Sofia zapewne ma ambiwalentne uczucia wobec swojej cudownej rodziny.Z jednej strony jako córka słynnego Coppoli musiała mieć ułatwiony start w świecie filmu z drugiej strony jeśli twój ojciec nakręcił jeden z najlepszych filmów na świecie można się czuć się jak syn Einsteina który zdecydował się zajmować fizyką.
Wydaje się jednak, że pomysł na rodzinne zaangażowanie się w film nie jest ani nowy ani nie korzystny. Zwierz nie będzie wam tu wymieniał wszystkich rodzin aktorskich bo więcej ich niż nawet sam zwierz mógłby zliczyć ( jeśli jesteście ciekawi jak wyglądałby w miarę kompletny wpis rzućcie okiem na taką listę w Wikipedii). Zwierz ma natomiast ochotę ( jak zwykle) skupić się na pewnych ciekawych i powtarzalnych schematach.
Tak więc tym co rzuca się w oczy to fakt że mało jest aktorów których filmowe familie utrzymują się dłużej niż dwa pokolenia na topie – nawet jeśli czasem są to rodzice i dzieci czasem dziadkowie i rodzice ale nigdy właściwie nie ma tak byśmy kojarzyli trzy pokolenia. Zwierz się nie dziwi bo w sumie i dwa pokolenia to już sukces.Można powiedzieć że jak na razie najlepiej powodzi się Hustonom którym udało się zdobyć więcej Oscarów niż jakiejkolwiek innej rodzinie filmowej, w sumie wspomniani tu Coppolowie też świetnie sobie dają radę i nie można zapomnieć od dopiero zaczynających Gyllenhaalach którzy w czteroosobowej rodzinie ( rodzice reżyser i scenarzystka, dwójka dzieci aktorów) zgromadzili już trzy nominacje ( biedny wykluczony z tego grona jest ojciec).
A skoro przy zdolnych Gyllenhaalach jesteśmy to zaskakujące jest jak często na wejście do wspaniałego świata filmu decydują się rodzeństwa. Niekiedy czynią to hurtem jak czterech braci Baldwinów którzy wyglądają jak jeden mężczyzna tylko w różnych rozmiarach ( a i tak talent ma tylko jeden zwierz nie wskaże który by nie budzić dyskusji), czy rodzeństwo Phoenixów z których aktorstwem parają się Joaquin, Summer, Rain i niestety nieżyjący już River. Nie są to bynajmniej pseudonimy artystyczne ale prawdziwe imiona które aktorskiemu rodzeństwu nadali szaleni rodzice hipisi. Ale niekoniecznie trzeba się decydować na zmasowany atak – niekiedy można pójść w jakość a nie ilość – najlepszym przykładem jest utalentowane rodzeństwo Warrena Bettego i Shirley McLaine – oboje świetnie sobie radzą i część widzów nawet nie ma pojęcia że są spokrewnieni – nie wiadomo czy to zasługa operacji plastycznych czy nigdy nie byli do siebie zbyt podobni. W każdym razie zwierz odkrył ten fakt dopiero na piśmie bo w filmach nigdy nie rzuciło mu się to w oczy.
Zwierz ma też podejrzenie że jak w każdym fachu młode pokolenie stara się przebić osiągnięcia rodziców. Niekiedy jest to nie możliwe jak w przypadku Geraldine Chaplin która nigdy nie przebije osiągnięć swojego ojca, z kolei ta trudna sztuka udała się Michelowi Douglasowi który gdzieś trzydzieści lat temu przestał być synem Kirka Duglasa ( za to Kirk Douglas stał się ojcem Michela Duglasa). z resztą obaj panowie stanowią element jednej wielkiej aktorskiej rodziny – tak dużej że mogła ona praktycznie w całości obsadzić film – z reszta taki film nakręcono – w It Runs in the Family zagrały trzy pokolenia aktorów z rodziny Douglasów. ciekawe jaki zawód wybiorą dzieci Michela Duglasa z małżeństwa z Cathrine Zetą Jones. Powinniśmy się modlić by to nie było aktorstwo.
Do osób które przebiły sławę swych ojców należy z całą pewnością dopisać Angelinę Jolie ale trzeba tu zaznaczyć że niewielu jej fanów pamięta kim jest John Voight a wielu nawet nie łączy jej z tym aktorem – wszystko za sprawą prostej sztuczki z innym nazwiskiem. Nie próbował tego Charlie Sheen który w przeciwieństwie do swojego brata ( również aktora) Emilio Esteveza zdecydował się na przyjęcie tego samego pseudonimu co ich ojciec Martin Sheen. I choć dziś Charlie Sheen jest z całą pewnością najsławniejszy z całej trójki i nie schodzi z okładek gazet to chyba nie o takiej sławie marzył.
Niekiedy jednak z rodzicami nie trzeba konkurować bo oni sami decydują się nas wepchnąć w niewdzięczny świat show – biznesu. Ostatnio głośno zrobiło się o dzieciach Willa Smitha i Jady Pinkett-Smith – Jadenie i Willow. Choć są to dzieciaki wybitnie nieletnie to rodzice już pozwolili im rozwijać swoje kariery – Jaden po debiucie u boku ojca zagrał w nowym Karate Kid z kolei Willow nagrała płytę w której wymachuje włosami. Wszyscy spoglądają z boku ze zdziwieniem że rodzice na to pozwalają ale najwyraźniej wolą by ich dzieci zaczęły swoją karierę póki są młode i zanim zaczną ćpać.
Z resztą należało by tu zaważyć że największe dynastie w świecie filmu wcale nie pojawiają się na ekranie. Zwierz ma tu dla was słowo klucz – Newman – z tej rodziny wywodzi się kilku najlepszych kompozytorów filmowych w historii – Alfred Newman , Lionel Newman czy Thomas Newman ( zwierz nie wypisze wam wszystkich ich kompozycji jakie ta rodzina nam zaserwowała ale niesłychanie utalentowani to panowie). Z kolei samo grzebanie w genealogii gwiazd doprowadziło zwierza do niezwykle zabawnego odkrycia że Howard Hawsk był spowinowacony z braćmi Marx ( trzecia żona Hawska miała siostrę która wyszła za jednego z braci Marx).
No dobra ale co zwierz stara się udowodnić tym swoim przydługim wpisem. Bynajmniej nie swoją umiejętność krytycznego czytania Wikipedii. Otóż nic tak nam nie uświadamia że aktorstwo to zawód jak każdy inny jak właśnie ta skłonność do jego dziedziczenia. Co więcej jak pokazuje doświadczenie – nazwisko sławnych rodziców choć otwiera wiele drzwi na dłuższą metę okazuje się przekleństwem, nawet jeśli zdecydujemy się na pseudonim do końca życia będą nam wypominać więzy pokrewieństwa. Zawsze kiedy czytam artykuł np. o biednej Sofii Coppoli w której wypomina się jej wszystkich sławnych krewnych przypomina mi się wywiad z Meryl Streep. Ta najprawdopodobniej najlepsza aktorka na świecie przyznała że jednym ze szczęśliwszych dni jej życia było kiedy w recenzji przedstawienia w którym grała jej córka nie wspomniano o ich pokrewieństwie.
I o to zwierz zaapelowałby do wszystkich aktorów recenzji – dajcie biednym aktorom, reżyserom i scenarzystom spokój i nie przypominajcie za każdym razem czyimi są ojcami synami córkami i braćmi – każdy ma jakieś więzy pokrewieństwa ale jeśli lekarz ma cię zoperować nie pytasz czy jego ojciec był lekarzem ( bardzo prawdopodobne) tylko pytasz czy wie jak korzystać ze skalpela – (ostrym kroi się ciało trzyma się za gładkie) dlaczego więc inaczej traktować ludzi filmu? Są dobrzy – świetnie, nie są dobrzy – cóż można ich skrytykować. Ale cóż da stwierdzenie że Michel Douglas jest lepszym aktorem od Kirka Douglasa ale nie ma takiej charyzmy? Nic poza tym że stwierdzimy że dwóch aktorów mimo podobnych genów różnie wykonuje swój zawód. A to moi drodzy odkrycie które już dawno poczyniono.
Ps: A jutro zwierz będzie bronił popcornu wykorzystując całą gamę argumentów w sprzeciwie wobec pewnego felietonu w pewnym czasopiśmie filmowym.