Hej
Zwierz obejrzał właśnie „ W chmurach” — film który choć jest uznawany za czarnego konia tegorocznych Oscarów wzbudza w krytykach raczej mieszane uczucia. Większość opisujących film zwraca uwagę że opowiadanie historii o człowieku zwalniającym ludzi w czasach kryzysu jest czystym wykorzystaniem sytuacji. Mało kto wie że film zaczęto kręcić jeszcze przed wybuchem kryzysu i dopiero później rzeczywistość i fikcja spotkały się razem. Trzeba powiedzieć że nie ma wielu takich filmów w kinach — zazwyczaj reżyserzy starają się byśmy bardzo dokładnie rozumieli motywacje postępowania naszych bohaterów byśmy wiedzieli bardzo dokładnie czego chcą w życiu. Nie jest tak w przypadku bohaterów tego filmu — tak do końca nie wiemy czego w życiu chcą — nawet główny bohater mówiący że nie potrzebuje niczego i nikogo tak naprawdę co chwila wysyła sprzeczne sygnały i gdy w końcu słyszy prawdę — że nie wie czego chce. Trzeba powiedzieć że to film bardzo ciekawy — mamy tu ludzi w średnim wieku ( bliżej nie określonym bo zarówno Clooney jak i partnerująca mu Vera Fleming mogą być zarówno bliżej 40 jak i 50) i dziewczynę zupełnie młodą zaledwie 23 letnią — rzadko spotyka się tak dobry portret młodych ludzi którzy pozornie są już zupełnie dorośli a tak naprawdę potrzebują tych jeszcze doroślejszych by wskazali im drogę. W różnych opisach filmu znajdziecie informacje o pasji bohatera jakim jest zebranie 10 milonów mil i jego miłości do lotnisk — takie wątki zwykle dominują filmy — tymczasem tutaj jest to zaledwie ( a może aż) tło. Trzeba pochwalić zarówno reżysera jak scenarzystę za uczynienie naszych bohaterów sympatycznymi — przez cały czas widzimy że mimo iż zawodowo zajmują się zwalnianiem ludzi jest w nich mało cynizmu — nawet jeśli wszystkim powtarzają te same formułki to wydaje się że robią to bo długie rozmowy wcale nie pomgają. Wydaje mi się że uczynienie z osoby zwalniającej ludzi osobę którą lubimy i której współczujemy to mniej więcej tak proste jak zrobie pozstaci pozytywnej z windykatora. Tym jednak co chyba najbardziej przebija z tego filmu to dwa wykorzystane i zweryfikowane mity: po pierwsze romantycznej wizji lotniska ( o której już pisałam) po drugie ameryki w której każdy ma pracę, dom i labradora i nie musi martwić się o nic. O ile w pierwszym przypadku zwierz musi się całkowicie zgodzić ze scenarzystami ( u wrażliwego zwierza lotniska wywołują uczucie dziwnego osamotnienia gdyż właśnie przypominają mu nie o tym gdzie może się udać ale o tym wszystkim co trzyma go w miejscu) o tyle wydaje mi się że podważanie wizerunku Ameryki jako kraju spełnionej obietnicy sprawia że dla nas przyzywczajonych do porażek i straconych szans Europejczyków film wydaje się być nieco naiwny ( tak jak bohaterka która uświadamia sobie że idealna wizja życia nigdy nie przetrwa spotkania z rzeczywistością). Film bawi by zasmucić ale z tego co wiem choć bawi wszystkich nie wszystkich wprawia w melancholijny nastrój. Oczywiście zwierz widzi rysy na szkle, niepotrzebne sceny i kilka ukłonów w stronę widowni. Nie mniej dla zwierza jest to jeden z lepszych filmów ostatnich lat. Choć jak zwierz podejżewa że nie dostanie zbyt wielu Oscarów