Hej
Zwierzowi znów się pewnie oberwie, że w okresie około świątecznym zamienia blog w pomnik brytyjskiej telewizji. Ale cóż poradzić, na to, że święta do na wyspach czas ciekawych produkcji i specjalnych odcinków? Zwierz mógłby je pominąć milczeniem…, chociaż nie, kogo zwierz próbuje oszukać – cokolwiek pokażą w angielskiej telewizji musi zostać przez zwierza a.)obejrzane, b.) skomentowane, c.)jeśli przypadnie do gustu zakupione. To bardzo źle działająca na sen i zasobność portfela polityka. Za to pod względem rozrywki i emocji –cóż trudno o lepszych dostawców tych uzależniających produktów. Dziś zwierz nie będzie was zamęczał przeglądem wszystkiego, co w BBC pokazano (jeszcze przed końcem roku na pewno do tego wrócimy) – chciałby się skupić tylko na dwóch produkcjach – pierwsza to Death comes to Pemberley– wariacji na temat Dumy i Uprzedzenia z morderstwem w tle, druga to – świąteczny półtoragodzinny odcinek Downton Abbey, który po raz kolejny pokazuje co jest do końca nie tak z tym serialem, i dlaczego nie można go przestać oglądać. A dla tych, którzy nie oddychają angielską telewizją, zwierz ma słowa pocieszenia. Dziś idzie na Hobbita co znaczy, że już jutro będzie na blogu obszerna recenzja. A teraz czas na krótką przebieżkę po świecie skandali brytyjskiej arystokracji na przestrzeni wieków ;)
Dziś ponownie odwiedzamy świat brytyjskich produkcji. Spoilery choć do pierwszego serialu (DCTP) mniejsze a do Downton Abbey bezwstydne. (gif stąd)
Zacznijmy od Death Comes To Pemberley. Sam pomysł na powieść zapewne wzburzy tych, którzy uważają, że literackich świętości ruszać nie należy. Zwierz, choć doskonale zna taką postawę i czasem sam ją wykazuję (powiesić wszystkich, którzy napisali ciąg dalszy Przeminęło z Wiatrem) w tym przypadku był pełen zrozumienia. Death Comes to Pemberley to opowieść kryminalna rozgrywająca się sześć lat po wydarzeniach opisanych w Dumie i Uprzedzeniu. Elizabeth i Darcy to szczęśliwe i zgodne małżeństwo, które cieszy się spokojnym życiem i rozbrykanym potomstwem. Teoretycznie poza granicami kraju trwa wojna, ale w Pemberley trwają przygotowania do corocznego balu. I kiedy wydaje się, że tej sielanki nic nie przerwie pojawia się rozhisteryzowana siostra Elizabeth Lydia przynosząc wieści, że jej mąż – podły Wickham oraz jego przyjaciel pokłócili się po drodze i jeden z nich na pewno nie żyje. I tak dobrze znani nam bohaterowie muszą stawić czoła przeszkodzie większej niż różnica klas, morderstwu!
Jenna Louise Coleman gra bardzo ciekawą i przekonującą Lydię która w niczym nie przypomina Clary (gif stąd)
Zwierz już widzi zmarszczone brwi części czytelników, którzy z góry skreślają całą historię. Tymczasem serial jest od niedorzeczności dość daleki. Przede wszystkim dostajemy coś, za czym cicho tęsknią fani Dumy i Uprzedzenia. Krótki wgląd to, co było dalej. Bo choć oczywiście wszyscy czytelnicy z zapartym tchem śledzili wzajemne dość pokrętne zaloty to jednak niedane było nam dokładnie poznać wspólnego życia państwa Darcy. Książka, co prawda wspomina, że byli parą zgodną i szczęśliwą, ale pokusa by dowiedzieć się czegoś więcej chyba zawsze towarzyszyła czytelnikom. I tu właśnie dostajemy okazję by przyjrzeć się Darcym kilka lat później. Jak na razie nic nie psuje naszego obrazu szczęśliwego małżeństwa – wręcz przeciwnie – mimo wciąż obecnych różnic charakterów wydają się być bardzo szczęśliwi. Co więcej – autorzy najpierw książki a potem scenariusza, nie zapomnieli, że tym, czego najbardziej obawiam się Darcy była rodzina Elizabeth. Tu Lydia wraz z mężem sprowadzaj kłopoty największe, ale przybywający na bal państwo Benett nie są dużo lepsi. Zwłaszcza matka Elizabeth, która jak sugeruje film nigdy nie będzie pasowała do towarzystwa. Jakiegokolwiek towarzystwa (desperacja jej męża by znaleźć się jak najdalej od swej żony jest dość konsekwentnie przejęta z książki).
Matthew Rhys jako Darcy wydaje się jeszcze trochę szukać kim chce być w tej roli może do przyszłego odcinka znajdzie jakiś własny klucz do postaci (obrazek stąd)
Jednak ta sielanka Darcych wydaje się wcale nie być w centrum zainteresowań scenarzystów. Tym, co naprawdę intryguje – i czyni całą historię (przynajmniej na razie) ciekawą – to próba przeanalizowania tego, co łączy Darcyego z Wickhamem. W Dumie i Uprzedzeniu nauczyliśmy się go nie lubić czy wręcz nie znosić, ale nie można zapominać, że Darcy się z nim wychował i znal go całe życie. Jego pojawienie się w Pemberley ożywia dawne uczucia wszystkich domowników (w tym u Georgiany, która właśnie podejmuje decyzję odnośnie tego, kto byłby najlepszy do zamążpójścia i Elizabeth która przypomina sobie własną dawną fascynację) ale przede wszystkim w Darcym, którego jednak coś z Wickhamem łączy. Oczywiście o skutkach pojawienia się Wickhama w życiu bohaterów przekonamy się w następnych odcinkach, ale zwierz jest wielce szczęśliwy, że nasi bohaterowie – Elizabeth i Darcy są głownie obserwatorami czy postaciami postronnymi wkręconymi w wir kryminalnej historii a nie, (co przynajmniej na razie wydaje się oczywiste) jej inicjatorami. Zwierz wiele jest w stanie znieść, ale nie podejrzenia rzucane na te postacie.
Nareszcie ktoś zrozumiał, ze Elizabeth powinna być interesująca ale nie powinna być pięknością (obrazek stąd)
Tym, co zwierzowi w odcinku się podobało (sam odcinek jest nieco nudnawy, bo jest właściwie całkowicie wstępem – widać, że akcja będzie dopiero później) to obsada. Przede wszystkim Anna Maxwell-Martin, jako Elizabeth. Zwierz miał wrażenie, że nareszcie ktoś zajrzał do książki gdzie jest wyraźnie napisane, że Elizabeth nie była pięknością. Aktorka ma miła twarz, olbrzymią inteligencję w spojrzeniu, ale absolutnie nie jest Keirą Knightley (nawet, jeśli Keira się wam nie podoba). Zwierz jest bardzo z takiego obrotu spraw zadowolony, zwłaszcza, że serialową Elizabeth polubił od razu – głównie za mieszankę zachowań pani na Pemberley i dość niezależnej dziewczyny, którą znamy z dumy i uprzedzenia. Obsadzony w roli Darcy’ego Matthew Rhys mniej się już zwierzowi podoba. Aktor wygląda na lekko przerażonego całą sytuacją, plus chyba nie za wiele wnosi do roli. Zwierz miał cały czas wrażanie jakby oglądał wariacje na temat roli Colina Firtha. Z tą różnicą, że Firth z mną zakłopotanego anglika wygląda naturalnie, a Rhys jakby miał lekkie zaparcie. Ale nie gra źle, tylko jakby nie umiał się znaleźć. W sumie trudno się dziwić skoro właściwie odwrócono role. Bo Wickhama gra Matthew Goode – po pierwsze aktor zdecydowanie lepiej rozpoznawalny niż Rhys po drugie – dość naturalnie przyciągający uwagę widza, kiedy pojawi się w kadrze. Zdaniem zwierza Goode to jeden ze zdolniejszych brytyjskich aktorów, a do tego (ponownie zdaniem zwierza) niesłychanie przystojny facet, co sprawia, że po pierwsze – jego postać od razu staje się bardziej wiarygodna (Wickham przecież sporo swojemu urokowi i urodzie zawdzięczał) no i trochę żal, kiedy znika z pola widzenia. Zwierz nie ma wątpliwości, że to nie przypadkowy casting, który ma zwrócić uwagę widza tam gdzie w innym przypadku by jej nie skierował. Na koniec zwierz ponownie mysi pochwalić Jennę Louise Coleman za rolę Lydii. Trudno jest grać postać absolutnie nieznośną, ale Jennie doskonale się to udało. Do tego – zwierz ani przez moment nie widział Clary towarzyszki Doktora, co zawsze uważa za olbrzymie zwycięstwo aktora czy aktorki ( to znaczy fakt, ze nie widzi się ich innych ról).
Zwierz jest wzbudzony faktem, ze nigdzie w internecie nie mógł znaleźć dobrego zdjęcia Wickhama z serialu. Zaś rodzice Elizabeth są w serialu jak na razie dość sztampowo przedstawieni – zwierz nie jest pewien czy to jest dobry pomysł przedstawiać matkę Elizabeth jako tak głupią histeryczkę ale to jest dość powszechna interpretacja
Czy Death Comes to Pemberley to najlepsza rzecz, jaką w te święta można zobaczyć. Zwierz kłóciłby się – pierwszy odcinek nie porywa, ale przynosi obietnicę ciekawej kontynuacji. Na pewno fakt, że trzy odcinki lecą dzień po dniu zwiększa sympatię zwierza do produkcji, – bo to właściwie nie mini serial, tylko bardzo długi film. I choć oznacza to sporo pustych scen, to zwierz nawet lubi przebywać w tym świecie bazującym na powieściach Austen. Oczywiście mini serial można ocenić dopiero po wszystkich odcinkach, ale jak na razie pierwszy nie zniechęca do czekania na drugi a chyba o to chodzi. W każdym razie, jeśli Wickham dożyje do trzeciego zwierz z pewnością stawi się na seans.
Zwierzowi podoba się, że nie zapomniano o Georgianie – jeśli akcja rozgrywa się sześć lat po wydarzeniach z Dumy i Uprzedzenia to jest najwyższy czas by uwikłać w ją w jakieś około zaręczynowe problemy
A teraz dla tych, którzy jeszcze nie zamierzają wybrać się do Pemberley – dwa słowa o świątecznym odcinku Downton Abbey. Tym razem Fellowes postanowił przenieść akcję do Londynu i jednocześnie zarzucić skandalem, który jest wręcz farsowy. Mamy, więc wizytę w pałacu Buckingham, księcia Walii, królewski skandal i list, który trzeba za wszelką cenę odzyskać. Samo odzyskiwanie listu jest zdaniem zwierza wyjęte z jakiejś marnej farsy podobnie jak cały niepasujący do serialu wątek. Pełna napięcia kolacja arystokracji przy kartach, podczas kiedy panienki z towarzystwa przeszukują dom podejrzanego, to scena jak z marnej komediowej sztuki gdzieś sprzed 80 lat. Chwila, w której książę Walii pojawia się na balu naszych bohaterów – cóż nie jest to niemożliwe, ale w jakiś sposób zwierz stracił serce do historii, której bohaterowie zamiast odczuwać dyskomfort nowych czasów pławią się, w co raz większych zaszczytach. Bo Fellowes jak zwykle ignoruje to, co mu nie przeszkadza. Niemile prawdy powtarzają u niego amerykanie, którzy nie umieją się zachować, nie są tak błyskotliwi jak Anglicy, mówią wszystko wprost i na całe szczęście powrócą za Ocean zamiast psuć wszystkim zabawę. Zresztą wydaje się, że nawet dobór aktorów jest taki – niech się pojawią i znikną. Zwierz bardzo był zadowolony, kiedy pojawił się Paul Giamatti (w nawet dobrze napisanej roli) ale trochę smutny jednocześnie bo Fellowes na dłużej go w serialu przecież nie zatrzyma. Z kolei postać grana przez Shirley MacLaine zwierza denerwuje, bo to taka gorsza wersja postaci Maggie Smith.
Zwierz nadal też nie rozumie jak Fellowes może sobie skakać kilka miesięcy do przodu i jednocześnie tak niewiele zmieniać w sytuacji pomiędzy bohaterami. Zwłaszcza sytuacja Mary, która bawi się uczuciami dwóch adoratorów, (z których obaj OCZYWIŚCIE mają pieniądze, bo szlachetna Mary nigdy nie poślubi nikogo bez grosza przy duszy i bez koneksji) już nieco zbyt długo. Jeden z nich dawno by już znalazł sobie żonę, albo by mu ją znaleziono. Poza tym ludzie jednak tak nie działają – albo Mary albo jeden z nich w końcu by się znudził taką sytuacją. Plus sprawy nie ułatwia fakt, że bohaterów grają niezwykle podobni do siebie aktorzy. Czy naprawdę nie można by ułatwić sprawy i jednego uczynić brunetem drugiego blondynem? Tak co chwila zwierz się mylił którego adoratora nasza bohaterka zapewnia, że nie leci na kasę tego drugiego. Zwierz nie wie też do końca, po co Fellowes decyduje się na takie niewiele wnoszące do historii dramaty jak znaleziony w kieszeni płaszcza bilet Batesa sugerujący, ze mógł on być mordercą gwałciciela Anny, (ale oczywiście nikt się o tym nie dowie). Po co wracać do tego wątku skoro nic z tego nie wynika? Z kolei Edith, której powinniśmy kibicować i współczuć z powodu ciężkiej sytuacji, w jakiej się znalazła tylko irytuje. Jeśli chce powiedzieć rodzinie o dziecku niech to zrobi, jeśli nie chce niech nie łazi wszędzie mówiąc, że powie. Jedyny dobry wątek to Tom ewidentnie czujący się źle sam w domu, kiedy widać, że przyzwyczaił się do życia jak arystokracja, ale jednak wciąż czuje, że Downton to nie dom a miejsce, w którym jest gościem. Przy czym ponownie nic z tego nie wynika, poza sceną, która ma nasz przekonać, że nasi arystokracji są jednak zdolni by uznać szofera za swojego, co wydaje się mocno naciągane.
Nie lepiej jest pod schodami gdzie właściwie trwa stagnacja. Zwierz chciałby by coś przydarzyło się tak naprawdę Daisy, pani Pattmore czy evil waletowi Thomasowi czy żeby w końcu Carson i pani Huges powiedzieli sobie coś szczerze. Tymczasem zwierz ma wrażenie, że od dłuższego czasu twórcę zdecydowanie bardziej interesują salony niż kuchnie i dobrze wyważony swego czasu serial zupełnie zapomina o tym, że jeśli odpowiednio się tego całego lukru klasy wyższej nie wyważy to robi się coś niestrawnego. Ale czy to znaczy, że zwierz serial porzuci. Ależ nie, bo jak zwykle, człowiek jest ciekawy, co będzie dalej. To jest podłość scenariuszy opartych o zasadę tworzenia wciąż nowych par, skandali i tajemnic. Zwierz jednak ma z Downton, co raz bardziej jak z Gossip Girl. Zwierz oglądał tamten młodzieżowy serial, bo ludzie mieli ładne ubrania a niedorzeczność scenariusza stawała się, co raz wyraźniejsza. Downton staje się właśnie taką galerią ładnych sukni połączonych ze spisem najbardziej wyświechtanych posunięć scenariuszowych, które jednak spodobają się w USA, bo utwierdzą telewidzów zza oceanu, że Anglia to świat gdzie każdy zna królową. Paradoksalnie to jest jakiś powód by dalej serial oglądać. Choć kolejnego 1,5 godzinnego odcinka zwierz chyba by już nie zniósł.
Dobra to na razie tyle z frontu „nie śpię oglądam brytyjską telewizję”. Jutro jak zapowiedział zwierz Hobbit a potem pewnie na jeden dzień powróci streszczanie programu BBC. Natomiast jeszcze przed końcem roku czeka nas tradycyjne dwu wpisowe podsumowanie gdzie zwierz najpierw będzie się przyglądał jak przez rok wiodło się popkulturze a potem jak wiodło się zwierzowi. Zwierz te podsumowania uwielbia ale musi pamiętać, że rok ma 12 miesięcy a nie tylko ostatnie trzy ;)
Ps: Zwierz niestety zdaje sobie sprawę, że blog zamienia się w pomnik pochwalny dla BBC i chyba jeszcze, co najmniej dwa wpisy niedługo będą bo zwierz dostał trochę brytyjskich seriali pod choinkę.
Ps2: A tak w ogóle zwierz się w tych dniach strasznie dla was poświęca i już niedługo dowiecie się dokładnie dlaczego.