Hej
Będąc młodą blogerka zwierz usłyszał po raz pierwszy o Blog Forum Gdańsk. Impreza jawiła się, jako wydarzenie nie z tej ziemi, do którego dopuszcza się wyłącznie wybranych, wielkich i ważnych blogerów. Zwierz czytał pełne entuzjazmu relacje aż w końcu i w nim urosła potrzeba by udać się na imprezę. Zwłaszcza, że zwierz, jako przypadkowo niepokorne dziecię blogosfery uświadomił sobie, że zupełnie zapomniał integrować się z blogerami i zamiast tego zaczął się integrować z czytelnikami, co podobno nie jest dobrym pomysłem. Choć jest tu pewien paradoks, bo część czytelników zwierza jest jednocześnie blogerami, chyba tylko po to by mieszać ludziom od blogosfery w głowach. W każdym razie ustalmy, że zwierz nie integrował się dotychczas z blogosferą spoza swojego małego ciepłego popkulturalnego podwórka. Gdy więc w tym roku ruszyły zapisy, zwierz natychmiast zdecydował się wysłać zgłoszenie, do którego dołączył nawet zdjęcie smutnego mopsa, co by przekonać ważnych ludzi od przyjmowania zgłoszeń, że naprawdę nie przyjęcie zwierza byłoby błędem. Mops musiał zadziałać, bo zwierza zaproszono. Co jest nauką dla na wszystkich by nawet do CV dodawać zdjęcie mopsa.
Zwierz przeprasza za lekką przypadkowość ilustracji ale dopiero późno w nocy przypomniał sobie, że zapomniał o ilustracjach.
Choć może to być dla części osób zaskoczenie zwierz w Gdańsku poza sezonem bywał chyba równie często, co w sezonie. Trójmiasto odkopane spod warstwy turystów jest miejscem zdecydowanie przyjaźniejszym i ładniejszym. Dopiero, kiedy nie trzeba kurczowo trzymać torby i lawirować między wycieczkami lekko znudzonych kolonistów człowiek ma szansę przyjrzeć się mijanym budowlom, i odkryć ponownie (z niesłabnącym zaskoczeniem), że to przepiękne miasto. Tak śliczne, że pierwsza myśl zwierza była wysoce nie patriotyczna i brzmiała „zupełnie jak za granicą”. Zwierz, który do Gdańska wybrał się z Ponurą, pozostawi jej rezerwację hotelu, co zaowocowało siedzibą w kamienicy przy Długim Targu. Dla zwierza raczej nieprzyzwyczajonego do mieszkania w najlepszej miejscówce w mieście, było to miłe i nowe doświadczenie. Zwłaszcza, że ponownie okazało się, że w przeciwieństwie do Warszawy gdzie wszędzie jest koszmarnie daleko nawet jak luzie mówią, że jest blisko, w Gdańsku jak ktoś ci powie, że jest blisko to jest. Przejazd taksówką po odpowiednią halę na terenie Stoczni (gdzie odbywał się blogerski spęd) zajmował jakieś oszałamiające siedem minut i kosztował tyle, że serce warszawiaka krwawiło na myśl o tym, że w stolicy mógłby, co najwyżej postać sobie za te pieniądze trzy minuty w korku. Co więcej miejscowi narzekają, że wieje, ale Gdańsk wyraźnie chciał zrobił wrażenie na zwierzu, bo było ślicznie. Tak, więc, zwierz przez weekend uporczywie pisał, że kocha Gdańsk, ale mogło to mieć coś wspólnego z faktem, że tak brzmiało hasło do konferencyjnego wi-fi.
Podróż autobusem (zwierz postanowił jednak nie być hipsterem i nie wybrał samolotu, zaś pociągi do Gdańska jeżdżą tak, że szybciej jest na piechotę), sprawiła, że zwierz wpadł na imprezę już po chyba najciekawszych prelekcjach, ale za to dokładnie w środku przerwy lunchowej. Trzy minuty – tyle minęło od czasu, kiedy zwierz przekroczył próg imprezy do chwili, kiedy ściskał w łapkach numer Times z Benedictem Cumberbatchem na okładce – wielkie dzięki dla Joanny, która sama z siebie zaproponowała, że zwierzowi ten numer dostarczy. Tak, więc zwierz już na wstępie zadzierzgał więzi przyjaźni z blogosferą Gdańską i był zadowolony z tego, że zachowuje się jak na zwierza konferencyjnego przystało. Co prawda potem nastała ta krępująca chwila, kiedy podeszła do niego Marta z bloga Riennahera i s przedstawiła wyraźnie rozpoznając zwierza zaś zwierz kojarzący twarz, ale niepamiętający skąd, stał z wysoce głupią miną. Dzięki bogu za twittera, który podpowiedział zwierzowi, z kim się właśnie spotkał. Potem jednak światło nieco przygasło i trzeba było słuchać występów. Zwierz pisze występów, bo to była konferencja gdzie przynajmniej pierwszego dnia narzucono na twórców programu drakoński piętnastominutowy limit. Zwierz wie, że nie jest najciekawiej czytać, o występach, których nie było się świadkiem, ale zwierz dostał aż dwie wiadomości z pytaniem czy opowie, kto co mówił, a że zwierz ma miękkie serce to odmówić nie umie.
Zaczęło się od Adama Przeździęka i Jacka Gadzinowskiego – ten pierwszy zachęcał zwierza by zdystansował się do blogowania i zajął się swoją pasją. Sam podał, jako przykład bieganie. Zwierz dystansował się do tej propozycji, bo przypomniał sobie, że blogowanie jest jego pasją, którą dystansuje się do pracy, którą tą pracą dystansuje się do doktoratu i jeśli nadal się będzie tak dystansował to wyląduje na innym kontynencie. Potem przyszedł przyodziany w piankę surfera Jacek Gadzinowski i opowiedział o tym, jak rzucił pracę w korporacji i został surferem. Zwierz jest obecnie na poziomie szukania dobrze płatnej pracy, którą mógłby rzucić by zająć się swoją pasją, więc zanotował mentalnie by jeszcze nie brać do serca rad płynących ze sceny. Kolejny prelegent Radek Kotarski mówił mądrze i między innymi stwierdził , że nie bloger nie powinien wrzucać na bloga niczego, czego nie chciałby, aby czytało jego dziecko. Zwierz proponuje jednak lepszy system – sam nie wrzuca na bloga niczego, czego nie chciałby pokazać swojej babci. A że babcia zwierza jest inteligentna, złośliwa i ma otwarty umysł to zwierz może pisać o wszystkim. Potem wyszedł Andrzej Tucholski i powiedział, że odniósł sukces, ponieważ nie wiedział, że nie da się blogować o kulturze, więc nie miał zakodowanych ograniczeń. Zwierz też nie wiedział, że nie da się blogować o kulturze i nadal uważa, że to zdanie pada wyłącznie z ust ludzi, którzy są głupi. Blogowanie o kulturze jest, bowiem technicznie równie trudne, co blogowanie o czymkolwiek innym. Siada się i pisze. Póki klawiatury przyjmują słowa, póty się da. Potem przyszło dwóch panów z bloga Smaki-piwa.pl i opowiedzieli jak warzą piwo. Warzenie piwa jest rzeczą słuszną i z tego, co się zwierz zorientował jest nawet ciekawsze od blogowanaia, które panowie porzucili nieco na rzecz warzenia. Gdyby zwierz miał taki wybór też by rozważał. Całość kończyła się krótkim panelem o czytelnikach. Zwierz był wielce szczęśliwy, bo pojawiła się na nim min. Bazyl Lia znana z facebooka, która ma w awatarze Johna Cleese i na panelu pojawiła się z przyklejonym wąsem, co by za bardzo nie konfundować ludzi takich jak zwierz, którzy wyobrażają sobie, że na żywo wszyscy wyglądają jak na zdjęciach w Internecie, (jeśli na facebooku masz w awatarze kota zwierz myśli, że rozmawia z kotem). W czasie tego panelu zwierz miał swoje 38 sekund, kiedy odpowiedział z widowni na pytanie, po co są mu czytelnicy i co dla niego znaczą. Zwierz zgodnie z prawdą powiedział, że założył bloga, bo był samotny i szukał ludzi podobnych do siebie a skoro ich w was znalazł to teraz o was dba i robi to zupełnie egoistycznie. Kiedy oddawał mikrofon ktoś wskazał na niego palcem radośnie dodając „To ty jesteś zwierz!”. Osobą tą okazała się przemiła Joanna ze StyleDigger, co zwierza zaskoczyło szalenie, jak zwykle, kiedy ktoś, kogo zwierz czyta, czyta zwierza.
Po panelu zostaliśmy zwolnieni z obowiązków słuchacza i wypuszczono nas do domów i hoteli byśmy odświeżyli się przebrali w stroje wyjściowe i spotkali ponownie na wieczorną imprezę integracyjną. Czego zwierz o tej imprezie nie słyszał – w poprzednich latach była ona ponoć mieszaniną integracji i pijaństwa (o ile nie są to synonimy) w najlepszym tych słów znaczeniu. Zwierz udał się, więc na drinka z Ponurą w ramach przygotowań do wieczornych przeżyć a potem samiutki (najwyraźniej przyprowadzanie osób blogów nieposiadających uważa się za dezintegrujące) stawił się w hotelu gdzie najpierw poczęstowano go miejscowym piwem a potem zaprowadzono do filharmonii. Serce zwierza przez chwile wypełniała nadzieja, że może ktoś postanowił hipstersko zafundować blogerom koncert muzyki poważnej. Zwierz już niemal słyszał pierwsze takty Czajkowskiego, kiedy okazało się, że na miejscu w niesłychanie różowej sali, bez miejsc siedzących istotnie wysłuchamy koncertu, ale jazzowego. Zwierz, który do jazzu ma podejście bardzo ambiwalentne zaś do stojących koncertów podejście bardzo jednoznaczne zmył się z sali i postanowił wysłuchać koncertu przez ścianę. Był to pomysł dobry, bo akurat nadarzyła się możliwość pogadania trochę o krytykach teatralnych z Moniką z Black Dresses. Kiedy jednak o godzinie 22 koncert się nie skończył zwierz oddalił się po angielsku do sali gdzie serwowano posiłek i alkohol. Po spożyciu posiłku i rzucie oka na kolejkę po darmowy alkohol zwierz uświadomił sobie, że zapomniał o jednej ważnej rzeczy. Otóż zwierzowi zupełnie wypadł z głowy fakt, że właściwie większości uczestników imprezy nie zna, tych, których kojarzy, zna słabo a w ogóle, dlatego tak dużo czasu spędza w świecie fikcji, bo wcale nie czuje się dobrze w towarzystwie ludzi. Zwłaszcza ludzi sprawiających wrażenie, że dobrze się znają. Potem zaś przypomniał sobie, że wcale nie przepada za spożyciem alkoholu w obcym miejscu skąd musi na piechotę dojść do hotelu i to po ciemku. I kiedy to wszystko zwierz sobie uświadomił to wrócił do Ponurej, z którą nad drinkiem w hotelowym barze porozmawiał sobie miło zupełnie nie o blogach.
Następnego dnia zaś z energią i całkiem wyspany udał się z powrotem do Stoczni. Tym razem na scenie było ciekawej, choć może to zasługa Zorki, która natknąwszy się na zwierza przy wejściu powitała go radośnie, namówiła do zajęcia miejsca w pierwszym rzędzie i raczyła ciekawymi uwagami. Przede wszystkim zaś zwierz mógł grzać się w jej świetle, bo właściwie każdy panelista i mówca postawił sobie za zadanie podać jej bloga, jako przykład bloga doskonałego. Co właściwie nikogo dziwić nie powinno. Zresztą zrobiło się nagle tak sympatycznie poważnie, bo przemawiający, jako pierwszy Marek Staniszewski nie tylko mówił z sensem o funkcjach blogów, ale jeszcze cztery razy przywołał nazwisko Bachtina i zwierz czuł się prawie jakby padło nieśmiertelne konferencyjne słowo dyskurs. Następny panel z udziałem specjalistów od analizowania blogosfery pozostanie zwierzowi w pamięci głównie, dlatego, że prowadzący go Konrad Traczyk z Hashrank postanowił sterroryzować panelistów ilekroć próbowali powiedzieć coś, co jego zdaniem nie było odpowiedzią na pytanie. Co oznaczało, że właściwie nikomu nie dawał skończyć myśli przez pierwszych parę minut panelu. Zwierz woli jednak mniej dyktatorskie podejście do dyskusji. Natomiast po przerwie kawowej – na której zwierz usilnie starał się nie pomylić ludzi, z którymi rozmawia (na całe szczęście autor bloga Maltreting rozpoznał zwierza i rozmowa skręciła na popkulturalne tory w tym – jak ludzie wytrzymali czekanie na Powrót Jedi po straszliwym końcu/nie końcu Imperium Kontratakuje) na scenie pojawił się Jurek Owsiak. Zwierz musi powiedzieć, że jest niepokojącym, kiedy na konferencji blogerów najciekawiej i najbardziej z sensem o blogosferze mówi człowiek, który bloga nie ma, ale może po prostu Owsiak wie, co to znaczy mówić do innych, walczyć z hejterami i realizować swoją pasję. W każdym razie było to niesamowicie dowcipne, inteligentne i mądre przemówienie, które na nowo rozpaliło w zwierzu sympatię do szefa Wielkiej Orkiestry. Natomiast prezentacja dotycząca Stresu Konfliktów i krytyki w blogosferze zwierz słuchał trochę jednym uchem, bo ile by się o walce z krytyką nie nasłuchał i tak sprowadza się to do tego ile ma się dystansu do blogowania i siebie samego.
No a potem przyszedł na zwierza czas. Jeszcze w bramie miał okazję uściskać Idę autorkę MojejTrawy i współorganizatorkę całego Blog Forum. Blogerka ma wymiar kieszonkowy natomiast zapasy energii olbrzymie, bo zwierz podejrzewa, że mimo pozytywnego nastawienia blogerów organizacja imprezy jest strasznie trudna, skomplikowana i stresująca. Zwierz mniema, że organizatorzy obudzą się dopiero w grudniu by otworzyć świąteczne prezenty. Jednak to był koniec, zwierz powrócił do hotelu, zabrał bagaże i zanim opuścił Gdańsk Udał się jeszcze na obiad. Szczwanie zapytał Paulinę z From Movie To the Kitchen gdzie zjeść i dowiedział się, że dobre są 24 dania na Piwnej. Prawda to była (ufaj Blogerowi roku!) i zwierz zjadł hamburgera swojego życia. A potem przez pięć godzin jechał do Warszawy gdzie dotarł i teraz o to ów wpis spisuje.
Czy zwierzowi się podobało? Tak, ale powiedzmy sobie szczerze, zwierz chyba nie jest istotą nadającą się do takich imprez. Spotkać miłych ludzi zawsze jest fajnie, ale zwierz wciąż ma wrażenie, że najwięcej łączy go z wami. To znaczy inni blogerzy są bardzo sympatyczni i życzliwi, ale przechodząc przez tłum zwierz złapał uchem np. takie zdanie „Trochę szkoda marnować czasu na seriale”. Innymi słowy, z posiadania blogów jeszcze pokrewieństwo dusz nie wynika, choć może. Zaś sama treść konferencji wydawała się zwierzowi nieco obok jego jednostki, bo zwierz o ile jest refleksyjnym człowiekiem to jest bezrefleksyjnym blogerem. Bloguje, bo musi (jak dowiedział się na konferencji „z weną to ty problemów nie masz”) i lubi. W sumie to drugie jest chyba nawet ważniejsze. Tak, więc czego by mu o roli i przyszłości blogosfery nie powiedziano, zwierz chyba robiłby dokładnie to samo i tak samo. Ale zwierz się cieszy, że odwiedził Gdańsk, że poznał miłych ludzi, że zgodnie z radami zdystansował się do blogowania popijając drinki z dawno niewidzianą Ponurą no i najważniejsze – że wykorzystał długą jazdę tam i z powrotem by obejrzeć Downton Abbey sezon 4. Jak widzicie, niektóre zwierz są naprawdę niereformowalne.
PS: Nie tylko zwierz był niekiedy w czasie konferencji skonfundowany – udało mu się skonfundować też autora Róbmy Dobrze i to czymś tak prostym jak okazaniem się kobietą:)
Ps: W ten weekend zwierzowy kawałek blogosfery bawił się w łańcuszek Liebster Award – w założeniu powinny na niego trafiać małe blogi, ale zwierz trafił aż na pięć list (chyba, że coś przegapił). Obiecuje, że jutro odpowie hurtem na wszystkie pytania jak tylko się nad nimi trochę zastanowi a dziś bardzo dziękuje 221B Baker Street, Ponder Times, Oscetc i Sherlockianie, Popkulturove (naprawdę warto kliknąć na linki!) za dopisanie zwierza do zabawy. Jeśli ktoś jeszcze to zrobił to zwierz dziękuje i zapewnia, ze nigdy nie będzie zbyt poważny by się nie bawić razem z innymi blogerami :) No i jednak wyszło, że zwierz się z blogosferą integruje. To dopiero niekonsekwentny zwierz.