Hej
Zwierz nie tak strasznie dawno temu zachwycał się programem Hell’s Kitchen – uważając go za cudowną rozrywkę z gatunku guilty plesures. Nie zmienia to jednak faktu że zwierz nie do końca rozumie fenomenu jakim są programy o gotowaniu. Polska jest pod tym względem wiernym naśladowcą kultury zachodu – próbujemy naśladować kultowe programy z angielskiej i amerykańskiej telwizji stawiając przed patelnią młodego Pascala Brodnickiego ( zamiast angielskiego Jamiego Oliviera) czy byłą miss Polski. Dział kulinarny jest też obowiązkowym elementem Polskiej telewizji śniadaniowej która jest żywą i niezwykle wierną kopią zachodniej telewizji tego typu ( choć moim zdaniem bez zrozumienia ideii orgnału – w polskiej telewizji nawet luz prezenterów jest wymuszony podczas gdy na zachodzie stawia się na wszelkiego rodzaju zachowania nie zapisane w scenariuszu aby stworzyć wrażenie całkowitego luzu). Problem polega na tym że programy o gotowaniu które tak chętnie sprowadzamy za zachodu ( lub kopiujemy) trafiają do zupełnie innego widza. W Ameryce rośnie z roku na rok ilość osób które nie gotują – nawet dobra pani domu może nigdy nie włączyć piekarnika i żywić dzieci jedzeniem z garmażerii pobliskich delikatesów. Jest też druga kategoria – zawodowych pań domu które pomiędzy odwożeniem dzieci na liczne zajęcia gotują na potęgę. Dla nich programy kulinarne to produkt zastępczy – kobiety które nie gotują z radością przyglądają się przystojnym prezenterom i ładnym prezenterkom którzy skacząc po kuchni gotują cudowne dania – przecież w wirtualnych telewizyjnych kuchniach nic się nie brudzi a wszystko wychodzi z kuchni na talerzu podane tak jak w restauracji z 3 gwiazdkami Michelina. Z kolei zawodowe kury domowe są najprawdopodobniej jedynymi istotami na świecie które mają szanse i czas zrealizować jakikolwiek z telewizyjnych przepisów. W Polsce sytuacja jest zasadniczo różna -te same programy trafiają do gotujących na co dzień kobiet które obiad robią najczęściej po pracy albo dzień wcześniej. Programy które przekonują że trzydaniowy obiad można zrobić zaledwie w godzinę a upieczenie tortu to cudowny dodatek do niedzielnego południa mogą co najwyżej irytować. Jest to z resztą ciekawy fenomen że w świecie który potępia otyłość oglądanie jedzenia na ekranie jest jedną z większych rozrywek. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę że to chyba najgorsze medium do przekazywania zalet potrawy ( ileż to się jadło w życiu cudownie wyglądających świństw). Wydaje się jednak że jest to dość specyficzny fetysz naszej kultury. Nie gotujemy, wstydzimy się jeść ale zawsze możemy sobie popatrzeć.