Hej
Zwierzowi przypomina się jak kiedyś wiele lat temu ( na tyle dawno by cała jego wiedza pochodziła z prasy) czytał ciekawą interpretację ostatnich scen filmu ,, Excalibur” – rycerze okrągłego stołu zebrani po raz ostatni na ostateczną bitwę jadą w lśniących zbrojach wzdłuż szpaleru jabłoni sypiących liście. Autor artykułu pisał że jest to scena wysoce symboliczna bo choć wszystko lśni i błyszczy a cały widok jest piękny to tak naprawdę jest to ostatnia chwila wielkości przed nieuchronnym upadkiem. Zwierz zachował ten tekst w pamięci ( był to bodajże pierwszy raz kiedy ktoś uświadomił zwierzowi że film nie do końca poważny może być jednocześnie symboliczny) i dziś wypłynął on z jej mroków na powierzchnie. Wszystko dlatego że zwierz wraz ze swoją szacowną matką udał się na film Niezniszczalni. W produkcji której patronuje Stallone pojawiają się w ilości hurtowej mniejsi i więksi aktorzy filmów akcji z lat 80 – w mniejszych bądź większych rolach. Oglądając film – który składa się z dużej ilości strzelania i małej ilości scenariusza zwierz pomyślał sobie że pewnie i ci panowie między 50 a 60 rokiem życia pragną ostatniego błysku chwały zanim odejdą w niepamięć. Rzeczywiście wydaje się że to ostatnia chwila – Stallone który nigdy urodą nie grzeszył wygląda jakby coś po nim przejechało ( poza tym ktoś powinien skonfiskować jego wejściówkę do Solarium), z kolei pojawiający się na sekundkę Schwarzenegger przypomina chodzącą reklamę botoksu nad urodę pozostałych bohaterów rozwodzić się nie zamierzam z resztą możemy uznać że nie mają wyglądać ale rozwalać wszystko i wszystkich. Problem polega jednak na tym że co raz trudniej nam uwierzyć w ich wszechmoce, zabójcze umiejętności i wytrzymałość porównywalną do czołgu. Nie dziwię się Stallonowi że nie chciał robić rozliczeniowego filmu o starzejących się bohaterach ale udawanie że czas można cofnąć wskazuje że rzeczywiście dla umięśnionych panów nie ma już miejsca we współczesnym filmie. Zwierz nawet trochę żałuje że ten rodzaj filmów i aktorów odchodzi w niepamięć. Pojawiający się w filmie Janson Statham ma być teoretycznie przedstawicielem nowego pokolenia takich twardzieli ale tak naprawdę daleko mu do tego rodzaju ról jakie dostawali Stallone czy Segal ( którego w filmie bogu dzięki nie ma) – choć umie skopać lub zastrzelić praktycznie każdego przeciwnika to jednak daleko mu do Rambo czy bohatera pierwszego Predatora. Poza tym Statham nie jest ( i dobrze) chodzącą górą mięśni. Zwierz musi też stwierdzić że o ile kiedyś oglądanie scen walki sprawiało mu przyjemność dziś kręci się je zdecydowanie za szybko – kamera lata w kółko, trzęsie się i nie sposób stwierdzić kto kogo właśnie kopie i dobija. No i zwierz musi przyznać – nigdy nie przypuszczał że wszystko podpalone od razu wybucha.
Jeśli Stallone chciał przypomnieć widowni o całym zapomnianym dziś nieco gatunku i jego bohaterach to udało mu się co najwyżej przypomnieć nam jakie były największe wady filmów akcji z lat 80. Cóż wyraźnie nie zawsze zbroja lśni przed ostatnią bitwą.
PS: W filmie pojawia się na jedną scenę Bruce Willis – człowiek myśli sobie że w sumie tam nie pasuje – może biegał swego czasu w przepoconym podkoszulku bo wentylacji budynku ale w sumie przez lata pokazał że potrafi grać w zupełnie innych filmach.
Ps: Zwierz się zastanawia czy urzędujący gubernator czegokolwiek powinien pokazywać się w takich produkcjach.